W sidłach miłości tom 2 - Rozdział 17.pdf

(342 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 17
Dni płynęły swoim torem. Minął ponad tydzień od czasu, kiedy rozpętała się afera o
romans nauczyciela z uczniem i wciąż nie przycichła. Dla Caseya McPhersona ten czas wlókł
się jak żółw. Do tego bał się, za co bywał na siebie wściekły. Całe życie się tylko bał i bał i
wciąż to robi. Nie powinien. Próbował sobie wmówić, że gdyby o nim się ktoś dowiedział, to
nie byłoby żadnej sensacji. On tylko nie chciał, żeby o nim plotkowano, wyśmiewano się z
niego. Wyobrażał sobie jak idzie szkolnym korytarzem, a ludzie stoją, szepczą o nim,
podśmiewając się pod nosem, rzucając mu długie, nienawistne spojrzenia. Dobra, rozumiał,
że wielu nawet nie zainteresowałoby się nim, ale strach i tak go przyduszał. W końcu wciąż
pozostawał kapitanem drużyny i właśnie wyrzucenia z niej obawiał się najbardziej. Czy aby
na pewno? Chyba jednak najbardziej się bał, nie tego, że inni go nie zaakceptują, lecz tego, że
zaakceptuje sam siebie. Do tego droga była coraz bliższa. Pamiętał jak wcześniej zdarzały mu
się dni, kiedy chciał tylko położyć się i umrzeć. Chyba zaakceptowanie siebie, to jedna z
najtrudniejszych dróg dla osoby homoseksualnej, bo dla niego to była droga obsypana
cierniami, kamieniami o ostrych krawędziach raniącymi mu nogi, kiedy po niej szedł i
pokryta lodem, przez co ciągle upadał. Droga, z której pragnął uciec, stać się inny. Niestety
wciąż po niej szedł do przodu. Co więcej, wciąż ma do przejścia jeszcze kawał tej drogi i
wytrwanie przy jej końcu będzie dla niego lekcją życia. Nawet nie mógł o tym z kimś
porozmawiać. Oczywiście mógłby z JD, lecz chłopak nawet przed matką nie ujawnił swojej
orientacji. Zresztą tu nikt mu nie pomoże, jeśli on sam sobie nie pomoże. Nie zadawał sobie
pytań typu czego chce, bo już dawno sobie na nie odpowiedział. Doskonale wiedział, że nie
chce już żyć w obłudzie i kłamstwie. Jedynie nie zamierzał się ujawniać, na pewno nie w
liceum. Natomiast na studiach kto wie, co będzie, ważne, żeby się na nie dostał.
– Słuchasz mnie? – zapytał JD.
Casey ocknął się mrugając szybko powiekami. Znów odleciał. Od paru dni wciąż to się
działo. Męczyło go to wszystko i ciągle rozmyślał, a to nie zawsze dla niego było dobre.
– JD, co byś poradził tym homoseksualnym osobom, które już zdają sobie sprawę jakiej są
orientacji?
– Ale co poradził? – Nie rozumiał o co mu chodzi. Odłożył długopis. Siedzieli u niego w
pokoju, a on pomagał w nauce swojemu chłopakowi.
str. 1
– Co do ujawnienia się i takich tam. Wiem, że takie ujawnienie się może być niesamowicie
bolesne.
– Chyba tak. Wiesz, że ja przyjmuję to tak, że ktoś się dowie to się dowie i ani mnie to
ziębi, ani grzeje. Jednak każdy jest inny. – Założył nogę na nogę. – Ty jesteś inny ode mnie.
Myślę, że nie można się zmusić do wyjścia z szafy. To się musi odbyć na własnych
warunkach. Przy tym trzeba zdawać sobie sprawę, że może być różnie. Można zostać
zaakceptowanym lub odrzuconym. Ci co do tej pory byli przyjaciółmi mogą nas zostawić.
– Czy to nie lepiej? Po co mi przyjaciel, który mnie nienawidzi?
– Nie wiem. Nie mam przyjaciół i dobrze mi z tym. Chociaż nikt z nas nie chce zostać
odrzuconym. Casey, dla nikogo nie jest to łatwe.
– Dla Richiego Taylora było.
– Mówisz tak jakbyś mu zazdrościł. On pochodzi z innej bajki. Wierzy, że świat jest
przyjazny i pełen miłości. – Wyciągnął rękę po paprykowego chipsa.
– Nie, on po prostu się nigdy nie bał. Tak mi się wydaje. Przyjął to jaki się urodził. –
Casey zazdrościł mu tego.
– Alex Wilson również. Chociaż nigdy z nimi nie rozmawiałem, to wydaje mi się, że
właśnie oni mogliby dużo na ten temat powiedzieć. Kto wie czy czegoś nie nauczyć.
– Oni po prostu siebie akceptują. Lubią siebie.
– Tak. To trudne, lubić siebie. Z tymże to już dotyczy każdego. Ważne jest polubić siebie i
to już droga do sukcesu. – JD wrzucił do ust garść chipsów i schrupał. – Wciąż cię to
wszystko męczy. – Przeniósł się na kolana Caseya siadając bokiem.
– Za bardzo. – Objął JD w pasie. – Ciągle myślę, że wyszedł na jaw tak dobrze ukrywany
związek, więc wszystko w końcu może się wydać.
JD pogłaskał po głowie swojego chłopaka. Jego zdaniem Casey za bardzo się przejmował.
Będzie co ma być i żaden z nich nic na to nie poradzi.
– Dlaczego tak bardzo martwisz się na zapas? To nie od ciebie zależy czy się ktoś dowie,
czy nie. Jak ja bym żył w strachu, to pierdolę coś takiego. Pierwszy bym poszedł i
wykrzyczał, że jestem gejem.
– Ja chyba bym się zabił. – Przytulił się do JD.
– Chrzanisz, blondasie. Naprawdę chrzanisz.
– Nie wiesz co czuję – wyszeptał.
Nie wiem, i tego się boję, pomyślał Whitener. Każdego dnia obawiał się tego co zrobi
Casey, gdy przypadkiem ktoś się o nich dowie. Już nawet zaproponował blondasowi, że nie
muszą ze sobą w szkole gadać, lecz chłopak powiedział, że to byłoby głupie, przecież
str. 2
opowiedział kumplom, że po prostu mu pomaga w nauce. Zresztą każdy sądzi, że JD lubi
dziewczyny.
– Nie chcę się tak bać, bo robię się nieobliczalny. Sam wiesz jaki byłem. Niemniej nie
potrafię z tym walczyć. Wszystko jest takie trudne – wyznał McPherson. – Każdego ranka
wstaję i boję się, że wejdę do szkoły i ktoś nas pokaże na tych pierdolonych telewizorach.
Potem, gdy już wejdę do budy, zauważam, że wszystko jest po staremu, na trochę oddycham,
by po jakimś czasie znów nawiedzały mnie wizje. Już mi się w głowie miesza. To jest
silniejsze ode mnie. Moje życie było piekłem zanim cię poznałem i nadal jest.
– Może lepiej byłoby, abyś zrobił coming out – zaproponował Whitener.
– Prędzej się zabiję – warknął. – Zsuń się. Wracajmy do lekcji. Na jutro muszę to
opanować.
– Spoko. Nie denerwuj się. – Posłuchał go i przeniósł się na krzesło. – Napiszę ci jeszcze
kilka zadań i dam do rozwiązania.
– Nie denerwuję się. Po prostu… Nie ważne.
– Casey, coś ci powiem. Ludzie mają o wiele ważniejsze i gorsze problemy niż ty –
powiedział z powagą w głosie JD w tym samym czasie pisząc kilka skomplikowanych
równań.
– Wiem, jednak to ich problemy nie moje. Ja od czterech lat mam problem ze sobą.
– Ta. Nie myśl o tym. Na pewno nie kiedy jesteś ze mną.
– Postaram się. – Wyciągnął rękę i położył ją na swobodnie leżącej dłoni JD. Chłopak
odwrócił swoją dłoń i mogli spleść palce ze sobą. – Lubię się bawić twoimi palcami. Wiesz,
że masz je takie jak u muzyka?
– Szczupłe, długie, co?
– Mhm.
– Jak byłem mały mama posyłała mnie na lekcje gry na pianinie. Chodziłem przez rok, a
potem nie było kasy na lekcje i przerwałem. Już nigdy do nich nie wróciłem.
– Powinieneś grać jak już śpiewasz.
– Tak? Co jeszcze? Nie, planuję przyszłość nie związaną ze sztuką. Chodzę do tego
liceum, bo jest świetne. Więcej się nauczę w prywatnej szkole. Niemniej gdyby nie
stypendium dzięki śpiewaniu, nie miałbym na nią szans.
– Gdyby nie to liceum, nigdy nie spotkalibyśmy się.
– W sumie, muszę przyznać ci rację.
– Muszę dać ogłoszenie do gazet, że JD Whitener zgodził się ze mną.
str. 3
– Najpierw masz te zadania i je rozwiąż, a potem coś zjemy. – Podsunął mu pod nos
zeszyt. – Mama wróci dopiero za dwie godzinki, reszta cudem siedzi do późna w szkole, więc
mamy wolną chatę.
– Wolna chata? – Casey uniósł brwi kilka razy.
– Zapomnij. Rozwiązuj to, ja przyniosę coś do picia. – Wysunął dłoń z jego.
– Tak jest, kapitanie.
– Do pracy, szeregowy. Już. – Pokazał palcem zeszyt.
– Dlaczego szeregowy?
– Bo ja jestem kapitanem. Rządzę, co nie?
Casey wstał i podszedłszy do swojego chłopaka złapał go mocno przyciągając do siebie.
– To może kapitan powie mi czego pragnie, a szeregowy spełni to życzenie.
– Przyjdź jutro do składziku, to ci pokażę czego chcę. – Polizał dolną wargę Caseya. –
Tymczasem marsz rozwiązać to zadanie. – Uwolnił się z jego objęć, by pójść w końcu po
picie, a na ustach błąkał mu się uśmieszek będący odpowiedzią na wiele mówiącą minę
Caseya. Niemal pewny, że chłopak jutro przyjdzie zanotował sobie w głowie, że musi nie
zapomnieć wziąć żelu.
– Nie myśl, że przyjdę. – Usłyszał JD i tym razem głośno roześmiał się.
Po skończonej nauce udali się do kuchni przygotować coś do jedzenia. Casey antytalent
kuchenny właściwie tylko siedział i patrzył na robiącego kanapki JD, który wcześniej i tak nie
zamierzał pozwolić mu bezczynnie się gapić. Podrzucił mu pod nos żółty ser i kazał go
pokrajać w plasterki, ale zobaczywszy, że plasterki miały grubość jednego centymetra
zrezygnował z jego pomocy. Dlatego młodszy chłopak sam przygotował mały posiłek, który
zjedli w kuchni. Dopiero później wrócili do jego pokoju, gdzie Casey pociągnął JD na łóżko i
zaczął obcałowywać mu szyję.
– Przestań, zaraz mama wróci.
– Kiedy stęskniłem się.
– Nie moja wina, że twoi starzy dali ci szlaban.
– Nawet mi nie przypominaj – jęknął kładąc się na plecach. – W zupełności przeszły mi
jakiekolwiek ochoty na amory.
JD nachylił się nad partnerem.
– Jakiś ty biedny – szepnął łącząc ze sobą ich wargi, na co Casey natychmiast
odpowiedział przytrzymując mu głowę i pogłębiając pocałunek.
– JD pomóż... – Przez uchylone drzwi do pokoju weszła pani Whitner.
str. 4
Obaj chłopcy słysząc jej głos odskoczyli od siebie, przy czym JD uderzył głową w ścianę,
a McPherson spadł z łóżka.
– To ja pójdę do kuchni – powiedziała powoli kobieta patrząc na nich obu.
– Dobra mamo, ja zaraz tam przyjdę.
– Widziała nas? – zapytał Casey kiedy zostali sami.
– A jak myślisz? Chyba nie sądzisz inaczej.
– Do cholery, co teraz będzie? – Panikował. Już się zaczyna. Najpierw mama JD, potem
ktoś inny i w końcu wszyscy się dowiedzą.
– Będzie pstro. Czekaj tutaj. Nie waż się wyjść. Pogadam z nią.
Przeszedł do kuchni zastając tam matkę bawiącą się zegarkiem, który musiała zdjąć z
nadgarstka. Zawsze to robiła, kiedy była zdenerwowana, chcąc w ten sposób skupić na czymś
uwagę.
– Nie wiedziałam, że masz gościa. Dobrze, że Molly poszła do sąsiadki i to nie ona
pierwsza zobaczyła...
– Pocałunek, mamo. To był zwyczajny pocałunek. – Usiadł na krześle trochę się do tego
zmuszając, bo nie bardzo miał ochotę na tę rozmowę, a i ciągnęło go do pokoju.
– Domyślałam się, że jesteś… homoseksualistą, ale chciałam wierzyć, że jest inaczej.
Przekonałam się jaka jest prawda.
– Przepraszam, że musiałaś to widzieć. – Spuścił wzrok na swoje dłonie. – Nie mówiłem ci
o niczym, bo nie wiedziałem jak zareagujesz.
– Wolałeś narażać mnie na oglądanie ciebie… Nie ważne. Słuchaj, co ci powiem. –
Odłożywszy zegarek nachyliła się w stronę najstarszego syna. – Jeżeli sądziłeś, że po tym jak
się dowiem, wyrzucę cię z domu, to się bardzo pomyliłeś. Nie podoba mi się to, ale nie od
ciebie zależy jaki jesteś. Nie wybrałeś sobie tego. Po prostu martwię się o ciebie.
Najważniejsze jest dla mnie to, żebyś był szczęśliwy, a wiem, że będąc homoseksualistą bywa
z tym trudno. Dużo czytałam na ten temat, kiedy zaczęłam się domyślać, że mam syna o innej
orientacji niż moja.
– Geja, mamo.
– Dla mnie słowo gej jest obraźliwe tak jak te inne. Jakoś heteroseksualistę nie określa się
innym mianem, dlaczego, więc miałabym nazywać syna inaczej niż homoseksualista?
– Nie czuję się obrażony, lecz jak chcesz mów po swojemu.
– Mam do ciebie jedną prośbę, zanim tak do końca pogodzę się z tym jaki jesteś, nie
narażaj mnie na takie widoki, które zobaczyłam chwilę temu.
str. 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin