Tadeusz Miciński - Nauczycielka (1896).pdf

(487 KB) Pobierz
Tadeusz Miciński
Nauczycielka
…………………….………….
Fundacja FESTINA LENTE
2 września.
Otóż jestem na pensji.
Zaczynam od zapisania swych wrażeń, aby siłę ich
rozproszyć przez refleksję... Uczuciom swoim chcę dać
reprezentację, aby nagłym wybuchem rewolucji nie
zaskoczyły mnie znienacka.
Chodźcie, chodźcie moje smutki, tęsknoty,
nieokreślone marzenia — do tego niewodu, w którym
pośniecie. Taki los ryb i wszystkiego, co żyje. Więc i ta
śmieszna potrzeba, która wychodzi z serca blada, tęskna
jak Goplana i chwyta się pierwszego sznura żurawi —
zginąć musi...
Nie mogę uwierzyć, żeby na dworze panował jasny
dzień wrześniowy! Zegar mojej duszy pospieszył się i
wydzwania wichrem listopadowym żałobne pieśni,
targa gałęziami obnażonych drzew, szumi liśćmi — to
moje zwiędłe pragnienia.
Ha, ha! Nastrój cmentarnej ballady! Gotowa bym
się śmiać do rozpuku, gdybym miała przed sobą
widzów i gdyby ci widzowie mnie obchodzili... Kurtyna
zapadła, aktorka została sama i może cierpieć
swobodnie. Chciałabym głowę położyć na kolanach
twych, zmarła matko, wypłakać się i zasnąć snem
nieprzebudzonym. Bo, widzisz, jestem chora i żyć nie
chcę!
Trochę w tym wina jest mojej młodości,
Trochę tych grobów, co się w kraju mnożą,
Trochę tej wiecznej w życiu samotności...
Samotność... niegdyś mi z nią było dobrze. Prawda,
że wtedy cały świat mieściłam w sobie, a dziś świat cały
za mną pozostał. Stąd mi jest źle, smutno, tęskno.
Widać, że człowiek nie może bezkarnie z jednej
atmosfery duchowej przenosić się do drugiej, musi
przebyć chorobę gorączki, majaczenia, bezsenności,
utratę sił, apatię.
Zdaje się, że ktoś już to powiedział, zatem, że ktoś
tak czuł... Mniejsza o to. Obojętną jest mi świadomość,
że na tym świecie, gdzie nie ma już nic nowego, nawet
cierpiąc, musimy kogoś naśladować.
5 września.
Odebrałam list od Halszki.
Pisze mi, że nad Rivierą spędzają czas wśród
zieleni eukaliptusów i pomarańczy, a w noce
księżycowe kołyszą się łódką na miękkich, granatowych
falach śródmorza. Dlaczego tak szczegółowo opisuje mi
swą miłość? Konrad wydaje się jej utajonym, w
powłokę ludzką przybranym bóstwem. Śmieszne są te
młode żony: przed ślubem jeszcze zachowają pewną
zdolność krytyki i myślenia, ale potem — na długie
kilka tygodni rozlewają się w jedno jezioro upojenia i
dźwięczą monotonną kaskadą miłosnej egzaltacji.
Podobno miłość jest zręcznym fortelem natury,
dążącej do zachowania gatunku. Leon twierdzi, że w
stanie zdrowym jest to rostbef
en garni,
zwykłe,
czerwone mięso pod przykryciem zielonych sałat i
złotych rydzyków.
Nie chcę pisać dłużej — jestem zdenerwowana,
zacznę się przytłumiać poprawianiem kajetów.
***
Głowa mnie znów bolała silniej jeszcze niż zwykle.
Zobaczyła to nasza przełożona i powiada: „Niech pani
położy się lub wyjdzie na spacer, my tu panią
zastąpimy. Do życia pensyjnego trzeba się dopiero
przyzwyczaić… Troszkę u nas jest hałasu i gwaru.”
Troszkę gwaru! O szóstej rano budzi przeraźliwy
dzwonek, zaczyna się powtarzanie lekcji z
pensjonarkami, wszystkie siedem fortepianów i cztery
pianina zaczynają bębnić... O ósmej względna cisza —
panny wychodzą na spacer. Potem lekcje do trzeciej —
godzina spaceru, obiad — i znów korepetycje,
brzęczenie wszystkich fortepianów do dziewiątej. Ot i
teraz — w sąsiednim pokoju uczy się ktoś mazurków
Szopena, trochę dalej wygrywają etiudy Lütschga, a z
daleka dochodzą mnie zbite dźwięki kilku utworów,
granych jednocześnie… Prawdziwe piekło.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin