MAKSYMILIAN MARIA KOLBE ŚWIĘTY.pdf

(466 KB) Pobierz
\
I
o.
Leon Beiugny Dyczewski OFMConv.
ŚWIĘTY MAKSYMILIAN MARIA KOLBE
I. RODZINNE PODSTAWY
Rajmund Kolbe — dzisiejszy św. Maksymilian — urodził się 8 stycz­
nia 1894 roku w Zduńskiej Woli. Rodzice Rajmunda pochodzili ze sta­
rych rodzin tkackich, pielęgnujących najlepsze tradycje samodzielnych
rzemieślników. Juliusz Kolbe był wysoki i dobrze zbudowany. Włosy
miał ciemne i czesał je na jeża. Był pogodny i wesoły. Lubił wdać się
z kimś w rozmowę i pożartować, zachowując przy tym takt i nie ura­
żając nikogo. Nie kłócił się i nie obrażał. Można mu było wszystko po­
wiedzieć. Łatwo nawiązywał kontakty z ludźmi, doprowadzał je często
do przyjacielskich związków. Chętnie angażował się w pracę społeczną.
Wykazywał dużo inicjatywy w poszukiwaniu lepszych warunków życia.
Był niespokojnym duchem. Wciąż szukał czegoś nowego.
Jego żona Marianna z Dąbrowskich była niską, raczej drobną sza­
tynką. Czesała się bezpretensjonalnie, splatając włosy w warkocz i za­
pinając go w kok. Ubierała się skromnie ale starannie, lubując się w
ciemnych kolorach przede wszystkim w czarnym. Była opanowana, ła­
godna, pogodna i uprzejma, raczej skromna i nieśmiała, cicha i mało­
mówna, ale sprowokowana do rozmowy chętnie ją podtrzymywała i an­
gażowała się w sprawy poruszane przez rozmówcę. Nie stroniła od lu­
dzi. Brała udział w okolicznościowych zabawach zachowując przyzwoi­
tość i umiar. Była gospodarna, zaradna, pełna energii i nad podziw pra­
cowita. Dominowała nad swoim małżonkiem umiejętnością organizowa­
nia życia rodzinnego.
Marianna Dąbrowska i Juliusz Kolbe związek małżeński zawarli 5
października 1891 roku z Zduńskiej Woli. Z dużą energią zabrali się do
organizowania życia. W tymże mieście wynajmują dom i zakładają pra­
cownię tkacką. Od szóstej rano do ósmej wieczorem, z przerwami na
śniadanie, obiad i podwieczorek, rozlega się w domu stukot czterech
warsztatów tkackich. Pracuje na nich dwóch terminatorów i czeladnik/
Stmęty Maksymilian Maria Kolbe
m
Juliusz dozoruje ich pracę, uczy rzemiosła, odstawia gotowy materiał do
nakładcy i pobiera od niego surowiec do dalszej produkcji. Marianm
zaś zajmuje się gospodarstwem domowym i wychowywaniem dzieci:
najpierw Franciszka, który urodził się niespełna rok po ślubie, a potem
Rajmunda.
Unormowany tryb życia rodziny Kolbów nie trwa długo. Załamuje
się on wraz z rozwojem kryzysu w przemyśle włókienniczym Królestwa.
Ostry kryzys wystąpił w latach 1889—1892, a dla rzemieślników trwa
dłużej. Rozwijający się bowiem wielki kapitał zachłannie uzależnia od
siebie drobnych wytwórców i tysiące rzemieślników, dotychczas dobrze
prosperujących, nie wytrzymując konkurencji z szybko rozwijającymi
się fabrykami, upada. Muszą szukać pracy najemnej w fabrykach. Taki
też los spotyka Kolbów. Nie czekają na zupełne bankructwo. W porę
sprzedają warsztaty tkackie i w nadziei znalezienia dobrze płatnej pra­
cy przenoszą się do Łodzi.
Łódź z małej osady szybko przemieniała się w miasto typowe dla
wczesnego kapitalizmu. Bez planu i wyczucia na piękno rosną nowe fa­
bryki i ulice. Przybywa ludności, wśród której szerzy się laicyzacja
i słabnie działanie norm moralnych utrwalonych od wieków w społe­
czeństwie.
Juliusz Kolbe w tym „Manchester Wschodu”, jak zaczęto nazywać
Łódź, znajduje nieźle płatną pracę w fabryce. Rodzina powiększa się
0 trzeciego syna: Józefa (29.01.1896). Jednak ani miasto ani praca w fa­
bryce nie odpowiadają Mariannie i Juliuszowi Kolbom. Oboje są przy­
zwyczajeni do niezależności i samodzielności, a ponadto lękają się, aby
dzieci nie uległy ujemnym wpływom wielkiego miasta, które wówczas
było uważane za „stolicę oszustwa i nadużyć”, w którym „niezwykła
pobłażliwość opinii publicznej wybaczała wszelkie wykroczenia” *. Nie
namyślając się wiele podejmują decyzję opuszczenia łodzi. Nie wrata-
ją jednak w rodzinne strony ale osiedlają się w Jutrzkowicach, pod mia­
stem Pabianice. Tu zakładają sklep z artykułami codziennego użytku.
Początkowo handel nie przynosi im zbyt wielkich dochodów. Do­
rabiają więc tkactwem na własnych warsztatach i uprawiają kawa­
łek dzierżawionej ziemi. Usytuowanie sklepu okazuje się szczęśliwe i po
jakimś czasie Kolbom zaczyna się zupełnie nieźle powodzić. Wynajmują
lepsze i większe mieszkanie. Rezygnują z warsztatów tkackich i dzier­
żawienia ziemi. Swój byt materialny opierają na handlu. W między­
czasie rodzina ich powiększa się o dwóch dalszych synów: Walentego
1 Antoniego. Obaj jednak w niedługim czasie umierają.
Okres pomyślności Kolbów trwa i tym razem krótko. Nie mają zbyt
wielkiego szczęścia do handlu a i czasy są niespokojne. Ich względne
prosperity załamuje się wraz ze wzrostem strajków robotniczych i na­
silaniem się ruchów narodowowyzwoleńczych. Są to lata poprzedzające
rewolucję 1905 roku. Bogata finansjera dążąc do gwałtownego pomna­
żania swego kapitału, obniża robotnikom pensję i masowo zwalnia ich
z pracy. Także tych, których władze carskie podejrzewały o działalność
narodowowyzwoleńczą. Liczba bezrobotnych i głodnych nieustannie
1
1
S . G ó r s k i ,
Łódź współczesna
B.m.w. 1904 s. 53, 50.
240
o. Leon
Benigny Dyczewski OFMConu.
v zrasta. Kolbowie widząc tragiczną sytuację wielu ludzi i wczuwając
się w ich położenie dają towar na kredyt. A kiedy w sklepie dobroć za­
częła brać górę nad kalkulacją i chęcią zysku, bankrutują.
Rodzina Kolbów znajduje się w trudnej sytuacji życiowej. Niepo­
wodzenia nie burzą jednak jej harmonii życia i zaufania do ludzi. Ju­
liusz i Marianna Kolbe posiadają w sobie wiele energii i umiejętności
przystosowania się do nowych sytuacji życiowych oraz głęboką wiarę
w Opatrzność Bożą. Szybko też znajdują mieszkanie i pracę. Przenoszą
się do miasta Pabianice i nie opuszczą już go do czasu, kiedy wszyscy
członkowie rodziny zdecydują się na wstąpienie do Zakonu. Kilkanaście
lat mieszkając w tym mieście, Kolbowie siedmiokrotnie zmienią miesz­
kanie i parokrotnie pracę. Dzięki zaletom charakteru łatwo wchodzą
w nowe środowiska. Oboje chętnie pomagają ludziom i dbają o dobre
stosunki sąsiedzkie. Potrafią zyskać przyjaciół w pracy i wśród sąsia­
dów. Gromadzą ich w swym domu na pogawędki, czytanie lektury reli­
gijnej i patriotycznej. Spotkaniom tym towarzyszy wspólna modlitwa,
najczęściej różaniec i Anioł Pański.
W miarę swoich możliwości prowadzą działalność społeczną i reli­
gijną. Po jedenasto-godzinnym dniu pracy Marianna za pozwoleniem
i wiedzą lekarza zajmuje się akuszerstwem. Leczy co lżejsze choroby
i obrażenia. Juliusz natomiast chwyta się różnych zajęć. Oprawia książ­
ki, kolportuje tajną prasę patriotyczną i religijną, organizuje adoracje
niedzielne mężczyzn i adorację przy Grobie Pańskim w okresie Wielkiej
Nocy, pomaga w zorganizowaniu biblioteki parafialnej przy kościele św.
Mateusza, zbiera składki na budowę kościoła Najświętszej Marii Pan­
ny. Dbają także o to, aby ich dzieci włączyły się w pozadomowe życie
religijne i społeczne. Wszyscy trzej żyjący synowie są ministrami, a naj­
młodszy Józef należy do chłopięcego chóru kościelnego.
Rodzina Kolbów żywo uczestniczy w życiu parafii i pozostaje w wię-
zach zażyłości z niektórymi duszpasterzami, szczególnie z ks. Włodzi­
mierzem Jakowskim, znanym społecznikiem na terenie Pabianic i Czę-
stochowy. Od pierwszego roku po ślubie Juliusz i Marianna Kolbowie
należą do Trzeciego Zakonu Św. Franciszka i swoje życie starają się
przeniknąć duchem ubóstwa, radości i życzliwości wobec ludzi !
Kolbowie głęboko wierzą w prawdy religijne. Rozświetlają one ich I
życie nadzieją przyszłego szczęścia, obejmują całość życia rodzinnego
1
i dostarczają motywacji oraz uzasadnień we wszystkich poczynaniach.
Często wypowiadają akty strzeliste, pełne niezachwianej wiary w Bożą
Opatrzność, a w rozlicznych trudnościach wzywają pomocy Najświętszej
Marii Panny.
Nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny w życiu religijnym Kol­
bów zajmuje czołowe miejsce. W mało widocznym miejscu mieszkania
stoi ołtarzyk Matki Boskiej Częstochowskiej. Przed obrazem Pani Ja­
snogórskiej oliwna lampka pali się w środy, soboty i niedziele oraz we
wszystkie święta maryjne. Marianna Kolbe należy do Żywego Różań­
ca, a Juliusz rokrocznie odbywa pieszą pielgrzymkę do Częstochowy.
Ulubioną modlitwą rodzinną jest Zdrowaś Maryjo.
Rodzina Kolbów z dużo większą gorliwością i częstotliwością, niż to
jest w zwyczaju przeciętnych katolików, wypełnia praktyki religijne
We Mszy świętej i nabożeństwach uczestniczy wspólnie. Jeżeli jest to
]
!
|
j
Święty Maksymilian Maria Kolbe
241
możliwe rodzice uczestniczą we Mszy świętej także w dni powszednie.
Wówczas wstają co najmniej o godzinie 4.30. Do kościoła ubierają się
zawsze odświętnie, każdy idzie z książką do nabożeństwa. Chłopcy, mi­
mo dużej żywości, zachowują się poważnie i są wyjątkowo skupieni. Je­
den z kolegów Rajmunda Kolbego rodzinę Kolbów charakteryzuje na­
stępująco: „Juliusz Kolbe, wysoki, tęgi mężczyzna, ubrany starannie w
ciemne ubranie, chodził na nabożeństwa zawsze z dwoma synami. Syno­
wie, dość wysocy jak na swój wiek, w mundurkach szkolnych, zapię­
tych pod szyją, ubrani byli zawsze starannie i czysto, przyzwoicie. Bu­
dowałem się zawsze ich pobożnością i przykładnym zachowaniem się
w kościele. Brałem ich sobie na wzór. Modlili się zawsze pobożnie, ład­
nie śpiewali. Ich pełne skupienia zachowanie się, tym bardziej rzucało
się w oczy, że poza tym byli bardzo ruchliwi, zgrabni, elastyczni, cho­
dzili szybko”
2
.
Franciszek, Rajmund i Józef pod opieką rodziców wzrastają w at­
mosferze głębokiej i żywej, nie znającej wątpliwości wiary, a także
w atmosferze gorącego nabożeństwa do Bogarodzicy. Atmosfera ta kształ­
tuje zasadnicze rysy jego religijności i przyszłej działalności Spośród
swoich braci Rajmund wyróżnia się nabożeństwem do Matki Bożej.
Często modli się przed Jej obrazem w domowym ołtarzyku. Nabożeń­
stwo to wywiera swoisty wpływ na kształtowanie się jego osobowości,
o czym wspomina po latach on sam i jego matka.
Rajmund jest żywym chłopcem i ma wiele przeróżnych pomysłów,
nie zawsze dobrych. Zdarza mu się coś spsocić. Pewnego dnia, kiedy
wiele nabroił, matka, jakby nie mogąc zapanować nad synem, użala się:
„Mundziu, nie wiem, co z ciebie będzie”. To pytanie matki zapada głę­
boko we wrażliwą duszę chłopca, a nie mogąc sam z sobą poradzić, szu­
ka pomocy u Najświętszej Marii Panny. Dostrzega to matka i co wyda­
rzyło się dalej, tak opisuje. „Mieliśmy taki skryty ołtarzyk, do którego
on często się wkradał i modlił się (...) w całym zachowaniu się był on
ponad swój wiek dziecinny zawsze skupiony i poważny. (...) Byłam nie­
spokojna czy czasem nie j
ł
est chory, więc pytam się go, co się z tobą
dzieje? zaczęłam więc nalegać. Mamusi musisz wszystko opowiedzieć.
Drżąc ze wzruszenia i ze łzami mówi mi: jak mama mi powiedziała „co
to z ciebie będzie”, to ja bardzo prosiłem Matkę Bożą, żeby mi powie­
działa, co ze mnie będzie. I potem, gdy byłem w kościele, to znowu ją
prosiłem, wtedy Matka Boża okazała mi się, trzymając dwie korony:
jedną białą a drugą czerwoną. Z miłością na mnie patrzyła i spytała,
czy chcę te korony. Biała znaczy, że wytrwam w czystości, a czerwona,
że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę... wówczas Matka Boża
mile na mnie spoglądnęła i znikła”
s
.
W późniejszym życiu Rajmunda Kolbego nie natrafiamy na odwoły­
wanie się do tego wydarzenia, nie znajdujemy też śladów tego objawie­
nia w jego zapiskach i listach, trudno więc zdecydowanie orzec, czy mia­
ło ono miejsce, czy nie, ale jego opis podany przez matkę świadczy, że
w życiu obecnego świętego Najświętsza Maryja Panna od jego lat_dzie-
* 3
* Teodor N o w a k ,
O Juliuszu Kolbem i jego synach.
Oświadczenie. Pabia­
nice 29. 07. 1954. W:
Oświadczenie o rodzinie Kolbów,
Niepokalanów 1969 s. 28.
3
List Marii Kolbe. Kraków 12. 10. 1941. Korespondencjo
rodziny
Kolbów, Nie­
pokalanów 1965 s. 84.
IB _ Polscy święci
242
o. Leon
Bcnigny Dyczewski OFMConv.
cięcych odgrywała ważną rolę. Ona kierowała rozwojem jego osobowo­
ści i była motorem rozwoju jego cnót. Już wówczas szukał z Nią bezpo­
średniego, głębokiego kontaktu.
Kolbowie kochają swoje dzieci, ale bez zaślepienia i pobłażliwości
dla ich błędów. Dają im wszystko, na co ich stać, ale też żądają od nich
zachowania porządku i pomocy w domu, pilności w nauce oraz posłu­
szeństwa dla swych rad i poleceń. Konsekwentnie przestrzegają zasady:
„najpierw wypełnianie obowiązków', nauka, a dopiero potem zabawa”.
M. Zalewska, sąsiadka rodziny Kolbów, zaznacza, że pani Kolbe trzy­
mała synów’ „mocną i sprężystą ręką”. Nie należy jednak z tej uwagi
wnosić jakoby w domu Kolbów’ panował rygoryzm i smutek.
Chłopcy czując, że w wymaganiach rodziców zawiera się prawdziwa
miłość i Troska o ich przyszłość, bez buntu przestrzegają dość surowy
regulamin domowy*. Są swobodni, ruchliwi, żywi i weseli. W razie prze­
kroczenia regulaminu rodzice nie stosują kar cielesnych, ale tłumaczą
dzieciom, jak mają postępować i proszą, by w przyszłości unikali błę­
dów. Włączają też synów' w' prace domowe, wyznaczają im konkretne
obowiązki. Między innymi do zadań Rajmunda należy troska o przygo­
towanie posiłków i trzymanie porządku w domu. Jest w tym pomysło­
wy i obowiązkowy. Wraz z bratem Franciszkiem często przynosi rodzi­
com śniadanie do fabryki i zastępuje ich w pracy. Najczęściej ma to
miejsce w okresie wakacyjnym. W stosunkach między rodzicami a dzieć­
mi panuje bezpośredniość przy zachowaniu autorytetu rodzicielskiego.
Kolbowie pragną kształcić synów. Nie stać ich jednak na kształcenie
wszystkich. Do szkoły- średniej wysyłają więc najstarszego syna: Fran­
ciszka, żywiąc nadzieję, że zostanie księdzem. I gdyby nie zaszedł szczę­
śliwy przypadek z lekarstwem, Rajmund może nigdy nie zostałby księ­
dzem i być może w skrytości ducha zazdrościłby starszemu bratu ksią­
żek i szkolnych kolegów. W życiu wielkich ludzi zdarzają się jednak
wy­
jątkowe
zdarzenia. Takie też ma miejsce w latach dziecięcych przyszłe­
go założyciela Niepokalanowa polskiego i japońskiego. Marianna Kolbe
opisuje je następująco:
„Raz miałam jedną chorą, której potrzeba było robić plastrowe okła­
dy. Posłałam więc swego Mundzia do apteki po proszek. I gdy on za­
żądał „Venkon greka” aptekarz spytał się „Skąd ty wiesz, że to się na­
zywa „Venkon greka”? a on na to, bo tak nazywa się po łacinie. A skąd
ty wiesz, że po łacinie się nazywa? — bo my chodzimy do księdza na
lekcje łaciny. Potem wypytywał dalej: jak się nazywa, gdzie mieszka
i do jakiej szkoły uczęszcza. Mundziu odpowiedział mu, że brat chodzi
do szkoły i jest w pierwszej klasie handlówki, a jeżeli Bozia pozwoli to
mój starszy brat będzie księdzem, ja zaś muszę w domu pomagać, bo
nas rodzice obu nie mogą kształcić, bo nie są tacy zamożni, a na dwóch
trzeba dużo pieniędzy. Wtedy rzekł aptekarz, moje dziecko, ciebie szko­
da tak zostawić. Przychodź tu do mnie, a ja ci będę dawał lekcje tak,
że w końcu roku dogonisz swego brata i razem zdacie do drugiej klasy.
I wyznaczył mu godziny. Przylatuje więc do mnie jak na skrzydłach
mój kochany Mundzio i z wielką radością opowiada, jakie to wielkie
szczęście go spotkało. I rzeczywiście uczęszczał odtąd do niego na lekcje,
a ten przezacny i opatrznościowy pan tak go przygotował, że dogonił
starszego brata i razem zdali do drugiej klasy. (...) Ten opatrznościowy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin