Rok Polski 1918.06 nr 6.pdf

(2083 KB) Pobierz
Rok III.
Czerwiec 1918.
Nr. 6.
ROK POLSKI
CZASOPISMO POŚWIĘCONE ZAGADNIENIOM ŻYCIA
NARODOWEGO.
W YCH O D ZI W K R A K O W IE RA Z NA M IESIĄ C.
W Y D A W C A i R E D A K T O R : P R O F . Dr.
A U G U ST B A L A S IT S .
TREŚĆ:
A llo s :
Polityka symboli i drobnych zdobyczy.
O. W oronłecki O. P . :
Konkordat czy rozdział.
M : Na Rusi.
Dokumenty Sprawy polskiej od początków wojny po dzień
dzisiejszy.
A . B a la siis :
Zasada samookreślenia.
M. D y n o w sk a :
Charakterystyka twórczości M. Konopnickiej.
H.
S ien kiew icz :
Co się raz stało w Sydonie.
Notatki.
Sprawozdania.
Prenumerata roczna 24 kor., za półrocze kor. 12. — Cena numeru pojedynczego
2 kor. 50 hal. (2 marki 50 fen.).— Prenumeratę przyjmuje Bank Oszczędnościowy
w'Krakowie, Mały Rynek 4. (Czek P. K. 0 . 139.429.), gdzie należy zwra­
cać się w sprawach redakcyjnych.
Adres administracyi: Ulica Mikołajska 13, Drukarnia Związkowa. — Zastępstwo
■a Rzeszę niemiecką: Księgarnia M. Niemierkiewicza w Poznaniu.
Czerwiec
1918.
O A I /
IT
I
KUIV
i
ULSlil
DAI
C
Rok III.
Nr. 6.
Polityka symboli i drobnych zdobyczy.
Społeczeństwo polskie we wszystkich dzielnicach zajęło ży­
czliwe stanowisko wobec instytucyi, które do przelotnego życia
powołała wojna na terenie Królestwa Kongresowego. Nie można
bvło w tem widzieć rozwiązania sprawy polskiej, bo choćby te
instytucye jakościowo miały najszerszy zakres działania, pod wzglę­
dem ilościowym dotyczyły jednego tylko, i to nie całego zaboru,
obejmowały tylko część ziem, które pragną zjednoczenia. Ale
ostatecznie rozwój samodzielności jednej dzielnicy przygotowywał
ją do tego, by z większem doświadczeniem mogła ona wejść
w skład przyszłej, większej całości. Zresztą ta budowa pań­
stwowych urządzeń mogła przynieść niektóre trwałe zdobycze,
mogła ułatwić organizacyę przyszłej zjednoczonej Polski. To też
żywioły, które na chwilę nawet nie rezygnują z zasady, że sprawa
polska jest sprawą międzynarodową, i że załatwić ją może tylko
zjednoczenie wszystkich ziem w niepodległe państwo z własnym
dostępem do morza, uznawały racyonalność pracy państwowej
w ciaśniejszyrn zakresie i gotowe były tej pracy udzielić swojego
poparcia.
Rzecz jasna, że ani w Radzie Regencyjnej nie można było
widzieć istotnej władzy zwierzchniczej, ani też w gabinecie war­
szawskim rządu w prawdziwem tego słowa znaczeniu. Ktoby chciał
coś podobnego twierdzić, narażałby się na śmieszność, wywołaną
przez jaskrawe przeciwieństwo jego poglądów z politycznym sta­
nem rzeczy. Smiesznem też było tworzenie pozorów władzy, któ-
reby miały zakryć przykrą rzeczywistość. 1 w tych instytucyach
nie można było widzieć niczego więcej, nad zapowiedź tego, co
się ma stać dopiero, nad przygotowanie przyszłej państwowej
organizacyi. Zgodnie z tem chciano widzieć w Radzie Regencyjnej
symbol państwowości polskiej, wyraz niezłomnej woli narodu do
własnego bytu. Takie pojmowanie godziło się zupełnie z zakresem
działania, a raczej z brakiem pozytywnego zakresu działania Rady
Regencyjnej. Symbole zwykle są dalekie od rzeczywistości, wyra­
żają pewien uczuciowy nastrój, pewne pragnienie, które nie znaj­
duje swojego bezpośredniego urzeczywistnienia w faktach codzien­
nego życia. Takie symbole mogą mieć dużą doniosłość w polity-
ćznem życiu narodu, ale tylko pod warunkiem, że nie wypadną ze
swojej roli, że zostaną tylko symbolami. Niestety, inaczej się stało
z owym symbolem polskiej państwowości. Zbyt szybko zapragnął
on zejść z swego wysokiego piedestału na zawodny poziom bez­
pośrednich działań politycznych. Gdy nieoczekiwanie te symbole
znalazły się na berlińskim bruku, prysł urok, który je dotychczas
otaczał. Reprezentacya naszych dążeń narodowych zeszła do roli,
w najlepszym razie, wykrętnego dyplomaty, który pochlebstwem
chce osiągnąć sukces polityczny. Cała ta podróż na nic się nie
zdała. Przyszedł pokój brzeski i przyniósł oderwanie Chełmszczy­
zny. Rada Regencyjna godnym protestem, odwołaniem się do woli
narodu, wzniosła się znów wysoko w opinii publicznej po to, by
w parę tygodni potem aprobować żebraninę polityczną, podjętą
przez jednostki w rodzaju hr. Ronikiera. Tak więc to, co miało
być symbolem niewzruszonych naszych pragnień, przedstawia obraz
dziwnie zygzakowatej linii politycznej, jakiejś nerwowej, odrucho­
wej roboty, która najzupełniej nie godzi się z majestatem przy­
szłego państwa polskiego. Najlepsza wola i najszlachetniejsze za­
pędy nie zastąpią braku politycznej oryentacyi i na nic się nie
zdadzą, jeżeli społeczeństwo traktuje się jak dziecko, które można
uspokoić patryotycznymi frazesami.
Symbole zawiodły, trzeba było poszukać innego uzasadnienia
dla polityki, która chce uzyskać to, co tylko się da w obecnych
warunkach uzyskać dla sprawy polskiej. Wysunięto argument, że
trzeba korzystać z każdego realnego, choćby drobnego ustępstwa,
byle budować lub znosić materyał do budowy przyszłego państwa
polskiego. Społeczeństwo nasze w Królestwie Kongresowem znaj­
duje się w tak trudnych warunkach, że nie może lekceważyć ża­
dnego ustępstwa, które złagodzi jego ciężki los ekonomiczny,
zaprawi je do normalnego życia politycznego, wniesie silniejszą
spójność w jego duchowe wiązania. Tak więc, nie przesądzając
ostatecznego wyniku sprawy polskiej, trzeba opanować co tylko
się da, wznosić systematycznie organizacyę państwa, nie zrażając
się żadnemi przeciwieństwami i trudnościami.
Argumentacya ta jest zasadniczo słuszna. Nigdy nie można
lekceważyć nawet drobnych zdobyczy. Ale chodzi o to, za jaką
cenę się je uzyskuje. Chodzi o to, jakich ofiar od nas wymaga
ta polityka, co my ofiarujemy wzamian za drobne ustępstwa.
I odrazu wystąpi zasadniczy błąd, który tkwi u podstaw tej idei
ugodowej. Oto istnieje ogromna niewspółmierność między tern,
co się daje, a tern, co się dostaje, a nawet tern, co się wogóle
chce dostać. Politycy nasi w Królestwie Kongresowem są w szcze­
gólnie trudnem położeniu. W najlepszym razie mogą wywalczyć
zdobycze dla jednej dzielnicy Polski; ale może to nastąpić za
cenę aktów politycznych, które mają zasadnicze znaczenie dla ca­
łości polskiej sprawy. A więc poprostu mamy tu wymianę dziel­
nicowych swobód za ogólnonarodową rezygnacyę! Ze tej wymiany
dokonywać nie wolno, że tego rodzaju działalność polityczna gra­
niczy z zaprzaństwem, co do tego niema wątpliwości nikt, w kim
tylko żyje polskie sumienie. A przecież taka rezygnacyjna polityka
krzywdzi także i ziemie byłego rosyjskiego panowania, które tylko
w połączeniu z resztą Polski mogą dojść do pełnej wartości.
A nadto łączy się ona z niebezpieczeństwem dla niepodległości
przyszłego państwa polskiego, choćby w najciaśniejszych zamknię-
tego granicach.
A więc polityka realnych, stopniowych zdobyczy nie może
od nas wymagać aktów, któreby szkodziły sprawie zjednoczenia
i niepodległości. Ta idea ma dla nas tak absolutną wagę, że nie
wolno nam nawet na chwilę czynić z niej ofiar. Przeciwnie, po­
święcić trzeba wszystko, jeżeli tego ta idea wymaga. Poświęcić
trzeba także... realne zdobycze.
Niestety, znaleźli się u nas politycy, dla których program
zjednoczenia i niepodległości był czczem marzeniem, był czemś,
co trzeba ukryć głęboko w sercu lub głosić gdzieś daleko, za
granicą, ale czego trzeba się wyprzeć w kraju, gdyż inaczej nie
można prowadzić realnej polityki. Wielokrotnie się tego programu
wyparto. Po raz ostatni w sposób najbardziej jaskrawy, w „zawia­
domieniu" rządu polskiego w odpowiedzi na uchwały wersalskie.
Jak a za to spotkała nagroda tych polityków ? Jakie ustępstwa
przynieśli oni dla kraju? Czy stworzyli oni atmosferę bardziej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin