Edmund Cooper - Testament Overmana.pdf

(1384 KB) Pobierz
Edmund Cooper
The Overman Culture
Tłumaczenie:
Blanka Kuczborska
redakcja:
nieznany
(2015)
Czas teraźniejszy i czas, który odszedł,
Na równi chyba tkwią w czasie, co przyjdzie.
W czasie minionym zawiera się przyszłość.
T.S. Eliot
1
P
ROLOG
Państwo Faradayowie mieszkali w Londynie w miłym domku przy Buckingham Palace
Road. Mieli śliczny ogródek różany, a w nim uroczy staw ze złotymi rybkami. Byli
posiadaczami radia i kolorowego telewizora, słuchali muzyki tanecznej w wykonaniu
orkiestry Henry Halla i obserwowali, jak Amerykanie lądują na Marsie. Przez szerokie okno
weneckie, w którym kwitły kwiaty w doniczkach, widywali poduszkowiec królowej Wiktorii
lub samego Sir Winstona, Churchilla zmierzającego pieszo w stronę pałacu.
Mieli ładne meble, magnetofon, aparat fotograficzny, elektroniczną kuchenkę i dwa
doskonałe rowery. Chodzili czasami w sobotę do kina i codziennie słuchali wiadomości
wojennych.
Mieli też syna imieniem Michał. Oto jego dzieje. Oto jak rósł, dojrzewał i jak w końcu
odkrył prawdę.
Ale kiedy zobaczył zamrożone ciała, przez tysiąclecia pozostające poza granicą życia i
śmierci, kiedy usłyszał głos mówiący: „Oto ludzkość", przerażająca istota tej prawdy okazała
się niemal nie do zniesienia.
Rozdział
1
Michał miał dobrą pamięć. Pamiętał różne rzeczy ważne i nieważne. Pamiętał – choć dość
mgliście – jak był taki mały, że karmiono go samym mlekiem. Pamiętał dziwne dziecko, które
pewnego dnia znikło z przedszkola, i pamiętaj inne dziecko, które wypadło (a może je
wypchnięto?) z okna na piętrze – leżało na ziemi powykręcane i połamane, ale nie krwawiło.
Pamiętał, że zawsze interesował się słowami, chciał je w jakiś sposób zatrzymać, utrwalić –
może na wzór rysunku?
Pamiętał dręczące go koszmary, dziwne wizje i narastające poczucie obcości. Pamiętał,
kiedy zaczął wyczekiwać z nadziejo, że ktoś się przy nim skaleczy i że będzie mógł zobaczyć,
czy leci mu krew. Pamiętał pytania, na które dostawał niejasne odpowiedzi. Pamiętał, że
rodzice nigdy nie podnosili głosu. Pamiętał pierwszy spacer nad Tamizą, pierwszą wizytę w
kinie, pierwszą wiadomość o nalotach. Pamiętał, jak budziło się w nim pożądanie i jak
pokochał Emilię Bronte.
Czasami myślał, że jest szalony. Później sądził, że mimo wszystko jest przy zdrowych
zmysłach. W końcu zaczął podejrzewać, że jedno i drugie jest prawdą.
Mlekiem z butelki karmiła go zawsze matka. Był tego pewien. Zawsze matka. Zawsze z
tym samym uśmiechem na ustach. Czasem, zwłaszcza kiedy był zmęczony i przebywał na
granicy między snem a jawą, widział jej twarz taką, jaka musiała mu się wydawać wtedy:
duża, spokojna, miła, wypełniająca pół świata.
2
Matka zawsze była spokojna, jest spokojna i będzie spokojna. Jednakże z jakichś
powodów, których nie rozumiał, to również wydawało mu się przerażające.
Ojciec był inny – nieco oschły, a nawet surowy. Zawsze taki był i zawsze tak będzie.
Czasami rodzice się śmiali. Głównie wtedy, kiedy Michał zadawał głupie pytania. Michał
nie wiedział, dlaczego te pytania są głupie, ale ponieważ ojciec tok twierdził, uznał, że
widocznie tak jest.
Później nadszedł czas na inne, ważniejsze pytania, a w końcu i na to. które było
najistotniejsze ze wszystkich.
Gdzie kończy się dzieciństwo i zaczyna dojrzałość? Co jest snem, a co jawą? Jak odróżnić
fantazję od prawdy? – oto problemy, które nurtowały Michała. Nurtowały go już na długo
przedtem, zanim umiał Je wyrazić słowami. Jeszcze zanim się przestał bawić klockami, zanim
wyrzucił mówiącego misia, bo czuł, że to jakieś oszustwa.
Wczesne wspomnienia i sny. Dziecinne radości i zmory. W sobotnie wiosenne popołudnia
mały chłopiec siadywał na kamiennym nabrzeżu pięknej, błękitnej Tamizy i patrzył, jak w jej
przejrzystych wodach ławice pstrągów bawią silę w chowanego wśród kamieni i wodorostów.
Czuł ciepłe promienie słońca padające z przymglonego nieba i choć zza pola siłowego
dochodziły głuche odgłosy bombardowania i wybuchów, przypominające o toczącej się
wojnie, w samym Londynie było rozkosznie cicho. Tę niedzielną ciszę lubił najbardziej.
Wszystko wokół zdawało się nią pulsować.
– Ojcze, co to jest pole siłowe?
– To zbyt trudne pytanie dla takiego małego chłopca... Popatrz, łabędzie gonią pstrągi. Jak
myślisz, uda im się jakiegoś złowić?
– Łabędzie nie gonią pstrągów, ojcze. Po prostu pływają. Pstrągi nie lubią, kiedy rusza się
nad nimi jakiś cień... Co to jest pole siłowe?
– Michale, są pewne rzeczy, których nie możesz jeszcze zrozumieć. Pole siłowe to coś,
czego nie możesz zobaczyć, a co osłania nas niczym wielki, ochronny parasol. Żyjemy pod
nim i nawet jeśli działa laserowe nie zniszczą pocisków wroga, to te pociski ii tak nie
przedostaną się przez pole siłowe. Może pójdziemy już do domu? Wydaje mi się, że zanosi
się na deszcz.
– Dobrze, ojcze.
Ojciec bardzo dobrze przepowiadał pogodę. Zadziwiająco dobrze.
Matka miała elektryczną maszynę do szycia. Lubiła szyć i sama szyła prawie wszystkie
ubranka Michała, lecz, co najdziwniejsze, większość czynności wolała przy tym wykonywać
ręcznie. Lubiła też haftować, wieczorami siadywała z igłą w ręku i słuchała radia – orkiestry
Palm Court, Beatlesów, Nelsona Eddyego albo Jeanette MacDonald.
Szczególnie utkwiła Michałowi w pamięci jedna z tkanin hartowanych przez matkę. Miała
z niej być nowa kapa na jego łóżko. Cała była pokryta malutkimi jedwabnymi zwierzątkami i
jej wykonanie zajęło bardzo dużo czasu. Przez kilka wieczorów z rzędu Michał obserwował,
3
jak matka pilnie wyszywa małego słonika. Miał wrażenie, że co wieczór na nowo hartuje ten
sam fragment, który ukończyła już poprzedniego dnia.
Bardzo go to zaintrygowało. Przyszło mu na myśl, że matka być może źle widzi przy
świetle lampy i potem w ciągu dnia, niezadowolona z wyników swojej pracy, pruje
wyhaftowany wzór.
W końcu ją o to zapytał. Roześmiała się tylko.
– Dziwny z ciebie chłopiec, Michale. Chyba nie obserwowałeś mnie zbyt uważnie.
Oczywiście, że nie pruję haftu, kiedy jesteś w szkole. Byłoby to niemądre.
Jednakże po tej rozmowie praca nad kapą posuwała się naprzód o wiele prędzej.
Matka miała złote włosy, ojciec ciemnoblond, natomiast Michał miał włosy czarne.
Pewnego razu spytał rodziców, dlaczego tak jest. Ojciec odpowiedział:
– Tak to się właśnie dzieje. Po prostu tak jest. Włosy mają różne kotary, tak jak nosy mają
różne kształty. Nie ma dwóch identycznych rzeczy ani dwóch identycznych ludzi. Zapamiętaj
to, Michale, bo to ważne, i posłuchaj... Zadajesz moc pytań. To znaczy, że myślisz. Ale
czasem ludzie myślą zbyt wiele i są przez to nieszczęśliwi. Szczęście to wielka rzecz,
Michale. Szczęście i zadowolenie. Tego właśnie dla ciebie pragniemy. Chcemy, żebyś był
szczęśliwy. Dlatego nie zaprzątaj sobie głowy tyloma pytaniami, najważniejsze, żeby ci było
dobrze i przyjemnie. Idź teraz na powietrze i pobaw się trochę. Jak się zmęczysz, będziesz
dobrze spał i nie będą ci dokuczać złe sny.
Ale Michał pamiętał, że dziecko, które wypadło z okna i leżało roztrzaskane na ziemi, nie
roniąc kropli krwi, miało jasne włosy. A dziewczynka, która upadła na boisku, stłukła sobie
kolano i zobaczywszy krew rozpłakała się, miała włosy ciemne.
Wiedział też, że bardzo ją lubi, i zastanawiał się, czy to dlatego, że ona ma w sobie krew.
On sam również miał krew. Czasami kaleczył się ukradkiem, żeby sprawdzić, czy jeszcze
ma krew. Odczuwał dziwny lęk, że może się to zmienić. Bał się, że pewnego dnia nie będzie
już miał krwi.
Rozdział
2
Michał wolał być w przedszkolu niż w domu. To również go dziwiło. Bo przecież
powinno mu było zależeć na tym, żeby więcej czasu spędzać z matką i z ojcem.
Przedszkole mieściło się w dużym budynku w Hyde Parku. Codziennie – oczywiście
oprócz soboty i niedzieli – matka odwoziła go tam na rowerze. Wszystkie matki odwoziły na
rowerach swoje dzieci do przedszkola.
W przedszkolu było mnóstwo dzieci. Niektóre miały jasne włosy, inne brązowe, a jeszcze
inne czarne. Niektórym płynęła krew, kiedy zdarzyło im się skaleczyć. Te dzieci Michał lubił
najbardziej.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin