Trafna diagnoza - Judy Campbell.pdf

(414 KB) Pobierz
JUDY CAMPBELL
TRAFNA DIAGNOZA
Tytuł oryginału: Reunited: A Miracle Marriage
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nie dość, że w audytorium panowała duchota, to wykład z kardiologii był wy-jątkowo
monotonny.
Sally Lawson, która siedziała obok swojej koleżanki Jean Cornwell, stłumiła ziewnięcie i
stwierdziła z rozbawieniem, że kilka osób w sali ucięło sobie drzemkę. Obawiała się, że
jeszcze chwila i ona też będzie musiała się poddać w nierównej walce z sennością. Z nudów
zaczęła się rozglądać, czy nie wypatrzy w tej sali jakichś znajomych.
Na widok mężczyzny siedzącego kilka rzędów niżej, a właściwie na widok tyłu jego głowy,
gwałtownie ocknęła się z letargu. Nie, to przecież niemożliwe...
TLR
Z niedowierzania aż zamrugała powiekami, po czym wychyliła się lekko, by mu się przyjrzeć.
Jednak podobieństwo było tak uderzające, że mogłaby przysiąc, że to jest Jack McLennan,
facet, którego kiedyś kochała. Kasztanowe gęste włosy, szerokie ramiona.
Ale to przecież niemożliwe, bo Jack od kilku lat mieszka w Australii, gdzie na pewno zrobił
wielką karierę, pomyślała z ironią. Był miłością jej życia, ostatni raz widziała go sześć lat temu.
To wtedy jej oznajmił, że ją zostawia, bo chce się poświęcić wyłącznie sprawom zawodowym.
Dla niej to był grom z jasnego nieba. Ich namiętny związek trwał rok, przed rozstaniem
planowali nawet małżeń-
stwo. Myślała, że zna Jacka, do głowy jej nie przychodziło, że może ją tak potraktować.
- Skoro najczęstszym czynnikiem powodującym choroby układu krążenia jest nadciśnienie,
mam nadzieję, że nie muszę państwa przekonywać, jak ważna jest jego profilaktyka,
diagnostyka i leczenie.
Głos profesora przywołał Sally do rzeczywistości. Ludzie z ulgą podnosili się z miejsc i
pospiesznie ruszali do wyjścia. Wśród nich był ten mężczyzna, który tak przykuł jej uwagę, a
teraz wdał się w pogawędkę ze swym sąsiadem. Roześmiał
się głośno, zupełnie jak Jack, lekko przechylając głowę. Ten serdeczny śmiech przypomniał
jej, jak wiele było radości w ich związku.
Spakowała notatki do torby, po czym razem z Jean wyszły na korytarz. Nie zamierza zawracać
sobie głowy facetem podobnym do Jacka. I nie będzie rozmy-
ślać o romansie sprzed lat. Tamten rozdział jej życia został dawno zamknięty.
Przecież zaręczyła się i wkrótce wychodzi za mąż.
- O której chciałabyś jutro wyruszyć z Glasgow? - zapytała Jean, ale nie do-TLR
czekawszy się odpowiedzi, klepnęła ją w ramię. - Hej, pobudka!
- Och, przepraszam, trochę się zamyśliłam. - Sally oderwała wzrok od sobo-wtóra Jacka. -
Przez chwilę wydawało mi się, że jest tu pewien mężczyzna, z któ-
rym kiedyś pracowałam. Ale to było złudzenie, bo on od łat mieszka za granicą.
O co pytałaś?
- O której chciałabyś wracać jutro do Crachan? Rano jest jeszcze jeden wy-kład, aleja chcę
wyjechać stąd zaraz po śniadaniu. Ty możesz zostać dłużej, bo na pewno znajdzie się ktoś,
kto mnie podrzuci do domu.
- O chorobach serca dowiedziałam się wszystkiego, co trzeba, więc urwiemy się razem -
odparła, wciąż śledząc wzrokiem stojącego teraz do niej tyłem faceta.
Kiedy odwrócił głowę, zamarła. Rany boskie! To nie było złudzenie, to naprawdę Jack! Ma
przed sobą człowieka, z którym przeżyła romans swego życia.
Człowieka, który sześć lat temu zostawił ją w rozpaczy, zrywając z nią tak nagle i okrutnie.
Ich spojrzenia spotkały się na sekundę. Jack uniósł brwi ze zdumienia, po czym ruszył w jej
stronę, torując sobie drogę w tłumie. Zastygła jak skamieniała, za-stanawiając się, czy to nie
sen, ale gdy po chwili zobaczyła z bliska znajome chabrowe oczy...
- O mój Boże, kogo ja widzę! Witaj, Sally!
Jego niski ciepły głos obudził w niej falę wspomnień. Wspomnień całkowicie niestosownych,
zważywszy na to, że jest zaręczona. Pierwszego pocałunku, tańca w objęciach, jego dotyku i
pieszczot... Przełknęła ślinę, przywołując się do po-rządku. Musi zachować zimną krew.
Przecież ją zostawił, zerwał z nią, a potem nie dawał znaku życia, nie pisał, nie dzwonił, nie
wysyłał nawet kartek na Boże TLR
Narodzenie. Nie wolno jej zapominać, jak ją potraktował.
- Cześć - powiedziała chłodno. - Co ty tu robisz? Myślałam, że mieszkasz w Australii.
- Sally, Sally Lawson! Co za niespodzianka! Ale pewnie już nie nosisz panień-
skiego nazwiska?
- Wciąż nazywam się Lawson. Co u ciebie słychać, Jack?
- Wszystko dobrze. Przez chwilę nie byłem pewien, czy to ty, bo zmieniłaś fryzurę. W każdym
razie świetnie wyglądasz z krótkimi włosami.
Bardzo wysoki, wciąż zabójczo przystojny, o smukłej sylwetce sprintera. Nie licząc drobnych
zmarszczek w kącikach oczu i lekkiej siwizny na skroniach, w ogóle się nie zmienił, pomyślała,
przyłapując go, jak zerka na jej pierścionek za-ręczynowy z ogromnym brylantem. Tim ma gest
i w najlepszej wierze lubi to okazywać. Ten pierścionek jednak czasem ją krępował, bo był
chyba trochę zbyt ostentacyjny. Odnosiła wtedy wrażenie, że nosząc go, komunikuje całemu
światu: Spójrzcie na mnie, mój narzeczony to nie byle kto!
- Widzę, że się zaręczyłaś.
- Tak. Za kilka tygodni wychodzę za mąż.
Przez chwilę chciała go spytać, czy się ożenił, ale z tego zrezygnowała, bo w końcu co ją to
obchodzi. Lepiej będzie trzymać się spraw zawodowych.
- Co cię sprowadza do Glasgow? Myślałam, że jesteś zajęty karierą w Australii. Na pewno
osiągnąłeś tam wielkie sukcesy.
TLR
- To prawda, w Australii wiodło mi się całkiem dobrze. Ale niedawno zmarła nagle moja matka,
a ja przyjechałem na pogrzeb i postanowiłem tu zostać ze względu na młodszego brata. Liam
dopiero rozpoczyna studia, więc uważam, że nie powinien być zupełnie sam.
- Och, bardzo mi przykro z powodu śmierci twojej mamy.
Choć była z Jackiem przez rok, nie miała okazji poznać jego rodziców. Wiedziała tylko, że
mieszkają na wsi w górzystym regionie północnej Szkocji. Nagłe Sally zdała sobie sprawę, że
koleżanka stoi tuż obok i czeka na nią cierpliwie, powiedziała więc zmieszana:
- Strasznie cię przepraszam, Jean, to jest Jack McLennan... mój dawny kolega.
Sześć lat temu razem odbywaliśmy staż w szpitalu Saint Mary. Jack, to jest Jean Cornwell,
moja partnerka, z którą prowadzimy gabinet medycyny rodzinnej w miasteczku Crachan na
zachodnim wybrzeżu.
- Obie z Sally z przyjemnością wyskoczyłyśmy na dwa dni do Glasgow, żeby na tym szkoleniu
podciągnąć się z kardiologii - powiedziała Jean.
- A ja po powrocie z Australii stałą pracę dostanę dopiero jesienią. Przez najbliższe miesiące
będę więc, tak jak w tej chwili, pracował na zastępstwach. Wła-
śnie szukam kolejnego...
- Słyszysz, Sal? - powiedziała Jean z uśmiechem. - Nie uważasz, że być może znalazłyśmy
rozwiązanie naszego problemu?
- Nie, nie sądzę, żeby Jacka zainteresowała nasza oferta - odparła Sally nerwowo.
TLR
- A to niby dlaczego?
- Bo siedzimy przecież w małej dziurze... - zaczęła, ale ugryzła się w język.
Właściwie co mnie to obchodzi, pomyślała. Ważne jest tylko to, czy on sprawdziłby się w pracy.
Przecież dla mnie on od dawna nic już nie znaczy.
- W czym rzecz? - zapytał Jack, spoglądając na nie. - Szukacie kogoś do pracy?
- Tak - odparła Jean. - Chcę na trzy miesiące wyjechać do Nowej Zelandii, że-by pomóc
siostrze w opiece nad dziećmi. Ma ich dwójkę na głowie, bo jej mąż po wypadku
samochodowym leży w szpitalu, a ona jest w zaawansowanej ciąży.
Sally nie poradzi sobie sama z nawałem obowiązków, a dorywcza pomoc lekarzy z naszej
okolicy, moim zdaniem, nie wystarczy. W każdym razie miło było cię poznać, Jack. A to są w
razie czego nasze namiary - powiedziała, podając mu wizytówkę.
Że też w ostatniej chwili zdecydowałem się na udział właśnie w tej konferencji, pomyślał Jack,
odprowadzając je wzrokiem. Na ten weekend równie dobrze mo-głem pojechać do przyjaciół w
Londynie albo wybrać się w góry. I kto by przypuszczał, że na widok Sally przeżyjesz taki
wstrząs. Z krótko przyciętymi włosami wygląda wprost olśniewająco, jej ciemnoszare oczy
wciąż zwalają z nóg.
Przecież sześć lat temu miałeś się z nią ożenić i gdyby nie to, co się stało nieza-leżnie od
ciebie, ona byłaby twoją żoną.
Zamyślony wolno ruszył do wyjścia. Uświadomił sobie, że musi z nią zerwać, i tak się złożyło,
że po- wiedział jej o tym na dorocznym balu dla pracowników szpitala. Ubrana w
jasnoniebieską suknię z jedwabiu wyglądała tego dnia wyjąt-TLR
kowo pięknie, a on do dziś nie mógł zapomnieć o niedowierzaniu, jakie odmalo-wało się na jej
twarzy, kiedy usłyszała, że postanowił wyjechać z powodów zawodowych.
- Och, nie żartuj sobie - powiedziała wesoło, zarzucając mu ręce na szyję. - Nie pozbędziesz
się mnie tak łatwo!
Ale gdy on nie reagował, próbując trzymać emocje na wodzy, zrozumiała, że mówi poważnie.
Przez chwilę spoglądała na niego w osłupieniu, potem z jej oczu popłynęły łzy. Gdy na to
patrzył, kroiło mu się serce, ale nie chciał robić jej żadnych złudzeń. Jednocześnie nie był w
stanie wyjaśnić prawdziwych powodów swej decyzji.
Tak, to prawda, w Australii odniósł zawodowe sukcesy. Pracy oddał tam całą duszę i serce, za
wszelką cenę próbując zapomnieć o Sally i o koszmarze, jaki wydarzył się w jego rodzinie.
Chciał zapomnieć o własnym ojcu, agresywnym alkoholiku, który terroryzował najbliższych.
Przygnębiony poszedł do recepcji po klucz. Wieczorem umówił się na kolację z dawnymi
znajomymi, których spotkał na konferencji, ale z samego rana stąd wyjedzie. I po raz drugi
zniknie z życia Sally. Jest zaręczona, a do tego w czasie tej krótkiej rozmowy spoglądała na
niego z wyraźną niechęcią.
- No to, Sally, opowiedz mi o Jacku - powiedziała Jean w zadymionej knajpce.
- Pracowaliście razem, ale odniosłam wrażenie, że na jego widok mocno się na-stroszyłaś.
Chyba się nie mylę, że za nim nie przepadasz?
- Jest dobrym lekarzem, co do tego nie mam cienia wątpliwości. Pełnym po-TLR
święcenia i ambitnym.
- Więc może warto by go u nas zatrudnić? Masz coś przeciwko temu?
- Szczerze mówiąc... przed jego wyjazdem trochę się poróżniliśmy.
- Ale przecież to dawne dzieje, nie kontaktowaliście się od dobrych paru lat.
Muszę przyznać, że na mnie Jack robi wrażenie sympatycznego. I do tego wy-gląda
rewelacyjnie. Aż mi się nie chce wierzyć, że nie zawrócił ci w głowie.
- Nie ma kobiety, której Jack McLennan nie za- wróciłby w głowie - odparła, siląc się na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin