Zimna stal.txt

(970 KB) Pobierz
Jens Lapidus

Zimna stal
      
      


Dla Jacka
      

Im a copper, he said. Just a plain ordinary copper. Reasonably honest. As honest 
as you could expect a man to be in a world where its out of style.
      Raymond Chandler


CZĘĆ 1


1.
Smak metalu w ustach był czym obcym. Tak jakby po umyciu zębów jeszcze napić się soku. 
Kompletna dezorientacja. Choć teraz - właciwie - pasował. Zmieszany z lękiem. Panikš. 
miertelnym strachem.
      Zagajnik. Mahmud na kolanach w trawie, z rękami na głowie, jak jaki żółtek z 
Wietkongu na filmie wojennym. Ziemia wilgotna, dżinsy przemoczone. Godzina może 
dziewišta. Niebo wcišż jeszcze jasne.
      Dokoła niego stało pięciu shunnar. Każdy typu killer. Kolesie, którym nie drgnie ręka. 
Którzy oddali swoje dusze w służbę gangu. Którzy takich cwaniaków jak Mahmud wrzucali 
sobie na zšb na niadanie. Jako przekšskę.
      Chara.
      Powietrze chłodne w rodku lata. Pomimo to czuł zapach potu na swojej skórze. Jak, 
kurwa, do tego doszło? Przecież miał żyć jak król. Po wyjciu z pierdla - wreszcie wolny jak 
ptak. Gotowy wzišć Szwecję za jaja, cisnšć i przekręcić. A tu masz. To wyglšdało na game 
over. Koniec żartów. Prze-fucking-srane. Wszystko.
      Rewolwer zazgrzytał o zęby. Rezonans w głowie. Seria rozbłysków przed oczami. 
Obrazy z własnego życia. Wspomnienia zrzędliwych bab z socjalu, niby to współczujšcych 
kuratorów i kryptorasistowskich wychowawców. Per-Olov, jego belfer z podstawówki: Tak 
w Szwecji nie robimy, Mahmud, czy to jasne? I odpowied Mahmuda - w innej sytuacji 
umiechnšłby się na to wspomnienie: Wal się, bucu, my w Alby [Alby - jedno z blokowisk 
na obrzeżach Sztokholmu, gdzie ponad połowa mieszkańców to egzotyczni imigranci.] 
włanie tak robimy. Więcej migawek: gliny z betonowej dżungli, bez pojęcia, co to 
svenssońskie, pojebane państwowe wychowanie robiło z chłopakami takimi jak on. Pełne łez 
oczy taty na pogrzebie mamy. Nawijki z kumplami na pakerni. Pierwsze bzykanie. Balony z 
wodš rzucane z balkonu do celu na psiarzy na dole. Wyprawy na jumę, do ródmiecia. 
Stołówka w kryminale. On: autentyczny milioner, [...autentyczny milioner - ironiczna 
aluzja do hasła Projekt Milion; pierwotnie (1965-1975) był to program budowy miliona 
nowych mieszkań, obecnie - program przeciwdziałania etnicznej i klasowej segregacji, m.in. 
przez odnawianie i witalizację betonowych suburbiów.] zwykły blokers z przedmiecia, 
pnie się do góry w charakterze gangstera deluxe. Teraz: leci na łeb, na szyję. Szlus.
      Spróbował, mimo gana w ustach, wyszeptać wyznanie wiary.
      - Asz-Hadu an la-ilaha illa-Allah.
      Facet, który wciskał mu spluwę między zęby, popatrzył na niego z góry.
      - Mówiłe co?
      Mahmud nie odważył się poruszyć głowš. Spojrzał zezem ku niemu. Przecież nie 
mógł się odezwać. Goć nie jarzy? Spotkali się wzrokiem. Facet wyranie dalej nie kapował. 
Mahmud znał go ze słyszenia. Daniel: już pišł się wyżej, ale jeszcze nie zaliczano go do 
dużych shunnar. Na szyi łańcuch z oczojebnym krzyżem z osiemnastokaratowego złota - 
prawdziwy syrian-style. Może akurat tu jest bossem. Ale gdyby jego mózg był z koksu, to 
kwota uzyskana ze sprzedaży ledwie starczyłaby na wafel w czekoladzie.
      Nareszcie: Daniel skumał czaczę. Wyjšł rewolwer. Powtórzył:
      - Chciałe co czy jak?
      - Nie. Tylko mnie pućcie. Skołuję te pienišdze, wszystko spłacę. Słowo. Bšdcie 
ludmi.
      - Stul pysk. Mylisz, że mnie wykolegujesz? Masz czekać, aż Gürhan zechce pogadać.
      Spluwa z powrotem w usta. Mahmud ani pisnšł. Nie miał odwagi nawet myleć o 
wyznaniu wiary. A chociaż nie był religijny, wiedział, że powinien.
      Myl łomoczšca: to już koniec?
      Las dookoła zdawał się wirować.
      Próbował opanować szloch.
      Fuck.
      Fuck, fuck, fuck.
*
Piętnacie minut póniej. Daniel zaczšł się nudzić. Wiercił się, rozkojarzony. Gan zgrzytał 
gorzej niż stary typ wagonów metra. Wrażenie, jakby w ustach miał bejsbola.
      - Ty chyba mylisz, że na wszystko możesz sobie pozwalać?
      Mahmud nie mógł mu odpowiedzieć.
      - Naprawdę ci się wydawało, że możesz nas doić?
      Mahmud próbował powiedzieć, że nie. Głos ugrzšzł gdzie głęboko w gardle. Nie 
wiadomo, czy Daniel zrozumiał.
      Facet dodał:
      - Nas nikt nie doi. Koniec, kropka.
      Ci, którzy stali nieco dalej, usłyszeli gadkę. Podeszli bliżej. Czterech goci. Gürhan, 
słynny, miertelnie niebezpieczny król dilerów. Tatuaże wypełzły mu aż na kark: ACAB i lić 
marihuany. Na jednym przedramieniu: asyryjski orzeł z rozpostartymi skrzydłami. Na drugiej 
ręce, czarnym gotyckim pismem: Born to be hated. Wiceprezydent gangu o tej samej nazwie. 
Najszybciej rosnšcej bandy na południu Sztokholmu. Jeden z najgroniejszych ludzi, o 
których Mahmud słyszał. Owiany legendš, brutalny, szalony. W wiecie Mahmuda: im 
bardziej szalony, tym więcej władzy.
      Trzech pozostałych goci Mahmud nigdy wczeniej nie widział, ale mieli ten sam 
tatuaż co Gürhan. Born to be hated.
      Gürhan gestem rozkazał Danielowi: wyjmij gana. Wiceprezydent wzišł go sam do 
ręki, wymierzył w Mahmuda. Z pół metra.
      - Posłuchaj. To jest całkiem prosta sprawa. Załatwisz nam ten cash i już żadnego 
chuju-muju. Jakby nie fikał, toby się obyło bez tych metod. Kapisz?
      Mahmudowi zaschło w ustach. Spróbował odpowiedzieć. Wzrok wbity w Gürhana.
      - Ja zapłacę. Sorry, że wam zrobiłem kłopot. To wszystko moja wina.
      Słyszał drżenie własnego głosu.
      Odpowied Gürhana: ciężki cios w ciemię wierzchem dłoni. Rozległ się w głowie jak 
huk rewolweru. Ale to nie był strzał - to było tysišc razy lepsze. Jednak: jak Gürhanowi co 
odjebie, to już po ptokach, bez gadania.
      Mięnie karku rozpięły na skórze Gürhana zšbkowany lić marihuany. Spotkali się 
spojrzeniami. Zaklinczowali się. Zwarli. Gürhan: olbrzymi - większy od Mahmuda. A 
Mahmud przecież nie ułomek. Gürhan: słynny z agresywnego stylu bandzior, namiętny 
prorok przemocy, gangster atleta. Gürhan: na łukach brwiowych więcej blizn niż - dajmy na 
to - Mike Tyson. Mahmud pomylał: jeżeli w oczach widać duszę, to Gürhan jej nie ma.
      Popełnił błšd, że się odezwał. Powinien był umknšć mu wzrokiem. Ugišć się przed 
wiceprezydentem.
      Gürhan wrzasnšł:
      - Ty pizdo. Najpierw nam nawalasz i dajesz się zapuszkować. Potem gliniarze 
zgarniajš całš partię. Mymy sprawdzili wyrok, nie kapujesz? Wiemy, że przy tej konfiskacie 
brakowało przynajmniej dziesięć tysięcy ampułek. To znaczy, że nam zajebałe. A teraz, pół 
roku póniej, zaczynasz fikać, jak chcemy tej kasy, co nam wisisz. Chcesz pokozaczyć, bo się 
trochę przesiedziałe? Ty, kurwa, nam zwinšłe trzy tysišce paczek Winstrolu. A nas się nie 
okrada. Nie dotarło to do ciebie?
      Mahmud w panice. Nie wie, co ma odpowiedzieć.
      Cichym głosem:
      - Przepraszam was. Naprawdę, proszę was. Wybaczcie. Ja zapłacę.
      Gürhan przedrzeniał go, zmieniajšc głos.
      - Przepraszam was. Wybaczcie. Nie bšd taki gaylish. Mylisz, że to ci pomoże? Po 
kiego chuja że się stawiał?
      Gürhan wzišł rewolwer w obie ręce. Złamał lufę. Naboje, jeden po drugim, spadały w 
jego lewš dłoń. Mahmud poczuł falę odprężenia. Mogli mu spucić łomot. Ostry wpierdol. 
Ale bez giwery - więc chyba nie chcš go wykończyć.
      Jeden z tych pozostałych zwrócił się do Gürhana. Rzucił co krótko po turecku. 
Mahmud nie zrozumiał: czy goć w ten sposób co doradził, czy to był wyraz aprobaty?
      Gürhan kiwnšł głowš. Ponownie zwrócił gana w stronę Mahmuda.
      - Okej, sprawa wyglšda tak. W bębnie została jedna kula. Pójdę ci na rękę. Normalnie 
bym cię kropnšł z mety. Chyba jasne że nie możemy tolerować takich klientów jak ty. Co 
zaczynajš wierzgać, jak tylko co się spierdoli. Wisisz nam sporo kasy. Ale ja dzisiaj jestem 
w dobrym humorze. Zakręcę raz i jak masz szczęcie, znaczy - los tak chciał. Pucimy cię.
      Gürhan uniósł rewolwer na tle jasnego jeszcze nieba. Widać było wyranie: pięć 
pustych komór i jedna z nabojem. Zakręcił bębnem. Odgłos przypominał terkot kręcšcej się 
ruletki. Gürhan umiechnšł się szeroko. Przyłożył lufę do skroni Mahmuda. Stuknięcie 
odwodzonego kurka. Mahmud zamknšł oczy. Znów zaczšł szeptać wyznanie wiary. Potem 
panika zwyciężyła. Wróciły błyskawice przed oczami.
      Serce waliło tak, że prawie od tego ogłuchł.
      - No, to zobaczmy, czy jeste shunne w czepku urodzony.
      Stuk metalu.
      Nic się nie stało.
      NIC SIĘ NIE STAŁO.
      Znów otworzył oczy. Gürhan szczerzył zęby. Daniel rżał jak koń. Ci inni też się 
miali. Mahmud podšżył za ich wzrokiem. Spojrzał w dół.
      Jego kolana były mokre od wilgotnej ziemi. I jeszcze co: wzdłuż lewej nogawki 
dżinsów. Podłużna plama.
      Salwy miechu. Szydercze rechoty. Złoliwy ubaw.
      Gürhan zwrócił gana Danielowi.
      - Następnym razem chyba raczej cię wyrucham. Dziewczyneczko.
      Chaos uczuć. Nadzieja kontra zmęczenie. Radoć versus nienawić. Ulga - zarazem 
wstyd. Najgorsze już minęło. Będzie żył.
      Z tym.
      Kurtyna.
***
      Przemoc wobec kobiet
      Według statystyki Krajowej Rady ds. Zapobiegania Przestępczoci liczba 
zgłaszanych przypadków pobicia kobiet wzrosła w minionej dekadzie o blisko 30 
procent i osišgnęła poziom około 24 100 zgłoszeń. Wzrost ten jest spowodowany 
prawdopodobnie zarówno tym, że obecnie częciej niż dotychczas zgłasza się 
przypadki pobicia, jak i faktycznym wzrostem częstotliwoci tych przestępstw. 
Jednoczenie mamy do czynienia z dużš liczbš przypadków nieujawnianych. KRZP 
w swoich wczeniejszych raportach szacowała, że tylko co pišty przypadek zostaje 
zgłoszony policji.
      W blisko 72 procentach zgł...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin