Marek Romanski - Salwa o swicie.pdf

(899 KB) Pobierz
Marek Romański
SALWA O ŚWICIE
Spis treści
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Tekst wg wydania z 1935 r.
Początkiem niniejszej powieści jest książka pt.
Serca szpiegów.
Rozdział I
Od dużego pomalowanego szarą farbą kaloryfera
buchał po prostu żar, mróz wymalował na szybach
ogrody egzotycznych kwiatów. Precyzyjny chronometr
zawieszony na ścianie pomiędzy dwoma oknami,
wskazywał dokładny czas. Wskazówki jego zbliżały się
do godzimy dziesiątej.
Pokój radiotelegrafistów w biurze szyfrów
niemieckiego II Oddziału był jasno oświetlony.
Umeblowanie jego przedstawiało się nad wyraz
skromnie i składało się z kilku stołów, na których
zainstalowane były aparaty nadawcze i odbiorcze.
W pokoju bawiło trzech ludzi. Jeden z nich ze
słuchawkami na uszach manipulował coś przy
odbiorczym aparacie, dwaj pozostali siedzieli na
szerokiej ławie pod ścianą i paląc papierosy, rozmawiali
półgłosem, choć napisy porozmieszczane na ścianach
nakazywały zupełną ciszę.
— No, Karl! — rzekł jeden z nich, wyjmując z ust
ośliniony niedopałek bezustnikowego papierosa i z
wielką wprawą rzucając do odległej spluwaczki — No,
Karl, ja już właściwie nie mam tu nic do roboty.
Moglibyśmy wpaść gdzieś, zabawić się trochę, gdybyś
był wolny…
Radiotelegrafista nazwany przez swego kolegę
Karlem spojrzał odruchowo na zegarek umieszczony na
ręce i porównał jego czas z czasem chronometru
wiszącego na ścianie.
— Poszedłbym z tobą chętnie — odparł
flegmatycznie — ale to potrwa pewnie jeszcze godzinę.
Za osiem minut mam transmisję z Warszawy.
— Będziesz tak długo odbierał?
— Nie! — zaprzeczył zapytany. — Odbiór potrwa
kwadrans, ale potem muszę odczytać stenogram,
przepisać go na maszynie i oddać porucznikowi von
Winnicky’emu, który specjalnie na to czeka.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu, tylko głośne,
ostre tykanie precyzyjnego zegara mąciło ciszę kabiny
radiotelegraficznej.
— Transmisja z Warszawy? — powtórzył
pytającym
głosem
ten,
który
proponował
towarzyszowi, by poszli zabawić się po pracy. — Co
to za transmisja?
Po twarzy Karla przemknął cień niechęci. Miał
swoje własne plany, o ile chodziło o spędzenie
wieczoru, więc posadzenie go o tej właśnie porze przy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin