Roi Tov zaginął może go uciszono.docx

(209 KB) Pobierz

Roi Tov zaginął może go uciszono

Roi Tov…Missing…and Perhaps Silenced

Richard Edmondson - 10.02.2015

 

Nieznany los blogera i felietonisty portalu Veterans Today

crossofbethlehemfront

Roi Tov, autor książek Krzyż Betlejemski I i II [The Cross of Bethlehem] i felietonista Veterans Today, zaginął, i niektórzy spekulują, że Izrael mógł uciszyć go na zawsze.

Tov wczesniej służył jako oficer w izraelskiej armii, ale nie mogąc wytrzymać codziennych horrorów okupacji, nawrócił się na chrześcijaństwo i zaczął mówić publicznie o ogromnych naruszeniach praw człowieka przez żydowskie państwo. Jego działalność doprowadziła do odebrania mu izraelskiego obywatelstwa i ucieczki z kraju. W końcu osiedlił się w Boliwii, gdzie początkowo dano mu status uchodźcy, ale Tov, w wielu wpisach na swoim blogu wyrażał opinię, że Boliwia i rząd Evo Morales zawarli faustyczny układ z Izraelem żeby jego życie zamienić w piekło. Wkrótce zatrzymywano go na ulicach La Pa, a niekiedy atakowano fizycznie (zob. artykuł poniżej).

Swoje doświadczenia Tov opisał w dwu książkach Krzyż Betlejemski, wydanych w 2009 (I) i 2012 (II).

W ostatnim wpisie pod koniec sierpnia 2014 wyraził pogląd, że znalazł się na celowniku by go zabić [very last post], i zakończył go słowami: "Dziękuję za wam za czytanie mnie w ostatnich latach".

***

Roi Tov uciszony

Roi Tov Silenced

Ariadna Theokopoulos

 

Jak pisze Eileen Fleming  [a report by Eileen Fleming], Roi Tov mógł zostać uciszony na zawsze.

 

Izraelski dysydent i płodny pisarz, Roi Tov, urodził się w Ameryce Południowej i dorastał jako Reuven Schossen, w zwartej wspólnocie komunistycznego kibuca wzdłuż Doliny Jordanu.

 

Po 4 latach służby w Izraelskich Siłach Zbrojnych, kpt Schossen przeszedł do rezerwy i ukończył 4 stopnie [fakultety?], 3 w fizyce chemicznej.

 

W drugiej książce Krzyż Betlejemski II: z powrotem w Betlejem napisał:

 

"Był rok 1983, ale w szkole przerabialiśmy książkę 1984 Orwella, która przeraziła nas swoim podobieństwem do zycia w Izraelu.

Wojnę libańską, która rozpoczęła się rok wcześniej, nadal rząd nazywał 'wojną o pokój w Galilei'.

Hebrajskie dwa słowa połączone razem brzmiały dokładnie tak samo, jak 'wojna-pokój', tworząc idealny orweliański oksymoron.

W naszych komentarzach wszyscy pominęliśmy oczywisty współczesny kontekst książki; taka semantyka może należeć tylko do wroga, a żyliśmy w oświeconym społeczeństwie.

Nasz rząd nie mógł świadomie dokonać takiego orweliańskiego wyboru. A jeszcze cichy głosik w mojej głowie mówił mi coś innego, i muszę zatrzymać to dla siebie. Pomyłkę pozwalającą na to by taka wywrotowa książka znalazła się na liście naszych lektur można by interpretować  jako niespójność systemu.

Ale przerażające alternatywne wyjaśnienie było takie, że "1984" umieszczono na oficjalnej liscie Ministerstwa Edukacji celowo, żebyśmy zawsze bali się władzy i dobrze zachowywali. Była to nasza pierwsza lekcja o rządowej manipulacji narodem".

Eileen Fleming kontynuuje:

W kwietniu 2012 w rozmowie email Tov napisał:

"W Krzyżu Betlejemskim II jest rozdział poświęcony Mordechai Vanunu, prawdziwemu bohaterowi naszej ery.  W nim omawiam powody jego i naszych prześladowań.

"W trzech głównych rozdziałach książki omawiam to co on zanwał "torturami psychologicznymi", a ja wolę nazywac to 'wojną psychologiczną'".

