Złoto z Diabelskiej Skały.rtf

(5 KB) Pobierz

Nadchodzący wolno poranek narzucił martwemu światu swoje postapokaliptyczne prawo. Dzień wcześniej wszystko wydawało się banalnie łatwe - zdobyć, oddaloną od dużego miasta lokację o nazwie "Diabelska skała" i wydostać z jaskini sztabki złota. James miał zająć się organizacją pożywienia oraz wody ale nagły atak mutantów przełamał jego umiejętności dobrego wojownika. Chcieliśmy, aby przeżył lecz nie zdołaliśmy przyjść mu z pomocą. Wraz z Joe`em ledwo daliśmy im radę, a kilka ciosów siekierami uspokoiło dwóch nieźle zmęczonych stworów. Ich twarze przypominały nadgryzione jabłka, które ktoś zapomniał wyjąć z piekarnika. Ostatni z nich był dużo silniejszy, grube ramiona i długie czarne szpony, mogły stanowić świetną alternatywę w stosunku do standardowej broni, pieczołowicie przetrzymywanej w plecaku.

- Użyj obrzynu, Joe! - zawołałem w kierunku oddalonego, o kilka metrów przyjaciela.

Mutant szybko podleciał i wbił swoje pazury w jego brzuch, kalecząc organy wewnętrzne. Wystrzał z broni palnej odrzucił antagonistę do tyłu, zostawiając sporych rozmiarów dziurę w klatce piersiowej. Podchodząc bliżej, usłyszałem krótkie zdanie wydobywające się prosto ze spalonych ust.

- Arghh... ludzkie mięso. Zdobycz, znów przepadła..., objęcia śmierci.

Stan zdrowia, leżącego obok Joe`go nie był najlepszy. Nie miałem nic, co mogłoby przywrócić go do dawnego poziomu.

- Tym razem, to już koniec. Nie dam rady samodzielnie ogarnąć takich dużych uszkodzeń ciała, pomimo iż jestem świetnym lekarzem.

- Spróbuję porozmawiać z miejscowymi. Może znają jakiegoś dobrego chirurga.

- Niestety ale w tym miejscu napotkasz tylko "szczurze zastępy"...

- Może w mieście Antella, spotkam jakiegoś typa? Chętnych do współpracy nie brakuje. - zapytałem z troską w głosie.

- Nawet, jeśli tam dotrzesz, to powrót zabierze ci sporo czasu. Powinieneś zostawić mi połowę wody oraz jedzenia i udać się do miasta, o którym mówiłeś. Nigdy tu nie wracaj, chyba że przyłączysz do grupy dobrych wojowników. Do zobaczenia po drugiej stronie, stary...

              Mój przyjaciel odszedł w kilka chwil potem. Postanowiłem natychmiast wyruszyć w podróż do Antelli. Wokół znajdowały się takie lokalizacje jak Numea, Martwy las, Nirvana czy Niebezpieczna fabryka, w której podobno znajdowały się brakujące części, potrzebne do złożenia wykrywacza metali.

Będąc jeszcze chłopcem należałem do grupy najemnych wojowników przemieszczających się po zachodnim pustkowiu. Wspólnie odkrywaliśmyżne, dziwne miejsca. Jednym z nich był dość pokaźnych rozmiarów monaster, w którym ciągle przesiadywał jakiś szalony kapłan. Cały czas wspominał o rzeczach wzbudzających w nim modlitewne skupienia, rozdając potem każdemu podróżnikowi biblię. Wieczorami wokół nas gromadziło się dużo wściekłych psów i wielu umarło lub odniosło spore obrażenia. Zapamiętałem słowa tego człowieka, które właśnie teraz, napływały znowu do moich zamglonych myśli.

 

" ... i spadły na Ziemię ogromne skrzydła, wypełnione wielkim ogniem."

W mieście Antella, tak jak w każdym dużym ośrodku na pustkowiu, znajdowały się takie miejsca jak obszerne ruiny, restauracja, sklep wielobranżowy, tawerna oraz klinika. Niestety,  nic nie było za darmo. Postanowiłem odwiedzić lokalnego lekarza i przywrócić w jakiś sposób, swój naruszony stan zdrowia, aż do maksymalnego poziomu. Wchodząc do pomieszczenia wypełnionego różnymi narzędziami, przeznaczonymi do operacji zauważyłem wychodzącego zza kotary doktora. Jego ubranie było całe we krwi, a sam z precyzją szalonego zegarmistrza czyścił piłę przeznaczoną do przecinania kości.

- Witam, witam! Widzę, że potrzebujesz naszej pomocy, przyjacielu. Co cię do nas sprowadza? - powiedział lekko zachrypniętym głosem.

- Mam złoto... Ty posiadasz spore umiejętności. Nikt tego nie zechce kupić ale słyszałem, że lekarze...

- Oczywiście. Jedna sztabka wystarczy. Każdy szanujący się chirurg ubóstwia złoto. Za moment, znowu będziesz w stanie przenosić góry.

Koniec

Zgłoś jeśli naruszono regulamin