Germania - Harald Gilbers.pdf

(1875 KB) Pobierz
Peterowi Dahmenowi,
który o wszystkim wiedział wcześniej
Prolog
wczesne lato 1939
Światło wskazywało na dziesiątą przed południem. W stolicy
Trzeciej Rzeszy wąwozy ulic lśniły oślepiającą bielą. Panował
jednak całkowity bezruch, wszystko wyglądało jak zamarłe, ścięte
mrozem wiecznej zimy.
Minęło jeszcze trochę czasu, zanim codzienny chaos miasta wdarł
się do tych zaułków. W tamtej chwili opustoszałe ulice
promieniowały jeszcze symetrią i ładem, przy krawężnikach nie
parkowały pojazdy, nikt nie spacerował alejami. Wrażenie pełnego
uporządkowania burzyły tylko zaschłe pęcherzyki kleju, który mimo
sumienności budowniczych tu i ówdzie wypłynął spod bryły
budynku na chodnik.
Szeroka oś ulicy prowadziła prosto jak strzelił ku potężnej kopule,
która będzie widoczna na horyzoncie z odległości kilku kilometrów.
W dalekiej przyszłości. Biały okazały gmach górujący na
widnokręgu kiedyś – przykryty zieloną patyną miedzi – opromieni
całe miasto. W Wielkiej Hali, mogącej pomieścić sto osiemdziesiąt
tysięcy osób, będą obchodzone zwycięskie święta, jakich nie widział
świat.
Wysoko ponad dachami zabrzmiał szept:
– Znakomicie, Speer.
Tutaj głos nie był odległym charkotem z charakterystycznym
twardym „r”, każdemu towarzyszowi tak dobrze znanym z radia czy
kroniki filmowej, nie był chrapliwym szczekiem, który dyktator
miał w repertuarze, kiedy trzeba było rozpalać ludzkie masy. Nad
trzydziestometrowym modelem przyszłej alei Wspaniałości
rozbrzmiał naturalny baryton, zadumany, niemal łagodny. Dyktator,
zwykle unikający podobnych póz, pochylał się z wypiętymi
pośladkami, aby wypróbować perspektywę bliską ziemi.
Nie dało się zaprzeczyć, że w osobie Alberta Speera znalazł
architekta, któremu pod względem wielkości i monumentalnej skali
udawało się czasem przewyższyć śmiałe pomysły zleceniodawcy.
Długa na ponad pięć kilometrów aleja Wspaniałości, łuk triumfalny
z cienistymi krużgankami, pięćdziesięciokrotnie przewyższający
paryski Arc de Triomphe, Wielka Hala mająca stać się największą
budowlą świata, z kopułą o sklepieniu sięgającym na wysokość
ponad dwustu dwudziestu metrów – wszystkie te urbanistyczne
plany były elementem rywalizacji z innymi światowymi
metropoliami, skamieniałym wyrazem zranionej narodowej dumy,
nadwrażliwej i pragnącej wywyższyć się z całą mocą.
Centrum stolicy Rzeszy miało się zamienić w ogromną scenę dla
defilad i parad. Dyktator rzadko zadawał sobie pytanie, czy w tym
mieście da się mieszkać. Wszak kamienice nie były niczym innym
jak jednolitymi prostopadłościanami, które można dowolnie dzielić,
jeśli wymagało tego planowanie ulic.
W tej monumentalnej wizji nie było miejsca dla starego Berlina
ze wszystkimi jego sprzecznościami, nie było miejsca dla wulgarnej,
niekiedy na wskroś prowincjonalnej metropolii. Dyktator od
dłuższego czasu przemyśliwał, że warto zawczasu temu
przeciwdziałać. Nazwa Berlin brzmiała dla niego zbyt nikczemnie,
potrzeba było nowej, imponującej, monumentalnej, godnej
światowej stolicy. Może takiej jak Germania.
Przyciągany w magiczny sposób wzrok dyktatora raz po raz
zatrzymywał się na kopule Wielkiej Hali. W końcu przywarł
krytycznie do jej szczytu, gdzie na swastyce przylepionej do
nadbudówki zasiadał orzeł Trzeciej Rzeszy. Dyktator potrząsnął
głową, zdjęty nagłym przeświadczeniem.
– Musimy to zmienić, Speer. Lepiej, by ptak nie wznosił się nad
swastyką. Niech ukoronowaniem tej budowli będzie orzeł na kuli
ziemskiej.
Kiedy Hitler wyszedł, główny inspektor budowlany Speer
odwrócił się w drzwiach. Salę wystawową Akademii rozświetlał już
tylko system lamp, pozwalający wiernie symulować każdy rodzaj
dziennego światła. Model miasta spoczywał w mroku pokoju – jasna
Zgłoś jeśli naruszono regulamin