Morawski K. - Rzym i narody.pdf

(384 KB) Pobierz
Kazimierz Morawski
RZYM I NARODY
Podbój Zachodu
Wschód i Żydzi
I. PODBÓJ ZACHODU
„Kraina Italska, z woli bogów wybrana, aby to, co rozproszone, jednoczyć,
państwa i obyczaje łagodzić, tylu narodów niezgodne i dzikie języki wspólnością
jednej mowy łączyć, stosunki i cywilizację między ludźmi krzewić, słowem, stać
się jedną i wspólną ojczyzną wszystkich narodów po świecie rozsianych” — takie
zadania wyznacza państwu rzymskiemu autor żyjący w pierwszym wieku po
Chrystusie, patrząc na to, co się około niego działo, wysnuwając stąd górnolotne i
dalekonośne wnioski i marzenia na przyszłość. Kiedy Pliniusz Starszy pisał,
dzieło to do połowy dopiero było spełnione; ale zaprzeczyć się nie da, że
późniejsze wypadki zamieniały coraz bardziej jego słowa i aspiracje w
rzeczywistość. Cywilizacja rzymska i język rzymski w chwili największego swego
rozprzestrzenienia w epoce cesarstwa obejmowały rzeczywiście kolosalne
terytoria, sięgały na wschód do granic, gdzie się zaczynał świat helleński i
wschodni, zajmowały więc dzisiejszą Italię, Niemcy położone na południowym
brzegu Dunaju, część Bawarii, Tyrol, Austrię i kawał Węgier, prowincje położone
między Dunajem a Grecją, a mianowicie Dalmację i Serbię, na lewym brzegu
Rumunię, dalej na zachodzie Francję aż do Renu, Anglię aż do granic Szkocji, na
południu półwysep Pirenejski i wreszcie północne Afryki wybrzeże. W całym tym
ogromnym zakresie odzywał się język rzymski, w niższym lub wyższym stopniu,
jako język potoczny, a organy rządu wywalczały mu używanie i prawa jeszcze
poza tymi granicami, roznosiły go do najodleglejszych imperium rzymskiego
zakątków. Po tych bezmiernych przestrzeniach znajdujemy dziś wszędzie ślady
rzymskiej władzy i rzymskiej kultury, zarówno w York, mieście angielskim, jak
nad Eufratem i na północnych oazach Sahary. A na tym posiewie tak bujnym i
obfitym polega w większej części dzisiejsze ukształtowanie Europy, w której
romańskie narody tak wielkie zajmują przestrzenie; polega nasza cywilizacja, w
której rzymskie i romańskie żywioły najistotniejszym i najważniejszym są
żywiołem.
Tak się stało — bo się tak stać musiało. W dzisiejszej historiografii rzymskiej
znajdujemy przeważnie tylko słowa podziwu dla Rzymian i ich zdobyczy; zasoby
cywilizacji, które z sobą przynieśli, każą zamykać oczy na straszne strony tego
procesu, być głuchym dla jęków i skarg narodów, które ulegały pod brzemieniem
rzymskiego oręża. Szczególnie ten historyk o wielkim talencie i większej jeszcze
erudycji, który w nowszych czasach pisał dzieje Rzymu, aby dla swego narodu
stworzyć wzory działania, historyk, który zamierzył, aby idee rzymskie stały się
dla Prus wytycznymi zasadami postępowania, a z drugiej strony wniósł do
dziejów rzymskich pełno nowożytnych, specjalnie pruskich pojęć, Mommsen
wpłynął przeważnie na panujące dziś w tej mierze sądy i wyobrażenia. Zaborcza
polityka Rzymu znajduje w nim najgorętszego obrońcę, za zaborem idzie tępienie
pognębionych i tu znowu znajdziemy z jego strony serdeczne słowa uznania i
nieomal zachęty; skargi i smutki uciśnionych wyrywają mu z ust często słowa
ironii i sarkazmu, a dla uczuć łagodniejszych u panujących znajduje on tylko
wyrazy potępienia. Historia jego spisana pod hasłem:
Vae victis
i jest tego hasła
apologią. Obok wielkiego Rzymu widzi on tylko narody, jak się wyraża, „do
zagłady dojrzałe, przeznaczone”, i każe według nowszych teoryj ewolucyjnych tej
zagładzie tak działać, jak prawu ciężkości, prawom przyrody. Bo chwalcy
imperializmu uważają zawsze zdobycze i wielkie aglomeraty państwowe za ideał i
cel pożądany w rozwoju ludzkości i swojej własnej ojczyzny. Śmierci słabych
organizmów są w ich pojęciu niezbędnym podłożem dla pełni życia i kultury. Lecz
takie poglądy są fałszywymi. Cywilizacja materialna może w wielkich tworach
państwowych się podnieść, ale to nie okupi braku dobytków duchowych, które w
małych ogniskach, przesiąkniętych gorącą miłością ciasnej lecz własnej ojczyzny
zakwitają i dojrzewają bujniej i obficiej. Wielkie imperium rzymskie chorzało w
końcu i zamierało wskutek pewnej jałowości życia duchowego i rozprzęgło się pod
naciskiem
nowych,
świeżych
sił,
wyodrębniających
się
narodowych
indywidualności, które dają rękojmię pełnych, owocnych rozwojów i twórczych
zapałów.
