Od_pierwszego_dotyku_e_020e.pdf

(812 KB) Pobierz
JOANNA ŁUKOWSKA
OD PIERWSZEGO DOTYKU
zbiór opowiadań
Oficyna wydawnicza RW2010 Poznań 2013
Redakcja: Maciej Ślużyński
Korekta: Natalia Szczepkowska, Robert Wieczorek
Redakcja techniczna zespół RW2010
Copyright © Joanna Łukowska 2013
Okładka Copyright © Mateusz Ślużyński 2015
Copyright © for the Polish edition by RW2010, 2015
e-wydanie I
ISBN 978-83-63598-46-4
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie całości albo fragmentu – z wyjątkiem
cytatów w artykułach i recenzjach – możliwe jest tylko za zgodą wydawcy.
Aby powstała ta książka, nie wycięto ani jednego drzewa.
Dział handlowy:
marketing@rw2010.pl
Zapraszamy do naszego serwisu:
www.rw2010.pl
Kup książkę
Joanna Łukowska
R W 2 0 1 0
Od pierwszego dotyku
Pedant i gaduła
G
łasz... mnie! – rozkazała, moszcząc się w jedynym łóżku.
– Hę? – Nie zrozumiałem, o co prosi; bąbelki mocno wpływały na jej wymowę.
W Nowy Rok, gdy całe schronisko odsypiało lub leczyło kaca, ona ululała się
francuskim szampanem, który przyjechał z nami z Poznania. Przetrwał ostatnią noc,
bo Weronika tyle biegała, tyle tańczyła i tyle gadała, że nie miała czasu na raczenie
się trunkami. A to, co w przelocie wypiła, zaraz z niej parowało. I dobrze, dość
miałem roboty z pilnowaniem trzeźwej Weroniki. Zbyt śmiało się ubrała moim
zdaniem, ale – co tu kryć – pięknie wyglądała w zielonej, obcisłej sukience.
Z dekoltem, owszem, na plecach, za to do... pasa! Czyli nie miała stanika. Inni też to
zauważyli. Dodajmy do tego burzę rudych włosów, porcelanową biel skóry – i mamy
gotowy przepis na kłopoty. Faceci, patrząc na nią, dostawali wilczych zębów.
Musiałem pilnować, by żaden jej nie schrupał. Taka rola opiekuna. Nie migałem się
od obowiązków, bylebym rozumiał, o co w nich chodzi...
– Gła...szcz mnie – powtórzyła nieco wyraźniej. – Po pleckach, inaczej nie
zasnę. – Obróciła się, nadstawiając plecy do pieszczoty. Przy okazji wypięła tyłeczek
i momentalnie naszły mnie kosmate myśli. Wahałem się. Zacznę ją usypiać
głaskaniem, a skończy się na Bóg wie czym! Z tą szaloną dziewczyną wszystko się
mogło zdarzyć.
– No, dalej, gła...szcz mnie, ja tu sz...czekam! – pogoniła mnie.
Jak odmówić tak uroczej prośbie? Raz kozie śmierć. Położyłem się obok niej,
dla przyzwoitości okryłem nas oboje kołdrą; dopiero wtedy wsunąłem rękę pod bluzę
różowego dresu i zacząłem głaskać ją po nagich plecach. Mruczała zadowolona.
Zachęcony, rozpostarłem dłoń i delikatnie przejechałem paznokciami od nasady
piegowatej szyi po kość krzyżową. Jęknęła, wygięła się, przez jej ciało przebiegł
dreszcz, jasne włoski stanęły dęba. Szlag!... Nerwowo przełknąłem ślinę, bo ja też...
3
Kup książkę
Joanna Łukowska
R W 2 0 1 0
Od pierwszego dotyku
stanąłem na baczność. Fatalna sprawa. Miałem swoje zasady i nie wykorzystywałem
kobiet, zwłaszcza pijanych. Ale krew nie woda. Oj, ciężka to będzie noc, jeżeli zaraz
nie zaśnie...
Postanowiłem więc nie eksperymentować i poprzestałem na grzecznym
głaskaniu okolic łopatek. Wyłącznie. Rany, co ta dziewczyna miała w sobie takiego,
że działała na mnie jak narkotyk? Urody jej nie brakowało, ale znałem ładniejsze
i z lepszym gustem, takie, które na przykład wiedziały, że rudy gryzie się z różowym.
Jako architekt wnętrz preferowałem prostotę stylu, minimalizm w detalach,
stonowanie w kolorach. Roztrzepana, chaotyczna Weronika nie pasowała w ogóle do
mojego pedantycznego świata. A jednak Robert, jej brat, a mój wspólnik, uznał, że
skojarzy nasze dwa samotne serca przy okazji podwózki.
B
łagam, podrzuć ją na miejsce, bo sama gotowa zginąć! – rzucił dramatycznie do
słuchawki zamiast wigilijnych życzeń.
– Powoli. Kogo i gdzie? – spytałem spokojnie, w opozycji do popędliwości
Roberta. Również nasze style pracy się różniły. On wolał ciepły, prowansalski,
bazujący na litym drewnie, ja – chłodniejszy, urbanistyczny, z przewagą metalu; ale
właśnie dlatego jako wspólnicy w interesach świetnie się dopełnialiśmy. Wszak
klienci trafiali nam się najrozmaitsi.
– No moją stukniętą siostrę, Werę. Do Karpacza, tego w Karkonoszach,
a konkretnie do Strzechy Akademickiej, gdzie, hello, spędzimy kilka miłych dni wraz
z Sylwestrem. Zapomniałeś? To przypominam. Jak dojedziesz do Karpacza,
parkujesz u znajomego górala, adres ci podałem. Potem łapiesz manele i drałujesz
pod wyciąg. Krzesełkiem wjeżdżasz na Kopę, tylko musisz zdążyć przed szesnastą,
przed fajrantem. Ze stacji górnej najpierw idziesz szlakiem czarnym, a po pięciu
minutach skręcasz w prawo i tyczkowanym szlakiem pedałujesz prosto do Strzechy.
Jasne? Jasne. Tłumaczyłem ci już. Weronice zresztą też, nawet sobie notatki zrobiła,
4
Kup książkę
Joanna Łukowska
R W 2 0 1 0
Od pierwszego dotyku
pani polonistka, ale... rany!... jak ta kobieta się zamyśli albo zagada, potrafi zabłądzić
we własnym bloku! Ratuj, chłopie! Miała jechać z nami jutro, ale nie może, bo jej
opiekunka do kota się rozchorowała. Uwierzysz?! Musi mu znaleźć nową nianię, co
trochę potrwa. Już dwa hotele dla zwierząt nie zdały egzaminu. Ty i tak chciałeś
dołączyć do nas dopiero po świętach, więc co ci szkodzi wziąć jednego, lekkiego
pasażera. Dam ci jej numer, zgadajcie się, umówcie na wspólną podróż. Proszę,
wiem, że nie lubisz takich nagłych niespodzianek, ale bądź przyjacielem. W ogóle,
wiesz... tak sobie myślę, że to by nawet dobrze się złożyło. W drodze poznacie się
lepiej, może zaiskrzy... Od dawna uważam, że świetnie byście się uzupełniali. Tak
jak my w robocie. To powinno zadziałać, zażreć...
– Wątpię – wreszcie uznałem za stosowne się wtrącić. – Z tego, co opowiadasz,
Weronika, bez obrazy, nie jest absolutnie w moim guście.
– Wiem, jest ruda, gorącokrwista i pyskata, a ty gustujesz w dystyngowanych
brunetkach, chłodnych i wycofanych. Z takimi preferencjami kiedyś w łóżku
zamarzniesz. Weronika zaś nawet podobnego tobie bałwana rozrusza, he, he!
– zaśmiał się rubasznie. – Niestety bywa też naiwna i za często trafia na drani. Stąd
ten fioł na punkcie kota, świetnie się ponoć wypłakuje w jego futro. Ale ty... ty byś
jej krzywdy nie zrobił, honorowy z ciebie gość. Więcej, ty byś jej przypilnował, żeby
gdzieś głowy nie zgubiła. Co ty na taką transakcję wiązaną?
– Robert... czy ty mi rajfurzysz własną siostrę? Daruj sobie. Dostarczę ci ją
w całości, ale więcej nie oczekuj. Oczywiście, o ile w ogóle pojadę, bo nadal nie
widzę siebie, spędzającego, hm, miłe chwile w zatłoczonym schronisku. Gdzie my
tam będziemy spać, jak z tym niby zaklepanym od wieków pokojem nie wypali?
– A choćby pokotem na podłodze w jadalni! – huknął. – Zresztą czemu pokój,
na który wpłaciłem zadatek jeszcze latem, miałby na nas nie czekać? Nie bądź takim
przewidującym najgorsze sztywniakiem. Poza tym była umowa. Zeszłego Sylwestra
spędziliśmy po twojemu, z klientami, kontrahentami, na dętym balu. Mało sobie
5
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin