Conder Michelle - Weekend z gwiazdą.pdf

(875 KB) Pobierz
M
ICHELLE
C
ONDER
WEEKEND Z GWIAZDĄ
Tytuł oryginału: Living the Charade
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Miller Jacobs pomyślała,
że
gdyby
życie
było fair, idealny partner dla niej
wszedłby teraz do baru, ubrany w elegancki garnitur, a następnie oczarował
wszystkich intrygującą osobowością.
Innymi słowy, byłby całkowitym przeciwieństwem nadętego bankowca, który
siedział naprzeciwko niej przy niskim drewnianym stole i od godziny wlewał w
siebie alkohol.
– No dobrze, moja seksowna damo, co to ma być za przysługa, której ode
mnie oczekujesz? – uśmiechnął się obleśnie.
Miller miała ochotę wzdrygnąć się z obrzydzeniem. Popatrzyła wymownie na
przyjaciółkę, jakby chciała powiedzieć: „Dlaczego przyszło ci do głowy,
że
ta
żałosna
ofiara losu będzie się nadawała na mojego udawanego faceta na ten
weekend?”.
Ruby rozłożyła ręce na znak przeprosin, a następnie zrobiła to, co w takiej
sytuacji może zrobić tylko naprawdę piękna kobieta: olśniła bankowca
promiennym uśmiechem i powiedziała mu,
żeby
spadał. Naturalnie, inaczej
dobrała słowa, lecz ich sens był właśnie taki.
Miller odetchnęła z ulgą, gdy ich rozmówca chwiejnym krokiem oddalił się
do baru i zniknął im z pola widzenia.
– Nic nie mów – uprzedziła ją Ruby. – Z opisu wydawał się do rzeczy.
– Z opisu większość mężczyzn wydaje się do rzeczy – burknęła Miller
ponuro. – Problemy zaczynają się dopiero wtedy, gdy poznaje się ich bliżej.
– To czarnowidztwo. Przesada, nawet jak na ciebie.
Miller uniosła brwi. Miała konkretny powód,
żeby
ulegać czarnowidztwu.
Właśnie zmarnowała cenną godzinę i wypiła białe wino, którego nie wlałaby
nawet do sosu, a rozwiązanie problemu było równie odległe jak wczoraj. Sama
napytała sobie biedy, kłamiąc szefowi,
że
ma chłopaka, który z przyjemnością
wyjedzie z nią na weekend w interesach,
żeby
ją wesprzeć w zetknięciu z
pewnym bardzo ważnym i bardzo bezczelnym potencjalnym klientem.
TJ Lyons był gruby, natrętny i obleśny, a jej dyskretne sygnały braku
zainteresowania potraktował jak osobiste wyzwanie. Najwyraźniej powiedział
Dexterowi, szefowi Miller,
że
jej profesjonalny chłód to tylko fasada, za którą
kryje się gorąca kobieta i należy ją wyzwolić, gdyż o tym marzy. Wyglądało na
to,
że
TJ zamierza dołączyć ją do listy swoich podbojów.
TJ był szowinistycznym knurem i zawsze miał na głowie typowy australijski
kapelusz akubra, jak Krokodyl Dundee. Kiedy wyzywająco zażądał, aby na jego
pięćdziesiąte urodziny Miller koniecznie przywiozła „mężulka”, choć podczas
przyjęcia miała zamiar przedstawić swoją ostateczną wersję propozycji
biznesowej, uśmiechnęła się słodko i odparła,
że
z przyjemnością.
To oznaczało,
że
do jutrzejszego popołudnia musiała znaleźć sobie jakiegoś
mężczyznę. Może nieco zbyt pochopnie odprawiła tego pijaczka.
Ruby oparła brodę na dłoni.
– Na pewno znajdzie się ktoś inny – powiedziała bez przekonania.
– Może po prostu skłamię,
że
zachorował?
– Twój szef i tak ma cię na oku. A nawet gdyby nie miał, to gdybyś
przyprawiła swojego nieistniejącego faceta o nieistniejącą chorobę, musiałabyś
przez cały weekend użerać się z klientem, któremu zebrało się na amory.
Miller skrzywiła się wymownie.
– Nawet nie wspominaj o amorach – burknęła. – Ten gość to po prostu
oblech.
– Może i tak, ale jestem pewna,
że
Dexter ma wobec ciebie poważne zamiary
– oświadczyła Ruby.
Była przekonana,
że
Dexter jest zainteresowany Miller, ona jednak w ogóle
tego nie dostrzegała.
– Dexter jest
żonaty
– przypomniała przyjaciółce.
– W separacji. Poza tym dobrze wiesz,
że
się na ciebie napalił. Między
innymi dlatego musiałaś kłamać,
że
masz faceta.
Miller cicho jęknęła.
– Miałam za sobą tydzień pracy po szesnaście godzin na dobę i padałam z
nóg. Być może zareagowałam trochę zbyt emocjonalnie.
– Ty i emocje? Uchowaj Boże. – Ruby udała,
że
drży z przerażenia.
– Liczyłam na odrobinę współczucia, a nie na sarkazm – burknęła Miller.
– Przecież Dexter zaproponował,
że
wystąpi w roli twojego „obrońcy”,
prawda? – przypomniała sobie Ruby.
– Tak, to trochę dziwne – westchnęła Miller. – Ale pamiętaj,
że
znamy się ze
studiów. Myślę,
że
po prostu starał się być miły, bo miał w pamięci pijackie
deklaracje TJ-a z ubiegłego tygodnia.
Ruby wymownie przewróciła oczami.
– Tak czy owak, nakłamałaś,
że
masz chłopaka, więc teraz musisz jakiegoś
skołować.
– Będę udawała,
że
ma zapalenie płuc.
– Posłuchaj, Miller, TJ Lyons jest rekinem biznesu o szokującej reputacji, a
Dexter koniecznie chce się zaprezentować jako samiec alfa. Zbyt ciężko praco-
wałaś,
żeby
któryś z nich decydował o twojej przyszłości. Jeśli tam pojedziesz, a
TJ zacznie do ciebie startować, jego
żona
wpadnie w szał i przez kolejnych
dwanaście miesięcy będziesz przeglądała oferty dla bezrobotnych. Widziałam
już takie przypadki.
Mężczyźni pokroju TJ Lyonsa nigdy nie odpowiadają za molestowanie
seksualne, chociaż powinni.
Ruby odetchnęła głęboko, a Miller w duchu podziękowała Opatrzności za to,
że
jej przyjaciółka czasem potrzebuje powietrza. Ruby była jednym z
najlepszych w kraju prawników od dyskryminacji i często zbierało jej się na
przemowy.
Miller spędziła sześć długich lat w Oracle Consulting Group, która stała się
dla niej drugim domem. Gdyby udało jej się zdobyć prawo prowadzenia wie-
lomilionowego rachunku TJ-a, praktycznie na pewno zostałaby partnerem w
firmie. W ten sposób spełniłoby się jej największe marzenie, a matka Miller nie
posiadałaby się z zachwytu.
– Póki co TJ mnie nie molestował – zauważyła.
– Na ostatnim spotkaniu zapowiedział,
że
natychmiast podpisze umowę z
Oracle, jeśli „będziesz dla niego milutka” – oznajmiła Ruby.
Miller odetchnęła głęboko.
– Dobrze, dobrze – powiedziała z rezygnacją. – Mam plan.
Ruby uniosła brwi.
– Zamieniam się w słuch.
– Wynajmę faceta do towarzystwa. Popatrz sama. – Ta myśl przyszła jej do
głowy dopiero przed chwilą, kiedy Ruby perorowała. Teraz Miller odwróciła
smartfon,
żeby
pokazać przyjaciółce ekran. – Przedstawiam ci Madame Chloe.
Podobno ma w ofercie dyskretnych, profesjonalnych i wrażliwych panów,
którzy umieją zaspokoić potrzeby nowoczesnych heteroseksualnych kobiet.
– Niech no rzucę okiem. – Ruby zabrała jej telefon.
– Rany, ten facet wyobracałby cię na wszystkie strony.
Miller zerknęła jej przez ramię na zdjęcie niewiarygodnie napakowanego
mężczyzny.
– Podobno potrafią spełniać najskrytsze fantazje!
– dodała Ruby.
– Nie chcę,
żeby
szedł ze mną do łóżka – westchnęła Miller z narastającą
rozpaczą.
Seks był ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała. Burze hormonalne tylko
odwiodłyby ją od celu, który sobie wyznaczyła. Jej matka dopuściła kiedyś do
tego i co? Skończyła załamana i nieszczęśliwa.
– Możesz sobie zażyczyć policjanta, pilota, księgowego. .. fuj, tych mam po
dziurki w nosie. O, patrz na tego. – Ruby zachichotała i dodała półgłosem:
– Twardy, ale czysty fachowiec. Albo ten: fanatyk sportu.
Miller przeszedł dreszcz. Która inteligentna kobieta mogłaby fantazjować o
fanatyku sportu?
– Ruby! – zaśmiała się, odbierając telefon. – Spoważniej. Mówimy o mojej
przyszłości. Potrzebuję przyzwoitego, uprzejmego faceta, który wtopi się w
tłum.
– Hm... – Ruby wyszczerzyła zęby do jednej z fotografii. – Ten gość mógłby
się wtopić w tłum w całodobowym barze dla gejów.
– Nie pomagasz – zachmurzyła się Miller i z rozpaczą postukała w ekran. –
Wszyscy wyglądają tak samo.
– Opaleni, muskularni i piekielnie przystojni – zgodziła się Ruby. – Skąd oni
biorą takich facetów?
Miller zerknęła na nią z nieskrywanym rozbawieniem, a potem spostrzegła
okienko z ceną przy jednym z mężczyzn i wybałuszyła oczy.
– Wielkie nieba, mam nadzieję,
że
to za miesiąc użytkowania – westchnęła.
– Natychmiast zapomnij o facecie do towarzystwa
– zażądała Ruby. – Większość z nich zapewne nie umie sklecić bardziej
skomplikowanej konstrukcji niż: „To już?” oraz: „Lubisz szybko?” Z kimś
takim raczej nie będziesz specjalnie wiarygodna jako potencjalny partner w
najszybciej rozwijającej się w Australii firmie consultingowej.
– No to klops.
Ruby zaczęła się rozglądać po twarzach w lokalu, a Miller przypomniała
sobie,
że
jeszcze dziś wieczorem musi przejrzeć raport o wynikach sprzedaży.
– Może ptasia grypa? – zasugerowała z rozpaczą w glosie.
– Nikt nie uwierzy,
że
twój chłopak mógłby złapać ptasią grypę.
– Miałam na myśli siebie – westchnęła.
– Czekaj, czekaj... A co powiesz na tego?
– Którego?
– Tego przystojniaka przy barze – wyjaśniła Ruby.
– Na godzinie trzeciej.
Miller wzniosła oczy ku niebu.
– Pięć lat na uniwersytecie, sześć lat kariery zawodowej, a my ciągle
używamy terminologii wojskowej podczas tropienia faceta – zauważyła.
– Od lat nie tropiłyśmy
żadnego
faceta – roześmiała się Ruby.
– Panie Boże spraw,
żeby
także kolejne lata upłynęły nam bez tej rozrywki. –
Miller dyskretnie zerknęła w miejsce wskazane przez Ruby.
Ujrzała wysokiego mężczyznę, który opierał się o krawędź drewnianego baru,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin