BUŁAT OKKJDZAWA
MERSI CZYLI PRZYPADKI SZYPOWA
Tajne
(z raportu sztabs-oficera żandarmerii)
...W guberni tulskiej przemieszkuje w dobrach własnych Jasna Polana zdymisjonowany Oficer Artylerii Tołstoj, człowiek wielkiego rozumu, kształcił się bodajże na Uni wersytecie Moskiewskim i zwraca na siebie uwagę swymi liberalnymi poglądami, w chwili obecnej nader gorliwie zajmuje się krzewieniem wśród chłopów wykształcenia, w którym to celu w dobrach swych założył szkoły, jako też do nauczania w takowych sprowadził studentów, takich zwłaszcza, którzy na skutek rozmaitych okoliczności po rzucili Uniwersytet i, jak słychać, u Tołstoja przebywa już dziesięciu takich, którym on daje dobre wynagrodzenie i wikt, a wśród nich student z Moskwy Aleksiej Sokolow, pozostający pod nadzorem za udział w wydawaniu i roz powszechnianiu rozmaitych zabronionych antyreligijnych opracowań.
Trudno zaręczyć, czy i na ile prawdziwe są wieści, że u Tołstoja, kiedy zebrali się wszyscy nauczyciele, wygło szona została mowa, w której bardzo wiele zaczerpnięte zostało z różnych niedozwolonych wydawnictw...
Zawiadujący III Oddziałem Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Mości Sankt-Petersburg
Do Pana Pułkownika Korpusu Żandarmów stacjonującego w guberni tulskiej Muratowa
Otrzymaliśmy informację, iż przemieszkujący w guberni tulskiej w dobrach własnych Jasna Polana Hrabia Lew Tołstoj sprowadza jako wykładowców do założonej prze zeń w tychże dobrach szkoły wiejskiej studentów, takich przede wszystkim, którzy na skutek rozmaitych okolicz ności zmuszeni byli porzucić uniwersytet, jak również, że wśród tych ostatnich znajduje się były student Uniwersy tetu Moskiewskiego Aleksiej Sokolow, który pozostaje pod nadzorem jako wmieszany w znajdującą się właśnie w toku sprawę wydawania i rozpowszechniania wzbronionych opracowań.
Dowiadujemy się zarazem, jakoby w ostatnim czasie w gronie tychże wykładowców, których, jak słychać, jest w wyżej wymienionej szkole dziesięciu, wygłoszona zosta ła mowa o podburzającej treści.
Proszę Waszą Wiełmożńość o wywiedzenie się w sposób delikatny, na ile powyższe odpowiada prawdzie, i o zawia domieniu mnie o wynikach, jak również o zakomunikowa nie mi zebranych wiadomości o wyżej wymienionym Hra bim Tołstoju i o wyżej wymienionej mowie, jeśli możli wym będzie uzyskanie przez Pana jej tekstu.
Dodać należy, że Hrabia Lew Nikołajewicz jest bodaj autorem Dzieciństwa, Młodości, Opowiadań sewastopol- skich i in.
Generał-Major Potapow Tajne
Sztabs-oficer Korpusu Żandarmów stacjonującego w guberni tulskiej, miasto Tuła
Do Zawiadującego III Oddziałem Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Mości, Pana Generała-Majora i Kawalera Potapowa przy Dworze
...Przeprowadzone przeze mnie sekretne dochodzenie wy kazało, że student Uniwersytetu Moskiewskiego Aleksiej Sokołow, znajdujący się pod niejawnym nadzorem, przyje chał do posiadłości Hrabiego Lwa Tołstoja Jasna Polana jako nauczyciel wiejski.
