Z zamknietymi oczami - Carofiglio Gianrico.pdf

(1214 KB) Pobierz
Tytuł oryginału:
Ad Occhi Chiusi
Copyright © 2003 Sellerio Editore, Palermo
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo W.A.B.,
2009
Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo
W.A.B., 2009
Wydanie II
Warszawa 2011
CZĘŚĆ PIERWSZA
1.
Nie ma człowieka, który naprawdę przestałby palić. Palenie
można rzucić co najwyżej na chwilę. Na całe dni. Albo
miesiące, albo lata. Ale nikt tak naprawdę nie przestaje.
Papieros zawsze będzie cię kusić. Niekiedy pojawia się ni stąd,
ni zowąd we śnie, nawet pięć lub dziesięć lat po tym, jak
„przestałeś”.
Czujesz wówczas, że palce dotykają bibułki, stukasz pa-
pierosem o blat biurka i słyszysz cichy, błogi dźwięk; czujesz, że
masz w ustach filtr w kolorze ochry; słyszysz trzask zapałki i
widzisz żółty płomień, niebieski u spodu.
Czujesz wręcz, jak dym dociera do płuc, patrzysz, jak unosi się
nad papierami, książkami, filiżanką kawy.
Wtedy się budzisz. I myślisz, że jeden papieros, tylko jeden,
nie zrobi przecież żadnej różnicy. Że mógłbyś go zapalić, bo
nadal trzymasz na wszelki wypadek paczkę papierosów w
szufladzie biurka albo w jakimś innym miejscu. Potem
oczywiście zmieniasz zdanie; bo jeśli zapalisz jednego, zapalisz
i drugiego, a potem jeszcze jednego i tak dalej, i tak dalej.
Czasami się udaje, czasami nie. Tak czy owak w takich chwilach
pojmujesz, że zwrot „przestać palić” to jedynie abstrakcyjne
pojęcie. Rzeczywistość jest inna.
W dodatku istnieją sytuacje gorsze od koszmarów sennych.
Nie paliłem już od wielu miesięcy.
Wróciłem właśnie z biura prokuratury krajowej, gdzie
przejrzałem akta procesu, w którym miałem wystąpić jako
oskarżyciel prywatny. I miałem cholerną ochotę wejść do
sklepu tytoniowego, kupić paczkę papierosów, mocnych i
ostrych - choćby żółtych MS - i palić je tak długo, aż dym
rozsadzi mi płuca.
Wynajęli mnie rodzice dziewczynki zwabionej przez pedofila.
Przyszedł przed szkołę, zawołał dziewczynkę i ona z nim poszła.
Weszli na klatkę schodową starej kamienicy. Woźna wszystko
widziała, ponieważ poszła za nimi. Ten wieprz pocierał
członkiem o twarz dziewczynki, która miała zamknięte oczy i
milczała.
Woźna zaczęła krzyczeć. Wieprz uciekł, zasłaniając twarz
podniesionym kołnierzem płaszcza. Sposób banalny, lecz
skuteczny, ponieważ woźna nie zdołała się dobrze przyjrzeć
sprawcy.
Kiedy przesłuchano dziewczynkę w obecności psycho- lożki,
okazało się, że incydent ten nie zdarzył się po raz pierwszy. Ani
nawet drugi, ani trzeci.
Policjanci dobrze się spisali, zidentyfikowali maniaka,
sfotografowali go z ukrycia. Przed budynkiem gminy, gdzie był
wzorowym urzędnikiem. Dziewczynka go rozpoznała. Wskazała
palcem na zdjęcie, szczękając zębami i odwracając wzrok.
Kiedy policjanci przyszli go aresztować, znaleźli całą kolekcję
zdjęć. Jak z koszmaru.
Zdjęć dołączonych do akt, które obejrzałem tamtego ranka.
Miałem ochotę rozwalić komuś pysk. Najchętniej temu
wieprzowi. Albo jego adwokatowi. Napisał, że
zeznania
dziewczynki są ewidentnie niewiarygodne, stanowią bowiem
owoc chorobliwych fantazji, typowych dla niektórych
osobników w wieku poprzedzającym dojrzewanie płciowe.
Naprawdę chętnie skułbym mu pysk. Skułbym też pysk
sędziom śledczym, którzy skazali pedofila na areszt domowy.
W ich postanowieniu można było przeczytać, że
aby podobne
groźne zachowania, będące przedmiotem śledztwa, nie
powtórzyły się więcej, wystarczy ograniczenie wolności
osobistej w postaci aresztu domowego.
Mieli rację. Z technicznego punktu widzenia mieli rację.
Dobrze o tym wiedziałem, byłem przecież adwokatem. Ja sam
upierałem się wielokrotnie przy takim rozwiązaniu. Ze względu
Zgłoś jeśli naruszono regulamin