2112 przekład 17.doc

(46 KB) Pobierz
Epizod 17

Epizod 17

LONDYN, WIELKA BRYTANIA

Nienawidzę Chin. Nienawidzę Chin razem z jego dwumiliardową liczbą ludności, wysokimi technologiami i dobrymi chęciami. No nie, to oczywiście wspaniale, że wschodnie supermocarstwo zainicjowało spotkanie na szczycie, które może stać się wydarzeniem historycznym. Jako światowy lider w sferze polityki i ekonomii, Chiny nie zainteresowane w eskalacją globalnego kryzysu jądrowego. Cel Pekińskiej Euroazjatyckiej Konferencji 2112 to „częściowe uregulowanie geopolitycznych konfliktów i osiągnięcie porozumienia między państwami, pozostającymi w stanie zimnej wojny”. To jest pomiędzy największym krajem muzułmańskim, Pakistanem – a Wielką Brytanią. Wciąż jeszcze zajmujemy dominującą pozycję w Zachodniej Europie, zatrutej radiacją i na poły opustoszałej.

Pekin podjął się roli mediatora na kontynencie. Państwo Środka przeprowadza stopniowe zasiedlanie i bezkrwawą aneksję rosyjskich terytoriów aż do Uralu. De facto złoża rudy, gazu, ropy naftowej i złota na Syberii i Dalekim Wschodzie już należą do Chińczyków. Obiecamy przymknąć na to oko. Z kolei totalitarna Rosja, która zmieniła się w ortodoksyjne państwo wyznaniowe, zagarnęła południowo-wschodnie terytoria Europy do granic Niemiec, Włoch i byłej Austrii. Pozwoliliśmy na to, gdyż byliśmy zbyt zajęci Bliskim Wschodem. Rosja, która kiedyś pod naciskiem świętej pamięci ONZ zrezygnowała z arsenału jądrowego, zachowuje neutralność. USA jako państwo istnieje tylko de jure, w postaci wschodnich terenów i autonomicznej Republiki Kalifornijskiej ze stolicą w Los Angeles. Wszystkie pozostałe rejony Stanów Zjednoczonych to dzikie terytoria, jak za czasów zasiedlania północnoamerykańskiego kontynentu. Bipolarny i wielopolarny świat, jakim był w XX i XXI wieku, należy do przeszłości. Tak więc Rosja i USA już się nie liczą i nie zostały zaproszone na Konferencję Pekińską.

Spotkanie będzie się odbywać na poziomie przywódców państw. W skład delegacji będzie wchodzić także kierownictwo MSZ i wywiadu zewnętrznego. W początkowym etapie negocjacji delegacje omówią pierwsze kroki i gwarancje, niezbędne dla ustanowienia moratorium na wykorzystanie dalszy rozwój broni jądrowej. Wymiany tajnych informacji z Chinami, zatroskanych sąsiedztwem z wojowniczym Pakistanem, nie zaplanowano. Jednak Londyn i Islamabad będą omawiać program wymiany rezydentów, ujawnionych przez kontrwywiad obu stron i znajdujących się w areszcie. Najbardziej skomplikowany temat przyszłych rozmów to „kwestia irlandzka” i finansowanie przez Pakistan faszystowskiego reżimu Moriarty’ego, stanowiącego bezpośrednie zagrożenie dla Anglii. Możliwe, że to nasza ostatnia szansa, by uratować sytuację.
Tak więc wszystko to wspaniale. Cholernie cudowne. Ale dlaczego to dzieje się akurat teraz, w przeddzień Bożego Narodzenia? Nie, nie jestem sentymentalny. W ogóle. A i Gwiazdki nie obchodzimy już tak jak kiedyś. Ale… Teraz, kiedy przeżyliśmy z Sherlockiem razem dwa miesiące, kiedy pojawiło się u mnie coś w rodzaju rodziny – aczkolwiek dziwnej rodziny – kiedy na dworze panuje mroźna, śnieżna zima, a w naszym mieszkaniu na Baker Street jest tak ciepło… Kiedy po raz pierwszy od wielu lat chciałem spędzić to cholerne Boże Narodzenie z człowiekiem, który stał się dla mnie sensem wszystkiego… Akurat teraz mamy wlec się cholernych osiem tysięcy mil w składzie delegacji sir Mycrofta.

Nie, nawet nie myślę się skarżyć. Nie planowałem na święta niczego szczególnego. Możliwe, że akurat w tym dniu mielibyśmy jakieś zadanie. A jeśli nie, udałoby mi się zmusić ciebie, żebyś nie pracował. Cichy wieczór w domu, razem z tobą. Może ogień na kominku i szklaneczka whisky. Możliwe, że zgorszyłby cię sam pomysł odprawiania tego bezsensownego chrześcijańskiego rytuału. Pokłócilibyśmy się, a ty, żeby odpracować swoją winę, zagrałbyś tego cholernego Bacha. Zawsze bezwstydnie używasz tego wybiegu, wiedząc, że „Ciaccona” w twoim wykonaniu wywraca mi duszę na lewą stronę. A potem być może poszlibyśmy spać. Zasnęlibyśmy od razu – albo po tym, jak nasze ciała otrzymałyby dawkę siebie nawzajem. Być może.

Jednak zamiast tego jedziemy do Chin i ratujemy świat. Dzięki, Pekinie. Dzięki, sir Mycrofcie. Nasze pierwsze Boże Narodzenie…

Biegasz po mieszkaniu, dziki i nieopanowany, niczym orkan. Coś planujesz, analizujesz, rozmawiasz z kimś przez środki łączności, studiujesz mapy i dossier ludzi, z którymi będziesz się kontaktować. Zawsze jesteś taki przed tym, nim misja wchodzi w rozstrzygające stadium. Etap przygotowań jest najważniejszy. Od niego zależy wszystko. Twój brat jest przekonany, że skuteczna wojna to brak działań wojennych. Dyplomacja i szpiegostwo przede wszystkim. W sytuacji idealnej zwycięstwo decyduje się jeszcze przed rozpoczęciem starcia. Działania wojenne to droga rozrywka dla państwa, podczas gdy dyplomatyczna strategia, fałszywe sojusze polityczne i obietnice, jak również zwiad i kontrwywiad - to najkrótsza droga, by uniknąć bezpośredniego konfliktu zbrojnego.[1]

Obaj z Mycroftem jesteście strategami, a ja – taktykiem. Moim zadaniem w danym momencie jest, żebyś nie eksplodował z podniecenia na moich oczach, pośrodku salonu. Coś mamroczesz, opowiadasz, wykrzykujesz, jęczysz teatralnie, załamujesz patetycznie ręce… W tym rwącym potoku słów co i rusz pojawia się słowo „John”. To tylko słowo. Zaręczam, że gdyby na moim miejscu znajdował się dowolny nieożywiony przedmiot, zwracałbyś się do niego z taką samą pasją. Taki już jesteś i nie mnie ciebie zmieniać. Ja sam beznamiętnie studiuję pliki, zapamiętuję twarze. Obiektem mojej szczególnej uwagi jest pakistańska delegacja. Wszyscy jej członkowie – od szefa do personelu obsługującego – są podejrzani. Mogą zerwać narady w dowolnym momencie. Przeistoczyć je w krwawą jatkę. Pekin zachowa nadzwyczajne środki ostrożności, biorąc pod uwagę swoje względnie bliskie położenie z Pakistanem i Afganistanem. Gdyby Brytyjczycy mieli na to wpływ, spotkanie odbyłoby się w innym miejscu. Jednak nie mamy wyboru. Zapewniono nas, ze na terytorium Chin nie mamy się czego obawiać. Pozostaje jeszcze przelot. Mogą nas załatwić jeszcze w drodze. Wypuścić rakietę z Afganistanu albo Iraku. A Islamabad będzie miał czyste ręce. Mamy zapewniony bezpieczny korytarz, ale czemu nie mieliby nie zlikwidować za jednym zamachem całego brytyjskiego rządu? A na dodatek mnie i ciebie.

Sherlock…

Jednak w tej chwili nie martwi mnie samolot i hipotetyczna rakieta, a twój stan. Zaczynam rozumieć, dlaczego kiedyś tak niezmordowanie szukałeś kochanków. Dlaczego grałeś na skrzypcach i paliłeś marihuanę. Żeby nie wybuchnąć. Kiedyś nazwałem taki moment jak ten „burzą i naporem”. Nie pamiętam, skąd mi się to wzięło. Po prostu powiedziałem. Rozzłościłeś się, zacząłeś krzyczeć, że mam okropny nawyk mówić to, o czym nie mam bladego pojęcia i że to absolutnie nie to, czym się zajmujesz. [2] Nie zrozumiałem, ale… dobrze. Ty wiesz lepiej. Najważniejsze, że już nikogo nie szukasz i nie palisz. Pozostały tylko skrzypce – i ja. Teraz powinienem ostudzić twój mózg, inaczej eksplodujesz. Wyciągam rękę i proszę:

- Chodź tutaj.

Patrzysz szalonymi, błyszczącymi oczami.

- Chodź, Sherlock. Połóż się.

Siedzę na kanapie. Znasz już algorytm. Podchodzisz, siadasz, kładziesz się na boku, układając głowę na moich kolanach. Głaszczę cię po włosach, lekko masuję szyję i ramiona. Cichniesz. Stajesz się prawie taki, jak w czasie snu – kiedy nie śni ci się ten sen.

Sherlock…

- Przypomnij mi, dlaczego wciąż jeszcze ze mną jesteś…?

- Trzeba być idiotą, żeby odrzucić miłość takiego człowieka, jak ty…

- Masz zły gust…

- Zamknij się…

- Do tego trzeba

Który z nas to mówi? Nie pamiętam. Nieważne.

Gładzę cię po głowie, a ty milczysz i oddychasz ciężko. Wyznałem ci miłość po drodze do Dublina, w maszynowni starego szkunera. Kochaliśmy się, jak obłąkańcy. Czy potrafię powiedzieć, że cię kocham – teraz? Nie. Nauczyłem się, jak nie wyglądać głupio. A to będzie niewątpliwie będzie brzmiało głupio – równie dobrze mógłbym oznajmić: „Wiecie, kocham powietrze. Jestem w nim zakochany. Jestem po prostu zachwycony powietrzem. Uwielbiam oddychać…” Nie myślę o miłości. Ale jeśli znikniesz, bardzo szybko się uduszę. Jestem lekarzem, wiem jak to wygląda: afikcja, zwierzęcy strach przed śmiercią, płuca przeszywa potworny ból. Puls wpierw przyspieszony, potem zwalnia. Utrata przytomności. Ciemność. Drgawki. Zatrzymanie oddechu. Mózg wytrzyma pięć minut. Serce, być może, będzie nadal biło, stopniowo zwalniając. Być może. Jakiś czas będę żywy, ale kora mózgowa obumrze. Nie będę sobą – nic mnie już nie uratuje. Stanę się ciałem bez duszy i bez myśli.

Sherlock…
 


http://www.youtube.com/watch?v=1zvRWFD_1_M  Partita in D minor for solo violin Chaconne BWV 1004 Johann Sebastian Bach


 


[1] Niektóre z podstawowych założeń „Sztuki wojennej” Sun Tzu, najbardziej znanego starochińskiego traktatu poświęconego wojennej strategii i taktyce (VI-V w. p.n.e.). Traktat ten jest używany także dzisiaj, np. podczas nauki w siłach morskich USA.

[2] „Burza i napór” – (niem. Sturm und Drang) preromantyczny nurt literacki w Niemczech w latach 1767-1785. Nazwa zapożyczona z tytułu dramatu F.M. Klingera (1776). Kierunek ten pozostawał w opozycji do oświeceniowego racjonalizmu i klasycyzmu, głosząc wyższość nieskrępowanej regułami wyobraźni, zwrócenie się do źródeł ludowych i narodowych. Najwybitniejsi przedstawiciele J.W. Goethe i F. Schiller.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin