Wisner H. - Lisowczycy 1x b.pdf

(19495 KB) Pobierz
Henryk Wisner
LISOWCZYCY
1. O c^ | tq kor&fę
Gdy wiek XVII wkraczał na świat, nikt może
nie przypuszczał, że będzie to epoka nieustannych
wojen, które m. in. bezpowrotnie pozbawią Rzecz­
pospolitą jej mocarstwowego stanowiska. Zamie­
nią żyzne i ludne tereny w pustynię, prze­
kształcą społeczną, gospodarczą i polityczną struk­
turę państwa. Trudno winić współczesnych. Kur-
first brandenburski, a niebawem książę pruski
był życzliwym sąsiadem, który i marzyć nie mógł
o zagrożeniu potężnej Rzeczypospolitej. Z cesa­
rzem rzymskim narodu niemieckiego utrzymywa­
no, mimo dążeń Habsburgów do zdobycia tronu
polskiego, tradycyjnie dobre stosunki. Podobnie
było z Turcją, mimo że węzeł tatarsko-kozacki
bardziej niż problem księstw naddunajskich, Moł­
dawii i Wołoszczyzny, dawał już znać o sobie pe­
wnym oziębnieniem stosunków. Z czasem nara­
stać pocznie groźba konfliktu z księstwem sied­
miogrodzkim, ale zbrojna konfrontacja nastąpi
dopiero w toku II wojny północnej i okaże się
dla tego ostatniego tragiczna w skutkach. Wybu­
chła wojna ze Szwecją — w roku 1600 — ale tę,
mimo ponoszonych strat, długo lekceważono.
Zwłaszcza iż, jakgdyby dla przeciwwagi, zdawały
się ulegać dalszej poprawie stosunki polsko-mo-
skiewskie. Mianowicie w tymże roku 1600 wyru­
szyli do Moskwy Lew Sapieha, kanclerz wielki
litewski, Eliasz Pielgrzymowski, pisarz litewski,
oraz Stanisław Warszycki, kasztelan warszawski,
i po wielomiesięcznych pertraktacjach przedłu­
żyli trwający między obu państwami stan pokoju
na dalsze 20 lat (do 15 sierpnia 1622 r.). Niestety,
wartość aktu nie przekroczyła wartości papieru,
na którym został spisany. Już najbliższe lata mia­
ły stać się widownią wydarzeń, których echa dłu­
go pobrzmiewać będą we wzajemnych stosunkach
obu narodów, a tymczasem doprowadziły do spu­
stoszenia państwa rosyjskiego i poważnego osła­
bienia gospodarczego Rzeczypospolitej, chociaż re­
kompensowanego poprawą położenia strategiczne­
go. To ostatnie spowodowane było zdobyciem
Smoleńska. Wszystko zaś stanowiło konsekwen­
cję tak zwanej smuty, okresu powstań chłop­
skich w Rosji i walki o tron carski zapoczątkowa­
nej wystąpieniem człowieka, który głosił się care­
wiczem Dymitrem, szczęśliwie uratowanym sy­
nem Iwana Groźnego.
Kim był naprawdę? Carewiczem? Zbiegłym
z monastyru mnichem Griszką Otriepowem? Sy­
nem z nieprawego łoża Stefana Batorego, jak gło­
siła jedna z wersji? A może jeszcze kimś innym?
Znane dotychczas fakty, a wydaje się mało pra­
wdopodobne, by odkryto jakieś nowe w tym wzglę­
dzie materiały, nie pozwalają na jednoznaczne
stwierdzenie. Wiadomo jedynie, że po śmierci Iwa­
na IV Groźnego (1533— 1584) przy życiu pozostało
dwóch jego synów: Fiodor, upośledzony umysło­
wo, który panował w latach 1584— 1598, oraz ma­
lutki, urodzony w roku 1582. Dymitr. Ten ostatni
wraz z matką (była nią ostatnia żona Iwana Gro­
źnego, Marfa Nagoja) przebywał w Ugłiczu i tu
25 maja 1591 r. niespodziewanie umarł. Śledztwo
zarządzone przez Borysa Godunowa, szwagra ca­
rewicza i faktycznego władcę kraju, wykazało, że
śmierć spowodowana była przez nieszczęśliwy wy­
padek. Pozostawione bez opieki chore dziecko
zraniło się w toku zabawy nożem. Samozwaniec
przedstawiał wydarzenia sprzed lat dziesięciu jako
nieudaną próbę zamachu na swoje życie. Jej nie­
powodzenie zawdzięczał matce i wiernym sługom.
Przewidując możliwość spisku nakazali, by w no­
cy miejsce carewicza w łożu zajmował jeden
z dworskich chłopców. On też padł ofiarą mor­
derców, Dymitr zaś ukryty został w monastyrze,
skąd po latach przedostał się do Polski.
Zeznanie matki, które winno wyświetlić ta­
jemnicę, okazało się bez wartości. Marfa, sprowa­
dzona do Moskwy po zdobyciu przez Dymitra ko­
rony, uznała go wprawdzie za syna, lecz po jego
upadku odwołała swe oświadczenie. Lud moskiew­
ski, który w maju 1606 r. wystąpił przeciwko ca­
rowi, po jego śmierci spalił jego zwłoki. Prochy
zostały wystrzelone z działa wymierzonego w tę
stronę, z której Dymitr przyszedł — na zachód!
Zresztą i w Polsce opowieściom Samozwańca
nie dawano wiary. Stanisław Żółkiewski nazywa
go w swoich pamiętnikach Hryckiem Otrepowym
i - szalbierzem, twierdzi, \że „doszło się tego do­
wodnie, wiedział i sam pan wojewoda sandomier­
ski (Jerzy Mniszech), że ten szalbierz nie jest Dy­
mitr” W carskie pochodzenie pretendenta wie­
rzyli ci tylko, którzy wierzyć chcieli, a takich
było niewielu. Dymitra popierał nuncjusz Klau­
diusz Rangom, Kuria Rzymska i papież Klemens
VIII, sądząc, że przy jego pomocy wprowadzony
Zgłoś jeśli naruszono regulamin