Helena Sekula - Zagubione dni.pdf

(726 KB) Pobierz
Helena Sekuła
Zagubione dni
I. SZANTAŻ
- Sprawozdanie dla ministerstwa, panie dyrektorze - sekretarka podsuwa plik wykresów i
gruby, staranny maszynopis.
- Sprawozdanie - mruczy z przekąsem dyrektor. Niechętnie przewraca kartki, sprawdza
niektóre cyfry w wykresach.
Dziewczyna siedzi wyprostowana na brzeżku fotela. Zapięta pod szyję angielska bluzka z
mankietami, ciemna spódnica z elany, smukłe ładne nogi w cieniutkich pończochach.
Mimo prostoty stroju Anna należy do tej kategorii kobiet, które zwracają uwagę. Modna
fryzura, maquillage, wypielęgnowane dłonie.
Nie jest jednak pewna, czy dyrektor Paweł Szeryn zdaje sobie sprawę, że siedzi przed nim
ładna, młoda kobieta.
- Już więcej makulatury nie mogła pani zebrać? - złości się.
Anna milczy. Wie, że te pretensje nie są skierowane do niej.
- A po cholerę ten wykres? - dziwi się Szeryn.
- Żeby było trudniej zgadnąć - dziewczyna uśmiecha się. - Główny technolog uparł się,
żeby to dyrektor przejrzał, nie miałam na niego sposobu. Uparty jest jak muł.
Szeryn zdecydowanym ruchem odsuwa pozostałą stertę korespondencji.
- Sprawdzone? Można to podpisać? - spogląda na sekretarkę spod ciemnych, nawisłych
brwi.
- Można - Anna rumieni się lekko. - Od dawna wie, że Szeryn bardzo jej ufa, ale to
codziennie powtarzające się misterium sprawia jej wiele satysfakcji.
Dyrektor z westchnieniem ulgi, szybko kładzie zamaszyste podpisy.
Sekretarka spod przymrużonych rzęs przygląda się mężczyźnie. Bardzo lubi te poranne
sam na sum w jego gabinecie. Później zaczyna się piekło.
Czy ty wiesz - zapytuje go w myślach - jaki jesteś przystojny? Jaki męski? Dlaczego ty
nie widzisz kobiet wokół siebie? Jakim sposobem w ogóle masz syna. Ty ponury,
rzeczowy niedźwiedziu. Tylko plan, produkcja, dewizy. Tyś nie mężczyzna, a skamieniałe
wykopalisko; dinozaur, przedpotopowy cudak.
- Co dalej? - Szeryn podnosi oczy na dziewczynę.
- Konferencja w ministerstwie o jedenastej, przedstawiciel handlowy Iranu o dwunastej -
w sprawie dostaw, przedstawiciel handlowy z Indii w sprawie przyśpieszenia terminu
dostaw o 1
pierwszej, pożegnanie ekipy montażowej wyjeżdżającej na Cejlon - o drugiej, na piętnastą
zamówił
pan głównego technologa - to już się odwleka od soboty - recytuje dziewczyna zerkając w
gruby terminarz. - To wszystko na dziś.
- Ministerstwo i pożegnanie ekipy załatwi mój zastępca, inżynier Jaros - decyduje Szeryn.
-
Handlowców i technologa da pani do mnie. Wszystko?
- Dzisiaj ma pan maturę syna, dyrektorze - przypomina Anna.
- Pamiętam - uśmiecha się Szeryn.
- Z tego powodu trzeba odebrać ubranie od krawca, jest gotowe.
- Wyśle pani gońca.
- Warto jeszcze raz przymierzyć.
- Nie potrzeba - strzepnął dłonią.
- Plastyczka ma uwagi, co do kształtu nowego prototypu. Denerwuje się, że samowolnie
zmieniono jej koncepcje. Chce się z panem widzieć.
- Nie ma potrzeby, powie jej pani, że znam tę sprawę. Sam zadecydowałem o zmianach,
zresztą niewielkich, ze względów ekonomicznych.
- Myślę, że jednak pan osobiście powinien jej to wyjaśnić - mówi z naciskiem Anna.
- Nie mam czasu na drobiazgi - niecierpliwi się Szeryn.
- Po co pan w ogóle zatrudnia plastyka i to plastyka takiej miary, jak pani Magdalena? -
atakuje sekretarka.
- Jak to po co? - Szeryn jest zaskoczony. - Kształt, forma jest ważna. Maszyna wykonana
estetycznie cieszy oczy. Odbiorcy zagraniczni bardzo zwracają uwagę na te rzeczy.
Dlatego plastyk, właśnie dobry plastyk, jest niezbędny w zakładach te co typu. Dlatego
toleruję pomysły pani Magdaleny, zgadzam się i nimi, ale do pewnych granic.
- Panie dyrektorze, proszę wybaczyć, że powiem swoje zdanie, ale niesłychanie ciężko
jest pracować, zwłaszcza artyście, w atmosferze lekceważenia i zaledwie
TOLEROWANIA jego pracy, gdy imienia mu się koncepcje nie uważając za stosowne
nawet osobiście zawiadomić go o powodach takiej decyzji.
Szeryn marszcząc brwi wpatruje się w sekretarkę. Co ją ugryzło?
- Ach ty dyktatorku - myśli z oburzeniem dziewczyna. - Ty chłodny satrapo, kacyku! Jak
mało sobie cenisz wszystko, co nie jest twoją specjalnością, jaki jesteś czasami
bezwzględny.
- Ma pani rację - zgadza się - mogłem urazić panią Magdalenę. Nie pomyślałem o tym.
Naprawimy to, proszą umówić mnie z nią na jutro.
Rozbrojona dziewczyna nie może powściągnąć uśmiechu. Minęła godzina piętnasta.
- Dyrektorze, główny technolog do pana - zawiadamia przez
uchylone drzwi, Anna.
2
Inżynier bezszelestnie zamyka obite skórą drzwi gabinetu. Szeryn gestem wskazuje mu
aby usiadł.
Próbki stopów nie podobają mi się - mówi bez wstępów Szeryn. - Ja tych stopów nie
zatwierdzę.
- Nie podobają mi się - z sarkazmem powtarza technolog. - To bardzo ogólne
stwierdzenie.
Pan będzie uprzejmy sprecyzować mniej mgliście, co się panu w nich nie podoba.
- Wszystko - ucina dyrektor.
- To nie jest odpowiedź - wzrusza ramionami inżynier. - Równie dobrze może pan
powiedzieć, że ja się też panu nie podobam.
Szeryn zmierzył go oczyma - czy tamten chce wyprowadzić go z równowagi?
- Stopy metali nie odpowiadają normom.
- Ta kombinacja znacznie obniży koszty produkcji, to chyba nie jest panu obojętne?
- Ta kombinacja śmierdzi kryminałem.
- Zaraz kryminałem! Po co pan uderza w wielki dzwon, dyrektorze. Czy nikt nigdy nie
używał podobnych stopów? I czy były, powiedzmy, jakieś następstwa… przykrości? -
inżynier oględnie dobiera słowa.
- Czy widział pan pękające pod ciśnieniem kotły? - odpowiada pytaniem Szeryn. - A musi
pan pamiętać, że z reguły przy takich katastrofach giną ludzie. Ludzie, inżynierze, nie
mówiąc już o wielomiliardowych stratach.
-Widziałem - stwierdza sucho technolog. - Zaraz panu dokładnie powiem kiedy… - chwilę
namyśla się nie spuszczając wzroku z dyrektora. - Taak… w pięćdziesiątym trzecim roku,
panie dyrektorze, pan musi też to pamiętać, myślę, że pan doskonale pamięta. Chodziło o
katastrofę w wielkich zakładach pod Krościenkiem…
Twarz Szeryna tężeje - bacznie przygląda się tamtemu, milczy.
- W jakim celu pan to wspomina, inżynierze? - chłodno pyta Szeryn.
- Po prostu odpowiadam na pańskie pytanie.
Do czego on zmierza - myśli Szeryn. Trzeba mu pozwolić mówić, niech się wygada do
końca.
Co się kryje pod tą mieszaniną pochlebstwa ironii i bezczelności.
- Dobrze, ale jaki to ma związek z proponowaną przez pana zmianą proporcji stopów? -
atakuje Szeryn.
- Nieco odległy, ale ma - tamten nie jest zaskoczony. - Pamięta pan, byłem członkiem
komisji ekspertów badających przyczyny katastrofy. Jedynym zresztą technologiem w tym
zespole. Nikt nie przypuszczał, że powodem mogły być stopy metali… Dlatego tylko
jeden technolog został
przydzielony i to tylko gwoli formalności… Do moich obowiązków należało, między
Zgłoś jeśli naruszono regulamin