JEZUICI_-_Malachi_Martin.pdf

(602 KB) Pobierz
Malachi Martin
JEZUICI
Towarzystwo Jezusowe
i zdrada ideałów Kościoła rzymskokatolickiego
Przekład:
Dagmara Kobylińska, Jarosław Irzykowski
EXTER
Gdańsk 1994
Tytuł oryginału:
The Jesułts. The Society of Jesus and the Betrayal
of the Roman Catholic Church.
Copyright (c) 1987 by Malachi Martin Enterprises, Ltd.
Copyright (c) for the Polish edition by EXTER Ltd., Gdańsk 1994
Ilustracja i opracowanie graficzne okładki: Radosław Dylis
Wydawca: EXTER Sp. z o.o. ul. Szafarnia 10 80-755 Gdańsk tel/fax31 38 39
ISBN 83-86029-09-9
Matce Boskiej Fatimskiej
Spis treści
Wojna ..................................................7
Część I OSKARŻENIE
1. Papieskie zarzuty ....................................37
2. Poligon doświadczalny ...............................48
3. Biały papież, czarny papież............................76
4. Upokorzenie papieskie ..............................104
5. Zbiorowe nieposłuszeństwo ..........................120
Część II TOWARZYSTWO JEZUSOWE
6. Ifiigo de Loyola....................................145
7. Wzorzec ignacjański ................................173
8. Towarzystwo Ignacego ..............................190
9. Charakter Towarzystwa ..............................202
10. Najwyższy rangą przełożony .........................227
11. Huragany w mieście ................................246
Część III WYZWOLICIELE
12. Atrakcyjna doktryna ................................261
13. George Tyrrel, S.J...................................275
14. Pierre Teilhard de Chardin, S.J.........................288
15. Teologia wyzwolenia ................................306
16. Sobór Watykański II ................................321
Część IV KOŃ TROJAŃSKI
17. Drugi Bask........................................337
18. Zużyte szaty .......................................365
19. Nowa, niezniszczalna tkanina .........................379
20. W poszukiwaniu pierwotnej charyzmy ..................398
21. Nowe szaty .......................................433
22. W oczach opinii publicznej ...........................460
W ogniu, by stworzyć świat człowieka ......................479
Przypisy ..............................................513
Źródła i materiały ......................................521
Indeks ................................................523
Nota o autorze .........................................535
WOJNA
Pomiędzy papiestwem a zakonem jezuickim -- Towarzystwem Jezusowym, jak brzmi
oficjalna nazwa --panuje stan wojny. Wojna ta sygnalizuje najistotniejsze zmiany, które nastąpiły
wśród hierarchii duchowieństwa rzymskokatolickiego w czasie ostatniego tysiąclecia. I, jak to ma
miejsce w przypadku wszystkich decydujących wydarzeń w Kościele rzymskokatolickim, dotyczy
życia i losów milionów zwykłych kobiet i mężczyzn.
Jednakże, podobnie jak w przypadku większości wojen ery nowożytnej, jezuici nie wystąpili
oficjalnie przeciwko papiestwu. I choć pierwsze otwarte potyczki miały miejsce w latach
sześćdziesiątych, ujawnienie ich skutków, nawet tych najgłębszych, wymagało czasu. Ponieważ
liderzy wojny wywodzili się spośród przełożonych zakonu, należało po prostu powołać ludzi o
podobnych przekonaniach na stanowiska wiążące się zarówno ze sprawowaniem władzy, jak i z
komunikacją wewnątrz organizacji. Gdy to zostało już osiągnięte, szeregowi członkowie zakonu nie
mieli praktycznie żadnego wpływu na podejmowane następnie niezwykłe decyzje.
Z biegiem lat zaczęły rozlegać się głosy ostrzeżenia. "Nastąpił coup d'etat (zamach stanu) ...
jak napisał pewien jezuita, ze zdumieniem obserwując "łatwość, z jaką osiągnięty został rozkład
ustalonego porządku [w Towarzystwie Jezusowym] ...
Lecz do tego czasu, a były to już lata siedemdziesiąte, wojna trwała od niemalże dekady i
alarmy te odnosiły niewielki skutek. Biorąc pod uwagę fakt, że w zakonie rządzą prawa ścisłego
posłuszeństwa -- legendarny i wypróbowany element starej struktury, tak użyteczny dla nowych
liderów w postępowaniu z odszczepieńcami od tej tak dziwnej i niezrozumiałej polityki -- szeregowi
członkowie zakonu nie mieli innej alternatywy, jak tylko zaakceptować zmiany, które -- według słów
innego jezuity "oderwały Towarzystwo Jezusowe od nas, maluczkich i przekształciły je w jakąś
monstrualną strukturę, pozornie kierującą się dobrymi intencjami".
Wciąż jednak nasuwa się pytanie: zakładając, że rzeczywiście istnieje spór pomiędzy
papiestwem a jezuitami, jakie ma on znaczenie praktyczne? Oczywiście, można tu użyć określenia
wojna. Ale czy nie jest to tylko kolejna sprzeczka wewnątrz Kościoła rzymskokatolickiego? W
świecie, który nieustannie huśta się na krawędzi unicestwienia, w którym połowa populacji umiera z
głodu, podczas gdy większość drugiej połowy cierpi z powodu takiej czy innej niesprawiedliwości,
jakie znaczenie może mieć jakiś zakurzony argument teologiczny? Może taki, jak to, ile diabłów
zmieści się na główce szpilki?
Jednakże problem polega nie tyle na różnicy zdań co do szczegółów, ani też na teologicznym
sporze między papiestwem a jezuitami -- sporze obchodzącym wyłącznie uczonych, duchownych i
wiernych. Zarówno papiestwo, jak i jezuici zdają sobie sprawę z faktu, iż skutki prowadzonej przez
nich polityki sięgają daleko poza granice Kościoła rzymskokatolickiego i dotyczą nie tylko miliarda
wyznawców katolicyzmu na całym świecie. Prawie wszystko, co dzieje się w tej wojnie, ma
bezpośredni i natychmiastowy związek ze sporami wyniszczającymi narody i poszczególne jednostki.
Ma związek z samym sednem rywalizacji pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Związkiem
Radzieckim. Ma związek z losami i cierpieniem 350 milionów ludzi zamieszkujących Amerykę
Łacińską. Ma wpływ na głęboko zmieniający się kodeks moralny i narodowy consensus
Amerykanów; na sprawy ludności zamieszkującej Chińską Republikę Ludową; na kruchą stabilizację
wolnej Europy Zachodniej; na bezpieczeństwo Izraela; na wciąż chwiejną nadzieję dla odradzającej
się właśnie Czarnej Afryki. Wszystkie te rzeczy, pozornie niezależne, są nie tylko powiązane ze sobą
nawzajem, ale także są i będą pod istotnym wpływem prądów i rezultatu frontalnego zderzenia
pomiędzy papiestwem a zakonem jezuitów.
Powodem wszystkich wojen jest i było dążenie do zdobycia władzy. W wojnie między
papiestwem a zakonem zawiera się to w dwóch fundamentalnych i konkretnych zagadnieniach.
Pierwsze z nich to panowanie. Kto rządzi światowym Kościołem rzymskokatolickim? Kto ustala
prawa, których wierni tegoż Kościoła muszą przestrzegać. Jakiego rodzaju moralność winni
wyznawać?
Kolejna kwestia to cel. Jaki cel przyświeca Kościołowi rzymskokatolickiemu w tym świecie?
Dla papiestwa odpowiedzi na powyższe pytania są proste i oczywiste. Prawo do rządzenia i
nauczania schodzi w hierarchicznej strukturze Kościoła, począwszy od papieża, poprzez biskupów aż
do księży i laikatu. A jedynym celem Kościoła w tym świecie jest zapewnienie każdemu człowiekowi
możliwości osiągnięcia po śmierci wiekuistego życia w Bogu. Jest to wyłącznie cel pozaziemski.
Jednakże dla wielu jezuitów scentralizowana władza Kościoła, jego struktura i cel są dziś nie
do zaakceptowania. Tradycyjne prerogatywy obecnie panującego papieża Jana Pawła II, czy też
jakiegokolwiek innego papieża wzbudzają sprzeciw.
W miejsce Kościoła hierarchicznego dążą oni do utworzenia kościoła stworzonego z
niewielkich, autonomicznych grup ludzi -- określanych mianem "ludu Bożego ", czy też "Kościoła
ludowego " -- luźno związanych tylko wiarą, a nie jedną główną i scentralizowaną władzą, jaką
stanowi papiestwo.
W miejsce pozaziemskiego celu tradycyjnego Kościoła, Towarzystwo Jezusowe proponuje
natychmiastową walkę o wyzwolenie dla jednej z klas istniejących w dzisiejszym społeczeństwie --
milionów ludzi cierpiących na skutek niesprawiedliwości społecznej, ekonomicznej i politycznej.
Dla jezuitów sposób mówienia o walce klas jest sprawą istotną i delikatną. Nowa misja
Towarzystwa -- bo nie można tego inaczej określić -- nagle umieszcza ich w rzeczywistym i do
pewnego stopnia dobrowolnym sojuszu z marksistami. Celem obydwu ugrupowań jest ustanowienie
takiego systemu społeczno-politycznego, który miałby wpływ na gospodarkę narodów poprzez
bezkompromisowy, wtórny podział dóbr i zasobów naturalnych, a w dalszym procesie także zmiana
panującego obecnie systemu rządów.
Jednakże oficjalne wystąpienie z takim programem byłoby zgubne dla globalnej polityki
Towarzystwa. Byłoby to równoznaczne z przegraniem wojny jeszcze przed ustawieniem w szyku
wszystkich armii. Myśl, wyrwana z oryginalnego kontekstu dokumentu opublikowanego w 1968 r.
przez Konferencję Biskupów Katolickich, która miała miejsce w Medellin, w Kolumbii oddaje istotę
sprawy wyrażając pogląd jezuitów i innych członków Kościoła popierających tę nową misję; jest to
"wypracowanie priorytetowej opcji dla ubogich i uciśnionych".
Powyższe rozważania nie mają na celu stwierdzenia, że w jakimkolwiek momencie
Towarzystwo Jezusowe stało się oficjalnie marksistowskie, bo byłoby to niezgodne z
rzeczywistością. Tym niemniej brutalna prawda wygląda tak, iż wielu jezuitów pragnęłoby ujrzeć
radykalną zmianę w demokratycznym kapitalizmie Zachodu na rzecz socjalizmu, który niewątpliwie
wydaje się trącić totalitarnym komunizmem.
A fakty świadczą o tym, że nie brak wpływowych jezuitów, którzy regularnie nawołują do
nowej krucjaty.
Krótkie wizerunki trzech jezuitów -- socjopolityka, oddanego partyzanta i wybitnego teologa-
nauczyciela wyznaczą szeroki wachlarz dążeń współczesnych jezuitów do wygrania wojny.
Pierwszy to Arthur F. McGovern S.J. -- wybitny i przekonujący orędownik nowego,
jezuickiego antykapitalizmu. W roku 1980 opublikował książkę poświęconą temu tematowi --
Marxism: An American Christian Perspective
(Marksizm: Amerykańska perspektywa
chrześcijaństwa) -- w której wielokrotnie daje jasny wyraz swym poglądom. Według McGoverna,
marksizm był i jest czystą krytyką społeczną. Marks usiłował w prosty sposób objaśnić kwestie
związane ze środkami produkcji, z tym w jaki sposób ludzie produkują, ze sposobami dystrybucji, a
także z ludźmi, którzy są właścicielami i kontrolują środki produkcji. Z tego punktu widzenia
marksizm nie może być postrzegany jako "nieprawdziwy". Dopiero Engels i Lenin dodali oburzające
elementy "materializmu naukowego" i ateizmu. Wystarczy sięgnąć do niepublikowanych prac
młodego Marksa, aby uświadomić sobie "jego bardziej humanistyczne oblicze".
McGovern podsumowuje wreszcie, iż należy oddzielić społeczną krytykę Marksa, która jest
"słuszna", od tych obcych elementów. Należy zaakceptować marksistowską koncepcję walki klas,
jako że walka klas istnieje. Jest to równoznaczne z rewolucją, ale "rewolucja niekoniecznie musi
oznaczać przemoc... Tu oznacza, że musimy mieć nowy rodzaj ustroju -- z pewnością nie
demokratyczny kapitalizm w takiej postaci, w jakiej go znamy".
Według McGoverna, postać Jezusa sportretowanego w Ewangelii świętego Łukasza jest
wzorcem dla rewolucji. Ewangelia ta jest "Ewangelią społeczną", jak pisze na potwierdzenie swych
poglądów McGovern. "Przyszedłem głosić biednym dobrą nowinę, uwolnić uciśnionych, wybawić
uwięzionych."
"Zauważcie", dodaje McGovern, "ile razy Jezus mówi o ubóstwie; identyfikuje się z
biednymi; krytykuje tych, którzy nakładają brzemię na ubogich". A więc Jezus w sposób oczywisty
uznał istnienie "walki klas" i popierał "rewolucję".
Świadomie czy nie, podobnie jak większość współczesnych jezuitów i wielu działaczy
katolickich, McGovern faktycznie odłożył na bok czternaście wieków autentycznie chrześcijańskiej,
właściwej dla zamożnych katolików interpretacji Biblii. Zinterpretował on Ewangelię i zbawienną
misję Syna Bożego w sensie ekonomicznym, sensie doczesnym, nie nadprzyrodzonym, w sensie nie
katolickim. A cała reszta była tego następstwem.
Bo "nowy rodzaj społeczeństwa" nie może być "demokratycznym kapitalizmem, jaki znamy",
ze Stanami Zjednoczonymi -- liderem i odnoszącym największe sukcesy przedstawicielem
kapitalizmu demokratycznego na pierwszym planie. I rzeczywiście, już na początku wojny, w latach
sześćdziesiątych, gdy jezuici w USA opracowali "Projekt przewodzenia narodowi przez jezuitów",
manifest jasno precyzował intencje twórców co do zmiany fundamentalnej struktury Ameryki --
demokracji kapitalistycznej. "My, jako jezuici, musimy zdać sobie sprawę z tego, że uczestniczymy w
wielu grzesznych strukturach społeczeństwa amerykańskiego. I w związku z tym -- o ile nie będziemy
starać się zmienić tej sytuacji -- ponosimy ryzyko grzechu".
Podobnie jak jedna jaskółka nie czyni wiosny, tak też jeden McGovern, a nawet jeden "Projekt
przewodzenia narodowi przez jezuitów" -- nie oznacza jeszcze wojny. Abstrahując od swej oficjalnie
głoszonej polityki, zakon jako całość angażuje się w walkę klas. Jego obecne przesłanie pochodzi z
tysiąca różnych źródeł, od duchownych i teologów żyjących w krajach demokratycznego
kapitalizmu. Jest stawiane na ołtarzu nowej teologii -- teologii wyzwolenia, której idee opisane
zostały przez peruwiańskiego duchownego, ojca Gustavo Gutierreza. Wśród jej wyznawców znajdują
się tak znani latynoamerykańscy jezuici jak Jon Sobrino, Juan Luis Segundo i Fernando Cardenal. I
choć ich nazwiska nie pojawiają się w codziennych wiadomościach wieczornych telewizji USA,
ludzie ci jednak cieszą się znacznym poważaniem zarówno w obu Amerykach, jak i w Europie.
Mimo że nowy ruch od samego początku ogarnął cały świat, ten zaskakujący sojusz pomiędzy
jezuitami a marksistami ujawnił się praktycznie przede wszystkim w Ameryce Łacińskiej. To właśnie
tam nowa misja jezuitów spowodowała przemianę socjopolitycznego postrzegania Zachodu,
wywierając znacznie głębszy wpływ na losy ludzi, niż przewidywali to McGovern i inni teoretycy.
Wkrótce całe rzesze jezuitów rozpoczęły, z tak typową dla nich gorliwością i poświęceniem,
działalność na rzecz sandinistów w Nikaragui, a gdy ci ostatni przejęli władzę, ci sami jezuici objęli
decydujące stanowiska w rządzie centralnym, po czym przyciągnęli innych członków zakonu, aby
dołączyli do ruchu na rozmaitych poziomach regionalnych. W międzyczasie, w innych krajach
Ameryki Środkowej, jezuici nie tylko uczestniczyli w szkoleniach partyzanckich kadr
marksistowskich, lecz także niektórzy z nich sami brali bezpośredni udział w walkach. Zainspirowani
idealizmem, jaki widzieli w teolgii wyzwolenia, zachęceni niezależnością, właściwą dla nowej idei
Kościoła pojmowanego jako grupa autonomicznych wspólnot, jezuici doszli do wniosku, iż
wszystkie chwyty są dozwolone, czy też wręcz zalecane, o ile mają oparcie w koncepcji nowego
"Kościoła ludowego".
Ludzie ci byli wręcz idealnym oparciem dla prawdziwych teologów wyzwolenia. Byli to
bowiem bojownicy, którzy przekształcili teologię wyzwolenia z teorii w to, co określono mianem
"praxis", czyli wprowadzenie w czyn rewolucji w imię ekonomicznego i politycznego wyzwolenia. Z
tejże praxis -- jak twierdzili wyznawcy teologii wyzwolenia -- z "bycia na dole, wśród ludu" miałaby
wywodzić się jedynie słuszna teologia mająca na celu zastąpienie starej, narzuconej niegdyś
autokratycznie, "z góry" przez hierarchię Kościoła rzymskiego.
Drugim nazwiskiem z panteonu nowych jezuitów jest James Francis Carney, S.J., człowiek,
który stał się wzorcem praxis -- być może najbardziej bezkompromisowym, o ile nie najbardziej
znanym i wpływowym ze wszystkich współczesnych jezuickich wyznawców teologii wyzwolenia.
Carney urodził się i wychował w Chicago. Przygotowywał się do pełnienia funkcji
kapłańskich w diecezji Chicago, a pod koniec okresu nauk zgłosił się jako ochotnik do pracy w
Ameryce Środkowej i został tam wysłany w 1961 roku. Zaangażował się do tego stopnia, że przyjął
obywatelstwo Hondurasu. Przez lata napawał się ideami głoszonymi przez teologię wyzwolenia
niczym wybornym winem. Stał się znany jako orędownik ubogich, bezlitosny i nieubłagany krytyk
rządów i panujących (zwłaszcza w Hondurasie) także armii. Jego nazwisko i działalność oficjalnie
kojarzono z walczącymi w dżungli guerrillas. Nawet gdy za głowę Carney'a dowództwo armii
Hondurasu wyznaczyły nagrodę, przełożeni zakonu jezuitów nie uczynili żadnego kroku, aby
ukrócić jego związki z partyzantami. W rzeczywistości Carney był jednym z kilku jezuitów w
Hondurasie, Nikaragui, Gwatemali i Kostaryce, którzy podążali tą drogą, obdarzeni
błogosławieństwem swych lokalnych i rzymskich przełożonych.
Zaszyty i szczęśliwy w swej walącej się "champa" w nikaraguańskim mieście Limay, gdzie
znalazł tymczasowy azyl przed działaniami partyzanckimi w Hondurasie, czterdziestosiedmioletni
duchowny przy świetle świec kończył pisanie swej autobiografii. Był już 6 marca 1971 roku. Carney
miał za sobą dziesięć lat niedostatku i pracy w Ameryce Środkowej, a przed sobą jeszcze jakieś
dwanaście lat życia. "Padre Lupę", jak nazywali go czule jego Indianie (był to skrót od Gwadelupy),
oznajmił światu, w jaki sposób, na podstawie pism innego jezuity -- Juana Luisa Sekundo -- doszedł
do trzech podstawowych prawd teologii wyzwolenia. Jest to ponura i zasmucająca literatura.
Praca Segundo
Graceand the Human Condition
(Łaska a stan człowieczy) uświadomiła
Carney'owi, że "wszystko na tym świecie jest nadprzyrodzone". The
Sacraments Today
(Sakramenty
dzisiaj) unaoczniły ojcu Lupę, że "ludzkość rozwija właściwszą ideę Boga". A
Evolu-tion andGuilt
(Ewolucja i wina) nauczyła go, że "dialektyka rewolucyjna musi pokonać grzech konserwatyzmu
Kościoła".
Przepojony smutkiem i miłością, Lupę napisał do swej rodziny w Stanach list, w którym
przedstawił swe plany na przyszłość. List ten zamieszczony jest w jego autobiografii. Musiał dzielić
rewolucję ze swymi ukochanymi honduraskimi
campesitos,
ponieważ jak pisał, "nie mogę żyć z
wami w sposób w jaki wy żyjecie". Według niego kapitalizm, w którego grzechach pogrążeni są
wszyscy Amerykanie, jest złem tak samo haniebnym, za jakie uznawany jest komunizm. Tylko
zbrojna rewolucja jest w stanie wykorzenić "kapitalizm i ponadnarodowy imperializm z Ameryki
Zgłoś jeśli naruszono regulamin