Remigiusz Mróz - Prędkość ucieczki.pdf

(1169 KB) Pobierz
P R Ę D K O Ś Ć U C I E C Z K I – minimalna, niezbędna prędkość, jaką musi posiadać obiekt, by opuścić pole
grawitacyjne ciała niebieskiego. W przypadku czarnej dziury nawet prędkość światła jest niewystarczająca.
Spis treści
Karta redakcyjna
Część I
Część II
Część III
Posłowie
Przypisy
STOPNIE W SS W LATACH 1934–1940
Wehrmacht
Schütze
Gefrejter
Obergefreiter
Unteroffizier
Unterfeldwebel
Feldwebel
Oberfeldwebel
SS
Szeregowi
SS-Anwärter, SS-Mann
SS-Sturmmann
SS-Rottenführer
Podoficerowie
SS-Unterscharführer
SS-Scharführer
SS-Oberscharführer
SS-Hauptscharführer
(SS-Stabsscharführer)
Oficerowie młodsi
Leutnant
Oberleutnant
Hauptmann
SS-Untersturmführer
SS-Obersturmführer
SS-Hauptsturmführer
Oficerowie starsi
Major
Oberstleutnant
Oberst
(brak odpowiednika)
Generalmajor
Generalleutnant
General
Generalfeldmarschall
SS-Sturmbannführer
SS-Obersturmbannführer
SS-Standartenführer
SS-Oberführer
Generałowie
SS-Brigadeführer
SS-Gruppenführer
SS-Obergruppenführer
SS-Reichsführer
(Heinrich Himmler)
generał brygady
generał dywizji
generał broni
marszałek
major
podpułkownik
pułkownik
pułkownik liniowy/brygadier
podporucznik
porucznik
kapitan
plutonowy
sierżant
starszy sierżant
sierżant sztabowy
szeregowy, strzelec
starszy szeregowy
kapral
polski odpowiednik
Ego mitto vos sicut oves in medio luporum.
– Ja was posyłam jak owce między wilki.
E
WANGELIA ŚW.
M
ATEUSZA
OKOLICE BURKUTU, POŁUDNIOWA POLSKA, NIEDALEKO GRANICY Z RUMUNIĄ, 1939 ROK
Kanonada przekleństw odbijała się echem w głowie młodego sierżanta. Słowa reprymendy z ust dowódcy huczały
obezwładniająco, ale jeszcze nieprzyjemniejszy był deszcz kropelek śliny, tryskającej z ust wściekłego kapitana.
Podoficer z trudem podniósł wzrok. Starał się przeczekać ten atak i liczył na to, że w końcu uda mu się dojść do
słowa. Wiedział, że dowódca ma rację, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że nawet gdyby mógł cofnąć czas,
jeszcze raz zrobiłby to samo, za co teraz był obsztorcowywany.
– Sierżancie Zaniewski, jesteście nie tylko kompletnym idiotą, ale też pierdolonym psychopatą!
– Panie kapitanie, melduję, że wszelkie uszkodzenia ciała chorążego Chwieduszki są wynikiem...
– W dupie mam twoje tłumaczenia! Staniesz przed sądem polowym szybciej, niż zdążysz pierdnąć po następnej
grochówce.
Cała ta parszywa sytuacja związana z pobiciem przełożonego nie była pierwszym problemem, jaki kapitan Obelt,
dowódca Piątej Kompanii Batalionu „Delatyn”, miał z Bronisławem Zaniewskim. Owszem, chłopak był materiałem
na porządnego żołnierza, ale ujarzmienie jego wybuchowego temperamentu było ponad siły przeciętnego człowieka.
Bez dwóch zdań oficer uznawał go za najlepszego strzelca w całym batalionie, ale zupełny brak oleju w głowie
skutecznie przekreślał szanse sierżanta na dochrapanie się choćby stopnia chorążego.
Wiedział, że Zaniewski musiał zostać sprowokowany, zresztą od pewnego czasu miał na pieńku z Chwieduszką.
W normalnych okolicznościach kapitan wezwałby obu i rozwiązał sytuację w ten sposób, że kazałby im kopać – ramię
w ramię – okopy przez dwie noce z rzędu. Brak snu i ciężka wspólna praca zrobiłyby swoje. Zresztą, nic bardziej nie
cementowało żołnierskich relacji niż wspólne utyskiwanie na przełożonego, a oni mieliby wtedy ku temu całkiem
niezły powód.
Bójka jednak odbyła się na oczach całej kompanii, a ta banda debili kibicowała walczącym z nieskrywanym
entuzjazmem. Obelt musiał w duchu przyznać, że było na co popatrzeć w tym amatorskim starciu bokserskim, ale przez
to sprawa stała się zbyt głośna, by zamieść ją pod dywan.
Nie miał wątpliwości, że z wyjątkiem Zaniewskiego i kilkunastu innych dostał dowództwo nad wyjątkowo
nieudolnymi żołnierzami. Ich zadaniem było tkwienie na granicy z Rumunią, aby sprawiać wrażenie, że i tu są obecne
polskie siły zbrojne. Prawda była jednak taka, że po prostu przejęli obowiązki Straży Granicznej. Jeśli doszłoby do
prawdziwej walki, połowa miałaby pod siedzeniem potężne kałuże.
Mimo to starał się zrobić ze swoich żołnierzy ludzi. Był dla nich twardy, ale też pomocny, może czasem nawet
zbytnio. Jego polityka otwartych drzwi była krytykowana między innymi przez przełożonego, dowódcę pułku. A zbyt
łagodne podejście zaowocowało tym, że banda żółtodziobów tytułowała go – za jego plecami, ma się rozumieć –
„kapitanem Bełtem”. Wciąż nie mógł tego przetrawić.
W wyniku bójki Zaniewski miał złamany nos i podbite prawe oko, a Chwieduszko, oprócz licznych zauważalnych
uszkodzeń ciała, także wstrząśnienie mózgu. Tak przynajmniej zawyrokował jeden z kompanijnych sanitariuszy. Cała
Zgłoś jeśli naruszono regulamin