Wirus wiruss.pdf

(2637 KB) Pobierz
Kup książkę
Poleć książkę
Oceń książkę
Księgarnia internetowa
Lubię to! » Nasza społeczność
W
IRUS
13
2.
— Jak si nazywa prezydent?
— Ma tatua e.
— A nazwisko?
— Nie, raczej sobie nie przypominam tak naprawd .
— A tatua e?
— No co pan: „Polska Walcz ca” na klacie, „HATE” na pal-
cach lewej r ki, na prawej ma „LOVE”.
(Gdy splata d onie, w telewizji wietnie wida , jak Mi o
zwyci a Nienawi ).
Kobieta wzrusza ramionami i u miecha si ujmuj co do
kamery.
Wysoki, przystojny, sympatyczny, trzy j zyki, MBA i konto;
charyzma, typ gwiazdorski. Trzecia ona? Nie, pierwsza: lub
ko cielny. I dwójka dzieci. Patriotyzm tak, narodowo tak, ale
bez przesady.
I by o po wyborach. Nazwisko prezydenta zna trzydzie ci pro-
cent Polaków: yjemy w drugiej Szwajcarii. Tam te nie wiedz ,
jak si prezydent nazywa. Nasz dosta siedemdziesi t procent
przy frekwencji sze dziesi t pi .
Telewizja transmituje, On przemawia:
— Panie Marsza ku, Wysoka Izbo! Wielka Koalicja, rz d
zgody narodowej. Bez nich nigdy nie skolonizujemy przysz o ci!
Jak on uwielbia te
bon moty!
Mia je pi knie wy wiczone,
a promienny u miech sam z siebie. Dzia a y zawsze. Nie zadzia-
a aby jednak, gdyby nie og osi na swoim blogu „Dnia V”, a na
piersiach nie wytatuowa sobie znaku Polski Walcz cej. Pierwszego
sierpnia, minut po siedemnastej, opublikowa w internecie projekt
Kup książkę
Poleć książkę
14
Dariusz Bugalski
ustawy
Czysty parlament
(radykalne zmniejszenie liczby pos ów,
likwidacja list partyjnych). Fani zbierali podpisy: cztery miliony.
„Byli cie jak wróble. Jeste cie jak or y” — napisa na Twitterze.
Wiecowano jak Polska d uga i szeroka. Na stadiony przycho-
dzi o po pi dziesi t tysi cy ludzi. „Na barykady! Polityk trze-
ba uprawia w supermarkecie, w szkole, w pracy!” — krzycza
Prezydent i promiennie si u miecha , a ludzie zapalali znicze
i wiwatowali.
Jako si pouk ada o.
„Tak! Tak! Tak! — Zgoda! Zgoda! Zgoda! — A Bóg wtedy r k
poda — Jeszcze Polska nie zgin a — Ku chwale Ojczyzny —
Los Ojczyzny jest nam bowiem najdro szy” — wykrzykn li Ci
i Tamci.
Listopad, niebezpieczny dot d miesi c dla Polaków, okaza
si agodny jak baranek. Unosi y si wprawdzie nad nimi g osy
Cich i Tamcich. Ale nie by y to nawet okrzyki, tylko westchnie-
nia. Rada J zyka Polskiego zasugerowa a bowiem Cim i Tamcim,
by zechcieli askawie unika wulgaryzmów, próbuj c je w miar
mo liwo ci zast powa staropolskimi: „wara”, „fora” i „precz”.
Byle tylko nie „won”, s owo to pochodzi bowiem z obcego kr gu
kulturowego. O niebo lepszy b dzie wykrzyknik „basta” wyciosany
z naszego, ródziemnomorskiego pnia. Te wiat e rady zosta y
z uwag wys uchane i z yczliwo ci przyj te. Nawet dyzastralne
„biada” i „rety” zast piono teofanicznymi „przebóg” i „dalibóg”.
Ci i Tamci zaprosili media na konferencj prasow i wzle-
cieli w wiat o kamer jako ptacy, jak husaria pionowego startu
i l dowania.
Wyl dowali bezpiecznie. Stan o na tym, e Ci byli w MSW
i s u bach, Tamci w MSZ-ecie i finansach. W telewizji byli
i Tamci, i Ci: solidarnie. Wyprowadzali w kajdankach. Na konfe-
rencjach prasowych pokazywali materia y operacyjne z zakupów
kontrolowanych. Ludziom si to nawet dosy podoba o.
Kup książkę
Poleć książkę
W
IRUS
15
3.
Czasem mi si ni, jak zmar papie . A tobie?
Rozmarza y w nas s owa, które tkwi y w nas dot d jak sople.
Przelatywa przez nas pr d, jakby kto w czy nas w sie , w czy
w nas radio. S uchali my nies ychanej muzyki do niezrozu-
mia ego libretta zapisanego w nieznanym j zyku, cho to by y
normalne, polskie, ludzkie s owa. Te zamarz e s owa roztapia y
si w cieple i szemra y jak wyp ywaj cy na powierzchni wio-
senny strumie . S uchali my siebie, s uchali my swoich w a-
snych g osów i ogl dali my je ze zdumieniem, jakby my patrzyli
na cudowne oddzia ywanie proszku do prania na pobrudzone
koszule. Wyci gali my je z b bna automatycznej pralki wie e
i czyste.
W radiu wzruszeni ludzie mówili: „Poczu em si jak szybo-
wiec wyci gni ty na du wysoko , odpi ty od samolotu, który
go wyci gn . Nie mog zmarnowa tej wysoko ci”.
S owa deszcz zmyje i opadn na dno rzeki. Znowu mie ci si
w korycie. P ynie leniwie, niewidzialn sieci ci gnie wod ci -
k od mu u.
Pewnie inaczej si nie da. Tyle si po prostu w cz owieku
nie mie ci.
Po porannej k pieli dochodzi a do nas z zaparowanego lustra
nasza twarz. Znowu widzieli my zmarszczki po smutku i z o ci,
siwizn po yciu, „podwójny podbródek po jakim ar oku (a ca a
moja dusza wzdycha do ascezy). Czo o niezbyt wysokie, wi c
i my li ma o — kobiety, z oto, ziemia…”
4
.
Kup książkę
Poleć książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin