Lew Tołstoj - Wojna i pokój.pdf

(7775 KB) Pobierz
Lew Tołstoj
Wojna i pokój
Tłumaczył Andrzej Stawar
Kursywą zaznaczono tekst pisany w oryginale po francusku.
Tom pierwszy.......................................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ PIERWSZA.............................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ DRUGA...................................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ TRZECIA.................................................................................................................................................................................
Tom drugi.............................................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ PIERWSZA.............................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ DRUGA...................................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ TRZECIA.................................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ CZWARTA...............................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ PIĄTA......................................................................................................................................................................................
Tom trzeci.............................................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ PIERWSZA.............................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ DRUGA...................................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ TRZECIA.................................................................................................................................................................................
Tom czwarty.........................................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ PIERWSZA.............................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ DRUGA...................................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ TRZECIA.................................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ CZWARTA...............................................................................................................................................................................
Epilog...................................................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ PIERWSZA.............................................................................................................................................................................
CZĘŚĆ DRUGA...................................................................................................................................................................................
ŻYCIE I ŚMIERĆ WEDŁUG LWA TOŁSTOJA.....................................................................................................................................
Tom pierwszy.
CZĘŚĆ PIERWSZA.
I.
„A więc, książę, Genua i Lukka to tylko apanaże... rodziny Buonaparte
1
. Nie, uprzedzam, jeśli pan
nie powie mi, że mamy wojnę, jeśli jeszcze raz pozwolisz sobie tuszować wszystkie bezeceństwa,
wszystkie okrucieństwa owego Antychrysta (wierzę doprawdy, że to Antychryst) – ja księcia więcej nie
znam. Nie jesteś mym przyjacielem... jak to mówisz... Widzę, żem pana przestraszyła.”
proszę siąść i
opowiadać.
Mówiła tak w lipcu 1805 r. znana powszechnie Anna Pawłowna Scherer, dama dworu i zaufana
cesarzowej Marii Fiodorowny, witając znacznego dygnitarza księcia Wasilia, który pierwszy przybył na
jej wieczór. Anna Pawłowna kaszlała od kilku dni, miała grypę, jak powiadała (grypa była wówczas
1 Akcentowanie włoskiego brzmienia nazwiska Napoleona (Buonaparte) w odróżnieniu od oficjalnego brzmienia
francuskiego: Bonaparte, świadczyło o wrogim czy niechętnym stosunku do Napoleona (np. ostry antynapoleoński pamflet
Chateaubrianda De Buonaparte et des Bourbons,1814). W r. 1805 Napoleon ustanowił dla swojej siostry, Elizy, księstwo Lukki i
Piombino.
-1-
nowym słowem, rzadko używanym). W bilecikach wysłanych rano przez lokaja w czerwieni było
napisane do wszystkich bez różnicy:
Jeśli pan, hrabio (albo książę) nie masz na widoku nic lepszego i jeśli perspektywa spędzenia
wieczoru u biednej chorej niezbyt pana przestrasza, to będę bardzo rada widząc pana dziś u siebie
między siódmą a dziesiątą.
Anna Scherer.
Boże, co za gwałtowny atak!
– odpowiedział bynajmniej nie zmieszany takim powitaniem książę,
wchodzący w dworskim haftowanym mundurze, w pończochach, trzewikach, przy gwiazdach, i
rozjaśnił płaskie oblicze.
Mówił tą wytworną francuszczyzną, którą nie tylko mówili, ale i myśleli nasi dziadowie, z ową
spokojną protekcjonalną intonacją, właściwą dygnitarzowi, który życie strawił w wielkim świecie i przy
dworze cesarskim. Podszedł do Anny Pawłowny, pocałował ją w rękę, podstawiając jej swą
błyszczącą, perfumowaną łysinę, i rozsiadł się wygodnie na kanapce.
Przede wszystkim proszę powiedzieć, droga przyjaciółko, jak pani zdrowie?
Proszę mnie
uspokoić – rzekł nie zmieniając głosu, tonem, w którym poprzez uprzejmość i współczucie
przeświecała obojętność, a nawet kpina.
