Żeleński Tadeusz - Molier.txt

(1163 KB) Pobierz
Aby rozpocząć lekturę,
 kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
T A D E U S Z Ż E L E Ń S K I
(B O Y)
M O L I E R
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
CZĘŚĆ PIERWSZA
ŻYCIE I TWÓRCZOŚĆ
I
MŁODOŚĆ MOLIERA
Zaledwie przebrzmiały echa obchodów molierowskich1*, w których cały cywilizowany
świat, i my wraz z nim, oddał hołd pamięci wielkiego pisarza. Mimo to nie jestem przeświad-
czony, aby ogół naszej publiczności dostatecznie zdawał sobie sprawę z istoty i wielkości
zjawiska, któremu na imię M o l i e r. Wymawia się to imię ze czcią i mniej lub więcej szcze-
rym zachwytem, ale dzieje się to raczej na wiarę tradycji niż z własnego bezpośredniego
przeżycia.
I nie dziwmy się temu. Takie prawdziwe współżycie z wielkimi dziełami minionych i tak
odległych nam epok to rzecz jedna z najtrudniejszych. Odmienna konwencja artystyczna staje
się niby zakrzepłą skorupą, która osłania jądro płomienistej lawy, żarzącej się wiecznie we
wnętrzu. Tak np. Racine czyni na nas wrażenie umiaru i chłodu, podczas gdy współczesnych
przerażał i gorszył rozpętaniem namiętności, oszałamiał tchem nie znanego przed nim porywu
zmysłów. Wszystkie niemal zdobycze artystyczne genialnego pisarza wchodzą w krew lite-
ratury, korzysta z nich każdy z potomnych, wyzyskuje je w sposób coraz zręczniejszy, coraz
bardziej udoskonalony, tak że przez jakiś okrutny i niesprawiedliwy paradoks genialny pier-
wowzór wydaje się niemal bladym w porównaniu do swych, współczesnych nam, kopii. Róż-
nica tylko ta: te wtórne utwory mijają, starzeją się niby moda ubrań, które odziewają ich akto-
rów, podczas gdy pierwowzór trwa, wiecznie stanowiąc ożywczą krynicę piękna. Ileż „Celi-
men” przesunęło się przez scenę i znikło w niepamięci, odkąd Celimena Molierowska żyje
wiecznie.
Toż samo w stosunku do zdobyczy ż y c i o w y c h genialnych pisarzów. Już nas nie ci-
sną te rzeczy, z którymi walczyli ci tytani nieraz z narażeniem własnego gardła; przyjmujemy
spokojnie nasze współczesne życie, jakim jest, nie zastanawiając się zbytnio, że każde naj-
drobniejsze z tych praw, których używamy, musiało być nam wywalczone w wielkiej walce
Ducha, w której jednymi z najdzielniejszych zapaśników byli wielcy pisarze.
A wśród nich Molier jest jednym z pierwszych. On jest – można to rzec – wielkim twórcą
życia. Tym Molier różni się od innych wielkich imion literackich, tym je przerasta. Można
powiedzieć wręcz: Molier jest kamieniem węgielnym nowoczesnego społeczeństwa. Tak jak
w innej przełomowej epoce przyszedł Napoleon, spojrzał na kartę Europy i rzekł: „To króle-
stwo, ta granica, ta dynastia nie podoba mi się”, i granica i dynastia przestawały istnieć, tak
przyszedł Molier, spojrzał dokoła siebie i powiedział: „To a to jest złe, głupie i śmieszne; nie
chcę, aby to istniało.” I to, co on tak napiętnował, znikało, strawione własną śmiesznością.
Nie zmienił oczywiście Molier zasadniczych cech ludzkiej natury, bo to niemożliwe; ale w
momencie przeobrażania się społeczeństwa zwalił satyrą swoją niejeden z bałwanów, stoją-
4
cych na przeszkodzie idącemu nowemu życiu, i tak potężnie, może jak nikt inny, przyczynił
się do jego ewolucji w duchu światła i swobody.
Tego wszystkiego nie domyśli się widz, oglądający raz na parę lat w teatrze Pana de Pour-
ceaugnac lub Chorego z urojenia, a nawet może Mizantropa lub Świętoszka. Aby zrozumieć
doniosłość dzieła Moliera i kosztować go w całej pełni, trzeba je objąć w całości; trzeba je
poznać na tle epoki, która je wydała, na tle jej urządzeń, wierzeń i obyczajów; przede wszyst-
kim zaś na tle losów samego pisarza. Bo dzieło Moliera, tak jak głęboko sięga w życie, tak
znowuż i wyrosło z jego własnego życia; nie podobna mówić o dziele Moliera nie mówiąc o
nim samym.
Molier był dzieckiem paryskiego mieszczaństwa, jak Villon, jak Beaumarchais, jak Wol-
ter. Nazywał się Jan Poquelin (Molière jest pseudonimem scenicznym). Urodził się w samym
sercu Paryża, w pobliżu Hal, w mieszkaniu obok sklepu tapicerskiego, który należał do ojca
jego, zamożnego rękodzielnika, również Jana. Znamy datę jego chrztu: 15 stycznia 1622. Był
najstarszym dzieckiem. Miał ledwie dziesięć lat, kiedy odumarła go matka. Niebawem ojciec
ożenił się powtórnie i rychło owdowiał po raz wtóry. Jan Chrzciciel Poquelin, przyszły Mo-
lier, miał być następcą ojca w jego rzemiośle i funkcjach; uczęszczał do parafialnej szkoły,
resztę dnia spędzał w sklepie. Ale od dziecka ulubioną jego rozrywką był teatr, za którym
przepadało mieszczaństwo paryskie. Niedaleko Hal rozbijały obóz liczne budy kuglarzy,
szarlatanów, aktorów jarmarcznych, zwabiając swą niewyczerpaną swadą przechodniów. Od
czasu do czasu, w święto, dziadek, Ludwik Cressé, prowadził chłopca do prawdziwego teatru
w owym Hôtel de Bourgogne2*, któremu później Molier tak bardzo miał się dać we znaki.
Tam Molier mógł się zapoznać z całym ówczesnym repertuarem: wypełniały go przeważnie
tragedie, po których dla odmiany wrażeń dawano zwykle jakąś niewybredną farsę. Na czę-
stych jarmarkach poza Paryżem produkowali się także aktorzy i kuglarze włoscy ze swymi
maskami, pantomimami, całą zaprawą commedia dell’arte.
Mając trzynaście lat chłopiec, nie czując powołania do rzemiosła, poprosił p o d o b n o
ojca, aby mu się pozwolił kształcić. Faktem jest, iż od r. 1636 do 1640 pobiera nauki w kole-
gium jezuickim w Clermont. Był to duży zakład naukowy, gdzie kształciła się młodzież
przeważnie szlachecka. Poziom nauk był wysoki, zwłaszcza w zakresie języka ojczystego i
łaciny: uczniowie grywali tam tragedie i komedie łacińskie. Jan Poquelin poznał tam dobrze
łacińskich poetów, zwłaszcza Terencjusza; posiadł również początki filozofii.
Zarazem nawiązał stosunki koleżeńskie, które miały mu się kiedyś przydać, z młodym
księciem krwi, Contim3*, oraz z młodym Chapelle4*. Z tym ostatnim pobierał kursa u znako-
mitego filozofa Gassendiego, wsławionego swą polemiką z Kartezjuszem, który zarzucał mu
zbytni „materializm”. Podobno – ale to niepewne – uczęszczał na kurs teologii do Sorbony.
Pewniejszą jest wiadomość, że studiował prawo w Orléans. Niezależnie od tych studiów za-
pobiegliwy ojciec, pragnąc przekazać mu swą godność, postarał się (1642) o przelanie na sy-
na tytułu i funkcji „tapicera królewskiego”; w tym charakterze młody Jan Poquelin towarzy-
szy Ludwikowi XIII do Narbonne. W czasie tej podróży spotkał p o d o b n o ową Magdale-
nę Béjart i jej rodzinę, która taki wpływ miała wywrzeć na jego losy.
Rodzina Béjart stanowiła istny klan teatralny. Magdalena, ładna, śmiała i przedsiębiorcza
dziewczyna, liczyła wówczas lat dwadzieścia pięć, była dość znaną aktorką i miała już „prze-
szłość” w osobie pana de Modène, osobistości nieco awanturniczej, ale pełnej fantazji i roz-
machu. W jaki sposób i na jakiej zasadzie doszło do zbliżenia z Molierem – nie wiemy. Tyle
wiadomo, że 3 stycznia r. 1642, na krótki czas przed ukończeniem dwudziestu jeden lat, mło-
dzieniec pisze do ojca list, w którym zrzeka się stanowiska „królewskiego tapicera”, przeka-
zując je jednemu z młodszych braci; zarazem uprasza o wypłacenie mu maleńkiej schedy po
matce (630 funtów), którą umieszcza jako swój udział w przedsiębiorstwie dramatycznym,
zawiązanym z Magdaleną Béjart, bratem jej Józefem, siostrą Genowefą i kilkoma przyjaciół-
mi tej rodziny. Teatr ów przybrał szumne miano „Illustre Théâtre”.
5
Można sobie wyobrazić, że ten krok nie obszedł się bez oporu i przedłożeń szanownej
mieszczańskiej rodziny. Ale wszystko rozbiło się o wytrwałość młodego Poquelina. Legenda
mówi, iż ojciec uprosił Jana Pinel, dawnego nauczyciela syna, aby pośredniczył w tej sprawie
i wpłynął na chłopca. Otóż stało się, iż zamiast tego stary pedagog, nawrócony przez ucznia,
przystał p o d o b n o do trupy – jako komik do ról „pedantów”. W końcu ojciec uległ i roz-
wiązał mieszek: nie po raz ostatni.
Chodziło o lokal. Po długich zabiegach stowarzyszenie zdołało wynająć dawną salę do gry
w piłkę, bardzo zniszczoną, na przedmieściu, za czynsz roczny 1900 funtów. W oczekiwaniu,
aż sala będzie wyporządzona, trupa odbywa wycieczkę do Rouen. Wreszcie w r. 1644 „Illu-
stre Théâtre” otworzył swoje podwoje. Zrazu dawano same tragedie; grywać tragedie było,
zdaje się, namiętnością Moliera, jakkolwiek w tym rodzaju ról nigdy nie zdobył sobie wiel-
kich łask publiczności. Natomiast Magdalena Béjart święci tryumfy jako heroina.
Mimo całego zapału, jaki wkładała młoda trupa w swoje przedsięwzięcie, rezultat prak-
tyczny był opłakany. Długi na wszystkie strony. Spróbowano zmienić miejsce; zrzuciwszy się
z dawnego najmu kompania Molière-Béjart, a raczej Béjart-Molière, przenosi się w wykwint-
niejszą dzielnicę, do Marais, również do sali gry w piłkę. Oczywiście w ślad za tym – nowe
koszta.
Niebawem krach zupełny. Kupiec, który dostarczył świec za sumę 142 funtów, i inni wie-
rzyciele na kwoty nie mniej poważne ścigają Moliera (jedynego z trupy, który przedstawiał
jakieś realne widoki płatnicze) i osadzają go w więzieniu za długi w Châtelet. Wydostaje się
za kaucją; ale już czyha nań dostawca bielizny, który za sumę 150 funtów każe go uwięzić
ponownie. Długi te miały ścigać Moliera przez całą młodość.
Nie zrażony niczym, ledwie wydostał się (zapewne przy ojcowskiej pomocy) z kaźni, Mo-
lier zakłada z tymiż samymi Béjartami nowe stowarzyszenie. Zrezygnowano na razie z nie-
wdzięcznego Paryża: trupa puszcza się na prowincję podejmując owo życie barwne, pełne
przygód i rozmaitości, czasem głodne i chłodne, ale wesołe, przynajmniej póki je opromienia
młodość i nadzieja. Wkrótce po katastrofie paryskiej widzimy młodą trupę w Bordeaux, w
Tuluzie, w Nantes, Poitiers, Angoulême, Limoges etc., etc. J...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin