Herries Anne - Marzenia lady Lucy.pdf
(
1264 KB
)
Pobierz
Anne Herries
Marzenia lady Lucy
Tłumaczenie
Bożena Kucharuk
PROLOG
– Cóż, Ravenscar – rzekł książę Wellingtonu. – Szkoda, że musi pan nas opuścić.
W ostatnich miesiącach był pan dla mnie nieocenionym wsparciem. Rozumiem jed-
nak, że ojciec pana potrzebuje.
– Niestety, muszę prosić o zwolnienie ze stanowiska – odparł z żalem kapitan Paul
Ravenscar. – Od śmierci brata sprawami majątku zajmuje się mój kuzyn Hallam, ale
coraz trudniej jest mu zarządzać dwiema posiadłościami. Niedawno się ożenił, a te-
raz z żoną spodziewają się dziecka. Muszę zatem sam zająć się majątkiem ojca. Je-
śli umrze…
Paul przebiegł wzrokiem po niewielkim pomieszczeniu urządzonym ze smakiem.
Będzie mu brakowało przełożonego, oficerów i codziennych obowiązków.
– Jest pan jego spadkobiercą – powiedział ze zrozumieniem Wellington. – Ma pan
moje pozwolenie na powrót do domu. Łatwiej było pokonać Napoleona na polu bi-
twy, niż potem ustanowić pokój, ale prawie osiągnęliśmy cel. Ja również wkrótce
wracam do Anglii.
– Tak przypuszczałem, sir… Chciałbym szczególnie podziękować panu za wyrozu-
miałość i wsparcie w tym trudnym dla mnie okresie. Gdybym nie mógł wówczas rzu-
cić się w wir pracy…
– Nie musi pan dziękować, Ravenscar. Jestem z pana zadowolony – przerwał mu
Wellington. – Niech pan pakuje manatki. Mężczyzna musi wypełniać swoje obowiąz-
ki wobec rodziny tak samo jak wobec ojczyzny.
Paul trzasnął obcasami, uścisnął dłoń księcia i wymaszerował z gabinetu, który
Wellington zajmował przez ostatnie miesiące. Odbyło się tam wiele trudnych narad
w trakcie ustalania warunków pokoju i kształtu Europy. Bywało, że ściany drżały od
budzącego grozę gniewu księcia. Wreszcie pokój stał się faktem.
Paul w zamyśleniu skierował się w stronę swojej kwatery. Przy odrobinie szczę-
ścia za dwa dni znajdzie się w Calais, a za następne dwa będzie już w Ravenscar.
Modlił się, by zdążyć na czas. Z listu Hallama wynikało, że choroba ojca jest bardzo
poważna.
Dręczyło go poczucie winy. Powinien był zostać w domu i uwolnić ojca od ciężaru
obowiązków. Był świadom, że nawet jeśli Hallam robił, co w jego mocy, ojciec czuł-
by się lepiej, gdyby w codziennych sprawach pomagał mu jedyny, pozostały przy ży-
ciu syn.
Gdyby ojcu coś się stało, Paul nig
dy by sobie tego nie darował. Musiał jednak wy-
jechać z domu.
Śmierć starszego brata przytłoczyła Paula. To Mark był dziedzicem majątku i ty-
tułu, które teraz przypadną Paulowi. Wszyscy podziwiali i kochali Marka. Lord Ra-
venscar zawsze go faworyzował, a Paul nie mógł go za to winić. Nie pragnął nicze-
go, co miało przypaść w udziale bratu i niczego mu nie zazdrościł… z wyjątkiem
Lucy Dawlish.
Jęknął z bólu. Nie potrafił o niej zapomnieć. Bóg jeden wie, ile razy w ciągu ostat-
nich miesięcy spędzonych w Wiedniu z księciem Wellingtonu próbował wyrzucić ją
z pamięci. Nie miał prawa o niej myśleć. Należała do Marka i zostałaby jego żoną,
gdyby nie padł ofiarą nikczemnego morderstwa. Kochała go, a przez pewien czas
nawet podejrzewała Paula o zabicie brata. Dobrze pamiętał jej spojrzenie, które
odcisnęło się na jego sercu niczym znamię.
Lucy kochała Marka. Opłakiwała go. Ostatnie wieści, jakie Paul o niej otrzymał,
głosiły, że wróciła z Włoch, dokąd matka zabrała ją, aby doszła do siebie. Nadal nie
była zaręczona, mimo to Paul sądził, że Lucy kogoś pozna i poślubi…
Najwyraźniej wciąż była pogrążona w żałobie, nie mogąc zapomnieć człowieka,
którego w tak okrutny sposób odebrano jej na kilka tygodni przed ślubem.
Paul wiedział, że nie wolno mu o niej myśleć. Nie mógł poślubić dziewczyny, którą
jego brat kochał i pragnął pojąć za żonę, choć już jako dzieci nieustannie rywalizo-
wali o Lucy. Tylko jeden raz, na balu w Londynie, tuż przed tym, kiedy wszyscy wy-
jechali na wieś, aby przygotować się do wesela… Paul przez krótką chwilę czuł, że
Lucy mogłaby odwzajemnić jego miłość.
Mylił się. Musiał się mylić. Lucy marzyła o tym, aby ceremonia odbyła się w wy-
znaczonym terminie i była zrozpaczona, kiedy Mark został zamordowany. Paul wie-
dział, że musi wyrzucić ją z pamięci. W Wiedniu było wiele pięknych kobiet, jednak
z wyjątkiem paru przelotnych flirtów z nudzącymi się mężatkami pozostawał obo-
jętny na płeć przeciwną. Oczywiście, budził zainteresowanie młodych dam, którego
nawet nie gasił fakt, że okazywał owym szlachetnie urodzonym pannom jedynie kon-
wencjonalną uprzejmość. Z czasem zaczęto uważać go za człowieka nazbyt po-
wściągliwego, a nawet oziębłego. Jako dziedzic fortuny Ravenscarów stanowił nie-
zwykle atrakcyjną partię, mimo że nie był tak zniewalająco przystojny jak jego
świętej pamięci brat. Wiele piękności próbowało go usidlić, lecz Paul pozostawał
nieosiągalny.
Wysiłki niektórych panien, aby znaleźć się z nim sam na sam, wydawały mu się
wręcz zabawne. Dbał o to, by nie zostawać z żadną z nich w pustym pokoju. Nie
chciał się żenić tylko z obowiązku wobec rodziny… Właściwie wcale nie chciał się
żenić, ale wiedział, że któregoś dnia będzie musiał, aby zapewnić ciągłość tytułowi.
Tę kwestię pozostawiał jednak do rozważenia w przyszłości. Teraz miał pilniejsze
sprawy na głowie.
Kazał ordynansowi spakować rzeczy. Myślał tylko o tym, czy ojciec będzie żył wy-
starczająco długo, aby udzielić mu swego błogosławieństwa… i czy on sam będzie
w stanie mieszkać w domu, który powinien należeć do jego brata.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– To miło z pani strony, że odwiedza pani starca – powiedział z uśmiechem lord
Ravenscar, gdy młoda dama poprawiła poduszki i przysunęła mu bliżej szklankę
zimnej wody. – Pani śliczna buzia jest jak promyk słońca, panno Dawlish.
– Chciałam pana odwiedzić – zapewniła Lucy. – Mama mi pozwoliła, bo akurat
przyjechała Jenny. Może pan pamięta, że żona Adama jest moją dobrą przyjaciółką,
choć bardzo długo jej nie widziałam.
Przez twarz lorda przemknął wyraz bólu, ponieważ Jenny, żona siostrzeńca, po
raz pierwszy przyjechała do Ravenscar półtora roku temu w dniu śmierci ukochane-
go starszego syna Marka.
– Długo była pani we Włoszech?
– Spędziłyśmy tam prawie rok – odpowiedziała Lucy.
Jej skóra, muśnięta słońcem, miała złotawy odcień. Włosy jej pojaśniały, co spra-
wiało, że oczy wydawały się bardziej niebieskie.
Adam i Jenny przyjechali, by opiekować się ojcem u kresu jego życia, choć służba
należycie dbała o swojego pana. Pokój był czysty i schludny, dookoła unosił się za-
pach róż przyniesionych przez Lucy.
– W drodze powrotnej odwiedziłyśmy Paryż, ale papa czuł się bez nas samotny,
więc wróciłyśmy miesiąc temu.
– Tak, ojciec na pewno tęsknił za paniami. Ciężko jest żyć, gdy ludzie, których ko-
chamy, są daleko od nas…
W jego głosie zabrzmiał taki ból i smutek, że Lucy poczuła złość do Paula Raven-
scara. Jak mógł porzucić ojca? Miesiąc lub dwa dla uporania się z tragedią można
byłoby zrozumieć, ale zostawić ojca w żałobie na tak długo?
Kiedyś Lucy sądziła, że mogłaby zakochać się w Paulu. Była wtedy już zaręczona
z jego bratem, gdy podczas pewnego balu w Londynie naszły ją wątpliwości. Wzbu-
dziło to jej niepokój; a kiedy rozważała, czy powinna powiedzieć o tym Markowi,
wydarzyła się tragedia. Wszyscy doznali szoku.
Ogarnęło ją poczucie winy. Przez pewien czas zastanawiała się, czy Paul mógł za-
strzelić brata w przypływie zazdrości, jednak nig
dy naprawdę w to nie wierzyła.
Później, kiedy Adam i Hallam osaczyli prawdziwego zabójcę, miała nadzieję, że…
Lucy stłumiła lekkie westchnienie i uśmiechnęła się do lorda.
– Jestem pewna, że kapitan Ravenscar wkrótce powróci. Hallam napisał do niego,
że nie czuje się pan najlepiej.
– Nie powinien był tego robić – odpowiedział cierpko starszy pan. – Paul służy na-
szemu krajowi, jest bliskim współpracownikiem Wellingtona. Miałby wracać do
domu tylko dlatego, że… – Urwał i potrząsnął głową. – Oczywiście, przyznaję, bar-
dzo za nim tęsknię; a byłem wobec niego taki niesprawiedliwy! Teraz nie mogę
uwierzyć, że mogłem mu coś takiego powiedzieć… – Zamknął oczy, a po jego policz-
ku stoczyła się łza. – Mark był najstarszy, a Paul… Paul stał w jego cieniu. To było
Plik z chomika:
beatrycze99
Inne pliki z tego folderu:
Henke Courtney - W złotej pajęczynie.pdf
(325 KB)
Hannay Barbara - Księżniczka.pdf
(586 KB)
Hewitt Kate - Ksiezniczka Elena.pdf
(828 KB)
Andrea Camilleri - Camilleri Andrea 5.pdf
(795 KB)
Herries Anne - Marzenia lady Lucy.pdf
(1264 KB)
Inne foldery tego chomika:
A
B
C
D
E
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin