Glen Cook - 09 - Woda śpi.pdf

(2700 KB) Pobierz
GLEN COOK
Water Sleeps
Tłumaczenie
:
Jan
Karłowski
Tom IX Cyklu Czarna Kompania
redakcja:
Wujo Przem
(2014)
1
1
.
W owym czasie Czarna Kompania nie istniała. Tak przynajmniej należało wnosić z treści
publikowanych praw i dekretów. Ja jednak nie mogłam się z tym pogodzić.
Sztandar Kompanii, jej Kapitan i Porucznik, jej Chorąży oraz wszyscy żołnierze, którzy
uczynili ją tak straszną w oczach wrogów, odeszli, zostali pogrzebani żywcem w sercu
rozległej kamiennej pustyni.
– Lśniący kamień – szeptano na ulicach i w zaułkach Taglios. Natomiast komunikaty
najwyższych władz głosiły:
– Odeszli do Khatovaru – ale dopiero wówczas, kiedy zdecydowano wreszcie przerwać
zmowę milczenia i nadać wiadomym wydarzeniom znamię rzekomego triumfu. Bowiem
Radisha, albo Protektorka, albo jeszcze ktoś inny, wpadła na pomysł, iż lepiej będzie, gdy
ludzie uwierzą, że Czarna Kompania podążyła ku swemu przeznaczeniu.
Jednak wszyscy na tyle starzy, aby pamiętać Kompanię, wiedzieli lepiej. Tylko
pięćdziesięciu ludzi udało się na tę równinę lśniącego kamienia. Połowa z nich nie należała do
Kompanii. Jedynie dwoje z tych pięćdziesięciu powróciło, aby szerzyć kłamstwa o tym, co się
stało. A trzeci, który mógł zaświadczyć o prawdzie, został zabity w Wojnach Kiaulunańskich,
daleko od stolicy. Jednak kłamstwa Duszołap i Wierzby Łabędzia nie zdołały zwieść nikogo.
Ludzie zwyczajnie udają, że w nie wierzą, ponieważ tak jest bezpieczniej.
A mogliby przecież zapytać, dlaczego Mogaba potrzebował aż pięciu lat na pokonanie
nieistniejącego wroga i czemu tysiącami młodych żywotów zapłacić musiano za
podporządkowanie terytoriów Kiaulune władzy Radishy i rządom wypaczonych prawd
Protektoratu. Mogliby zauważyć, że ludzie mieniący się żołnierzami Czarnej Kompanii przez
całe lata po fakcie bronili się jeszcze w fortecy Przeoczenia, póki wreszcie Protektorki,
Duszołap, do tego stopnia nie rozdrażniło ich nieprzejednanie, że zaangażowała swe najlepsze
czary w trwającą dwa lata operację, po której z potężnej warowni został tylko biały pył, biały
gruz i stosy białych kości. Każdy mógłby zadać te pytania. Zamiast tego jednak ludzie woleli
milczeć. Bali się. Nie bez powodu się bali.
Imperium Tagliańskie pod władzą Protektoratu jest państwem strachu.
W trakcie tych lat niewzruszonego oporu pewien bezimienny bohater zasłużył sobie na
wieczystą nienawiść Duszołap, dokonując aktu sabotażu Bramy Cienia, jedynej drogi
wiodącej na lśniącą równinę. Duszołap była najpotężniejszym z żyjących magów. Mogła stać
się Władczynią Cienia, której potęga przyćmi monstra pokonane przez Kompanię podczas
pierwszych wojen w służbie Taglios. Skoro jednak Brama Cienia została zapieczętowana, nie
była w stanie wezwać zabójczych cieni bardziej potężnych od tych kilku, jakie
podporządkowała sobie jeszcze wówczas, gdy samotnie knuła zagładę Kompanii.
W rzeczywistości Duszołap umiałaby otworzyć Bramę Cienia, jednak nie miała pojęcia, w
jaki sposób zamknąć ją na powrót. Zaś przez raz otwartą wszystkie żyjące istoty
2
prześlizgnęłyby się na zewnątrz i zaczęły rozszarpywać świat.
Oznaczało to, że Duszołap, nie znając wielu tajemnic, stoi przed wyborem: wszystko albo
bardzo niewiele. Koniec świata albo poprzestanie na tym, co ma.
Jak dotąd poprzestaje na tym, co ma. Lecz nie ustaje w badaniach i poszukiwaniach. Jest
Protektorką. Imperium trzęsie się ze strachu przed nią. Nikt nie waży się zaprotestować
przeciwko terrorowi, jaki zaprowadziła. Wszelako nawet ona wie, że ta epoka mrocznej
jedności nie może trwać wiecznie.
Woda śpi.
W swoich domach, w cienistych uliczkach, w dziesiątkach tysięcy świątyń miasta nawet
na chwilę nie zamierają nerwowe szepty. „Rok Czaszek. Rok Czaszek". Jest to bowiem
epoka, w której żadni bogowie nie umierają, a ci, którzy śpią, wiercą się nerwowo w swych
snach.
W domach, w ciemnych zaułkach, na uprawnych polach i ryżowych poletkach, na
pastwiskach, w lasach i wasalnych miastach, kiedy tylko kometa rozbłyśnie na niebie albo
niezwykła o tej porze roku burza zniszczy zasiewy, w szczególności zaś, gdy ziemia się
zatrzęsie, ludzie szepczą:
– Woda śpi.
I przepełnia ich lęk.
2
.
Mówią na mnie Śpioszka. Jako dziecko odsuwałam się od świata, uciekając przed
przerażającą rzeczywistością mego dzieciństwa w marzenia na jawie oraz senne koszmary.
Kiedy tylko nie zmuszano mnie do pracy, tam właśnie się chowałam. Tam znajdowałam
pociechę i poczucie bezpieczeństwa. Tam nie mogło dosięgnąć mnie żadne zło. Nie znałam
bezpieczniejszego miejsca, póki do Jaicur nie przybyła Czarna Kompania.
Moi bracia zarzucali mi, że przez cały czas śpię. W istocie zazdrościli mi umiejętności
izolacji. Nic nie rozumieli. Umarli, nie zrozumiawszy. Ja przespałam wszystko. Nie
obudziłam się w pełni, póki nie minęło kilka lat spędzonych w Kompanii.
Teraz ja prowadzę te Kroniki. Ktoś musi to robić, choć nigdy oficjalnie nie przekazano mi
obowiązków Kronikarza, a oprócz mnie nikt tego nie potrafi.
Jest to precedens.
Kroniki należy kontynuować za wszelką cenę. Prawda musi zostać utrwalona, nawet jeśli
los postanowi, że żaden człowiek nigdy nie przeczyta słowa z tego, co napiszę. Te księgi
stanowią duszę Czarnej Kompanii. Z nich można się dowiedzieć, kim jesteśmy. To znaczy,
kim byliśmy. Że trwamy i że żadna zdrada nigdy nie dobędzie z nas ostatniej krwi.
Nie ma nas już. Tak nam mówi Protektorka. Radisha przysięga, że to prawda. Mogaba,
3
wielki generał o tysiącu mrocznych zasług, krzywi się na samą myśl o nas i plugawi naszą
pamięć. W oczach ludzi na ulicach jesteśmy jedynie męczącym koszmarem przeszłości.
Tylko Duszołap nie ogląda się wciąż przez ramię, aby zobaczyć, czy przypadkiem któregoś z
nas nie ma za plecami.
Jesteśmy upartymi duchami. Nie spoczniemy. Nie przestaniemy ich nawiedzać. Od dawna
już nie przedsięwzięliśmy żadnych działań, oni jednak wciąż nie przestają się bać. Poczucie
winy każe im wciąż nas wspominać.
Zaiste, powinni się bać.
Każdego dnia na jakimś murze w Taglios pojawia się wiadomość, wypisana kredą, farbą
albo nawet i zwierzęcą krwią. Nic więcej, tylko delikatne napomnienie: „Woda śpi".
Każde z nich wie, co to oznacza. Powtarzają sobie szeptem przesłanie, świadomi, że
gdzieś tam jest wróg, który bardziej jeszcze nie zna spokoju niźli rwący strumień. Wróg,
który któregoś dnia wynurzy się z otchłani swego grobu i przyjdzie po tych, co przyłożyli
rękę do zdrady. Nie ma żadnej mocy, która mogłaby ich przed tym uchronić. Ostrzegano ich
tysiące razy, a jednak w końcu ulegli pokusie. Teraz już żaden diabeł ich nie ocali.
Mogaba się boi.
Radisha się boi.
Wierzba Łabędź boi się tak bardzo, że ledwie potrafi normalnie funkcjonować, podobnie
jak wcześniej czarodziej Kopeć, którego zresztą sam wciąż oskarżał o tchórzostwo i z którego
się wyśmiewał. Łabędź zna Kompanię jeszcze z dawnych czasów, z północy, zanim dla
kogokolwiek tutaj stała się czymś innym niźli odległym wspomnieniem minionej trwogi.
Lata, które upłynęły, nijak nie pomogły Łabędziowi oswoić się ze swym strachem.
Purohita Drupada się boi.
Główny Inspektor Gokhale się boi.
Tylko Protektorka się nie boi. Duszołap nie lęka się niczego. Duszołap nic to nie
obchodzi. Szydzi i drwi z demona. Ona jest kompletnie szalona. Będzie się jeszcze śmiała i
tańczyła, nawet gdy jej ciało zaczną już trawić płomienie.
Ten brak strachu wywołuje jeszcze większy niepokój u jej pomocników. Dobrze wiedzą,
że ich pierwszych pogna w miażdżące szczęki losu.
Od czasu do czasu na murach pojawia się inna, bardziej osobista informacja: „Wszystkie
ich dni są policzone".
Każdego dnia jestem na ulicy, idę do pracy, udaję się na przeszpiegi, słucham,
podchwytuję plotki i rozpuszczam nowe, korzystając z anonimowości, jaką zapewnia mi Chór
Bagan, Ogród Złodziei, którego nawet Szarzy nie zdołali jeszcze spacyfikować. Niegdyś
przebierałam się za prostytutkę, ale w końcu okazało się to zbyt niebezpieczne. W mieście
żyją ludzie, przy których Protektorka mogłaby się zdawać uosobieniem normalności. Świat
zaiste może mówić o szczęściu, że los poskąpił im władzy, pozwalającej w pełni odkryć
głębię i ogrom własnych psychoz.
Zazwyczaj jednak wcielam się w postać młodzieńca, jak to już dawniej robiłam. Od
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin