584.Hunter Kelly - Spotkanie w Melbourne.pdf

(849 KB) Pobierz
Kelly Hunter
Spotkanie w Melburne
PROLOG
Podobno istniały jakieś granice, ale Logan kompletnie o nich zapomniał.
Leżał na łóżku jak sparaliżowany, a jednocześnie był całkowicie
roztrzęsiony. Jego ciało bezgłośnie domagało się dopływu tlenu, a mózg
najwyraźniej w ogóle nie pracował. Kobieta, rozłożona bezwładnie obok,
wydawała się w podobnym stanie. Pojedyncze skurcze przypadkowych mięśni
ich ciał świadczyły o tym, że oboje jakimś cudem zachowali podstawowe
funkcje życiowe. Poza tym piersi kobiety unosiły się i opadały przy płytkim,
przyspieszonym oddechu.
Logan poruszył się pierwszy. Przyjrzał się swojej towarzyszce. Gdy
rozbierał ją wiele godzin wcześniej, miała nieskazitelnie białą skórę. Teraz całe
ciało pokrywały ślady jego uścisków, siniaki, zadrapania, odgniecenia i
podrażnienia od zarostu.
Pamiętał tylko, że poznali się w barze studenckim nieopodal hotelu, w
którym się zatrzymał. Obecnie znajdowali się właśnie w pokoju hotelowym, do
którego musiał ją pewnie zaciągnąć.
Popatrzyła na niego wielkimi miodowymi oczami i wyszeptała, że ma brać
wszystko, co chce, a nawet więcej. Był jej posłuszny. Po paru godzinach odkrył,
że stał się jej niewolnikiem.
- Hej... - wychrypiał, dotykając delikatnie opuchniętych warg dziewczyny.
Czuł się jednocześnie winny i... oszalały z rozkoszy - ...żyjesz?
Otworzyła oczy i spojrzała na niego. Odgarnął jej z czoła kosmyk
atramentowo czarnych włosów. Nie mógł się od niej oderwać. Miała przepiękne
ciało i twarz.
- Mogę ci coś przynieść? Wody? Śniadanie? Chcesz się wykąpać? Chcesz
cokolwiek?
Uśmiechnęła się tylko może odrobinę ironicznie.
- Cokolwiek to było, co mi zrobiłeś, chcę tego jeszcze więcej.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Mogłabyś za mnie wyjść - powiedział nieoczekiwanie Max Carmichael,
gdy stał pochylony nad stołem kreślarskim Evie, na którym znajdowały się
szkice budynków centrum administracyjnego miasta. Szkice były autorstwa
Maxa, kalkulacje i kosztorysy - Evie. Tym razem znacznie wyższe niż
kiedykolwiek w ich dotychczasowej działalności. On - architekt, wizjoner i
odrobinę marzyciel, ona - inżynier. Często musiała oddziaływać na jego
fantazje jak przysłowiowy kubeł zimnej wody. Pracując razem od sześciu lat,
odnosili sukcesy.
Popatrzyła na wspólnika ciekawie.
- Do mnie mówisz?
- Owszem, do ciebie - odpowiedział spokojnie, ale z tonu głosu można było
wywnioskować, że uważa swój spokój za wyraz świętej cierpliwości. - Muszę
się dorwać do swoich pieniędzy na funduszu powierniczym, a mogę to zrobić
po trzydziestych urodzinach albo po ślubie! Do trzydziestki brak mi dwóch lat.
- Mam dwa pytania, Max. Dlaczego mówisz to mnie i dlaczego akurat teraz?
- Dlaczego tobie? To oczywiste! Nie kocham cię i ty mnie nie kochasz..
Nie spuszczała z niego wzroku.
- …więc rozwód za dwa lata będzie bardzo prosty. Dlaczego teraz? W
najlepiej pojętym interesie MEP!
MEP stanowił skrót od pełnej nazwy ich sześcioletniej już spółki
budowlanej: Max i Evangeline - Partnerzy.
- Przecież wiesz, Evie, ile kasy pochłonie ten projekt!
Oczywiście, że tak. O niczym innym nie mówią od tygodnia. Perełka wśród
projektów, absolutna obsesja Maxa. Postępowy, prestiżowy, wzmacniający
reputację. Ale lokalizacja pod budowę? Na nadbrzeżu, co oznacza rozległe
wiercenia i długotrwałe kładzenie fundamentów. MEP musiałby wytrzymać
początkowy etap finansowania do pierwszej transzy środków z kontraktu.
- Max, ta robota jest dla nas za duża.
- Bo myślisz w zbyt małych kategoriach.
- Myślę w kategoriach naszych możliwości.
Byli prężnie się rozwijającą, ale niewielką firmą, zatrudniającą na stałe
jedynie sześć osób. Stworzyli już bazę wiarygodnych podwykonawców, nie
obawiali się o płynność finansową pomiędzy realizacjami projektów, lecz
budowa centrum administracyjnego dla miasta zmusiłaby ich do poszerzenia
działalności pod każdym względem. A wtedy ich płynność mogłaby stanąć pod
znakiem zapytania i zbankrutowaliby w ciągu paru miesięcy.
- Max… żeby się podjąć tak olbrzymiego projektu, potrzebujemy dziesięć
milionów dolarów gotówką w rezerwie!
- Wyjdź za mnie, to będziemy je mieli.
- Masz na funduszu dziesięć milionów?
- Pięćdziesiąt.
- Ile? Nic nigdy nie mówiłeś…
- To wydawało się takie… odległe.
Nie wyglądał na faceta, który ma do dyspozycji pięćdziesiąt milionów
dolarów. Wysoki, smukły, niepozorny, bardzo przeciętnie ubrany, pracoholik,
doskonały architekt.
- To po co w ogóle pracujesz?
- Bo uwielbiam, Evie. I marzę o tym projekcie. Nie zamierzam czekać
dziesięć lat, aż będziemy mogli przyjmować projekty tego rozmiaru. Możemy
już!
- W sumie, czemu nie… - zaczęła ostrożnie - ale weszliśmy do spółki jako
wspólnicy po pięćdziesiąt procent… Co się stanie, kiedy wrzucisz dziesięć
milionów do wspólnej kasy, a ja z oczywistych względów nic?
- Potraktujemy moją kasę jako pożyczkę. Pieniądze wskoczą na sam
początek roboty, będą buforem na wszelkie niespodzianki. No i zostaną na
końcu, jak nam się uda. Potrzebujemy tylko intercyzy.
- Jakież to romantyczne!
- Czyli: Zastanowisz się!
- Nad pieniędzmi czy małżeństwem?
- Chyba najlepiej myśleć o takich rzeczach naraz. Co robisz w piątek?
- Na pewno nie biorę z nikim ślubu.
- No jasne, że nie. Musimy zaczekać na dokumenty. Pomyślałem tylko, że
zaproszę narzeczoną do domu w Melbourne. Żeby poznała moją mamę.
Spędzimy tam parę uroczych nocy, odegramy nieszkodliwe przedstawienie,
wrócimy po weekendzie i weźmiemy ślub. Evie! Uwierz mi. To doskonałe
rozwiązanie. Sporo nad tym myślałem.
- A ja jeszcze wcale…
- To pomyśl! Dzień, dwa…
- Dobrze, Max. Trzy.
Ostatecznie analizowanie ewentualnych konsekwencji planowanego
przedsięwzięcia zajęło im tydzień. W końcu Evie się zgodziła. Oczywiście
zaistniały pewne trudne kwestie. Zdecydują się na ślub, tylko jeśli szanse MEP
na wygranie przetargu będą poważne. Małżeństwo zakończy się rozwodem,
kiedy Max skończy trzydzieści lat. Zamieszkają we wspólnym domu, lecz nie
będą dzielić sypialni. Jednak z nikim innym też nie będą się mogli spotykać. To
ostatnie zastrzeżenie budziło ogromne emocje u Maxa. Zaproponował opcję
spotykania się z kimś przy zachowaniu wielkiej dyskrecji. Przecież Evie nie
chciała go chyba widzieć pod taką presją i kompletnie zestresowanego przez
całe dwa lata?
Oczywiście, że nie chciała! Ale nie uśmiechała jej się szczególnie rola
zdradzanej żony.
- W końcu uzgodnili, że akceptują klauzulę o wyjątkowej dyskrecji. Jeśli
jednak któraś ze stron nawali i pozamałżeński romans wyjdzie na jaw lub stanie
się sprawą publiczną, grozi za to kara pieniężna o wysokości dwustu tysięcy
dolarów płatnych gotówką na rzecz osoby „zdradzonej”.
- Gdybym była sprytna, zapłaciłabym tuzinowi kobiet, żeby przy każdej
okazji cię prowokowały, aż nie potrafiłbyś się w końcu oprzeć! - zażartowała,
gdy szli na lunch.
- Gdybyś była sprytna, nie proponowałbym ci takiego małżeństwa! Co jemy
na lunch? Owoce morza?
- Może być. A tak przy okazji… nie wyglądasz na faceta, który ma za chwilę
odziedziczyć pięćdziesiąt milionów.
- A teraz? Lepiej? - Max nadął się jak paw, uniósł nieco zbyt wysoko
podbródek i spojrzał na pobliski drapacz chmur, jakby rozważał, czy go nie
kupić.
- Byłoby dużo lepiej, gdyby nie twoje stuletnie znoszone buty…
- Ależ one są takie wygodne!
- …i stary zegarek ze sklepu „Wszystko za dwa dolary”…
- Przecież się nie spóźnia. Wiesz co? Łatwo się dogadasz z moją mamą. A to
wielka zaleta każdej żony.
- Oj, ty biedny naiwniaku…
Max roześmiał się. Przyciągnął do siebie Evie, wyjął z kieszeni komórkę i
zrobił im wspólne zdjęcie.
- Opowiedz mi jeszcze raz o swojej rodzinie.
- Matka, starszy brat, przeróżni krewni. Wkrótce ich wszystkich poznasz.
Tak. Wszystko już umówione.
Max patrzył na zdjęcie w komórce.
- I co? Mam do niej zadzwonić? Teraz?
- Tak. Przecież już ustaliliśmy.
Znów popatrzył na komórkę, a potem szybko napisał esemes.
- Stało się - wymamrotał. - Dziwnie się czuję…
- Pewnie z głodu…
- A ty nie?
- Nie. Nie zdążyłam się jeszcze napić szampana.
Kiedy nareszcie rozgościli się w restauracji, zamówili owoce morza i
szampana. Wznieśli kolejne toasty za firmę, projekt centrum administracyjnego,
a na końcu za ich prywatny plan.
- Jak to możliwe, że się nie przejmujesz? Małżeństwo dla pieniędzy? -
dopytywał się Max, gdy zjedli, a na stole zjawił się następny szampan.
- Z moją tradycją rodzinną? Ależ to norma.
Ojciec Evie tkwił obecnie w związku z piątą żoną, a matka z trzecim
mężem. Przykładów „wielkich uczuć” można było w tej rodzinie szukać z
Zgłoś jeśli naruszono regulamin