27 czerwca 2014 Tov napisał:

"Moja sytuacja zbliża się ku końcowi. W sierpniu kończy się moja karta ATM. Nie będę mógł wybierać pieniędzy ani dokonywać transakcji internetowych.

Pozbawiony przez boliwijski rząd dokumentów, które mi ukradł, niemożliwe jest otrzymanie nowej pocztą. Kilka dni po tym będę musiał opuścić tani pensjonat, który stał się moim więzieniem i znajdę się na ulicach.

To jest państwo policyjne. Oni sprawdzają dokumenty przy wchodzeniu do miast. Nie mogę opuścić La Paz. W pełnej przemocy boliwijskiej rzeczywistości to oznacza pewną śmierć w ciągu pierwszej nocy…"

28 czerwca Eileen zapytała go: co mogę zrobić?

Tov odpowiedział:

"Dziękuję ci, Eileen,

Jest wiele rzeczy które możesz teraz zrobić.  Dbaj o siebie, mów światu o Vanunu. Dalej postępuj dobrze.

Jeśli zapytałaś konkretnie o mnie, to nie da się nic zrobić. Izrael chce mojej śmierci i wynajął brutalne, dziwaczne towarzystwo Mickey Mouse, które zaproponowało mi schronienie w złej wierze.

Czas na długą drzemkę. Tymczasem będę publikował tak dużo jak będę mógł przez tak długo jak będę mógł…"

"Co do tego pisania" – mówi Eileen – "Tov nie odpowiedział na ostatnie emaile, i mimo że publikował codziennie przez ponad 2 lata, NIE opublikował niczego od tego podsumowującego komentarza wysłanego 27 sierpnia 2014:

"Jeśli nic się nie zmieni, to umrę zabity na boliwijskich ulicach w ciągu 2 tygodni. Słowo "assassin" [ang. zabójca] pochodzi od "hashish"; historycznej grupy zabójców używających narkotyki. Prawdopodobnie nie ma żadnego lepszego wyboru wyrazów by opisać króla narkotyków rządzącego skorumpowanym krajem cicho mnie zabijającego z rozkazu państwa Izrael.

Wiele lat temu obiecałem sobie nigdy się nie poddać, pisać tak dużo jak będę mógł i tak długo jak będę mógł. Odwrotnie do Netanyahu i jego zabójców, jestem człowiekiem słowa i honoru. Nie poddając się sile dużo większej ode mnie tracę życie a zyskuję duszę. Niech Bóg okaże swoje miłosierdzie wszystkim ofiarom, które nieustannie krzyczą: "Faraonie, wypuść mój lud".

To jest portal [the site] który utworzył i utrzymywał przez wiele lat człowiek sumienia, współczucia i wielkiej odwagi: Roi Tov.

Tu jest wspaniały wywiad  [This is a great interview] jakiego  udzielił dla Cristophera Bollyna, i video z innego wywiadu [a video] dla Daryla Bradforda Smitha, w którym się wypowiada.

https://youtu.be/zsQX84LcLJA


Blog Tova, RoiTov.com, dalej jest w Internecie, choć niejasne jest jak długo będzie istniał, a ci którzy chcieliby zarchiwizować ten materiał, mogą zrobic to kiedy jeszcze mają okazję.

Ponizej wpis z bloga [post from the blog] w którym Roi opisuje atak na niego przez Izraelczyków na ulicach La Paz.


Anatomia ataku: o izraelsko-boliwijskim terrorze

 

An Attack’s Anatomy: On Israeli-Bolivian Terror

 

I nic dziwnego. Sam bowiem szatan podaje się za anioła światłości – 2 Kor 11:14

 

lapazattack

Miejsce ataku, mniej więcej o tej samej porze dnia

 Roi Tov

Wczesnym rankiem 23 lipca 2009, zmuszono  mnie do opuszczenia budynku kościoła gdzie mieszkałem. Było kilk minut przed 7:00. Hałas był nie do zniesienia.  Archetypową formą tortur pozbawiano mnie snu. Dwie poprzednie noce spędziłem próbując uniknąć hałasu. Przeniosłem się z pokoju na dachu do toalet w piwnicy.  To nie pomogło. Sąsiedzi po drugiej stronie ściany toalety byli współpracownikami i wycelowali we mnie urządzenie dźwiękowe. Próbowałem nocnych spacerów, ale okolica była niebezpieczna. Po kilku bliskich spotkaniach trzeciego rodzaju z pijanymi boliwijskimi zombie, zrezygnowałem.

Tego ranka wyszedłem z budynku i szedłem w kierunku centrum La Paz. Postanowiłem przejść przez rzekę Apumalla. Jak większość rzek płynących przez miasto, jest zakryta, ta płynie koło kościoła i nie jest wybrukowana. Pozwala na szybki dostęp pieszo do centrum nie będąc dostępną dla aut. Przechodzi przez nią kilka dróg i dwa razy podczas tej drogi moją ścieżkę przejechały podejrzane 4x4 ciężarówki. Przejeżdżały zbyt wolno, jakby była to misja  rekonesansowa, i nie pasowały do tego miejsca. Zwykle o tej godzinie nigdy nawet jednej nie spotkałem. Przyspieszyłem, i w końcu kilka minut później dotar łem do rogu Santa Cruz i Illampu.  To było miejsci "El Lobo", izraelskiej restauracji, która oczywiście funkcjonuje jako podstacja Mossadu. Wzmocniony tym spacerem, szedłem dalej ulicą Santa Cruz. Była to najszybsza droga do centrum. Zrozpaczony chciałem zwiększyć dystans między mną, El Lobo i podejrzanymi ciężarówkami.

Nieco dalej na ulicy czekało czterech izraelskich mężczyzn. Prawdopodobnie spełniając ich oczekiwania, odchodziłem od nich tak szybko jak możliwe, wchodząc w aleję Linares. Było to centrum dla turystów. Było tu wiele sklepów z pamiątkami, agencji podróżniczych i tanich pensjonatów pół ukrytych w labiryncie wąskich alejek. Obawiając się, że mnie dorwą, skręciłem w lewo i zacząłem schodzić stromą i bez nazwy ścieżką prowadzącą do ulicy Murillo, i do, jak oczekiwałem, bezpiecznego miejsca. W połowie drogi usłyszałem za sobą stłumione kroki. Odwróciłem się w momencie kiedy mały, krępy Boliwijczyk doszedł do mnie, wyprzedził mnie i zatrzymał się około metra przede mną, blokując mi drogę ucieczki.

"Roy" – powiedział. To było nieprawdopodobne, między Boliwijczykami uzywam hiszpańskiego imienia. Czując co się działo, odwróciłem się by zobaczyć jednego z Izraelczyków których widziałem wcześniej przy ulicy Santa Cruz. Inny mężczyzna którego nie widziałem, skoczył na mnie od tyłu, ramieniem złapał mnie za gardło. W wewnętrznej części łokcia miał solidny kawałek metalu, przycisnął go do dolnej części mojej szyi. Przyciągnął go do tyłu i upadłem. Inny kryminalista złapał mnie za stopy. Odpychając je ode mnie, zwiększył nacisk na szyję. Usłyszałem dziwny dźwięk w szyi i straciłem przytomnoość.

Odzyskałem przytomność. Koło mnie nikogo nie było. Plecak i wszystkie dokumenty mi zabrano. Podniosłem się. Nic nie wydawało się złamane, choć dziwnie czuła się moja szyja. Szedłem do ulicy Murillo. Nic więc dziwnego, tam czekali na mnie dwaj policjanci. Przestępstwa w Boliwii dają policji dywidendy, rzadko popełnia się przestępstwo bez wiedzy policji czy nawet jej pomocy. To nie była tajemnica, pojawiało się to regularnie we wszystkich  boliwijskich mediach. Podszedłem do nich i krzyknąłem "Zaatakowano mnie". Pomimo że stali obok mnie, policjanci ledwie słyszeli słaby szept jaki wyszedł z mojego zniszczonego gardła. Powtórzyłem "zaatakowano mnie", i wskazałem na alejkę.

Dwaj policjanci zaczęli biec w alejkę. Nie miałem pewności czy chcieli zobaczyć miejsce przestępstwa, czy uciekali ode mnie. Poszedłem za nimi. Zatrzymaliśmy się na miejscu ataku. Wyjaśniłem im co się stało. Szli w górę, ja za nimi. Doszliśmy do alei Linares. Była pusta. Stąd szliśmy do ulicy Santa Cruz i rozglądaliśmy się. Jeden z policjantów zaczął ze mną rozmawiać, a drugi wszedł do alei Jimenez. Chwilę później wyszedł trzymając w dłoni mój nieważny boliwijski dokument tożsamości, była to jedyna rzecz która przetrwała atak. Dlaczego atakujący marnowaliby czas wybierając tę rzecz spośród wszystkich innych? Wydarzyło się więcej dziwnych rzeczy. Pierwszy policjant zatrzymał idącego ulicą młodego mężczyznę. Oni się znali, policjant zapytał go czy coś widział. Mężczyzna zaprzeczył by coś widział i go zwolniono. Wtedy policjant powiedział mi "Idź do PTJ" i obaj odeszli.

PTJ to skrót od  "Policia Tecnica Juridica", część boliwijskiej policji zajmująca się przestępstwami. Centrum La Paz jest małe, większość oficjalnych instytucji jest blisko siebie. Szedłem w kierunku krajowych siedzib, pracują 24 godziny na dobę. Kilka minut później już tam byłem i doszedłem do stanowiska gdzie zgłasza się zarzuty, znałem je bo byłem tam po wcześniejszym ataku. Było puste. Stałem tam aż pojawił się oficer. "Zamknięte, wróć o 9:00" – powiedział. To było niemożliwe. Wskazałem na parę którą się tam zajmowano. "Jest zamknięte, wróć o 9:00" – powtórzył, wyraźnie niezadowolony z moich obserwacji.

Nie mogłem nic zrobić. Wyszedłem na ulicę i udałem się do pobliskiej siedziby UTOP. "Zajmujemy się tylko zamieszkami, idź do Centrum Sądowego". Centrum było zamknięte. Policja na sąsiedniej ulicy kazała mi iść do Siedziby Transit Police. "Nie zajmujemy się tym, oficera policji turystycznej znajdziesz w Kościele św. Franciszka" – powiedziano mi w tranzycie. W końcu ten policjant poszedł ze mną do pobliskiego kościoła. Nie było tam żadnych znaków policji, było zbyt blisko miejsca przestępstwa i to mogło tłumaczyć ich nieobecność. Poszedłem do biura uchodźców, które jest blisko budynku policji tranzytowej. Wszedłem i czekałem przy drzwiach. Nie oczekiwano ich przed 8:30. Z kieszeni zabrano mi kilka rzeczy, moje ubranie było w opłakanym stanie, podarta koszula i pulsowało mi gardło.

Odrzucając mój niechlujny wygląd, pilnujący budynku policjant – znał mnie dobrze – kazał mi nie czekać wewnątrz i wyprowadził mnie z budynku.

Stałem obok budynku aż przyszedł ktoś z personelu. Natychmiast wezwano prawnika uchodźców. "Policja Turystyczna otwarta jest całą dobę, chodźmy tam" – powiedział. Po kilku minutach złożyłem pierwsze formalne oskarżenie. Policjantka zmieniała czas i miejsce, kilka razy musiałem ją poprawiać. Próbowała unieważnić oskarżenie. Później poszliśmy do PTJ, wtedy już otwartego. Tam złożyłem drugie oskarżenie. Oficer PTJ zmieniał wymienione przeze mnie godziny i miejsca. "Czy rozpoznasz twarz boliwijskiego wspólnika?" – zapytał. "Tak" – powiedziałem, i prawnik powiedział mi, że pokażą mi album zdjęć kryminalistów. Ale tak szybko jak pewien siebie powiedziałem "tak", oficer zakończył nasze spotkanie. Nikt nie chciał bym rozpoznał kryminalistę.

Stąd poszedłem do Centrum Sądowego i umówiłem się na wczesne popołudnie, lekarz też powiedział mi, że nie było problemu jeśli pójdę na pogotowie przed badaniem sądowym. Tuz potem byłem na pogotowiu w katolickim szpitalu współpracującym z urzędem dla uchodź-ców. Nie miałem zamiaru  pozwolić im na badania inwazyjne albo wstrzykiwać mi leki. Lokalne szpitale słyną z wywoływania infekcji wymagających dodatkowego leczenia (i kreo-wania większych dochodów dla szpitala). Lekarz zbadał mi gardło. Chciał podać mi kortyzon żeby uniknąć stanu zapalnego. Odmówiłem. Nie chcieli mnie wypuścić. "W przeciwnym wypadku się udusisz" – powiedziała mi pielęgniarka. Przynieśli nową strzykawkę i pokazali mi ampułkę z kortyzonem. W końcu, po około pół godzinie, zacząłem doświadczać trudności z oddychaniem i zgodziłem się na zastrzyk.

Wczesnym popołudniem wróciłem na badanie sądowe. Kiedy czekałem na dużym podwórcu budynku pojawił się Raul Gonzales. Był boliwijskim oficerem wywiadu opisanym w Krzyżu Betlejemskim. W marcu 2007 potwierdził, ze "Izrael poprosił nas byśmy cię obserwowali". Jego syn jest jednym z Boliwijczyków pracujących we wspólnym programie fałszywych misjonarzy z CIA, boliwijscy misjonarze mogą wejść wszędzie gdzie nie mogą wejść Amerykanie. Zignorowałem go. Lekarz powiedział mi, że mam zmiażdżone gardło. Później w tym samym roku zdiagnozowano stałe uszkodzenie gardła, jego pogorszenie jest powolne i stałe. Nikt słyszący tę historię nie wątpił, że Izraelczycy i lokalna policja popełniła wspólne przestępstwo, najwyraźniej boliwijski wywiad też odegrał zyskowną rolę. Trzydzieści cynowych monet dla boliwijskiego Judasza.

Był czwartek. Wczesnym wieczorem odprawiało się nabożeństwo w kościele. Pojawiłem się w podartej koszuli. "Chciałem coś powiedzieć" – powiedziałem do Wilsona, przewodniczą-cego kongregacji. "Nie" – powiedział. Wtedy już zaczął działać kortyzon. Mogłem mówić, choć z bólem. Pastor podszedł do ambony i zaczął się modlić, wszyscy wiedzieli co się stało.

"O Panie, dlaczego nas opuściłeś?" – rozpoczął pastor.

Nie pozwoliłem mu skończyć. Podszedłem do ambony i stanąłem obok niego. W końcu skrócił swoje modlitwy. Upokorzony opuścił ambonę. Był jednym z tych którzy mnie sprzedali. "Dziękuję Panu że pozwolił mi przejść przez kolejną próbę" – rozpocząłem. To zdanie niemal udusiło pastora, zapadł się w krzesło. Pokazano mu, że jego postawa nie była chrześcijańska. Teraz zrozumiał swój błąd.

"Tu zawiodłem, od lat uczę i głoszę to samo przesłanie, a ty jeszcze nie rozumiesz, że donoszenie na brata jest grzechem" – kontynuowałem.

Ludzie płakali. Ale wydali mnie i nie skruszyli się. W listopadzie opuściłem ten kościół. Dużo później spotkałem jednego z członków kongregacji. Powiedział mi, że po tym kongregację opuścili dwaj członkowie. Jeden z nich, Sergio, był mężem przyrodniej siostry Wilsona. Wiedział, że mnie wydano, i w odpowiedzi zabrał całą rodzinę z gniazda szatana. Nie każdy był winien, nie wszyscy byli kolaborantami. Prawie dwa millenia wcześniej apostoł Paweł ostrzegł nas w Gal 2:4: "A było to w związku z tym, że na zebranie weszli bezprawnie fałszywi bracia, którzy przyszli podstępnie wybadać naszą wolność, jaką mamy w Chrystusie Jezusie, aby nas ponownie pogrążyć w niewolę".

 

Boliwia uznała mnie za uchodźcę, a później wydała mnie prześladowcom. Co to o nich mówi?

http://www.veteranstoday.com/2015/02/10/roi-tov-missing-and-perhaps-silenced/

Kim jest Roi Tov – i dlaczego to musi nas obchodzić - aktualizacja

Who is Roi Tov – and Why Should We Care? – Updated

Jim W. Dean, Managing Editor – 20.02.2013

Bo on jest jednym z nas – zasłużył na to

"Izrael nie jest ludzkim krajem. Zdradził wszystkie więzi z ludzkością"… Roi Tov

Od redaktora: Teraz dowiedzieliśmy się, że poniższy wywiad z 2006 YouTube zamie-ściła dopiero w marcu 2012, i ta data nas powaliła. Usunęliśmy zdjęcie Roia, choć stare, bo on dalej jest w niebezpieczeństwie w Boliwii. Wręczenie zbirowi z ulicy zdjęcia z $200 z obietnicą dalszych $200 kiedy wykona zadanie to drobna sprawa administracyjna. Dlatego ukrywa się tak bardzo jak możliwe. Roi mówi "hello" do wszystkich, i mamy nadzieję że wkrótce będziemy mieć dla was wszystkich niespodziankę. 

http://www.veteranstoday.com/wp-content/uploads/2013/02/WalkingThePlank.jpg

Czy Roi Tov jest prześladowany przez izraelski wywiad żeby wysłać sygnały innym, jak atak terrorystyczny?

 

I started out on this to post his recent article on Egypt clamping down on the Gaza tunnels. Roi’ Tov has a hard fought reputation for writing about such things from a unique perspective, that of an ex-Israeli like Gilad Atzmon in a way.

My readers know I like to put a personal touch on stories. An inanimate news delivery carries no real passion with it so you are left with an AP story. Some of the most wonderful parts of the news can be the stories of those who made it, the story tellers themselves.

For a magazine layout piece I go looking for images, or course,  and maybe even a video to put the man behind the writing. That always starts with a photo. But there was none. Despite his website and the record of his writing the first search turned up a zip.

I must admit that due to our past lives we get spooked at VT quickly when things we expect to find easily cannot be found. We have an intimate history of those often being the result of some nefarious intent to hide something. But one of the major perks working with VT is access to talented staff.

If you want to know something about someone you cannot find, you can call Gordon. And for normal requests we are talking maybe one and a half to two minutes for him to deliver. It is a humbling experience as it is a reminder that people are NOT all created equal.

What Gordon produced in that two minute changed the whole focus of the article. The Gaza tunnels can wait for another day, as they will still be there. But it is time for us to meet Roi’ Tov today. The interview below made it an instant decision.

His audio is a bit rough as I think Roi was far away with a cel phone connection. But as I listened to it I knew that he should tell his own story with me doing the drum roll.

http://www.veteranstoday.com/wp-content/uploads/2013/02/TCOBIICover-240x320.jpg

Lots of symbolism here

His given name is Reuven Schossen, an ex-captain in the IDF. After his four years of regular service he became a reservist and pursued his education…four degrees, three of of them in chemical physics and later an MBA.  He used his scientific skills working for the Jacobsen family chemical businesses, one of the two dozen or so who dominate the Israeli industry.

If any of you are thinking such work might have something to do with the nuclear industry that Israeli does not have…because the American government would tell us if it did, that might be a good guess. If so he would be wise to stay clear of all that based on Vanunu’s treatment.

Roi’ does describe below how a major American chemical company once asked him to pass on a secret American rocket fuel to Israel. Don’t be shocked folks, it has happened more times than you can count.

His final break with Israel came when his army buddies informed military security that he had converted to the Lutheran Church.

As payback he found himself deployed with the army at the Siege of the Church of the Nativity in 2002, an intimate subject with me as I edited my first documentary about it with footage supplied by Father Labib Kobti. It was one hell of an eye opener for me, and one of the best Jim Dean Journals produced in the early day.

Roi’ has been a wandering stateless refugee, supporting himself through his writing and was struggling to get out of Bolivia at some point, or gain refugee status, last I had heard. But he seems to have gotten to the U.S. somehow and we will be following up with him. No response yet to my email sent earlier today.

But I wanted to post this tonight as this was the first time I had heard him, and probably yours, too. Allow me to introduce Mr. Roi’ Tov, a modern man of conscience.

 ____________________________________


YouTube - Veterans Today - – Roi’ Tov interview

http://www.veteranstoday.com/2013/02/20/who-is-roi-tov-and-why-should-we-care/

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin