Glenn Yeffeth - Wybierz Czerwoną Pigułkę.pdf

(1324 KB) Pobierz
GLENN YEFFETH
WYBIERZ CZERWONĄ
PIGUŁKĘ
Przełożył Wojciech Derechowski
Wydanie oryginalne: 2003
Wydanie polskie: 2003
POCHWAŁA KSIĄŻKI WYBIERZ CZERWONĄ PIGUŁKĘ
„Dr Barr zaleca wszystkim czytelnikom Wybrać czerwoną pigułkę, jeżeli chcą pogłębić
swoje rozumienie nauki, filozofii i religii, o której mówi film Matrix. Niniejsza książka
będzie lekarstwem i wybawieniem dla czytelników nękanych poznawczymi bolączkami
wywołanymi przez Matrix. W książce zgromadzono eseje wielu doktorów, którzy nie są
lekarzami, lecz ekonomistami, filozofami, badaczami religii, literatury i mediów,
pisarzami
science fiction, wynalazcami i technologami. Doktorzy przyrządzili interpretacyjny eliksir,
który smakuje znakomicie.”
– Dr Marleen S. Barr, badaczka feministycznej
literatury science fiction i autorka rozprawy
Genre Fission: A New Discourse Practice for
Cultural Studies.
„ Wybierz czerwoną pigułkę to inteligentny i ciekawy zbiór esejów, w jakich z różnych
punktów widzenia rozważany jest film, który (słusznie lub nie) należy do bodaj najszerzej
i
najbardziej serio dyskutowanych osiągnięć kina science fiction od czasu Łowcy androidów
Ridleya Scotta.”
– Carl Freedman, autor pracy Critical Theory of
Science Fiction.
„Rok 2003 po wejściu na ekrany kin filmów Matrix: Reaktywacja i Matrix: Rewolucje
będzie kolejnym rokiem Matriksa. Wychodząca w cztery lata po pierwszym filmie książka
Wybierz czerwoną pigułkę jest znaczącym przyczynkiem do teorii literatury i filmu, a
zarazem
bardzo przystępnym wyborem esejów dla niespecjalistów, którzy po prostu uwielbiają
Matrix
z jego złożoną i zastanawiającą fabułą. Książka zawiera odpowiedzi na wiele pytań, które
nasuwają się po obejrzeniu filmu, przedstawia nowe i śmiałe interpretacje tego kinowego
bestselleru. Niniejsza książka jest niezbędną lekturą dla zainteresowanych szeroko
rozumianą,
kulturową i literacką analizą jednego z najważniejszych filmów dwudziestego wieku,
ponieważ łączy szczegółowe ujęcie wielu filozoficznych, literackich i ekonomicznych
zagadnień obecnych w Matriksie z jasnym i wartkim stylem.”
– Dr Michael Eberle-Sinatra, założyciel
i wydawca elektronicznego czasopisma
Romanticism on the Net oraz redaktor zbioru
Mary Shelley’s Fictions: From Frankenstein
to Faulkner.
DAVID GERROLD
WSTĘP
Matrix, podobnie jak Gwiezdne wojny dla poprzedniego pokolenia, był niespodzianką dla
publiczności kinowej z wielu zbliżonych powodów. Miał szybkie tempo, zdumiewającą
widowiskowość, klimat mitycznej przygody i ostrość wyrazu. Tak jak Gwiezdne wojny,
otwierał nową sferę wyobraźni, w tym przypadku dziedzinę egzystencji w
cyberprzestrzeni,
nieeksplorowaną wcześniej przez żaden film.
Podobnie do Gwiezdnych wojen, Matrix czerpał z najtrwalszych tropów science fiction.
Czytelnicy tej literatury rozpoznawali wpływy George Orwella, Harlana Ellisona, Philipa
K.
Dicka i Williama Gibsona – opanowaną przez maszyny przyszłość, zaludnianą przez
nieuchwytne moce i kruche jednostki, pełną przemysłowych molochów przygniatających
ludzkość walcem historii.
Wszystko to nakłada się na strukturę wcześniejszego i potężniejszego mitu: mitu
samotnego bohatera przynoszącego wybawienie; niemal zawsze ma on jakąś
nadzwyczajną
umiejętność lub zdolność pojmowania. Opowieść tę znamy w rozmaitych odmianach i
nigdy
nie mamy jej dosyć.
Jest to podstawowy wątek filmów z Jamesem Bondem i powieści Toma Clancy, prawie
wszystkich westernów Clinta Eastwooda, takich klasyków jak Shane i Człowiek, który
zabił
Liberty Valance’a, komiksów, jak Superman i Batman, popularnych seriali telewizyjnych,
jak
Droga 66 i Ścigany, a nawet wielu kreskówek z królikiem Bugsem – ten mit określa się
czasem jako „amerykański monomit”; jednak widzimy, że wyrażały go znacznie starsze
opowieści, takie jak The Pied Piper of Hamlin, Beowulf czy St. George and the Dragon.
Odmiany tej historii możemy znaleźć nawet w innych kulturach, przykładowo w filmie
Yojimbo Akiry Kurosawy, lub w dawnych opowiadaniach o średniowiecznych samurajach,
jak
Musaszi. Jeżeli cofniemy się jeszcze bardziej, do naszej listy możemy dodać Perseusza,
również Prometeusza, a może nawet Orfeusza; każdy z nich jest samotnym bohaterem,
który
podejmuje niemożliwe wyzwanie i zwycięża, często olbrzymim kosztem.
Neo faktycznie należy do bardzo szacownego grona.
Właściwym archetypem kulturowym jest oczywiście Chrystus. Przybył na świat z
nadludzkimi umiejętnościami i zdolnościami poznawczymi. Był rozumiany opacznie.
Ratował tych, którzy pokładali w nim ufność i wiarę, został zdradzony przez kogoś, komu
ufał, i ukarany przez władzę, której rzucił wyzwanie. Jednak przez swój pobyt na świecie
zmienił go na lepsze. Tak więc każda opowieść, która jest tego echem, musi wzbudzić
ogromny rezonans wśród odbiorców.
A myśleliście, że Matrix to tylko film, prawda?
Matrix, jak każdy dobry film, jak wybitne dzieło sztuki, wymaga obejrzenia niejeden raz;
warto ponawiać to doświadczenie, myśleć nad jego intencjami i oddziaływaniem, bowiem
wiele rzeczy można odkryć. Mamy teraz okazję, by nieco szerzej rozważyć naturę świata
przedstawionego w filmie, traktowanym nie jako proste opowiadanie, lecz jako komentarz
zwierciadło, w którym możemy zobaczyć oblicze własnej „rzeczywistości” i nas samych –
co
da nam możliwość zrozumienia.
Zrozumienie, mądrość, pozwala rozpoznawać podstępy rzeczywistości. Niektóre, jak
samo życie, są niepowstrzymane i nieuniknione; możemy najwyżej spojrzeć na nie z innej
strony. Rozumiejąc, zyskujemy panowanie nad sobą wobec takiego podstępu
rzeczywistości.
Jest to istotna funkcja filozofii oraz sztuki. A jeżeli ten znakomity zbiór esejów próbuje
czegoś dowieść, to tego, że intencje są podwójne i chodzi o zderzenie sztuki i filozofii w
jednym filmie.
Tutaj Matrix trzymany jest pod światło i oglądany z różnych stron. Mógłbym zrobić
porównanie ze słoniem i sześcioma ślepcami (nie wspomnę o tym, gdzie siódmy ślepiec
wsadził rękę), chociaż w świecie Matriksa wszyscy jesteśmy ślepcami, a reszta to słonie –
jednak ta analogia byłaby błędna.
Można by również wspomnieć o dziwnej i wyczerpanej od dawna książeczce, która
zrobiła trochę szumu trzydzieści lat temu. Nosiła tytuł The Pooh Perplex i była zbiorem
esejów na temat Kubusia Puchatka z różnej perspektywy – politycznej, społecznej,
religijnej,
filozoficznej. Ta książka była parodią i chociaż bardzo niewiele mówiła o Kubusiu
Puchatku,
to sporo o tym, jak silne piętno własnych zamierzeń i osobowości jej autorzy odcisnęli na
dziele o najbardziej niewinnych intencjach. Ale to porównanie również byłoby złe.
Autorzy obecnych rozważań podają nam natomiast soczewkę, przedmiot, przez który
światło jest skupiane i rzucane, aby coś oświetlić – tak że widać otoczenie. Czasem
oświetlamy przez filtry, niekiedy używamy światła spolaryzowanego, kiedy indziej
podczerwieni lub nadfioletu a nawet mikrofal lub promieni rentgenowskich; wszystko po
to,
by spojrzeć na świat inaczej, a nie tylko ludzkimi oczyma. Posługujemy się wtedy okiem
umysłu, nie ciała. Autorzy tych rozważań umożliwili zobaczenie, jak jedno dzieło sztuki
wibruje na wielu poziomach, odbija się w wielu płaszczyznach, uderza w głębokie struny
pamięci, sensów i interpretacji.
To, że stwarza okazję do badania, odkrywania i zrozumienia, że pozwala nam w nowy
sposób myśleć o sobie i świecie, w którym żyjemy, to właśnie jest sukcesem filmu (a
właściwie każdego dzieła).
O to naprawdę chodzi w Matriksie – ludzkość ma wybór, nie tylko jako cały rodzaj
ludzki, ale również osoby. Możemy pogodzić się z rolą niewolników maszyny albo stać
się
władcami.
Teraz ustępuję Warn z drogi. Możecie przejść na drugą stronę lustra.
Krytyk kultury i mediów Read Mercer
Schuchardt daje definitywną odpowiedź
Zgłoś jeśli naruszono regulamin