„Modlitwa” Osho
Człowiek nie samym sobą żyje... Jest jakiś nieznany, niepoznany aspekt (duch? istota? nadzorca?), który jest od nas większy, ma szersze spojrzenia na to wszystko co jest naszą rzeczywistością i potrafi (miejmy nadzieję) kierować tym wszystkim.
Niebo i Ziemia - żyjemy w obrębie tej dwoistości. Jak sprawić, by to rozdwojenie przestało być rozdwojeniem? Jak sprawić, by człowiek mógł stać się ogniwem łączącym siły większe od nas z tymi, które są od nas zależne?
Jak zyskać siłę, by zdawać sobie sprawę z własnych ograniczeń, by móc z pokorą przyjmować to, czego nie jesteśmy w stanie zmienić? Jak zyskać siłę, by zmieniać to co zmieniać możemy?
Być może modlitwa jest odpowiedzią - nie modlitwa słowami, ale modlitwa życiem, pracą, odpowiednimi relacjami z ludźmi. Niech ta jedna z form modlitwy, jaką przedstawia nam Osho, będzie takim właśnie dodaniem sił... dla Ciebie, dla mnie, dla nich.
Wydawca
Jezus rzekł do nich:
Jeżeli pościcie
grzech poczniecie przeciwko sobie;
a jeśli modlicie się
będziecie potępieni;
gdy zaś jałmużnę dajecie
zło zalęgnie się w duszach waszych.
Kiedy udacie się w odległe krainy
i wędrujecie po okolicy,
i przyjmą was tam,
jedzcie to, co przed wami postawią
i uzdrawiajcie chorych pośród nich.
Albowiem to, co wchodzi w usta wasze nie kala was,
to zaś, co z ust waszych wychodzi, jest tym właśnie, co was kala.
ewangelia wg Tomasza
Bardzo dziwne to słowa, ale jakże znaczące. Wyglądają dziwnie, ponieważ człowiek nie jest prawdziwy, żyje fałszem, toteż wszystko, co robi również jest fałszywe.
Jeżeli się modlisz, czynisz to z niewłaściwych pobudek; jeżeli pościsz, czynisz to z niewłaściwych pobudek, albowiem ty nie jesteś taki jak trzeba. A zatem nie chodzi o to, co należy zrobić, lecz jak osiągnąć słuszność swego bytu. Jeżeli istniejesz w sposób właściwy, cokolwiek uczynisz niejako automatycznie okaże się słuszne, gdy jednak twoje istnienie nie jest takie jak należy, nie jest ześrodkowane, nie jest autentyczne, cokolwiek byś zrobił, będzie źle.
Ostatecznie wszystko zależy nie od tego, co się robi, ale kim się jest. Jeśli za modlitwę weźmie się złodziej, modlitwa ta będzie zła, jakże bowiem miałaby modlitwa narodzić się w sercu człowieka, który każdego oszukuje, kradnie, kłamie, wyrządza krzywdę? W jaki sposób modlitwa ma płynąć z serca złodzieja? To nie jest możliwe. Modlitwa może cię przemienić, ale skąd ona pochodzi? Jej źródło jest w tobie. Jeżeli jesteś chory, twoja modlitwa także będzie chora.
Mułła Nasruddin zgłosił się pewnego razu do pracy. W kwestionariuszu podał wiele kwalifikacji. Napisał: „Byłem pierwszym spośród studentów uniwersytetu, oferowano mi stanowisko wiceprezesa banku, odmówiłem, gdyż nie interesują mnie pieniądze. Jestem uczciwym i szczerym człowiekiem. Nie jestem chciwy, wynagrodzenie nie ma dla mnie znaczenia; cokolwiek dostanę, będzie dobre. A poza tym kocham pracować -65 godzin tygodniowo." Kiedy kierownik działu prowadzącego nabór nowych pracowników przyjrzał się temu podaniu, nie krył swego zaskoczenia i stwierdził: „Panie! Nie masz żadnych wad?"
Nasruddin odparł: „Tylko jedną: kłamię!"
Tyle, że ta jedna wpływa na całą resztę. Nie trzeba żadnych innych, ta jedna w zupełności wystarczy. Nie ma w tobie zbyt wielu wad, jest tylko jedna - z niej biorą swój początek wszystkie pozostałe. Trzeba zawsze o niej pamiętać, gdyż będzie ci towarzyszyć niczym cień; cokolwiek uczynisz, nada temu swój własny smak.
Tak więc podstawową rzeczą w religii jest nie to, co robić, lecz czym być. „Bycie" oznacza najgłębszy rdzeń istnienia, „robienie" to aktywność niejako na powierzchni. „Robienie" to związki z innymi, ze światem zewnętrznym, natomiast „bycie" sprowadzić można do ciebie, takiego jakim jesteś, nie związanego z niczym, ciebie „wewnątrz".
Można być nie robiąc nic, lecz nie można być nie będąc. Działania to rzecz drugorzędna, zbędna. Człowiek może być bezczynny, nie robić nic, lecz nie może obyć się bez bycia - byt stanowi zatem samą esencję. Jezus, Krishna, Budda, wszyscy mówią o byciu, za to świątynie, kościoły, meczety, organizacje, sekty, tak zwani guru, nauczyciele i kapłani - rozprawiają o robieniu. Jezus zapytany mówi o byciu i o tym jak je przemienić. Jeśli zapytasz papieża z Watykanu, usłyszysz w odpowiedzi co masz robić, będzie on mówił o moralności. Moralność jest nastawiona na działanie, religia na bycie.
Z istnienia tego rozdziału trzeba sobie zdawać sprawę, bowiem wszystko inne od niego zależy. Ilekroć przychodzi na świat ktoś taki jak Jezus, rozumiemy go opacznie. Powodem jest to, że nie dostrzegamy tej różnicy: on mówi o byciu, a my słuchamy go i interpretujemy tak, jakby mówił o działaniu.
Jeśli to rozumiesz, powyższe sentencje okażą się być przejrzystymi i bardzo pożytecznymi. Mogą stać się światłem na twej ścieżce. W przeciwnym razie wyglądają dziwnie, są sprzeczne i sprawiają wrażenie anty-religijnych. Gdy Jezus przemawiał, kapłanom musiało się wydawać, że te
słowa są anty-religijne, dlatego też został ukrzyżowany. Uważano, że ter człowiek zamierza zniszczyć religię.
Przyjrzyjmy się tym słowom, na pierwszy rzut oka tak to wygląda:
grzech poczniecie przeciw sobie...
A my słyszeliśmy, że religia uczy postu; wielokrotnie powtarzano, że gdy się pości, człowiek się oczyszcza. Cała religia dżinistów opiera się na poście. Gdyby oni usłyszeli te słowa Jezusa, stwierdziliby: „Ten człowiek jest niebezpieczny, Żydzi dobrze zrobili, że go ukrzyżowali!"
Żydzi także byli tym zaniepokojeni, tego rodzaju sformułowania są buntownicze, mogły wstrząsnąć całą ich moralnością. Kiedy mówisz do ludu: „Jeżeli pościcie poczniecie grzech przeciw sobie", poszczenie staje się grzechem! „...jeśli modlicie się będziecie potępieni." Czy słyszałeś kiedykolwiek, że modląc się będziesz skazany na potępienie? Czym więc jest religia? Myślimy, że religia to chodzenie do kościoła i modlenie się do Boga, a tymczasem Jezus mówi:
... jeśli modlicie się
Przedziwne to słowa, lecz jakże przy tym głębokie. Jezus powiada, że taki, jakim jesteś, niczego nie zdołasz uczynić właściwie. Nacisk nie jest tutaj położony na poszczenie czy nie poszczenie; dawanie jałmużny czy nie dawanie jałmużny; modlenie się czy nie modlenie się. Chodzi przede wszystkim o rzecz następującą - cokolwiek zrobisz, taki jaki jesteś, wszystko potoczy się nie tak, jak należy.
Czy potrafisz się modlić? Możesz skierować swe kroki ku świątyni, jest to bardzo łatwe... ale nie potrafisz się modlić. Modlitwa wymaga czegoś zupełnie innego - tego przymiotu nie posiadasz, możesz więc tylko oszukiwać samego siebie, że oto modlisz się... Idź, przyjrzyj się ludziom modlącym się w świątyni. Oni po prostu się oszukują, nie mają tej cechy, brak im modlitewnego oddania. Jak więc ty miałbyś się modlić? Jeśli jednak nie jest ci obce to modlitewne oddanie, na cóż zda się chodzenie do świątyni lub kościoła?
Gdziekolwiek jesteś, tam jest i modlitwa: poruszasz się, spacerujesz -jest to modlitwą! Jesz, kochasz - to także jest modlitwą! Patrzysz, oddychasz - oto twoja modlitwa! Zawsze bowiem obecna jest ta cecha modlitewnego oddania, tak jak dzieje się to z oddychaniem. Nie możesz nawet na chwilę znaleźć się w stanie nie-modlitewnym. Ale wtedy nie ma potrzeby chodzenia do kościoła, świątyni. Świątynie i kościoły są dla tych, którzy pragną samych siebie oszukiwać, nie rozwinęli w sobie przymiotu zwanego modlitwą, a jednak pragną wierzyć w to, że się modlą.
Umierał pewien grzesznik. Nigdy nie był w żadnej świątyni, nigdy nie modlił się, nigdy nie słuchał kapłanów, lecz w chwili śmierci przeląkł się. Prosił o kapłana, niemal błagał... Gdy ten przyszedł, napotkał tłum ludzi. Otaczali umierającego, bo ów grzesznik był człowiekiem sukcesu, politykiem, miał władzę, pieniądze. Zebrało się tam wielu ludzi.
Grzesznik poprosił kapłana, by zbliżył się do niego, pragnął bowiem powiedzieć mu coś na osobności. Kapłan pochylił się i grzesznik szepnął mu do ucha: „Wiem, że jestem grzesznikiem, nigdy nie chodziłem do kościoła, żaden ze mnie parafianin. W ogóle nie jestem religijny, nigdy się nie modliłem, wiem, że świat mi tego nie wybaczy. Pomóż mi proszę, pociesz i powiedz, że Bóg mi wybaczy! Świat tego nie uczyni, tyle wiem, nic się na to nie poradzi, ale powiedz, że Bóg mi wybaczy!"
„No cóż... - odparł kapłan - może i wybaczy, albowiem nie wie o tobie tego, co my wiemy. Może i wybaczy, bo nie zna cię tak dobrze jak my." Lecz jeśli przyjąć, że świata się nie oszuka, czy można oszukać Boga? Jeżeli nie da się oszukać zwyczajnych umysłów, czy można oszukać Umysł Boski? To tylko pocieszanie, tak dla fałszywego spokoju: „Może..." To „może" jest tutaj całkowitym nieporozumieniem; nie trzymaj się kurczowo takiego „może"!
Modlitwa jest przymiotem, który należy przypisać naszej istocie, a nie osobowości. Osobowość sprowadza się do tego, co robimy, dotyczy związków z innymi. Istotą, esencją, jest to, co można nam przypisać - nie ma ona nic wspólnego z działaniami, jest darem od Boga. Modlitwa należy do tej właśnie kategorii - jest przymiotem, nie czymś, co się robi.
Czym jest post? Jak można pościć? I dlaczego ludzie poszczą? Słowa Jezusa sięgają bardzo głęboko, głębiej niż którekolwiek z twierdzeń Ma-hawiry. Jezus opisuje głęboką prawdę psychologiczną, głoszącą, że umysł często popada w krańcowość - z wielką łatwością pości ten, kto ma obsesję na punkcie jedzenia. Wygląda to dziwnie... paradoksalne, że człowiek, który się przejada, może bez problemu pościć, że człowiek, który jest zbyt chciwy na jedzenie, pości bez trudu. Lecz tylko tego typu ludzie potrafią pościć i przychodzi im to z łatwością. Ktoś, kogo dieta zawsze była zrównoważona, zauważy, że poszczenie w jego przypadku nie jest możliwe. Dlaczego? Aby na to odpowiedzieć, trzeba zgłębić fizjologiczne i psychologiczne tajniki postu.
Sięgnijmy najpierw do fizjologii, gdyż jest to warstwa zewnętrzna. Jeżeli jesz za dużo, gromadzisz zbyt duże zapasy, zbyt duże pokłady tłuszczu. A wówczas można bez trudu pościć, ponieważ tłuszcz to po prostu zbiornik, magazyn. Kobietom post przychodzi łatwiej niż mężczyznom, rzecz to znana. Jeśli przyjrzysz się ludziom poszczącym, szczególnie dżinistom, zobaczysz, że na jednego poszczącego mężczyznę przypada pięć poszczących kobiet, takie są proporcje. Mąż nie będzie pościć, ale żona tak. Dlaczego? Ponieważ ciało kobiety gromadzi więcej tłuszczu, a post jest łatwiejszy, gdy pokłady tłuszczu są duże, poszcząc zjadasz bowiem swój tłuszcz. Z tego powodu tracimy codziennie 0,5-1 kg wagi. Na co? Człowiek zjada sam siebie, swoisty to przykład mięsożerności.
Kobietom nie sprawia to kłopotu, post przychodzi im z łatwością, gromadzą bowiem więcej tłuszczu niż mężczyźni. Dlatego też ich ciała są bardziej zaokrąglone. Ludziom otyłym post nie sprawia żadnych problemów, przechodzą od jednej diety do drugiej, zawsze szukają jakiejś nowej diety. Człowiek... zwyczajny, zdrowy człowiek może zgromadzić tyle tłuszczu, że trzymiesięczny post nie zakończy się jego śmiercią; 90 dni - takie zapasy można zgromadzić. Ale jeśli jesteś szczupły, oznacza to, że spożywasz pokarm w dobrych proporcjach, tyle, ile potrzeba na codzienną aktywność ciała, nie nagromadziłeś zbyt wiele tłuszczu, nie możesz pościć. Dlatego kult postu spotykamy z reguły wśród ludzi bogatych, nigdy pomiędzy biednymi.
Zwróć uwagę: ilekroć biedak celebruje święto religijne, czyni to wydając ucztę; bogacz celebruje świąteczny dzień poszcząc. Dżiniści to najbogatsi ludzie w Indiach, stąd też ich post. Ale mahometanin, ubogi mahometanin lub ubogi hinduista, gdy przychodzi religijne święto ucztuje, albowiem przez cały rok jest głodny, jak więc miałby świętować oddając się jeszcze większemu postowi? Pościł przez cały rok, więc święto religijne musi różnić się od dni zwyczajnych. Zatem jedyna różnica jest taka: ubierze się w nowe szaty i wyda wspaniałą ucztę, będzie się radować i dziękować Bogu. Oto religia człowieka ubogiego.
Obecnie gwałtownie rozwijają się post i kult jakim się go darzy w Ameryce. Powodem jest to, że Ameryka stała się tak bogata, ludzie jedzą tam tak wiele... w końcu musi pojawić się ten post. Wszystkie amerykańskie kulty związane z poszczeniem wyrastają jak grzyby po deszczu, może różnią się nazwami, lecz z punktu widzenia fizjologii poszczenie jest łatwe, gdy ciało ma więcej tłuszczu niż jest to potrzebne.
Po drugie, psychologicznie rzecz biorąc, musi istnieć obsesja na punkcie pożywienia. Twoją obsesją jest jedzenie: musisz jeść dużo, jeść bez przerwy i musisz jak najwięcej myśleć o jedzeniu. Taki umysł pewnego dnia znuży się jedzeniem i rozmyślaniami o nim. Jeśli zanadto o czymś myślisz, znudzi ci się to. Gdy otrzymujesz czegoś za wiele, jesteś tym znużony. Wtedy czymś atrakcyjnym staje się przeciwieństwo: jadłeś za dużo, teraz więc pościsz. Dzięki postowi znowu będziesz w stanie jeść i to ze smakiem, wraca apetyt - to jedyna droga.
Oto podstawowa reguła umysłu: łatwo popada on w skrajność, porusza się między przeciwieństwami, lecz nie zdoła utrzymać się pośrodku. Równowaga jest dla umysłu najtrudniejsza, skrajności osiąga się z łatwością. Jeśli się przejadasz, możesz pościć, gdyż stanowi to drugą skrajność, nie pozostaniesz jednak pośrodku. Nie możesz spożywać właściwych pokarmów, przejść na przepisaną dietę. Nie! Albo to, albo tamto - umysł zawsze skłania się ku skrajnościom. Przypomina to wahadło zegara: odchyla się w prawo, następnie w lewo i znów na prawo; gdy zatrzyma się pośrodku, zegar staje, nie ma mowy o dalszym tykaniu.
Jeżeli umysł zatrzyma się w pół drogi, zahamowaniu ulega myślenie, cały zegar staje. W skrajności, wcześniej czy później przeciwieństwo stanie się ważne, atrakcyjne; ku niemu musisz się skierować. Jezus doskonale to rozumie. I powiada:
Jeże/i pościcie
grzech poczniecie przeciwko sobie...
Czym jest grzech? W terminologii Jezusa skrajność, popadanie w skrajność to grzech. Pozostawanie dokładnie pośrodku to wzniesienie się ponad grzech. Dlaczego? Dlaczego grzechem jest popadanie w skrajność? Otóż skrajność to wybór, wybierasz jedną połowę, drugą odrzucasz, zaś Prawda to całość. Mówiąc: „Będę dużo jadł", wybrałeś połowę. Stwierdzając: „W ogóle nie będę jadł", znowu wybierasz połowę, ale coś odrzucasz. Bycie pośrodku oznacza, że nie ma wybierania - karmisz swe ciało wolny od tej czy innej obsesji. Nie ma obsesji, nie jesteś neurotykiem. Ciało dostaje tyle ile potrzebuje, a ciebie to nie obciąża.
Ta równowaga to wzniesienie się ponad grzech. Zatem ilekroć równowaga bywa zakłócona, jesteś grzesznikiem. Jezus ma na myśli to, że grzesznikiem jest ten, kto jest zanadto związany ze światem, ale gdy przeskoczy w drugą skrajność, wyrzeknie się świata, występuje stanowczo przeciwko światu, też staje się grzesznikiem. Kto akceptuje świat, nie dokonując takich czy innych wyborów, wykracza ponad niego.
Akceptacja jest transcendencją. Wybór oznacza, że pojawiasz się ty, pojawia się ego, zaczynasz walczyć.
Ilekroć popadasz w skrajność, musisz podjąć walkę, stale walczyć, gdyż w tym stanie nie ma mowy o odprężeniu. Tylko będąc pośrodku można się odprężyć. W stanie skrajności zawsze mamy do czynienia z napięciem, obawą, niepokojem. Tylko ten środek, stan zrównoważenia, pozbawiony jest trosk i obaw, jesteś wówczas spokojny, nic cię nie niepokoi, nie ma bowiem napięcia. Napięcie to stan skrajny. Krążysz od jednej skrajności do drugiej, dlatego jesteś tak napięty.
Albo uganiasz się za kobietami i seks stale szumi ci w głowie, albo występujesz przeciwko nim i wtedy seks... również szumi ci w głowie. Jeżeli istniejesz dla seksu, seks będzie jedynym, co wypełnia umysł, jak dym. Gdy jesteś mu przeciwny, wrogi, seks także wypełniać będzie twój umysł, pamiętamy bowiem swoich przyjaciół, a jeszcze lepiej pamiętamy swoich wrogów.
Czasem zapominamy o przyjaciołach, lecz o wrogach nigdy, zawsze są z nami. Jak miałbyś zapomnieć o swym wrogu? Ludzie poruszający się w świecie seksu są więc całkowicie pochłonięci seksem. Zajrzyj do klasztorów, gdzie są ludzie, którzy popadli w drugą skrajność - ciągle nastawieni na seks, cały ich umysł przepełniony jest seksem.
Jedz za dużo, wpadaj w obsesję na punkcie jedzenia tak, jakby jedzenie było celem twojego życia, a pożywienie wciąż dręczyć będzie twój umysł. Pość... i wtedy też będziesz myślał o pożywieniu. Jeśli coś bezustannie nęka umysł, staje się obciążeniem. Kobieta nie stanowi problemu, mężczyzna nie jest problemem - to seks, wciąż angażujący umysł, jest problemem. Jedzenie nie jest problemem, jesz coś i tyle, ale ciągłe myślenie o jedzeniu staje się poważnym problemem.
Jeśli umysł bez przerwy drąży kilka kwestii, jego energia ulega rozproszeniu; umysł jest otępiały, znużony, przeciążony do tego stopnia, że życie zdaje się być pozbawione sensu. Gdy umysł zostaje uwolniony od tego ciężaru, jest lekki, świeży, mówimy wówczas o inteligencji. Człowiek ogląda świat na nowo, dzięki świadomości, która jest świeża, uwolniona od ciężaru. Cały wszechświat jest piękny - to piękno nazywamy Bogiem. Cały wszechświat jest żywy - to tętniące życie nazywamy Bogiem. Cały wszechświat jest ekstatyczny, każdą chwilę, każdą cząstkę przepełnia szczęśliwość - to szczęście i ekstazę nazywamy Bogiem.
Bóg nie jest osobą, która gdzieś tam na ciebie czeka, Bóg jest objawieniem w tym świecie. Kiedy umysł jest cichy, spokojny, przejrzysty, odciążony, młody, świeży, dziewiczy... z dziewiczym umysłem dostrzegamy Boga wszędzie. Ale twój umysł jest martwy, uczyniłeś go takim dzięki określonemu procesowi, który polega na tym, że przechodzisz z jednej skrajności w drugą i na odwrót, nigdy nie pozostając pośrodku.
Słyszałem o pijaku, który szedł ulicą, ogromną, szeroką. Zapytał przechodnia: „Gdzie jest druga strona tej ulicy?" Ulica szeroka, zapada zmierzch, gasną światła, a do tego on jest pijany. Nie widzi zbyt dobrze, więc pyta:
„Gdzie jest druga strona?" Jakiś człowiek ulitował się nad nim i pomógł mu przejść na drugą stronę.
Gdy tam dotarł, zagadnął kolejną osobę: „Gdzie jest druga strona?" Tamten przeprowadził go. Gdy przeszli na drugą stronę, pijak stwierdził: „Chwila! Co to za ludzie? Stanąłem tam, spytałem gdzie jest druga strona, oni mnie tu przyprowadzili, no to się pytam znowu gdzie jest druga strona. A oni mówią, że tam! I znowu mnie tam powleczecie... Co za ludzie tu mieszkają? Ja się pytam gdzie jest druga strona?"
Nie ma znaczenia gdzie jesteś, przeciwieństwo staje się „drugą stroną" i staje się atrakcyjne, ten dystans kusi. Nie wyobrażasz sobie nawet jak seks pociąga człowieka, który usiłuje pozostać w celibacie - nie masz pojęcia! Nie jesteś w stanie wyobrazić sobie jak jedzenie przyciąga człowieka poszczącego. Nie zrozumiesz, bo są to przeżycia: jedno tylko stale krąży człowiekowi po głowie, jedzenie... seks... I tak aż po kres naszych dni. Nawet w chwili śmierci, gdy pojawia się skrajność, nie sposób uwolnić się od tej obsesji.
Jak można rozluźnić się, być „na luzie"? Nie popadaj w skrajności, oto znaczenie słów Jezusa - nie popadaj w skrajności! Jezus doskonale wiedział, że jesteś uzależniony od jedzenia, więc nie zaczynaj głodówki, to nic nie pomoże.
będziecie potępieni...
Czym jest modlitwa? Zwykle sądzimy, że modlitwa to proszenie o coś, domaganie się czegoś, uskarżanie się - ty masz pragnienia, a Bóg może pomóc ci je spełnić. Stajesz przed drzwiami Boga, by o coś prosić, stajesz tam jako żebrak. Dla ciebie modlitwa to żebranie, ale modlitwa nie może być żebraniem; modlitwa może być tylko podziękowaniem, wdzięcznością. Jest to coś zupełnie innego. Gdy idziesz, by żebrać, modlitwa nie jest celem, staje się ledwie środkiem. Modlitwa nie jest ważna, albowiem modlisz się, by coś otrzymać i to coś jest ważne, nie modlitwa. Często jest tak, że modlisz się, a pragnienia nie spełniają się. Porzucasz wtedy modlitwę, mówisz: „Bezużyteczna!" A ona była dla ciebie tylko środkiem!
Modlitwa nie może być środkiem do jakiegoś celu, podobnie jak miłość. Miłość to cel - kochasz, ale nie w imię czegoś innego; miłość sama w sobie ma wewnętrzną wartość - po prostu kochasz! To ogromne szczęście! Nie ma nic poza tym, żadnego zamierzonego efektu, który dzięki temu osiągasz. Miłość to nie środek do jakiegoś celu, ale właśnie ten cel! A przecież modlitwa to miłość, wypływa to z ciebie i radujesz się tym, nie prosząc, nie żebrząc.
W gruncie rzeczy modlitwa w swym najgłębszym rdzeniu jest tak piękna, czujesz się tak szczęśliwy, czujesz się ekstatycznie... po prostu idziesz i składasz podziękowania Niebiosom, Bogu, za to, że pozwala ci być, pozwala oddychać, pozwala widzieć - cóż za paleta barw! On pozwala słyszeć, pozwala być świadomym. Nie wypracowałeś tego, to dar. Wchodzisz do świątyni z głęboką wdzięcznością, aby tylko złożyć podziękowania: „Cokolwiek mi dałeś, to nazbyt wiele. Nie jestem tego godzien!" Czy zasługujesz na cokolwiek? Czy możesz udowodnić, że w jakikolwiek sposób zasłużyłeś sobie na coś? Gdyby cię tutaj nie było, czy mógłbyś twierdzić, że osądzono cię niesłusznie? Nie! Wszystko, co masz, to po prostu dar, dar Boskiej Miłości. Nie zasłużyłeś na to.
Bóg jest przepełniony miłością. Gdy to zrozumiesz, rodzi się w tobie nowa jakość: wdzięczność. Pragniesz ofiarować Mu podziękowania, po prostu czujesz wdzięczność. Wdzięczność jest modlitwą, jak pięknie jest ją czuć, nie można tego z niczym porównać... Modlitwa to szczyt szczęścia, nie może ona stać się środkiem prowadzącym do jakiegoś celu.
Jezus powiada: a jeśli modlicie się będziecie potępieni... ponieważ twoja modlitwa jest zła. Jezus doskonale wie...
Porozmawiajmy.TV