W jednym z najwspanialszych obrazów piekła przedstawia nam Dante starca
urobionego ze złota, srebra, miedzi i żelaza. Wyobrażenie to czasu i jego epok.
Przez szczeliny tej postaci sączą ciągle łzy obfite spływające do piekieł, gdzie z
nich powstają rzeki podziemne: Styks, Kocytus, Flegeton i Acheron. Są to łzy
ludów, cierpiących pod przewrotnymi rządami. Historia tymi łzami mało się
zajmuje, a najmniej historiografia starożytności; gromadzą się one w piekielnych
czeluściach, znikając z przed oczu ludzi i potomności. Ale nie pojmujemy
historiografii, która by dla tych cierpień nie miała przynajmniej winnej czci i
poszanowania, która by nie piętnowała działań będących krzywdą i
niesprawiedliwością; a zgoła przewrotnym wydaje nam się działanie historyka,
który pojęcia zamarłej starożytności chce żywcem odnawiać i wskrzeszać,
ignorując zupełnie, że czasy i ludzie się zmieniły i że między naszą epoką i
historią Rzymu zawitało Chrześcijaństwo i jego nauka. Rządy, które ulegną takim
podszeptom reakcyjnych historyków, znajdą się w błędzie i popełnią zbrodnię
przeciw prawom dziejowym, a wątpić nie można, że przyszłość te błędy napiętnuje
i te zbrodnie pomści.
Rzym był państwem zaborczym w całym tego słowa znaczeniu. Żądza ta pchała
go ciągle naprzód we wszystkich kierunkach, aż doprowadziła do tego, że
wielkość i rozprzestrzenienie się państwa stało się jego słabością i zarodkiem
śmierci. Nie myślimy tu opowiadać dziejów rzymskich, nie zamierzamy się
zatrzymywać przy zjednoczeniu Italii pod berłem rzymskim; ten pierwszy zabór i
podbicie pokrewnych ludów przez mieszkańców małego Lacjum, był normalną i
konieczną podstawą bytu politycznego, postulatem historycznym. Wiadomo, że w
r. 266 przed Chr. skończyła się pierwsza epoka w dziele zjednoczenia Italii i że
wkrótce potem sięgnął Rzym poza morskie dziedziny, czego ofiarą padła
niebawem Hiszpania. Zajęcie Hiszpanii podczas drugiej punickiej wojny było
pierwszym krokiem w podbiciu zachodu; a tym zachodem rzymskiego państwa
przede wszystkim zająć się zamierzamy, bo podbicie i romanizacja Hiszpanii,
Galii i w drobnej mierze Brytanii są dziełami, które w części przetrwały wieki aż
do naszych czasów, a proces ten cały obfituje we wskazówki i nauki dla
wszystkich pokoleń i narodów.
1.
Rzeczpospolita rzymska podbijała narody, ale nie pracowała systematycznie nad
ich wynarodowieniem. Szło to w parze z wyobrażeniami panującymi w klasycznej
starożytności o obywatelu i cudzoziemcu. Przypuszczając obcego do praw
obywatelskich i równając go z sobą, trzeba by go przypuścić do przywilejów, a
przede wszystkim do kultu i czci bogów, którzy się brzydzą wszelkim człowiekiem
obcego pochodzenia. Nic nam lepiej tego ekskluzywizmu rzymskiego nie maluje,
jak scena zaszła w senacie w roku 340 przed Chr.
Sprzymierzeni Latyni przejrzawszy, że przymierze z Rzymem jest dla nich
ciężarem, żądali zupełnego wcielenia w organizm państwa rzymskiego.
Romani
omnes vocemur,
niechaj się nazywamy wszyscy Rzymianami, mówił ich wódz
Anniusz przed rzymskim senatem. Na to oburzony konsul rzymski Manliusz,
porwany gniewem zawołał: „słyszałeś, Jowiszu, słowa bezbożne? Czyż zniósłbyś,
aby cudzoziemiec zasiadał w tej świątyni jako konsul lub senator?”. Na takim
stanowisku zupełnej wyłączności stali Rzymianie w początku swych dziejów
zwycięskich, nawet wobec mieszkańców Lacjum i Italii. Przy takich
wyobrażeniach o żadnej dążności do asymilacji obcych żywiołów mowy być nie
mogło; rządowi rzymskiemu chodziło raczej o to, aby różnica i przepaść dzieląca
dawnych od nowych poddanych, była utrwaloną i widoczną, niż o jakiekolwiek
zrównanie praw i ludzi. Ale cała historią Rzymu jest ciągłym i stopniowym
rozwojem pojęć od pierwotnego ekskluzywizmu ku złagodzeniu ostrej różnicy
między obywatelem i obcym, którą przede wszystkim zatrzeć usiłowało
Chrześcijaństwo. To też widzimy, że co do pobratymczych ludów Italii, zmieniły
się z biegiem czasu stosunki o tyle, iż w końcu epoki rzeczypospolitej wszystkich
mieszkańców półwyspu Apenińskiego znajdujemy w posiadaniu obywatelstwa
rzymskiego. Italia już w pierwszym wieku przed Chrystusem była jednym,
jednolitym państwem. Atoli rozszerzać te prawa i tę równość na mieszkańców
prowincji, nie było ani po myśli Rzymian, ani w duchu starożytności, i trzeba było
dużo jeszcze czasu, aby te pojęcia zmieniono i przełamano.
A więc nie pod hasłem cywilizacji zajmowała i zdobywała rzeczpospolita rzymska
zamorskie krainy; żądza podboju pchała ją naprzód, a tej żądzy nie osłaniano
żadnymi kłamliwymi i wyższymi hasłami; prawda naga i bardzo realistyczna,
błyszczała na sztandarach rzymskich legionów: podbój, zapewnienie tego podboju
i wyzyskanie nowo nabytych krain, pod względem materialnym. Same wojny,
które rozszerzały zakres rzymskiego panowania, były okropne: walczono bez
litości i bez przebaczenia tak, że najczęściej prowincja podbita ogniem i mieczem,
wycieńczona po wielkiej utracie krwi i siły wchodziła w rzymskie posiadanie.
Prawa wszelkie miejscowe dotychczasowe wychodziły wtedy z użycia, a rzymskich
prowincjom nie nadawano. Jakaś
lex
wypracowana i nadana przez zdobywcę
wraz z delegatami senatu określała ogólnikowo porządki, które w nowym kraju
miały panować. Rzym posyłał następnie jednego ze swych obywateli do nowych
dziedzin, które się stawały jego prowincją, t.j. zakresem jego osobistego
panowania, bo rząd powierzając mu imperium, wyzuwał się na jego korzyść z
wszelkich praw panującego. Ten rządca rzymski uosabiał odtąd w prowincji
władzę, prawo i siłę — i mógł ich nieledwie dowolnie używać, zanim przy
dorocznej zmianie urzędników jego następca nie zawitał i nie wysadził go z krótko
zajmowanego stanowiska. W tej ciągłej przemianie władców leżała po części
tragiczność położenia podbitych. Urzędnik, idący na administratora z
przekonaniem, że prowincje tylko dla korzyści rzymskiego ludu istnieją, uważał
się za reprezentanta tego ludu i dbał w pierwszym rzędzie o swe korzyści
osobiste. A trzeba mu było działać prędko i stanowczo, bo rok czasu miał mu
przysporzyć majątku, zanim jego następca się nie pojawił. Więc losy prowincyj
zależały prawie wyłącznie od charakteru człowieka, który całe prawo w nich
dzierżył, t.j. miał ręce rozwiązane dla prawa i bezprawia. Zaraz też po podbiciu
następowały zmiany własności, konfiskaty i wywłaszczenia. Część gruntów w
zdobytej prowincji przechodziła na własność państwa Rzymskiego, mianowicie
miasta, które z bronią w ręku stawiały opór legionom, ulegały ciężkiemu losowi.
Mury ich z ziemią równano, mieszkańców wybijano lub sprzedawano w niewolę,
terytorium miejskie rozdawano między gminy sąsiednie, lub zagrabiwszy
oddawano w dzierżawę. Własność podbitych mieszkańców prowincji była w ogóle
nie obwarowaną żadnymi prawami. Rzymianin tolerował tę własność, przyznając
sobie prawo jej wypowiedzenia. Najwięksi demokraci, Gaius Gracchus i Cezar, na
zasadę tę szczególny pokładali nacisk.
Te wszystkie gwałtowne środki nie byłyby jednak naprzód posunęły dzieła
romanizacji. A jednak wiemy, że ona już za rzeczypospolitej robiła postępy, choć
rząd ze świadomością nie dążył do tego celu, ani tego rozwoju szczególnie nie
pielęgnował. Wprowadził on wprawdzie do nowych prowincyj język rzymski jako
urzędowy, ale to nie mogło przeważnego wpływu na kraj wywrzeć, bo rząd ten nie
znał biurokracji tak rozgałęzionej, tak przenikającej wszystkie stosunki życia, jak
państwa nowożytne. Nie było tam więcej
accipientium quam dantium,
więcej
poborców niż dających, jak późny autor łaciński o powstającej biurokracji
słusznie się wyraził. Inne czynniki były skuteczniejsze. Ci sami, którzy podbijali
kraje, a potem poskramiali bunty podbitych, spełniali przede wszystkim tę misję.
Hiszpania była prowincją, w której wskutek oporności mieszkańców
utrzymywanie wojska ciągle było koniecznym. Jak to wpływało na zlewanie się
narodowości, łagodzenie przedziału między podbitymi i pogromcami, to z tego
faktu wnioskować możemy, iż już w roku 171 nad Gibraltarem powstaje osobne
miasto Carteja dla licznych dzieci, urodzonych ze związków między rzymskimi
legionistami a kobietami hiszpańskimi. Obozy rzymskiego wojska tam, gdzie ono
już za rzeczypospolitej musiało prawie stale konsystować, wyrastały na miasta
promieniejące na całą okolicę. A obok tego szedł do nowo podbitych krain, choć
nie ujęty przez państwo w żadne kształty i karby, napływ cywilnych Italików w te
nowe dziedziny.
Ubicunque vicit Romanus, habitat,
gdziekolwiek Rzymianin
zwyciężył, tam i zamieszkuje, mówił Seneka w pierwszym wieku po Chrystusie.
Rzeczywiście wskutek ucisku podatkowego, wskutek bezprawia poborców i
niesumiennego postępowania wielu wielkorządców rzeczypospolitej marniała i
biedniała najczęściej ludność prowincji, a w jej miejsce napływały całe gromady
rzymskich przedsiębiorców, kupców i spekulantów, ludność pasożytów, która
zamierzała pod opieką władzy szukać szczęścia na obczyźnie. Osiadali oni po
miastach i miasteczkach, tworzyli związki kupieckie, wyzyskiwali lichwą
mieszkańców, stanowili uprzywilejowaną kastę w organizmie państwowym
prowincji. Kopalnie bogatej w kruszce Hiszpanii, które już za rzeczypospolitej
stały się własnością państwa, zajmowały codziennie tysiące ludzi i przyciągały
całą masę italskich żywiołów. Że jednak te wszystkie środki i półśrodki nie
złamały oporności Hiszpanów, ich energii i poczucia narodowego za
rzeczypospolitej, o tym historia tej prowincji wypełniona aż do narodzenia
Chrystusa jednym szeregiem powstań i walk zawziętych najwymowniej świadczy.
Do Hiszpanii wkroczyli Rzymianie nie z własnej, bezpośredniej pobudki, lecz z
zewnętrznych politycznych przyczyn. Zagrożonym przez Kartaginę musiało
chodzić o to, aby punicka potęga nie miała silnego stanowiska w Europie, które
by ułatwiało wszelkie napady na Rzym i Italię. A właśnie w drugiej połowie
trzeciego wieku zajęła była Kartagina Hiszpanię. To też podczas drugiej punickiej
wojny, kiedy główny dramat rozgrywał się w Italii, odbywały się obok tego w
Hiszpanii krwawe zapasy między Rzymem a Kartaginą, a wiadomo, że i tam i
tutaj Rzym został zwycięskim. W roku 206 złamaną została w Hiszpanii potęga
Kartaginy i odtąd kraina ta weszła w skład państwa rzymskiego, weszła
nominalnie, ale nie faktycznie, bo jedynie wschód i południe przyjęły z pewną
uległością jarzmo rzymskie, podczas gdy na zachodzie i północy oręż rzymski
powoli piędź po piędzi wywalczać musiał. Ludność Hiszpanii, którą tu Rzymianin
zgnębił, była iberyjską, t.j. ludnością, której jak niektórzy mniemają, drobny
odłamek po dziś dzień się zachował w mieszkających na północy półwyspu
Baskach lub Waskonach. Była to ludność politycznie mało wyrobiona,
rozdrobniona na szczepy, żadną nie złączone organizacją, związane tylko
solidarnością patriotyzmu, który wobec wroga umiał być groźnym i nieugiętym.
Na północy były jeszcze pewne naleciałości Celtów, którzy kiedyś szersze tu
zajmowali dziedziny; na wschodzie i południu istniały miasta założone przez
Fenicjan i Greków, którzy swoją kulturą wschodnią położyli podwaliny pod
następującą, rzymską.
Gens nata reparandis instaurandisque bellis,
narodem zawsze pochopnym do
wznawiania walki, nazywa Hiszpanów Liwiusz. Toteż następne dwa wieki, po
pierwszym zajęciu prowincji, leje się tu krew ofiar i zaborców prawie bez
przestanku. Wspaniałe są rysy w tym rycerskim oporze narodu. Ludzkość zawsze
podziwiać będzie podniosłą postać Luzytańczyka Viriatusa, który z pasterza stał
się przewodnikiem narodu i przez lat 9 głównie w południowej Hiszpanii
zwycięsko się ucierał z Rzymianami, aż w roku 140 podstęp Rzymian nie usunął
go morderstwem ze świata. Równocześnie na północy zawrzała walka i
skoncentrowała się koło twierdzy Numancji. Na południu podły sztylet, tu nie
oręż, lecz zagłodzenie osaczonego miasta położyło koniec walkom, które przez lat
wiele ciągnęły się aż do roku 133 przed Chr. Poddający się bohaterscy obrońcy,
prosili przy kapitulacji o przyznanie im czasu, w którym by ci, co takiej hańby
przeżyć by nie chcieli, życie sobie mogli odebrać, a wódz rzymski przystał na ten
warunek.
Ze strony rzymskiej przeciwnie, nigdy w równie haniebny sposób nie prowadzono
walki. Dopuszczano się tu strasznych okrucieństw, okaleczano jeńców
wojennych, ucinając im ręce, popełniano ciągle wiarołomstwa, zarówno wodzowie
jak senat, który zobowiązania przez pobitych wodzów wobec Hiszpanów przyjęte,
za niebywałe uważał.
Obok oręża, inne jeszcze środki miały zmierzać do uspakajania i uśmierzania
ludności. Mówiliśmy już o wielkim napływie Italików do Hiszpanii; wśród powstań
miejscowych po kilkakroć oni skrzyżowali plany i zamiary Hiszpanów. Starano się
wszelkimi sposobami złagodzić niespokojne usposobienie mieszkańców, stępić
ostrze ich broni. Ponieważ wiele rozterek pochodziło od ludzi wędrownych,
rozniecających co chwilę gdzie indziej zarzewie walki, dlatego też Tyberjusz
Gracchus już w początku drugiego wieku przed Chrystusem niestałym tym
żywiołom przydzielał części ziemi, sprzyjał powstawaniu stałych osad w duchu
Zgłoś jeśli naruszono regulamin