Sztabs-oficer Korpusu Żandarmów stacjonującego w gu berni moskiewskiej Pułkownik Wojejkow powiadomił mnie, że Hrabia Lew Tołstoj w dążeniu do oświecenia prostego ludu założył w dobrach swoich szkoły i sprowadził jako nauczyciela studenta Sokołowa oraz innych studentów, ogółem około dziesięciu. Powiadomiony o tym przeprowa dziłem ponowne dochodzenie, które wykazało, że w poot wieranych przez Hrabiego Tołstoja szkołach gromadzkich i gminnych nauczają absolwenci gimnazjów gubernialnych, jako też kilku studentów pozostających pod niejawnym nadzorem.
O czym, wykonując polecenie Waszej Ekscelencji, mam zaszczyt najpokorniej donieść
Pułkownik Muratów
(z nieoficjalnej notatki generała-majora Potapowa przesła nej naczelnikowi III Oddziału, szefowi żandarmów, księciu Wasylowi Dołgorukowowi)
Ekscelencjo!
...Doniesienie Pułkownika Muratowa potwierdziło wiado mości, iż w dobrach Hrabiego Lwa Tołstoja w guberni tulskiej w otwartych tam przezeń szkołach znaleźli schro nienie pozostający pod niejawnym nadzorem studenci uni wersytetów.
W chwili obecnej, kiedy to otwartą wojnę z rządem pro wadzą nie tylko demagodzy i socjaliści, ale również ludzie deklarujący poglądy liberalne, otrzymane informacje uznać należy w miarę możliwości za zasługujące na najbaczniej szą uwagę.
Trzecia nad ranem.
(i notatki księcia Wasyla Dołgorukowa przesłanej genera łowi Potapowowi)
...nie wolno nie przywiązywać do tego wagi.
Zechce się Pan porozumieć z ministrem Wałujewem, a za jego pośrednictwem może również z Hr. Kreutzem, co do możliwości pozyskania dokładniejszych danych o tym fak cie.
Czy nie byłoby w danym wypadku rzeczą wskazaną po służyć się agentem, który by potrafił wywiązać się z rów nie konfidencjonalnego zadania z największą delikatnoś cią?
Proszę porozmawiać o tym wstępnie z kompetentnymi ludźmi. Decyzję ostateczną podejmiemy, kiedy się zoba czymy.
Tylko, na Boga, wszystko to tak należy urządzić, by w najmniejszym stopniu nie niepokoić Hrabiego Tołstoja przed ostatecznym wyjaśnieniem faktów, nie jest bowiem wykluczone, iż naganność jego poczynań okaże się być je dynie mniemana, czego, nawiasem mówiąc, jestem niemal pewien...
(z notatki generała Potapowa do ministra spraw wewnętrz nych Wałujewa)
...książę bowiem pokłada nadzieję w Pańskich dobrych radach i bardzo liczy na Pana udział w tej sprawie...
(z oficjalnego polecenia wydanego przez ministra spraw wewnętrznych Piotra Wałujewa oberpolicmajstrowi mos kiewskiemu, hrabiemu Henrykowi Kreutzowi)
...Szczególne okoliczności każą mi domagać się najstaran niejszego doboru kandydata, któremu powierzone zostanie to zadanie.
to
(z listu generała Potapowa do gonerała-gubernatora Mos kwy, generała-adiutanta Pawła Tuczkowa)
(generał-adiutant Tuczkow do podpułkownika Szenszyna, urzędnika do specjalnych poruczeń przy moskiewskim gu bernatorze wojskowym)
...przy czym bezzwłocznie, odkładając na bok inne spra wy, zechce się Pan łaskawie zająć dochodzeniem, pamięta jąc, jak drażliwe i zawiłe jest powierzone Panu zadanie, i działając w oparciu o pismo Jego Ekscelencji Generała- -Majora Potapowa...
(z notatki podpułkownika Szenszyna przesłanej prystawo- wi cyrkułu Szlachtinowi)
...Wybadaj Pan, co to za człowiek, choć wiadomym mi jest, że kiedy chodzi o wyłapywanie drobnych złodziejasz ków, mało kto mu dorówna. Winien Pan poza tym pamiętać, że to eks-człowiek dworski Księcia Dołgorukowa, co, byle by miał to na uwadze, czyni go godniejszym zaufania. Po cóż miałby zwodzić swego potężnego dobroczyńcę? Mam niepłonną nadzieję, że książę będzie w tej mierze zadowolo ny z Pańskich poczynań.
(z listu Lwa Tołstoja do Tatiany Jergolskiej)
...Interesy ciągle jeszcze zatrzymują mnie [w Moskwie] i wątpię, czy zdążę doprowadzić do końca wydanie [książ ki] przed połową przyszłego tygodnia. Jestem w dobrym zdrowiu, ale nudno strasznie, chce się do domu... Kłaniam się wszystkim i całuję rączki.
W szynku Jewdokimowa już się zabierano do gaszenia lamp, kiedy wybuchła awantura.
Awantura zaczęła się tak. Najpierw wszystko na sali było w należytym porządku i nawet posługacz Potap powie dział do gospodarza, że dziś, niby, Bóg łaskaw — ani jednej stłuczonej butelki, kiedy nagle tam, w głębi, w półmroku, w samym jądrze zahuczało jak pszczeli rój.
— Jezus Maria — leniwie zdumiał się gospodarz — niech cię, Potapka, żabie ty masz oko! Musiałeś wykrakać, diable!
— Hop! — wesoło powiedział Potap — momencik. Zaraz z nimi pogawędzę... — i ze wzniesionymi ponad głowę kuła kami zapadł się w gąszcz.
Tu gospodarz przypomniał sobie, jak to, jeszcze zanim zapadł zmierzch, serce zabiło mu Spieszniej, kiedy spojrzał w najdalszy kąt szynkowni. Siedzieli tam jacyś dwaj przy stoliku w mdłym, wieczorniejącym świetle okna. Jeden, wysoki i chudy, nic specjalnego, nie zasługiwał na uwagę, zdawał się spać podobny do ptaka, co opił się brahy. Dru gi, dziwaczny z wyglądu, w sfatygowanym, jasnoburym, z kroju jakby pańskim paltocie, bokobrody miał pyszne, słomiane, i dumnie zadzierał wyostrzoną brodę. Ot, jaśnie wielmożny, co się zapił, przepija ostatki niegdysiejszego dobrobytu, wyrzucony z państwowej posady. Lepszy gość, ani mowy — o, jak to skinął dłonią na Potapkę, choć za mówienie złożył zgoła niepańskie: tarta rzodkiew i te... nagle przecież jak furman wytarł nos wierzchem dłoni,
nie chusteczką, choćby i dziurawą, ale godnie, nie — tak po prostu ręką nos sobie wytarł. Podczas gdy jego kom pan dziobał nosem w blat i jakby bezskutecznie usiłował coś powiedzieć, ten w jasnoburym paltocie pociągał sobie i dolewał z zielonej karafki, i żuł swoją rzodkiew, dopóki nie pozapalano lamp. A wówczas wydało się gospodarzowi, że kosmaty cień dziwacznego gościa pochylił się w lewo, ku sąsiedniemu stolikowi, przy którym siedzieli dwaj schlu dni studenci; to jest sam gość siedział niby nieruchomo, ale jego cień, jego cień...
Wtedy właśnie szybciej bić zaczęło serce gospodarza. Powiedział do Potapa;
— Co to oni tak siedzą jak niemowy?
— Och — uspokajająco roześmiał się Potap — niech sobie siedzą. Niejeden to taboretami rzuca, a ci siedzą... Niech siedzą.
Potem zajął się Jewdokimow własnymi sprawami, i tak do samej prawie północy dobrze mu się wiodło, kiedy nagle w tamtym końcu zaczęło się...
— Hop! — wesoło powiedział Potap — momencik, zaraz sobie pogawędzimy — i dał nura, ale natychmiast wychy nął z powrotem, puszczał nosem czerwone bąble. — Hop, kiepska sprawa — powiedział przepraszająco i wrzasnął na całą salę: — Braciszkowie, naszych biją! Ujmijcie się, prawosławni! — i pognał po stójkowego.
Zresztą trudno było stwierdzić kategorycznie, że tam się biją — bijących się gospodarz nie widział, tylko oszala łe cienie miotały się po ścianie. Aliści jak buchnęło, tak zaraz i przygasło. Dwaj schludni studenci przemykali się między stolikami w kierunku wyjścia, a tamtych dwóch jakoś nie było widać.
„Czyżby zabili? — pomyślał Jewdokimow i zrobiło mu się zimno. — Ci tu tamtych tam...” Jego doświadczone oko otaksowało dwóch schludnych morderców. Przestępowali z nogi na nogę. Wyższemu grało na chudej szyi jabłko ada- mowe, zagryzł zbielałe wargi, drugi, brodacz, trzymał się za policzek. Gospodarz zagrodził im drogę piersią, brodą, skamieniałą twarzą.
— A bury gdzie?... A pieniążki, a rachunek kto zapłaci, panowie?.,. Jeszcze ja tu jestem!...
— Co za bzdury! — powiedział brodaty student. — Jaki znów bury?... Wasz stały klient miał porachunki z kolegą, dal mu po facjacie...
— O, zalał mi rękaw — powiedział wysoki. — Czego chcecie od nas?...
— Wiem ja, czego chcę — powiedział Jewdokimow. — Znam ja was...
Stał, rozkraczony, zjeżony, umierający ze strachu, i stój kowy musiał go odsunąć, by wejść.
Potap wśliznął się za stójkowym, osłaniał dłonią rozbi ty nos.
— Potapuszka — przeraził się gospodarz — któż cię, diable, tak?!
— A oni — powiedział Potap.
I wszyscy spojrzeli w ciemny kraniec izby. Zaległa cisza. Wszyscy powstawali ze swoich miejsc, trzeźwieli. Nikt nie wychodził. Każdy chciał wiedzieć, co będzie dalej.
Wreszcie tam, w głębi, wszczął się jakiś ruch i dziwaczny człowiek w jasnoburym paltocie ukazał się ich oczom. Po woli szedł na gospodarza, czy to kulejąc, czy to podtańco- wując, i Potap ożywił się nagle, poklepał wysokiego stu denta po ramieniu.
— Nic się nie bójcie, chłopaki, trzymajcie się Potapa... Zobaczycie, jak się podnowińscy zabierają do roboty! — i zwrócił się do cudaka: — Hop, ożyło się, obudziło się... No, chodź tu, chodź no tu, chodź... A któż to tam idzie, taki śliczny? Nie widzę, nie widzę osoby... Ej, prawosławni, roz stąpcie no się, rosyjskim obyczajem... Zaraz się weźmiem do rzeczy...
A dziwny człowiek coraz to się przybliżał, głowę pochy lił z dezaprobatą, choć oczy otwarte miał szeroko, a na war gach trwał nieśmiały półuśmiech konfuzji.
Teraz gospodarz mćgl mu się przyjrzeć. Wzrostu bury był niewysokiego, choć w sam raz, nie, żeby szeroki w ba rach, ale i nie z wątłych, w ręku trzymał wygnieciony me-
lonik. Spod rozpiętego paltota wyzierał krochmalony gors cały w plamach i czarny rozwiązany krawat.
— A kto to tam idzie? Kto? Nie widzę... — półgłosem powtórzył w ciszy Potap. — Zaraz, momencik, tylko się ich zapytam, jak to oni tych tu panów zaczepiali — i przy jaźnie machnął do studentów — zaraz, zaraz... Zapłacę go tówką...
Nazajutrz gospodarz przysięgał, że w tej chwili wyraź nie widział, jak nad głową cudacznego gościa buchnęła i za gasła jasność.
— Coś tak główkę przekrzywił? — wrzasnął Potap — Może cię światło razi?... Ej, podnowińscy!...
Dziwny człowiek zatrzymał się, podniósł głowę i, lekce sobie ważąc wystawione pięści Potapa, cicho powiedział:
— No, dosyć już, dosyć... Cóż wy, u Boga Ojca? Kolegę po cichu przywołałem do porządku, a wy zaraz z pięścia mi... Nie do wiary, jak to zawszeście gotowi wyciąć człowie kowi szpasa, jeśli tylko źle się poczuł... Wracajcie, panowie, do stolików, pijcie, jedzcie, nie przeszkadzajcie sobie... Ach, co za mezalians!...
— Zaraz, zaraz — powiedział Potap — chwileczkę, łaska- wco. Ja obrazy do kieszeni nie chowam. Ja gotowizną płacę...
Ale cudaczny gość nawet nie spojrzał w jego kierunku, spojrzał natomiast na dwóch studentów i powiedział:
— Jeśli coś nie tak, p a r d ą, proszę o wybaczenie... Choć widzę ja wasze szlachetne twarze i, ekskiuze m u a, nie widzę, żebyście mieli do mnie urazę. To dobrze. To doskonale. Co komu po urazie? Co z niej przyjdzie?... A rękawek można wyczyścić... — odwrócił się w stronę Po tapa i tak nań popatrzył, że posługacz opuścił ręce. — No, a teraz wy, mą szer. Miejże nad sobą litość, bo niewiele brak, a pękniesz... — spokojny uśmiech pojawił się na jego suchych ustach. — Co się tak gapisz? Ależ masz nos, ho, ho! Na drugi raz nie pchaj się, przyjacielu, gdzie cię nie prosili... — tak przy tych słowach powiódł dłonią, jakby rozrąbywał powietrze i powietrze się rozszczepiło, rozpadło na dwie połowy, tak potężny i precyzyjny był to cios.
„Zwinny jest" — pomyślał gospodarz.
Tu wsiyscy, znieruchomiali dotąd i przycichli, zwrócili się ku stójkowemu jak ku ostatniej swojej nadziei... Ro sły stójkowy jakby się ocknął ze snu i ruszył powoli w stronę cudaka. Na ten widok Potap ożył.
— Za pozwoleniem! — powiedział do stójkowego. — Mo mencik, zaraz. Zajdźcie go, znaczy, od tamtego boku... — i wrzasnął do dziwnego człowieka: — Czegoś mnie w nos uderzył? — i zwycięsko rozejrzał się po napierającym tłum ku. — To ile mam teraz za to, znaczy, policzyć? Co? Nikt nie wie? No, to patrzcie, jak się podnowińscy biorą do roboty. Hop! — i postąpił o krok w kierunku swego krzywdziciela.
W tejże chwili brodaty student powiedział do swego ko legi:
— Ależ ten w burym bynajmniej nie jest pijany. Wi dzisz?
— Daj kozłowi dwudziestaka i chodźmy — skinąwszy na gospodarza powiedział wysoki.
— Dać dam — odparł jego kolega — ale diabelnie nie chce mi się iść. Sam nie wiem czemu.
— W końcu najgorzej wyszedł na tym wszystkim posłu gacz — powiedział wysoki. — Jak żyję, nie widziałem głup szej historii. Zobaczymy, co teraz zrobi ten 1’amour-tou- jours...
Stójkowy powoli zbliżył się do dziwnego człowieka i na gle zamarł.
— Lepiej nie łapcie go — radził Potąp — będzie się bił. Przysuńcie mu na początek. Nie bójcie się, pomogę. Momen cik... Panowie studenci, gość zaraz padnie wam do nóżek...
— Michale Iwanyczu — powiedział stójkowy — a ja pa na nie poznałem...
Dziwny człowiek opuścił głowę i roześmiał się cicho. I zaraz cicho zabulgotał pierwszy szereg tłumku, po nim dalsze. Śmiali się cicho wszyscy prócz studentów.
— Ale heca — głupkowato powiedział Potap. — A ja •sobi...
ChomikKulturalny