– Jakże można być zdrową... gdy się cierpi moralnie? Czyż istota czuła może być spokojna w
naszych czasach? – rzekła Anna Pawłowna. – Mam nadzieję, że spędzisz u mnie, książę, cały
wieczór?
– A bal u posła angielskiego? Mamy dziś środę. Muszę się tam pokazać – rzekł książę. – Córka
przyjedzie po mnie i zawiezie tam.
– Myślałam, że dzisiejszy bal został odwołany.
Przyznam się, że wszystkie te bale i fajerwerki stają
się nudne.
– Gdyby wiedziano, że pani sobie tego życzy, odwołano by bal – rzekł książę, z nawyku, niby
nakręcony zegar, mówiąc rzeczy, w które sam nie chciał, aby wierzono.
Proszę mnie nie dręczyć. No, co postanowiono w związku z depeszą Nowosilcowa? Książę wiesz
wszystko.
– Jak by tu rzec – rzekł książę chłodnym, znudzonym tonem. –
Co postanowiono? Postanowiono,
że Buonaparte spalił za sobą mosty, a my, zdaje się, gotowiśmy spalić i nasze.
Książę Wasilij mówił zawsze leniwie, niby aktor wygłaszający rolę ze starej sztuki. Anna Pawłowna
Scherer, przeciwnie, mimo swej czterdziestki była pełna żywości i porywów.
Być entuzjastką stało się jej pozycją społeczną i niekiedy, nawet wcale tego nie chcąc, ro-biła z
siebie entuzjastkę, aby nie zawieść oczekiwań ludzi, którzy ją znali. Powściągliwy uśmiech, igrający
stale na twarzy Anny Pawłowny, mimo iż nie pasował do jej zużytych rysów, wyrażał, jak to bywa u
rozpieszczonych dzieci, stałą świadomość własnej miłej wady, z której nie chcemy, nie możemy i nie
uważamy za stosowne poprawić się.
Wśród rozmowy o wypadkach politycznych Anna Pawłowna wpadła w zapał.
– Ach, proszę mi nie mówić o Austrii! Ja nic nie rozumiem, być może, lecz Austria nigdy nie chciała i
nie chce wojny. Zdradza nas. Rosja jedynie powinna być zbawczynią Europy. Nasz dobroczynny
monarcha zna swą wysoką misję i pozostanie jej wierny. To jedno, w co wierzę. Naszemu
dobrotliwemu, cudownemu monarsze przypadnie największa rola w świecie, a on jest tak cnotliwy i
dobry, że Bóg go nie opuści, i on spełni misję zdławienia hydry rewolucji, która teraz jest jeszcze
okropniejsza w postaci tego mordercy i łotra. My jedynie winniśmy okupić krew Sprawiedliwego.
Pytam, na kim mamy polegać? Anglia ze swym kupieckim duchem nie pojmie i nie może pojąć całej
wzniosłości duszy cesarza Aleksandra. Odmówiła opuszczenia Malty. Chciałaby poznać, szuka
ukrytego sensu naszych działań. Cóż powiedzieli Nowosilcowowi? Nic. Oni nie zrozumieli, oni nie
mogą zrozumieć poświęcenia naszego cesarza, który niczego nie chce dla siebie i chce tylko
szczęścia świata. I cóż oni obiecali? Nic. A i tego nie spełnią, co obiecali! Prusy już obwieściły, że
Bonaparte jest nie-zwyciężony i że cała Europa nic nie zdziała przeciw niemu... I ja nie wierzę ani
jednemu słowu Hardenberga czy Haugwitza.
Ta osławiona neutralność Prus to tylko pułapka.
Wierzę
w Boga jedynego i w wielkie przeznaczenie naszego umiłowanego cesarza. On zbawi Europę!... –
zatrzymała się nagle z uśmiechem drwiny nad własnym uniesieniem.
– Myślę – rzekł książę z uśmiechem – iż gdyby posłano panią zamiast naszego kochanego
Wintzingerode, zdobyłabyś szturmem zgodę króla pruskiego. Pani jest tak wymowna! Czy dostanę
-2-
herbaty?
– Zaraz. À propos – dodała uspokajając się – mam dziś u siebie dwóch interesujących ludzi À
propos...
wicehrabia de Mortemart jest spowinowacony z rodziną Montmorency przez Rohanów...
jedna z najlepszych rodzin Francji. On należy do tych porządnych prawdziwych emigrantów. A poza
tym l'abbe
2
Morio. Zna książę ten głęboki umysł. Został przyjęty przez cesarza, wie książę?
– A! Będę się bardzo cieszył – rzekł książę. – Proszę powiedzieć – dodał w sposób osobliwie
niedbały, jak gdyby dopiero co przypominając sobie, a przecie to, o co pytał, stanowiło główny cel jego
odwiedzin – czy to prawda, że
Cesarzowa matka
pragnie nominacji barona Funke na pierwszego
sekretarza do Wiednia?
Baron to miernota, jak się wydaje.
– Książę Wasilij pragnął umieścić syna na tym stanowisku, które poprzez cesarzową Marię
Fiodorownę starano się powierzyć baronowi.
Anna Pawłowna niemal przymknęła oczy na znak, że ani ona, ani ktokolwiek inny nie może sądzić
o tym, czego cesarzowa sobie życzy lub co się jej podoba.
Baron Funke został zarekomendowany cesarzowej matce przez jej siostrę...
– rzekła tylko
smętnym, oschłym tonem. W chwili gdy wspomniała o cesarzowej, twarz Anny Pawłowny nagle
przejawiła głęboki, szczery wyraz oddania i czci połączonej ze smutkiem, co się u niej zdarzało
zawsze, gdy w rozmowie wspomniała swą wysoką protektorkę. Powiedziała, że jej cesarska mość
raczyła okazać baronowi Funke
wiele szacunku
i znowu wzrok jej powlókł się smutkiem.
Książę zamilkł obojętnie. Anna Pawłowna w właściwy sobie sposób ze zręcznością nabytą przy
dworze i z kobiecym bystrym taktem pragnęła zarazem i dotknąć księcia za to, że ośmielił się
wspomnieć w ten sposób o osobie, która cieszyła się protekcją cesarzowej, i po-cieszyć księcia.
À propos pańskiej rodziny
– rzekła – książę wie, że jego córka, od czasu gdy udziela się w
towarzystwie,
jest przedmiotem zachwytu całego towarzystwa. Mówią o niej, że jest piękna jak
marzenie.
Książę skłonił się na znak szacunku i wdzięczności.
– Myślę często – ciągnęła Anna Pawłowna po chwili milczenia, przysuwając się do księcia mile
uśmiechnięta, jakby wykazując przez to, że dyskusje na tematy polityczne i światowe zostały
ukończone i teraz zaczyna się rozmowa od serca – często myślę, jak szczęście w życiu bywa
niesprawiedliwie rozdzielone. Za co los dał księciu dwoje tak wspaniałych dzieci (wy-jąwszy Anatola,
młodszego syna, nie lubię go – wtrąciła bezapelacyjnie, uniósłszy brwi) – tak zachwycających dzieci?
A książę, doprawdy, ceni je mniej niż inni i dlatego nie jest ich wart.
I Anna Pawłowna uśmiechnęła się swym entuzjastycznym uśmiechem.
Cóż robić? Lavater
3
powiedziałby, że brak mi guza rodzicielskiego.
– powiedział książę.
– Proszę nie żartować. Chciałam poważnie z księciem pomówić. Wie książę, jestem niezadowolona
z pańskiego młodszego syna. Niech to pozostanie między nami (twarz jej przybrała smutny wyraz):
mówiono o nim u jej cesarskiej mości, współczując księciu...
Książę nie odpowiadał, lecz ona w milczeniu, patrząc na niego znacząco, czekała na od-powiedź.
Książę Wasilij skrzywił się.
– Cóż mam począć? – rzekł wreszcie. – Pani wiesz, zrobiłem dla ich wychowania wszystko, co
może zrobić ojciec. I obaj wyrośli na des imbéciles
4
.17 Hipolit to przynajmniej głupiec spokojny. Anatol
zaś niepohamowany. To cała różnica – rzekł uśmiechając się w sposób bardziej ożywiony i
nienaturalny niż zwykle, przy czym szczególnie ostro uwydatniało się w zmarszczkach, które powstały
koło jego ust, coś niespodzianie brutalnego i nieprzyjemnego.
– I po co tacy ludzie jak pan mają dzieci. Gdyby książę nie był ojcem, nic bym mu nie mogła
zarzucić – rzekła Anna Pawłowna wznosząc oczy w zamyśleniu.
Jestem pani
wierny niewolnik
pani jednej mogę to wyznać.
Moje dzieci –
są utrapieniem mego
życia.
To mój krzyż. Tak to sobie tłumaczę.
Cóż pani chce?
– zamilkł wyrażając gestem poddanie się
okrutnemu losowi.
Anna Pawłowna zamyśliła się.
– Czy książę nigdy nie pomyślał o tym, aby ożenić swego marnotrawnego syna Anatola? Powiadają
– rzekła – iż stare panny
mają manię swatania.
Ja jeszcze nie czuję u siebie tej słabostki, ale mam
2 Ksiądz.
3 Lavater nie zajmował się frenologią, lecz fizjognomiką. Błąd ów w ustach księcia Wasilia ma zapewne charakteryzować
powierzchowność jego wykształcenia.
4 Durniów.
-3-
pewną petite personne
5
, która jest bardzo nieszczęśliwa z ojcem,
nasza krewna księżniczka
Bołkońska.
Książę Wasilij nie odpowiedział, choć z szybkością orientacji i zapamiętywania, właściwą ludziom
światowym, dał poznać ruchem głowy, że przyjmuje te dane do wiadomości.
– Czy pani wie, że Anatol kosztuje mnie czterdzieści tysięcy rocznie – rzekł nie mogąc, widać,
powstrzymać smutnego biegu własnych myśli. Umilkł. – Co będzie za pięć lat, jeśli tak dalej pójdzie?
Oto awantaże ojcostwa.
Czy ta pani księżniczka jest bogata?
– Ojciec jest bardzo bogaty i skąpy. Mieszka na wsi. Wie książę, to ten słynny książę Bołkoński,
dymisjonowany jeszcze za nieboszczyka cesarza i przezwany „królem pruskim”. To człowiek bardzo
rozumny, ale zdziwaczały i ciężki w pożyciu.
Biedaczka, jest bardzo nieszczęśliwa.
Ma brata, to ten,
co niedawno ożenił się z Lizą Meinen – adiutant Kutuzowa. Będzie dziś u mnie.
Proszę posłuchać, droga Anetko
– rzekł książę ujmując nagle swą rozmówczynię za rękę i
przyginając ją nie wiadomo czemu ku dołowi. –
Niech pani mi to załatwi, a pozostanę
najwierniejszym
rabem
na zawsze
(rapem przez p,
jak pisze mi mój
starosta w doniesieniach). Jest z dobrej rodziny i
bogata. To wszystko, czego mi trzeba.
Swobodnymi i poufale wdzięcznymi ruchami, które go cechowały, ujął dłoń damy dworu, ucałował, a
ucałowawszy pomachał ręką frejliny, rozwalając się w fotelu i patrząc w bok.
Czekaj pan
– rzekła Anna Pawłowna z namysłem. – Dziś jeszcze powiem Lizie - żonie młodego
Bołkońskiego. I może to się ułoży.
Przy pańskiej rodzinie zacznę moje rzemiosło starej panny..
II.
Salon Anny Pawłowny zaczął się po trochu zapełniać. Przybyła noblesa petersburska, ludzie
najrozmaitszego wieku i charakteru, lecz zrównani przez towarzystwo, w którym żyli, przyjechała córka
księcia Wasilia, piękna Hélène, która wstąpiła po ojca, by razem z nim po-jechać na bal do posła. Była
w balowej sukni, z cyfrą dworską. Przyjechała również młoda, malutka księżna Bołkońska, znana jako
najbardziej powabna kobieta w Petersburgu.
Ubiegłej zimy wyszła za mąż i obecnie nie pokazywała się w wielkim świecie z powodu
brzemienności, ale na mniejszych przyjęciach jeszcze bywała. Przyjechał książę Hipolit, syn księcia
Wasilia. Przywiózł ze sobą Mortemarta, którego przedstawił, przyjechał również ksiądz Mono oraz
wiele innych osób.
– Pan jeszcze nie widział – albo – pan jeszcze nie zna cioci – mówiła Anna Pawłowna do
przybywających gości i z wielką powagą prowadziła ich do malutkiej staruszki z wysoką koafiurą, która
wypłynęła z sąsiedniego pokoju, jak tylko goście zaczęli się zjeżdżać. Anna Pawłowna wymieniała ich
nazwiska, powoli przenosząc wzrok z gościa na ciocię, a potem odchodziła.
Wszyscy goście dopełniali obrzędu witania się z nikomu nie znaną, nieinteresującą i nikomu
niepotrzebną ciocią. Anna Pawłowna ze smutnym, uroczystym współczuciem przyglądała się tym
powitaniom i milcząco je pochwalała. Ma tante jednymi i tymi samymi zwrotami rozmawiała z każdym
o jego zdrowiu, o swoim zdrowiu i o zdrowiu jego cesarskiej mości, które teraz, dzięki Bogu, jakoś się
poprawiło. Wszyscy, którzy do niej podchodzili, przez grzeczność nie okazując pośpiechu, z uczuciem
ulgi po spełnieniu ciężkiego obowiązku opuszczali staruszkę, aby przez cały wieczór już ani razu nie
zbliżyć się do niej.
Młoda księżna Bołkońska przybyła z robótką w aksamitnym woreczku haftowanym złotem. Jej
ładniutka górna warga z lekko czerniejącymi wąsikami odsłaniała zęby, ale tym wdzięczniej się
podnosiła i jeszcze wdzięczniej niekiedy wydłużała się i opadała na dolną. Jak to bywa u wszystkich
skończenie powabnych kobiet, wada urody – przykrótka warga i półuchylone usta – wydawała się
osobliwym, właściwym jej wdziękiem. Każdy patrzył wesoło na tę przyszłą matkę, śliczną, pełną
zdrowia i rześkości, tak lekko znoszącą swój stan. Starcom i znudzonym, ponurym młodym ludziom,
kiedy z nią przebyli czas pewien i porozmawiali, wydawało się, że sami stają się podobni do niej. Kto
tylko z nią rozmawiał i przy każdym słowie widział jej jasny uśmieszek i lśniące, białe odsłaniające się
wciąż zęby, myślał, że i on teraz jest szczególnie miły. A tak myślał każdy.
5 panienkę
-4-
Mała księżna, z
woreczkiem
6
w ręku, kołysząc się, drobnymi szybkimi kroczkami okrążyła stół i
szybkim ruchem poprawiwszy suknię usiadła na kanapie, w pobliżu srebrnego samowara, jakby
wszystko, cokolwiek robiła, było rozrywką dla niej i dla wszystkich, którzy ją otaczali.
Przyniosłam robótkę
– rzekła otwierając swój woreczek i zwracając się do wszystkich.
– Proszę, Annette,
proszę nie spłatać mi figla
– zwróciła się do gospodyni. –
Napisała mi pani, że to
będzie małe przyjęcie, widzi pani, jak jestem wystrojona.
I rozłożyła ręce, by pokazać swą szarą wytworną suknię, z koronkami, nieco niżej piersi przepasaną
szeroką wstęgą.
Proszę być spokojną, Lizo, zawsze będzie pani najładniejsza
– odpowiedziała Anna Pawłowna.
Wie pan, mąż mnie opuszcza
– ciągnęła tym samym tonem Liza zwracając się do generała. –
Idzie na śmierć. Proszę mi powiedzieć, po co ta szkaradna wojna.
– rzekła do księcia Wasilia i nie
czekając na odpowiedź zwróciła się do córki księcia Wasilia pięknej Hélène.
Jakaż to miła osoba, ta malutka księżna!
– rzekł cicho książę Wasilij do Anny Pawłowny.
Wkrótce po małej księżnie wszedł tęgi, masywny młody człowiek z krótko ostrzyżoną głową, w
okularach, w jasnych pantalonach wedle ówczesnej mody, w wysokim żabocie i brązowym fraku. Ów
tęgi młody człowiek był nieprawym synem znamienitego magnata z czasów cesarzowej Katarzyny,
hrabiego Bezuchowa, który teraz dogorywał w Moskwie. Dopiero co powrócił z zagranicy, gdzie się
kształcił, jeszcze nie pełnił żadnej służby i pierwszy raz znalazł się w towarzystwie. Anna Pawłowna
powitała go ukłonem przeznaczonym dla ludzi najniższej hierarchii w jej salonie. Przecie, mimo to
najgorszego gatunku powitanie, na widok wchodzącego Pierre'a twarz Anny Pawłowny wyraziła
niepokój i strach, podobny do tego, który się ujawnia na widok czegoś nad miarę wielkiego i
niewłaściwego w danym miejscu. Jednak, choć Pierre istotnie był nieco większy niż inni mężczyźni w
pokoju, ów strach mógł dotyczyć jedynie rozumnego, a zarazem nieśmiałego, uważnego, a pełnego
naturalności spojrzenia, jakie wyróżniało go spośród wszystkich w tym salonie.
Bardzo to miło z pańskiej strony,
monsieur Pierre,
że przyszedł pan odwiedzić biedną chorą
rzekła do niego Anna Pawłowna zamieniając wystraszone spojrzenie z ciocią, do której go prowadziła.
Pierre wymamrotał coś niezrozumiałego i wciąż szukał czegoś wzrokiem. Uśmiechnął się radośnie i
wesoło kłaniając się małej księżnie jak bliskiej znajomej, podszedł do cioci. Strach Anny Pawłowny był
nie bez podstaw, gdyż Pierre, nie dosłuchawszy, co ciocia mówiła o zdrowiu jej cesarskiej mości,
oddalił się. Przestraszona Anna Pawłowna zatrzymała go słowami:
– Nie zna pan księdza Morio? To bardzo interesujący człowiek... – powiedziała.
– Tak, słyszałem o jego projekcie wieczystego pokoju, to bardzo ciekawe, ale bodaj czy możliwe...
– Tak pan sądzi?... – odrzekła Anna Pawłowna, byleby coś powiedzieć i móc znowu wrócić do
swych obowiązków pani domu. Ale Pierre popełnił nietakt odwrotny. Przedtem opuścił rozmówczynię
nie wysłuchawszy jej słów, teraz zaś zatrzymał swą rozmową interlokutorkę, która powinna była od
niego odejść.
Pochyliwszy głowę i rozstawiwszy długie nogi zaczął dowodzić Annie Pawłownie, dlaczego sądzi,
że projekt l'abbe jest chimerą.
– Porozmawiamy później – oświadczyła Anna Pawłowna z uśmiechem.
I pozbywszy się młodego człowieka, nie znającego życia, powróciła do swych zajęć pani domu,
nadal się przysłuchując i dając baczenie, gotowa ruszyć z sukursem tam, gdzie rozmowa słabła. Niby
właściciel przędzalni, gdy porozsadza ludzi na ich stanowiska robocze, przechadza się po zakładzie, a
zauważywszy, że któreś wrzeciono stanęło lub wydaje dźwięk nie-zwykły, skrzypiący lub nazbyt
hałaśliwy, zmierza szybko, by zatrzymać wrzeciono albo mu nadać właściwy bieg – Anna Pawłowna,
przechadzając się po swym salonie, zbliżała się do kółka, które milkło lub rozprawiało zbyt wiele, i
jednym słowem lub przesunięciem nadawała prawidłowy, właściwy tok maszynie do mówienia. Przecie
wśród tych zabiegów ciągle widać było jej obawę z powodu Pierre'a. Spoglądała na niego z troską,
gdy zbliżał się, by posłuchać, co mówiono w kółku Mortemarta, a potem odszedł do drugiego kółka,
gdzie mówił 1'abbe. Dla Pierre'a wychowanego za granicą, ów wieczór u Anny Pawłowny był
pierwszym, jaki widział w Rosji. Wiedział, że tutaj zebrała się wszystka inteligencja petersburska, więc
oczy mu się rozbiegały jak dziecku w sklepie z zabawkami. Obawiał się wciąż, by nie stracić mą-drych
6 ridicule
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin