Devine Angela - Wesele na Tahiti.pdf

(665 KB) Pobierz
Angela Devine
Wesele na Tahiti
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Samolot zachybotał. Nad wyjściem ukazał się
podświetlony napis: „Proszę zapiąć pasy". Claire Beaumont
ocknęła się z drzemki, odrzuciła koc i wyprostowała się w
fotelu. Dociągnęła klamry pasa bezpieczeństwa i z zasępioną
miną wyjrzała przez okienko. Przyzwyczajona do
powietrznych podróży prawie nie reagowała na turbulencje.
Znacznie bardziej gnębiły ją zawirowania własnych odczuć.
Po raz pierwszy od lat leciała na Tahiti, przejęta powrotem
do rodzinnego domu, a także mającym się niebawem odbyć
ślubem siostry. Nie potrafiła jednak przezwyciężyć
ogarniającego ją niepokoju. Obawiała się człowieka, który
swego czasu zmusił ją do opuszczenia domu i wobec którego
stawała się bezsilna jak dziecko. Mężczyzny na pozór pełnego
uroku,
lecz
naprawdę
zimnego,
bezlitosnego
i
nieprzejednanego. Alaina Charpentiera, którego uwielbiała
przez kilka krótkich miesięcy, dopóki nie wydarzyło się coś,
co sprawiło, że w jego oczach straciła na zawsze dobrą opinię.
Nie mogąc usiedzieć spokojnie, Claire podciągnęła roletę
w okienku i przycisnęła twarz do szyby. Na zewnątrz
panowały ciemności. Na niebie, połyskując jak wielki
diament, świeciła samotna gwiazda. Wkrótce samolot
nowozelandzkich linii lotniczych wyląduje w Papeete, na
Wyspach Południowego Pacyfiku, i Claire będzie musiała
stawić czoło sytuacji, której tak bardzo się obawiała. Na tę
myśl aż dostała skurczu żołądka. Zacisnęła zęby, wzięła torbę
z przyborami kosmetycznymi i poszła się odświeżyć.
Jak zwykle, była ubrana nienagannie. Miała na sobie
lekką, jasnozieloną sukienkę, białe pantofelki z plecionki i
pasującą do nich torebkę na pasku.
- Hej, moja droga, ja chyba cię znam! - zatrzymując się w
przejściu, wykrzyknęła na widok Claire jakaś Amerykanka. -
Wyglądasz jak ta telewizyjna reporterka z programu „Ku
przyszłości". Jak ona się nazywa? Claire Bowman?
Claire uśmiechnęła się zdawkowo i wyciągnęła rękę.
- Claire Beaumont - przedstawiła się.
- Jeszcze nigdy nie spotkałam nikogo aż tak sławnego -
entuzjazmowała się nieznajoma. - Jestem Sarah Howard, a to
mój mąż. Normanie, podejdź bliżej. Zobacz, kto tu jest.
Claire siedziała z przylepionym do twarzy uśmiechem,
podczas gdy Sarah i Norman chcieli koniecznie się
dowiedzieć, jak wygląda życie międzynarodowego reportera.
Byli mili i serdeczni, ale gdy kapitan zapowiedział schodzenie
do lądowania, Claire odetchnęła z ulgą.
Opadła ciężko na fotel. Ogarnęło ją uczucie samotności.
Światowa sława nie była w stanie zrekompensować tego,
czego jej w życiu najbardziej brakowało. Miłości.
Prawdziwego domu. Własnej rodziny.
Pod skrzydłem samolotu ukazały się pierwsze światła
Papeete, stolicy Tahiti. Claire ogarnęło podniecenie. Koła
dotknęły pasa, samolot lekko podskoczył parę razy i zwolnił.
Kołując, znalazł się wkrótce w pobliżu terminalu.
Stanąwszy na płycie, Claire odetchnęła głęboko ciepłym i
wilgotnym powietrzem, przesyconym duszącym zapachem
tropikalnego kwiecia. Budynek lotniska był skonstruowany w
polinezyjskim stylu, ze stromym dachem pokrytym
palmowymi liśćmi. Gdzieś w środku czekała na nią siostra, z
pewnością podniecona zbliżającym się ślubem, na którym
Claire miała być druhną. Radość ujrzenia Marie Rose
przygasiło nieco przekonanie, że siostra zacznie wypytywać ją
o przyczynę wieloletniej nieobecności w domu, a tego Claire
obawiała się najbardziej.
Po odbyciu odprawy paszportowej i celnej zobaczyła, że
czeka na nią ktoś inny. Na widok wysokiego, śniadego
mężczyzny, idącego w jej stronę bez cienia uśmiechu, poczuła
gwałtowne bicie serca. Claire rozpoznała go natychmiast, bo
przez sześć lat zmienił się niewiele. Jak zawsze przystojny, z
twarzą o diabelskim uroku. Spoglądając na ciemne włosy,
wyraziste oczy o barwie bławatków i zgrabny,
arystokratyczny nos Alaina Charpentiera, czuła ponownie
roztaczany przezeń niemal zwierzęcy magnetyzm. Gdyby nie
usta wykrzywione w drwiącym uśmiechu i pochmurny wzrok,
nie oparłaby mu się żadna kobieta. Miał na sobie szafirowo -
białą koszulę z krótkimi rękawami, granatowe szorty, a na
nogach espadryle, równie doskonałej jakości. Zachował
upodobanie do nieformalnych ubiorów. I nadal z wrogością
spoglądał na Claire.
Stanął przed nią z lodowatym wyrazem twarzy, bez śladu
choćby zdawkowego uśmiechu. Zachował jednak dobre
maniery. Polinezyjskim zwyczajem przełożył przez głowę
Claire wieniec z kwiatów uroczymi i ucałował ją w oba
policzki. Dotyk warg Alaina wstrząsnął nią do głębi. Ogarnęło
ją dziwne drżenie. Pomyślała, że skoro od ostatniego
spotkania upłynęło tak wiele czasu, może uda im się zostać
przyjaciółmi. Niestety, w zachowaniu Alaina przebijała jawna
wrogość. Gdy zimnym wzrokiem zmierzył ją od stóp do głów,
poczuła się okropnie.
- A więc zaszczyciłaś nas wreszcie swoją obecnością -
wycedził.
W brązowych oczach Claire pojawiły się gniewne błyski.
- Sądziłeś, że z Tahiti wygnasz mnie na zawsze? - spytała
ostrym tonem. - Już dawno przestałam być naiwną nastolatką.
Jeśli więc nadal zamierzasz pozbyć się mnie stąd, uprzedzam,
że to się nie uda!
- Czyżbym to ja był powodem twojej tak długiej
nieobecności? - zapytał, wydymając wargi. - Jeśli tak, to mi
pochlebia. Nie miałem pojęcia, że moje pragnienia tyle dla
ciebie znaczą - dodał z drwiną.
- Nic nie znaczą! - warknęła Claire, zniżając głos, bo
oboje z Alainem stali się ośrodkiem zainteresowania
pozostałych podróżnych. - Ale jeśli dobrze pamiętam, podczas
ostatniego spotkania oświadczyłeś, że nie chcesz mnie więcej
tutaj widzieć.
- Pamięć cię nie zawodzi - przyznał. - Podobnie zresztą
jak mnie. Do dziś nie zapomniałem ani nie wybaczyłem ci
twego postępku. Ze względu jednak na Marie Rose zachowam
pozory grzeczności. Do końca twojej wizyty.
Słowa Alaina przywołały przykre wspomnienia. Claire
zaczęła rozglądać się po sali, szukając wzrokiem siostry.
- Gdzie ona jest? - spytała oschłym tonem. - Miała po
mnie przyjechać.
- Niestety, nie mogła - odparł Alain. - Poprosiła, abym ją
zastąpił.
- Coś się stało? Zachorowała? - przeraziła się Claire.
- Nic jej nie jest, ale twój ojciec czuje się źle. Od dwóch
lat ma kłopoty z sercem, o czym zapewne nie masz pojęcia i
co cię nie obchodzi.
- Mam pojęcie i bardzo mnie to obchodzi - mruknęła.
- Ale nie na tyle, aby przyjechać do domu - nie
zaprzestawał ataku.
Claire więcej się nie odezwała. Złośliwa uwaga Alaina
sprawiła, że poczuła wyrzuty sumienia. Znając go, była
pewna, że właśnie na tym mu zależało. Zawsze wmawiał w
nią, że nie ma serca. Przeżywała głęboko chorobę ojca, ale nie
zamierzała przyznawać się do tego. Wielokrotnie, niestety bez
skutku namawiała ojca, aby na jej koszt przyjechał do Sydney,
by zasięgnąć porady którejś z kardiologicznych sław. Z obawy
przed Alainem od Tahiti trzymała się z daleka, ale opłaciła
kilkakrotnie podróże rodziców i siostry z wyspy do Sydney.
Nie widziała żadnego powodu usprawiedliwiania się przed
Alainem i wyjaśniania mu swego postępowania.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin