INNY ŚWIAT --streszczenie Grudzińskiego.odt

(51 KB) Pobierz

Inny świat –Gustaw Herling Grudziński streszczenie

 

Powieść rozpoczyna się cytatem zaczerpniętym z książki Dostojewskiego pt. „Zapiski z martwego domu: „Tu otwierał się inny, odrębny świat,do niczego niepodobny; tu panowały inne, odrębne prawa, inne obyczaje, inne nawyki i odruchy; tu trwał martwy za życia dom, a w nim życiejak nigdzie i ludzie niezwykli. Ten oto zapomniany zakątek zamierzam tutaj opisać”. Herling-Grudziński dedykuje swoje dzieło „Krystynie”.

CZĘŚĆ PIERWSZA

1. Witebsk - Leningrad – Wołogda.

Lato w Witebsku dobiegało końca. Narrator opisuje, w jaki sposób więźniowie spędzali czas, a także to, jak wyglądały ich wspólne posiłki.

Otóż, kiedy dyżurny danego dnia uderzał trzy razy butem w drzwi, oznaczało to, iż zbliża się czas kolacji i że należy się na dobre obudzić po

drzemce. Podobnie działo się rano, kiedy następowała pobudka – uderzanie w drzwi także było sygnałem tego, iż należy się przygotować na rozpoczęcie nowego dnia. Życie więźniów było wyjątkowo jednostajne – „od posiłku do posiłku”, przerywane rozmowami pomiędzy sobą, jak również drzemką. Jako posiłek podawano chleb oraz wywar z ziela, który nakładano do glinianych misek. Pewnego dnia ktoś oznajmił, iż Paryż został zajęty przez Niemców, zaś pod koniec października wywołano 50 więźniów, w tym Gustawa(głównego bohatera, jak również narratora powieści), aby odczytać im akty oskarżenia i wyroki w ich sprawie. Sam Gustaw wybrał się tam z dość dużym spokojem, ponieważ wyrok usłyszał już wtedy, kiedy przebywał w więzieniu w Grodnie – tam uznano, iż jest „Polakiem na usługach niemieckiego wywiadu”, a oskarżenie to oparto na rzekomych dwóch kluczowych dowodach – pierwszy człon nazwiska bohatera miał wskazywać na bycie marszałkiem niemieckiego lotnictwa, zaś wysokie buty z cholewami, które otrzymał od swojej siostry – iż jest on „majorem wojsk polskich”. Podsumowując wszystkie te „dowody” rzekomego przestępstwa, napisano, iż bohater „zamierzał przekroczyć granicę sowiecko-litewską, aby prowadzić walkę ze Związkiem Sowieckim” i tym samym skazano go na pięć lat pobytu w obozach rosyjskich. Po tym skierowano go do celi, w której przebywali Rosjanie, przeważnie ci bardzo młodociani – 14- czy 16-letni. Ci – jak mówi narrator – nie przebywali w obozach pracy, natomiast było ich bardzo wielu w więzieniach. Zanim do nich trafiali, prowadzili hulaszcze życie – kradli i przemieszczali się z miejsca na miejsce, jeżdżąc na gapę. Przestępcy ci (zwani „biezprizorni”) nie byli traktowani przez władze poważnie, w gruncie rzeczy zaś stanowili „najgroźniejszą mafię półlegalną w Rosji”, oni sami swój pobyt w więzieniu uważali jako kolejną z przygód, co więcej – formę odpoczynku od hulaszczego życia, kiedy to nie musieli martwić się już o jedzenie i o podstawowe warunki sanitarne, bo te im zapewniano. W celi tej Gustaw czuł się wyjątkowo nieswojo, dlatego jedynym człowiekiem, z którym postanowił nawiązać kontakt, był pewien Żyd, który okupował miejsce pod oknem, gdzie oddawał się czynności żucia skórek od chleba. Okazało się, że z zawodu był on szewcem w Witebsku, a skazany został za to, że nie chciał zelować butów przy użyciu skrawków skóry. Z jego opowieści nie wynikało jednak, by zbytnio martwił się tym,

co go spotkało – o wiele bardziej trapiło go to, co dzieje się z jego synem, którego zdążył wykształcić na kapitana lotnictwa, zdołał schować jego zdjęcie w swojej marynarce. Była to najcenniejsza rzecz, jaką przy sobie posiadał. Mężczyzna wierzył w to, że dzięki interwencji swego syna on sam zostanie zwolniony z odsiadywania wyroku. Fakt, iż posiadał fotografię, został wykryty przez jednego z młodych chłopców, który przekazał tę wiadomość strażnikowi – ten zlecił zaś rewizję, w wyniku której odebrano Żydowi fotografię, tłumacząc to tym, że „jako szkodnik sowieckiego rzemiosła nie ma prawa przechowywać w celi zdjęcia oficera Armii Czerwonej”. W listopadzie 1940 roku Gustaw udał się na tzw. etap, czyli na miejsce, gdzie więźniowie zostali podzieleni na różne grupy i wysłani do różnych obozów, do „Pieriesyłki”. Działo się to w Leningradzie, gdzie – jak dowiedział się bohater – przebywało w tym czasie około 40 tysięcy więźniów. Przypadkowo Gustaw trafił do tej części więzienia, w której przebywali „pełnoprawni obywatele Związku Radzieckiego”, którzy skazani zostali za drobne wykroczenia, tj. kradzieże, spóźnienia do pracy itd., a kara, jaką otrzymali, nie przekraczała osiemnastu miesięcy. Warunki mieszkania w tej części więzienia wyglądały zupełnie inaczej niż w tej przeznaczonej dla więźniów określanych mianem politycznych – można tam było czytać gazety i książki, spać na ładnie pościelonych łóżkach, dobrze zarabiać za wykonywaną pracę, przyjmować kogoś z rodziny dwa razy w ciągu tygodnia oraz dostawać odpowiednie racje żywnościowe. Gustaw był wstrząśnięty widokiem ścian, na których widniały podobizny Stalina. Swoją część „Pieriesyłki” więźniowie nazywali „Pałacem Zimowym”. W innej części więzienia, tj. dla więźniów „politycznych”, najważniejszą rolę pełnił „urka”, którego pozycja była tym wyższa, im więcej czasu spędził on w odizolowaniu, ile popełnił morderstw, ile ukradł, słowem – im więcej grzechów, tym większy autorytet wśród pozostałych „pospolitych” więźniów. Zaraz po dowódcy warty był najważniejszą osobą w obozie, sam mógł często decydować o tym, kto będzie wykonywał jaką pracę w brygadzie robotniczej. Gustaw znalazł się w celi nr 37, chociaż jego nazwiska nie było na liście. Tam zapoznał się z pułkownikiem artylerii Szkłowskim, którego przodkowie byli zesłańcami po powstaniu styczniowym w 1863 roku (którego skazano za nienależyte wychowanie żołnierzy, oczywiście pod względem politycznym) oraz z pułkownikiem Iwanowiczem, który był niegdyś pracownikiem wywiadu i zaczął rozmawiać z Gustawem na temat uczestników kampanii wrześniowej, a także pozostałych więźniów umieszczonych w tej samej celi. Otóż, wymieniając „winy” wszystkich towarzyszy, okazało się, że zostali oni uznani za szpiegów już w 1937 roku, zaś przed śmiercią uchronił ich wybuch II wojny światowej. Po jakimś czasie Gustaw oraz pułkownik Szkłowski zostali wyczytani na etap i zostali umieszczeni w jednym przedziale z trzema „urkami”, którzy umilali sobie czas, grając w karty – niedługo potem okazało się, że przedmiotem gry były zawsze cudze rzeczy (przykład: jedną z takich rzeczy był płaszcz Szkłowskiego, który jeden z „urków” kazał sobie oddać w ramach przegranej, karą za przegranie była bowiem konieczność odebrania jakiejś rzeczy obcej osobie). Kiedy pociąg zatrzymał się w Wołogdzie, jako jedyny z przedziału opuścił go tylko Gustaw (uprzednio pożegnawszy się ze Szkłowskim), gdzie w więzieniu spędził jedną noc, a następnego dnia pojechał dalej, do Jercewa koło Archangielska.

2. Nocne łowy.

W Jercewie Gustaw poznał historię obozu, otóż wybudowało go ok. 600 więźniów w 1937 roku w temperaturze minus 40 stopni. Wielu z

budowniczych zmarło podczas pracy, jednak ci, którzy przeżyli, a byli wśród nich przede wszystkim Finowie, Bałtowie i Rosjanie, otrzymali

szczególne względy, tj. większe racje żywnościowe, jako że w 1940 roku „Jercewo było już dużym centrum kargopolskiego ośrodka przemysłu

drzewnego z własną bazą żywieniową, z własnym tartakiem, z dwiema bocznicami kolejowymi i z własnym miasteczkiem za zoną dla

administracji i straży osobowej”, mieścił już wówczas ok. 30 tysięcy więźniów. Stąd właśnie wzięła się tradycja „proizwołu”. Pod nazwą „proizwoł” kryły się nocne rządy więźniów aż do świtu, którą sprawowali „urkowie”, którzy mieli tę przewagę, że żaden ze strażników nie był w stanie w niczym im przeszkodzić podczas licznych przestępstw, w tym tzw. nocnych łowów na kobiety, szczególnie te „świeżo” co przybyłe do obozu. Po przybyciu do tegoż obozu, Gustaw dostał gorączki, więc za namową dyżurnego Dimki wybrał się do „łazarietu”, skąd dostał skierowanie do szpitala na całe dwa tygodnie, gdzie spędził cudowny czas, leżąc w czystym łóżku. W swoim pokoju miał chorych na „pyłagrę”, którzy po wypisaniu ze szpitala zawsze trafiali do baraku dla niepracujących, który powszechnie nazywano Trupiarnią.

Gustaw, ponownie posłuchawszy dyżurnego Dimki, po powrocie do swojego baraku (gdzie otrzymał jeszcze trzy dni zwolnienia), postanowił

wkupić się w łaski „urka” stojącego na czele brygady tragarzy, więc sprzedał mu swoje oficerskie buty, które były wysokie i z pewnością

2

przydatne do pracy w tychże trudnych warunkach. I tym oto sposobem Gustaw znalazł się pośród grupy tragarzy, którzy mieli co prawda

nieokreślony czas pracy w ciągu dnia (co było znacznym minusem), ale posiadali najlepszą możliwość zdobycia jakiegoś pożywienia (co było

plusem tak znacznym, że przyćmiło to jakiekolwiek wady tego systemu pracy). W brygadzie tej rządziło ośmiu „urków”, spośród których najważniejszy był Ukrainiec Kowal. Pewnej nocy obudził on swoich „przybocznych” i wspólnie wybrali się na tzw. nocne łowy, za swoją ofiarę obierając młodą dziewczynę kręcącą się w okolicy szpitala (gdzie obok znajdował się barak kobiecy). Razem obalili ją na ławkę, gdzie dokonali na niej gwałtu. Później, nakryci przez strażnika, zawlekli ją do latryny, skąd po kolei zaczęli wychodzić dopiero po godzinie, jako ostatni wyszedł Kowal, który odprowadził dziewczynę (Marusię) do jej baraku. Następnego wieczora przyszła ona do nich sama i zaczęła całować Kowala, została na całą noc i odtąd robiła to za każdym razem. Pozostali więźniowie zintegrowali się z dziewczyną, jednak w brygadzie zaczęły się tworzyć grupki niechętne Kowalowi, które przyglądały się temu, jak coraz gorzej wykonuje swoją pracę. Ponadto którejś nocy jeden z „urków” zaczął zaczepiać Marusię, za co został przez nią opluty. Kowal stanął w jej obronie, jednak kiedy on sam zobaczył, że wszyscy są przeciw niemu, nakazał dziewczynie zdjąć ubranie i oddać się jego towarzyszom. Kiedy zrobiła to bez szemrania, po 3 dniach od tego wydarzenia na własną prośbę opuściła obóz, a „urkowie” z brygady Gustawa na nowo zbratali się i zapanował między nimi na nowo pokój.

3. Praca.

Dzień po dniu. Każdy dzień zaczynał się o wpół do szóstej, kiedy codziennie każdy inny więzień był odpowiedzialny za wymarsz brygady do pracy. Wszystkie dni były jednakowe, i jak wspomina narrator – „rozdmuchiwanie nadziei” miało w sobie straszliwe niebezpieczeństwo zawodu”. Jednym z towarzyszy Gustawa był kolejarz Ponomarenko, który wielokrotnie rozmyślał o zakończeniu jego 10-letniej kary, lecz gdy nadszedł ten moment, otrzymał wiadomość, iż została ona przedłużona. Po tym mężczyzna rychło dostał ataku serca i zmarł. Szczęście posiadali ci, którzy posiadali zwolnienia lekarskie – oni mogli wstać nieco później. Pozostali musieli zebrać się do pracy, tworząc z rozmaitych strzępków odzieży i opon samochodowych ubiór stosowny do warunków panujących na dworze, jak również adekwatny do jedenastogodzinnej pracy. Z tego też względu wielu więźniów postanowiło w ogóle nie zdejmować swoich ubrań na noc, byle ich ubranie nie uległo pęknięciu czy ostatecznemu rozpruciu. Z drugiej zaś strony liczono na to, że dzięki odmrożeniom na ciele otrzyma się zwolnienie od lekarza. Jeśli chodzi o posiłki, to obowiązywały trzy kolejki – stachanowców, którzy wyrabiali dziennie 125% normy, wobec czego zasługiwali na łyżkę gęstej kaszy i drobną porcję ryby. W drugiej ustawiali się ci, których wydajność pracy oscylowała w granicach 100%, ci mogli dostać to samo, tyle że bez ryby. Z ostatniego kotła posiłki otrzymywali ci, którzy nie mogli pracować oraz ci, którzy nie wyrabiali 100% normy. Najwięcej jedzenia dostawali specjaliści i technicy. Tym samym Gustaw prędko poczynił spostrzeżenie, że chociażby niewiele zwiększając racje

żywnościowe, np. pod postacią dodatkowej łyżki zupy, bardzo szybko podnoszono wydajność więźniów, którzy w zamian za lepsze jedzenie

potrafili zrobić dosłownie wszystko, nawet za cenę pracy ponad swoje siły. Ten sposób pracy, tj. obliczanie normy danej brygady sprawiał, że nie było mowy o jakiejkolwiek solidarności wśród towarzyszy, a oznaczało to, że każdy nad każdym czuwał i często drastycznymi metodami wymuszał osiągnięcie danego wyniku. Najgorzej pod tym względem mieli ci, którzy pracowali przy wyrąbie lasów, dokąd codziennie musieli iść po 5-7 kilometrów, często w niekompletnym ubraniu i obuwiu, o chłodzie i głodzie, ponadto będąc niewyspanymi po krótkim śnie na bardzo niewygodnych pryczach. Na popołudniowy posiłek mogli liczyć tylko i wyłącznie stachanowcy, co również nie napawało nadzieją na lepszy dzień niż poprzedni. Pozostali dostawali chleb, i to tylko dopiero po powrocie z pracy, a jego racje były oczywiście „proporcjonalnie” dzielone między trzy wspomniane już wyżej kolejki. Ważną funkcję pełnił „dziesiętnik”, który obliczał normę danej brygady. „Normą przy obliczaniu normy” były liczne przekupstwa i inne

oszustwa, ponieważ bez tego niemożliwością byłoby nieraz osiągnięcie nawet i 100%, a co dopiero przekroczenie tego. Najwięcej możliwości

oszustwa i wyrobienia najwyższej normy miała grupa tragarzy, jednak ci nierzadko pracowali nawet po dwadzieścia godzin w ciągu doby. Kiedy

każda brygada wracała do obozu, wszyscy byli przeszukiwani, a jeśli przy kimkolwiek zostałby znaleziony przedmiot nienależący do niego,

odpowiedzialnością była obarczana cała brygada, którą karano staniem nago na śniegu przez kilka godzin. System pracy nakazywał władzom obozu prowadzić rejestr zarobków danego więźnia, i tak oto Gustaw dowiedział się, że w ciągu pół roku swej pracy zarobił tyle rubli, że ledwie pokryły one koszty jego pobytu w obozie.

4. Ochłap.

W 1941 roku zimą doszło do śmierci jednego z więźniów, Gorcewa, o którym mówiono, że należał on niegdyś do NKWD, a to dlatego, że

jednego razu, po kłótni z paroma więźniami z Uzbekistanu, wykrzyczał, że swego czasu takich jak oni zabijał „jak idzie”. Od tego czasu w obozie

szykowano lincz na Gorcewa. Sytuacja zaogniła się, kiedy jednego razu jeden z przejezdnych więźniów rozpoznał go i wypowiedział na głos

wszystkie jego grzechy – jak to wpychał ludziom igły za paznokcie czy łamał palce, torturował. Na te słowa doszło do bójki, jednak pozostali

więźniowie, świadkowie zajścia, zbuntowali się przeciwko Gorcewowi i go mocno pobili tak, że uznano, że „długo już nie pociągnie”.

Przydzielono go do brygady pracującej w lesie, przyznano mu jedzenie z trzeciego kotła, nie dopuszczano go do odpoczynku. Mężczyzna

skruszał, zaczął płakać, wszyscy przyglądali się temu, jak podupada na zdrowiu i pluje krwią. Razu jednego zemdlał. Załadowano go na sanie, po

czym woziwoda miał zawieźć mężczyznę do zony. Po drodze jednak spadł z sań i w tym stanie pozostawiono go na powolną śmierć.

5. Zabójca Stalina.

Któregoś razu Gustaw poznał w obozie człowieka, który „wygrał zakład, ale przegrał życie”, otóż w więzieniu siedział już 7 lat i za to, że

niegdyś założył się ze swoim przyjacielem, że jednym strzałem wyceluje w obraz z podobizną Stalina. Po jakimś czasie doszło między nimi do

scysji, w wyniku czego ów przyjaciel doniósł na niego, po czym NKWD przyszło na oględziny obrazu, co poskutkowało aresztowaniem.

Mężczyzna trafił do brygady tragarzy, lecz długo musiał o to zabiegać. Sprawował się dobrze, lecz wieczorami zaczął robić uniki, aż pewnego

razu spadł na zaśnieżone tory. Okazało się, że cierpi na tzw. kurzą ślepotę, co oznaczało, że jego wzrok znacznie pogarszał się, gdy na dworze było ciemno. Choroba ta była na tyle popularna w obozie, że nikt się nią specjalnie nie przejmował. Mężczyzna musiał zmienić brygadę i

poszedł do leśnej. W wyniku pracy w tychże trudnych warunkach zaczął podupadać na zdrowiu, aż w końcu zmarł parę miesięcy po tym. Przed

śmiercią jednak bohater zobaczył go – przypominał żebraka, szaleńca – sam powiedział mu, iż jest zabójcą Stalina.

6. Drei Kameraden.

Po całym dniu, kiedy bohater był pewien, że nie otrzyma wraz z towarzyszami wezwania na bazę, udawał się do małego baraku o nazwie

„pieriesylny”. Udawało mu się tam spotkać więźniów, którzy czekali na przeniesienie do kolejnych obozów. Jecerewo było miejscem, z którego

więźniów przerzucano do innych obozów o znacznie gorszych warunkach. W tym małym baraku dowiedzieć można było się dowiedzieć o życiu w innych obozach, wymienić informacje, porozmawiać z drugim człowiekiem. Bardzo często dochodziło tu do handlu. W tej bazie tranzytowej można było ponarzekać na swój los, spotkać nowych ludzi. W roku 1940 do obozów i więzień napływali mieszkańcy wschodniej Europy:

Ukraińcy, Białorusini, Żydzi, Polacy. W późniejszych latach dołączyli do nich Finowie i krasnoarmiejcy. Krótko po wybuchu wojny rosyjskoniemieckiej

w baraku tranzytowym można było spotkać licznych Niemców. Odróżniało ich od grupy pozostałych więźniów zachowanie oraz

przyzwoity ubiór. W 1941 Gustaw miał przyjemność poznać w „pieriesylnym” trzech Niemców: studenta Stefana oraz dwóch mechaników samochodowych – Hansa i Otta. Wszyscy trzej byli członkami niemieckiej partii komunistycznej.

3

Po słynnym pożarze Reichstagu partia wydelegowała ich za granicę. Mechanicy poznali się w fabryce maszyn w Charkowie w 1936 roku.

Stefan w tym czasie ubiegał się o przyjęcie na studia w Kijowie. Rok przed Wielką Czystką Hans ożenił się z Ukrainką. Wielka Czystka dosięgnęła całą trójkę. Postawiono im zarzut szpiegostwa i wszczęto w tej sprawie śledztwo, które trwało blisko rok. W 1939 wszystkich niemieckich komunistów umieszczono w jednym skrzydle moskiewskiego więzienia. Tu Hans i Otto poznali Stefana i zaopiekowali się nim. W pierwszej połowie września, więźniowie dowiedzieli się o pakcie sowiecko-niemieckim. Zaczęli protest głodowy, żądając rozmowy z ambasadorem. Przed końcem głodówki delegacja niemieckich komunistów spotkała się z schulenburdzkim wysłannikiem. Postawili tylko jedno żądanie – nie będą osądzeni za komunizm i nielegalną ucieczkę z kraju. Negocjacje rosyjsko-niemieckie trwające kilka miesięcy zapewniły więźniom liczne przywileje. Rosjanie ostatecznie wyrazili zgodę na uwolnienie byłych komunistów niemieckich. Zastrzegli jednak, że zatrzymają kilkudziesięciu więźniów w Rosji. W grupie zatrzymanych znaleźli się Otto, Stefan i Hans. Na początku roku 1940 usłyszeli wyrok 10 lat, a w lutym wysłano ich do Jercewa. Gustaw rozpoczął z nimi dyskusję dotyczącą porównania obozów koncentracyjnych i obozów pracy w Rosji. Jedynie student

wykazywał chęć rozmowy, jednak został skarcony przez jednego z mechaników. Następnego ranka Niemcy poszli do Niandomy.

7. Ręka w ogniu.

Rosyjski system pracy przymusowej zakładał obok gospodarczego wyeksploatowania całkowite przeobrażenie więzionego człowieka. Dążąc do całkowitej destrukcji osobowości przesłuchiwanego więźnia podczas przesłuchań stosowano liczne tortury. Człowiek budzony był w środku nocy, oślepiany. Aby wydobyć od niego podpis czy zeznanie udawano się także od takich metod jak drażnienie widokiem kawy czy papierosów:

„Człowiek budzonyco nocy - na przestrzeni długich miesięcy, a czasem nawet i lat - pozbawiony w czasie śledztwa prawa załatwiania

najelementarniejszych potrzeb fizjologicznych, trzymany godzinami na twardym krześle, oślepiony skierowaną prosto w oczy żarówką, kłuty

podstępnymi pytaniami i niesamowitym crescendo urojonych zarzutów, drażniony sadystycznie widokiem papierosów i gorącej kawy na stole -

gotów jest podpisać wszystko. Nie o to jednak chodzi. Więźnia można uważać za „spreparowanego” do ostatecznego zabiegu dopiero wtedy,

gdy widać już wyraźnie, jak jego osobowość rozpada się na drobne części składowe: pomiędzy skojarzeniami powstają luki, myśli i uczucia

obluzowują się w swych pierwotnych łożyskach i klekocą jak w zepsutej maszynie, pasy transmisyjne łączące teraźniejszość z przeszłością

obsuwają się z kół napędowych i opadają na dno świadomości, wszystkie dźwignie i przekładnie intelektu i woli zacinają się, strzałki w zegarach pomiarowych skaczą jak oszalałe od zera do maksimum i z powrotem. Maszyna kręci się dalej na zwiększonych obrotach, ale nie pracuje już tak jak dawniej - wszystko, co wydawało się oskarżonemu przed chwilą absurdem, staje się rzeczą prawdopodobną, choć ciągle jeszcze nieprawdziwą, uczucia zmieniają barwę, napięcie woli znika”.

Więźniowie sami podpisywali akty oskarżenia. Zwykle nie byli w stanie wtedy myśleć racjonalnie, ich osobowość była rozbita na tysiące

kawałków. Więźniowie zaczynali wtedy nawet wierzyć w to, co wcześniej wydawało się dla nich absurdem. Kiedy więzień był w stanie takiego

emocjonalnego rozbicia, sędzia śledczy przedstawiał mu ostateczny dowód potwierdzający oskarżenie. Był to ostateczny, decydujący atak z

jego strony. Przesłuchiwany stwierdzał wówczas, że jest winny i do tej pory źle postępował. Bardzo często w okresie między zakończeniem

śledztwa a wydaniem wyroku więzień dochodził do siebie i uświadamiał sobie swoją niewinność. Miał wiele czasu do rozmyślań, zamknięty w

więzieniu śledczym. Obowiązywał go zakaz rozmów z pozostałymi więźniami. Po wydaniu wyroku następował wyjazd do obozu.

W obozie liczyły się dla niego dwie rzeczy: praca i litość dla współwięźniów, świadcząca o tym, że nadal jest człowiekiem i potrafi odczuwać. Obóz jednak zmieniał ludzi. Na początku dzielili się oni kromką chleba, pomagali chorym i tym cierpiącym w „trupiarni”. Po kilku tygodniach pobytu w obozie człowiek najpierw troszczył się o swoje życie i swój żołądek, a dopiero później o innych. W tej chwili więzień wyzbywał się człowieczeństwa i proces rozpoczęty podczas pierwszych przesłuchań można było uznać za zakończony. Teraz rozpoczynała się eksploatacja taniej siły roboczej.

Michaił Aleksiejewicz Kostylew został przydzielony do grupy Gustawa. Był on nowym, więźniem, który przybył z Mostowicy. Był komunistą,

studiował w Akademii Morskiej. Tu zapoznał się z klasykami marksizmu, działał w partii. Pragnął walczyć o wolność Europejczyków z Zachodu,

uważał siebie za misjonarza. Na drugim roku studiów przypadkiem wpadły mu w ręce książki zachodnio-europejskich autorów, głównie

francuzów. Malowały one przed nim obrazy idealnych miejsc, do których chciał dotrzeć. Zaniedbał przyjaciół, studia i partię. Powieści

francuskie ukazały mu znaczenie słowa wolność. Był przekonany, że rodzina, znajomi, partia ukrywali przed nim „całą prawdę”. W 1937 został

aresztowany. Nic nie dawały śledczym tortury fizyczne, zatem podjęli się tortur psychicznych. Kostylew wymyślił nazwiska i fakty przyznając się

do abstrakcyjnej winy. Dalsze tortury psychiczne zmusiły młodego studenta do podpisania dokumentu świadczącego o tym, że chciał on obalić Związek Sowiecki przy pomocy obcych mocarstw. Kartą przetargową było zeznanie jednego ze studentów, z którym kiedyś podczas kłótni Kostylew wykrzyknął, że należy wyzwolić Zachód od życia. Oszołomiony podpisał oskarżenie. Na początku 1939 został skazany na dziesięć lat obozu. Ponieważ był inżynierem otrzymywał lekkie prace. Po złożeniu na niego donosu został przeniesiony do brygady leśnej. Znienawidził współwięźniów. Zaczął czytać książkę, która uchroniła go przed całkowitym upadkiem. Czytając ją zrozumiał, że został oszukany. W 1941 został przeniesiony do brygady tragarzy. W tym miejscu poznaje Gustawa, cierpiącego w owym czasie na bezsenność. Gustaw poznał tajemnicę Kostylewa, który codziennie wsuwał rękę do pieca, by być zwolnionym z pracy i móc w spokoju czytać książkę w baraku. Na początku maja miała odwiedzić go matka. Misza nie chodził na bazę. Na początku kwietnia dostał on przydział na wyjazd na Kołymę. Do tego obozu wybierano wyłącznie więźniów w wysokoprocentową utratą zdrowia. Gustaw udał się do naczelnika obozu z propozycją wyjazdu zamiast Miszy, jednak naczelnik nie wyraził na to zgody. Misza z rozpaczą stwierdził że nie spotka się z matką. Oblał się wrzątkiem i konał w męczarniach. Matka nie została poinformowana o śmierci syna i na początku maja stojąc na wartowni odbierała rzeczy syna.

8. Dom Swidanij.

Dom Swidanij był miejscem, w którym możliwe były odwiedziny krewnych. Takie odwiedziny trwały ok. trzech dni i było dozwolone raz w

roku. Aby uzyskać zgodę na wizytę rodziny więzień musiał starać się nawet kilka lat, wyrabiać 100% normy i mieć nienaganną przeszłość

polityczną. Ponadto musiał podpisać deklarację zobowiązując się do milczenia na temat życia w obozie. Podobną deklarację podpisywała

rodzina. Przed spotkaniem z krewnymi więźniowie dostawali nowe ubrania, mógł skorzystać z łaźni oraz fryzjera. Każda wizyta była ważnym

wydarzeniem, jednak cudzoziemcy nie potrafili czerpać radości ze szczęścia współwięźniów. Dom Swidanji zbudowany był z sosnowych desek,

w oknach wisiały firanki. Na czas widzenia każdy więzień otrzymywał własny pokój z czystym łóżkiem.

9. Zmartwychwstanie

Miejscem szczególnym w obozie był szpital. Każdy więzień marzył, by trafić tam choć na parę dni. Chwila odpoczynku, czyste łóżko

przywracały więźniom poczucie normalności i godność. Szpital mieścił się w baraku obok Domu Swidanij. W salach panowała czystość, na

korytarzach czekali chorzy więźniowie. Kierownikiem szpitala był lekarz z Jercewa, podlegało mu trzech lekarzy obozowych – Loevenstein,

Zabielski i Tatiana Pawłowna. Lekarze obozowi sami byli więźniami, dlatego bardzo przestrzegali przepisów, z obawy przed zarządcami obozu. Pozycja lekarzy wiązała się z licznymi przywilejami. Lekarze mieli dostęp do kuchni oraz apteczki. Często po zakończonym wyroku otrzymywali propozycję podjęcia pracy w obozie. Leczenie polegało na podawaniu leków przeciwgorączkowych i odpoczynku. Każdy pacjent otrzymywał kartkę do łaźni, czystą bieliznę, „trzeci kocioł”, surówkę oraz porcję białego chleba. Więźniowie starali się na wszelkie sposoby trafić do szpitala. Początkowo uciekali się do samookaleczeń, jednak władze obozu zaczęły traktować to jako sabotaż i dodawały do wyroku kolejne dziesięć lat:

4

„Ludziom prostym życie w obozie przychodziło nieco łatwiej, uważali je bowiem za ostateczne dno swej niełatwej i przedtem egzystencji i z

pewną pokorą w sercach czekali na nagrodę za cierpliwość w cierpieniu. Ludzie inteligentni jednak, obdarzeni żywszą wyobraźnią, bogatsi w

doświadczenia, byli na ogół zawsze bardziej niecierpliwi i jeśli nie potrafili się uzbroić w odrobinę bodaj cynizmu, oddawali się na pastwę

wspomnień ze związanymi rękami i nogami. Jest rzeczą niezmiernie charakterystyczną, że „kułacy” i recydywiści pospolici raczej niechętnie szli do szpitala, przekładając nadeń parę dni zwolnienia w baraku - jak gdyby powstrzymywała ich przed tym krokiem nieświadoma obawa, że raz ujrzawszy coś, co mogło przypominać wolność, nie potrafią już nigdy więcej wrócić do niewoli. Ale szpital był prawdziwą ucieczką dla

wszystkich, którzy wbrew podszeptom instynktu nie chcieli zapomnieć. Witali chorobę z radością, a wracając ze szpitala do baraków, twarze

mieli ściągnięte i skurczone bólem; jak ludzie, których oderwano siłą od szczeliny w murze sięgającej w przeszłość, a poprzez przeszłość w

zwodniczą nadzieję przyszłości”. Pewnego dnia Gustaw wyszedł na 35 stopniowy mróz, by trafić do szpitala. Otrzymał dwa tygodnie zwolnienia. Leżał między Niemcem S i Rosjaninem Michaiłem Stiepanowiczem W. Przez pierwsze dni nie utrzymywali kontaktów, delektowali się ciszą i spokojem. Po kilku dniach siły powróciły do Gustawa i nawiązał bliższą znajomość z towarzyszami szpitalnymi. Lekarz w Jercewie, Jegorow, był człowiekiem nieprzekupnym. Związał się z jedną z sióstr – Jewgieniją Fiodorowną. Z początku pracowała ona w lesie, jednak gdy była u kresu sił Jegorow zabrał ją do pracy w ambulatorium. Odczuwała ona wyrzuty sumienia z powodu związku z wolnym człowiekiem. Gustaw zdawał sobie sprawę, że ich uczucie nie przetrwa. Jak się później okazało Jewgienija związała się z innym więźniem – Jarosławem R. W kobiecie obudziły się żywe, prawdziwe uczucia. Michaił Stiepanowicz określił tę zmianę w jej zachowaniu jako zmartwychwstanie. Lekarz próbował walczyć o swój związek wysyłając Jarosława R do obozów peczorskich. Dzień przed wyjazdem Jewgienija sama zgłosiła się do niego o podobne przeniesienie. Jewgienija zmarła przy porodzie, wydając na świat dziecko Jarosława R.

10. Wychodnoj dień.

Wychodnoj dien był w obozie dniem wolnym od pracy. Z początku przypadał raz na dekadę, jednak gdy władze obozowe zauważyły, że

zmniejsza się plan produkcyjny obozu. Zdecydowano więc, że wychodnoj dien będzie ogłaszany wówczas, gdy obóz przekroczy górną granicę

produkcji na kwartał. O wolnym dniu więźniowie dowiadywali się dzień wcześniej od brygadierów. W tym dniu w obozie rozbrzmiewały dźwięki

muzyki i śpiewy. Było to przygotowanie do dnia, który naznaczono rozrywkami i drobnymi przyjemnościami. Więźniowie okazywali sobie

życzliwość, rozmawiali do późnej nocy. Pobudka była późniejsza, a po śniadaniu odbywała się rewizja, po której więźniowie zmuszeni byli

uporządkowywać swoje baraki. Każdy obozowicz spędzał dzień wolny w swój własny sposób. Gustaw spotykał się z innymi więźniami i prowadził ożywione konwersacje. Później odwiedzał baraki, w których zamieszkiwali jego znajomi. Zwykle o tej porze więźniowie zajęci byli pisaniem listów do krewnych. Tego dnia Gustaw odwiedził starego Kozaka – Pamfiłowa. Pod wieczór więźniowie wracali do swoich baraków, w których toczyły się zacięte dyskusje oraz wysłuchiwano opowieści współtowarzyszy. Przez kilka kolejnych dni świątecznych więźniowie z baraku, w którym mieszkał Gustaw słuchali opowieści Fina, Rusto Karinena o jego nieudanej próbie ucieczki z obozu. Dochodzi on do wniosku, że więźniowie są przykuci i związani z obozem, dlatego nie można od niego uciec.

CZĘŚĆ DRUGA

11. Głód.

W najgorszej sytuacji w obozie znajdowały się kobiety. W obozie cierpiało się na dwa rodzaje głodu – fizyczny i seksualny. Stare prawo obozu

mówiło, że jeśli kobietę złamie się głodem fizycznym to zaspokaja się obie potrzeby jednocześnie. Życie w obozie pokazuje, że nie ma takiej

rzeczy, której człowiek nie zrobiłby z głodu i bólu. Kobiety oddawały się za kawałek chleba. Często też zachodziły w ciążę, ponieważ

gwarantowała ona wolne od pracy na trzy miesiące przed i pół roku po porodzie. Pewnego dnia do obozu trafiła młoda Polka, która była dumna i nie dopuszczała do siebie żadnych mężczyzn. Gustaw założył się z inżynierem Polenko, że kobieta nie ugnie się. W kilka tygodni później przegrał zakład. Najdłużej opór stawiała śpiewaczka z moskiewskiej opery Tania, ale i ona z czasem ustąpiła. To jakie żniwo zbierał głód można było zauważyć tylko w łaźniach, do których więźniowie mieli dostęp tylko raz na trzy tygodnie. W łaźni Gustaw poznał profesora Borysa Lazarowicza N, który później przedstawił mu swoją małżonkę – Olgę. W niedługim czasie Borys trafił do „trupiarni”, a Olga do brygady na bazie żywnościowej. Profesor przymierał głodem, został odesłany do innego obozu. Gustaw wraz z Olgą przemycali do obozu ciasto. Jeden z współwięźniów aby uchronić się przed śmiercią głodową zabił psa.

12. Krzyki nocne.

Baraki były oświetlone całą noc. Po skończonej pracy więźniowie mieli kilka chwil wytchnienia. Spędzali je głównie na pryczach, ale także

naśladując życie na wolności. Największą zmorą dla więźniów była myśl o śmierci. W wieczór po przyjeździe do obozu Gustaw zauważył starca

siedzącego przy piecu. Jego oczy były pozbawione wyrazu, puste, nieme, martwe. Należące do kogoś, kto nie potrafił zakończyć swojego życia.

Jak się później okazało mężczyzna pochodził z Czeczenii. Na wolności zajmował się rolnictwem, jednak kolektywizacja pozbawiła go jego

gospodarstwa. Aresztowano go, ponieważ nie chciał oddać worka pszenicy i zabił dwa barany. Po tygodniach morderczych przesłuchań i tortur został skazany na piętnaście lat. Mówił, że co dzień modli się o śmierć. Był jedynym więźniem, który nie krzyczał przez sen.

Więźniowie leżąc na pryczach popadali w obłęd związany z myślami o śmierci. Śmierć w obozie była anonimowa. Nie znano miejsca

pochówku zmarłych więźniów, nie wiedziano czy po śmierci władze obozu wypełniają jakieś dokumenty, czy rodzina dowiaduje się o śmierci

bliskiej osoby. Przekonanie, że ich śmierć pozostanie anonimowa najbardziej przerażało więźniów. Bardzo często współwięźniowie

zobowiązywali się wzajemnie do tego, że ten który przeżyje obóz powiadomi rodziny o dacie śmierci oraz przybliżonym miejscu pochówku:

„W każdym razie w warunkach życia i pracy, jakie dane były więźniom w obozie, najskromniejsza nawet dyscyplina wypoczynku wymagała

ogromnych wysiłków woli lub takich pokus, które byłyby silniejsze od śmiertelnego zmęczenia po jedenastogodzinnej pracy o głodzie. Dla

większości więźniów powrót do zony i tak bardzo przez cały dzień upragnione spoczęcie na pryczy były złudną i samobójczą formą wzmocnienia organizmu”. Każdego wieczoru około godziny dwudziestej drugiej rozmowy więźniów ustawały. Obóz powoli pogrążał się we śnie. Koło północy nad obozem rozbrzmiewały jęki śpiących. Czasem ciszę w środku nocy zagłuszał krzyk.

13. Zapiski z martwego domu.

W obozie od czasu do czasu organizowane były pokazy filmowe lub przedstawienia obozowe. Odbywały się one w baraku „chudożestwiennoj

samodiejatielnosti”, który mieścił się w pobliżu kuchni. Owym barakiem zajmował się Kawecze, który również czuwał nad biblioteką. Funkcję tę

pełnił obecnie Kunin, który zamieszkiwał za zoną. Miał on również pomocnika, którym był dawny więzień Paweł Iljicz. Kawecze próbował zorganizować dla więźniów kursy...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin