Nagroda - Chomik marekXXXXX.pdf

(297 KB) Pobierz
To był koniec lat 70. XX wieku. Wracaliśmy z olimpiady
przedmiotowej, z jakiej to nie nie jest istotne. Ważne, że
zdobyłem nagrodę, a więc ciężka praca z moją panią profesor
przyniosła wymierne rezultaty. Ja, Artur, miałem wówczas
piętnaście lat. Imię Artur wydawało się zbyt poważne więc
wszyscy zwracali się do mnie Arek. Moja pani profesor, Ewa,
była 33-letnią atrakcyjną kobietą. Choć wymagająca miała
podejście do uczniów, cieszyła się autorytetem. Jeśli dodać do
tego piękne rude włosy, to nie ma się co dziwić, że podobała się,
jeśli nie wszystkim, to na pewno prawie wszystkim chłopakom
z klasy. Na jej zajęciach po prostu wstyd było być
nieprzygotowanym. Ja byłem jednym z najlepszych, dlatego
zostałem zgłoszony do szkolnej olimpiady. W dodatku była też
naszą klasową wychowawczynią.
Miała z nami jechać moja mama, ale w ostatniej chwili musiała
zrezygnować. Z powodu choroby kogoś w pracy cofnięto jej
urlop, a i ojciec też nie mógł mi towarzyszyć. Odwołanie
wyjazdu oznaczałoby zmarnowanie całego wysiłku, wszystkich
przygotowań do olimpiady. Zupełnie nie wyobrażałem sobie
takiej sytuacji więc rodzice zgodzili się, aby towarzyszyła mi
tylko pani profesor, która i tak musiała jechać jako opiekunka
merytoryczna. Mama oczywiście nie wytrzymała, aby nie
poinstruować mnie: „słuchaj się Pani i bądź grzeczny, abym nie
musiała się za ciebie wstydzić”.
Zgodnie z wcześniejszą obietnicą, jeśli zdobędę nagrodę,
wrócimy pociągiem pierwszą klasą. To miała być taka
dodatkowa premia, tym bardziej cenna, że przed nami sporo
godzin jazdy.
Ludzie wsiadali głównie do drugiej klasy, ale pociąg nie był
przepełniony. W pierwszej klasie było mało osób. Dwa czy trzy
przedziały były puste, skorzystaliśmy więc z okazji zajmując
taki. Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy oknie. Pani Ewa
miała na sobie białą rozpinaną bluzeczkę, pod którą skrywały
się zgrabne piersi i granatową, prawie czarną spódnicę przed
kolana, czyli „strój służbowy”. Ja miałem na sobie białe spodnie
i jakąś jasną koszulę. Gdy pociąg ruszył wróciliśmy rozmową do
niedawnych „olimpijskich” wydarzeń. Rozpierała nas duma,
wręcz euforia z osiągniętego wyniku. Owszem, po cichu
liczyliśmy na trzecie miejsce, stąd ta propozycja pierwszej klasy,
ale z takiego rezultatu, pierwszego miejsca, nawet w
najśmielszych marzeniach się nie spodziewałem. Konwersację
przerwał konduktor sprawdzający bilety.
– Arek, zamknij drzwi i zasłoń zasłonki. Mało ludzi tu jedzie,
nie wiadomo kto może się wpakować – powiedziała zaraz jak
konduktor wyszedł.
Przekręciłem kluczyk w drzwiach i zasłoniłem okienka zgodnie
z życzeniem.
– I weź jeszcze przyciemnij światło, nie musi być tak jaskrawe
– dodała.
Pociąg jechał, koła monotonnie stukały a nasza rozmowa
powoli schodziła na różne inne tematy. Rozmawiało się nam
swobodnie, gdyż w tym momencie sztywne stosunki uczeń –
nauczyciel uległy z oczywistych powodów rozluźnieniu. Do
czasu. Zupełnie wbrew mojej woli, zupełnie niespodziewanie,
mój „mały” przestawał być mały, coraz bardziej napierając na
spodnie. Zaczerwieniłem się ze wstydu. Starałem się tak ułożyć
ręce, aby nic nie było widać, ale nie uszło to uwadze Pani
profesor.
– Masz wzwód? – zapytała, a właściwie stwierdziła fakt.
Zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony, otworzyłem na moment
usta, żeby coś powiedzieć, ale ze wstydu nie nie mogłem nic z
siebie wydusić, tylko skinąłem głową.
– Nie przejmuj się, to normalne w twoim wieku, nie ma powodu
do wstydu. – Jej głos, może nie do końca, ale uspokoił mnie. Po
krótkiej przerwie kontynuowała – mam jak wiesz trzydzieści
trzy lata, jestem dorosła, przede mną nie musisz się wstydzić.
Przestałem się zasłaniać, mimo że widać było, jak spodnie w
kroczu lekko się unoszą, to opadają. Zauważyłem też, że mimo
„zwyczajności tego zjawiska” jak wynikało z wypowiedzi pani
Ewy, nie powstrzymała się, aby kilkukrotnie nie zerknąć w te
sprawiające mi kłopot miejsce.
– Trzydzieści trzy, czyli dwie tróje – powiedziałem dla
rozładowania napięcia.
– Tylko na tróję mnie oceniasz. Tak słabo was uczę? –
uśmiechnęła się.
– Nie, nie, proszę pani. Bardzo lubimy pani wykłady i panią... i
ja też... – Nie bardzo wiedziałem co powiedzieć, aby sobie nie
pomyślała, że się przystawiam.
– Aha – usłyszałem odpowiedź.
Nie będę tu ukrywał, że pani Ewa mi się podobała, nawet
pociągała seksualnie. Szczególnie, teraz gdy byliśmy sami w
przyciemnionym przedziale, w tej białej koszulce, pod którą
dumnie sterczały krągłe piersi i w tej spódniczce przed kolana.
No i te rude włosy. Zawsze miałem słabość do dziewczyn o
rudych włosach. Krótko mówiąc, była dla mnie ideałem kobiety,
szkoda tylko, że miała aż trzydzieści trzy lata. Gdyby była
młodsza wiedziałbym co zrobić, jak sądzę.
Skierowała wzrok na krajobraz za szybą. Jednak gęstniejący
mrok pozwalał tylko dostrzec jakieś cienie przesuwającego się
krajobrazu i odległe światła latarni, jedyne oznaki cywilizacji
na zewnątrz naszego małego świata, jakim stał się przedział
pociągu. Korzystając z okazji przeniosłem swoje oczy na jej
biust. A było na co. Specjalnie swego czasu porównywałem
cycki dziewczyn z klasy do pani Ewy. Wierzcie mi, niejedna
dziewczyna mogłaby jej pozazdrościć.
Nagle pani Ewa spojrzała na swoją bluzkę strzepując palcami
jakiś niewidzialny pyłek.
– Mam jakąś plamę? – zapytała zaniepokojona.
– Nieee – jęknąłem spuszczając wzrok i ponownie się
czerwieniąc.
Profesorka spojrzała na mnie na moment tak jakby nie
rozumiała, o co chodzi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin