bajki terapeutyczne.doc

(258 KB) Pobierz
Kiedy dziecko nie wierzy w siebie i jest nieśmiałe



Bajka terapeutyczna - Przygoda ołówka

Kiedy dziecko nie wierzy w siebie i jest nieśmiałe.
 

A było to tak: W sklepie papierniczym wśród różnych przedmiotów  leżał sobie kolorowy piórnik, który nie mógł się doczekać, aż ktoś  go kupi. Pewnego dnia do sklepu razem z mamą przyszła mała Zuzia,  która kupiła piórnik i powiedziała, że razem z nim będzie chodzić do  przedszkola.    W piórniku mieszkałem ja, szary ołówek, obok kolorowe kredki,  pisaki, gumka do mazania, nożyczki, linijka, temperówka, długopis i  pędzelek. Nasze mieszkanie było bardzo kolorowe, wprost bajecznie  kolorowe, każdy miał swoje miejsce, równo poukładane kredki pyszniły  się swoimi barwnymi łebkami. Pachnąca gumka roztaczała zapach i  wykrzykiwała, że mają być grzeczne, bo inaczej to ją popamiętają! Pisaki wystrojone w śliczne czapeczki już szykowały się do  rysowania, nożyczki do cięcia, linijka do podkreślania, temperówka  do strugania, długopis do pisania, a pędzel do malowania.
Naszego domku strzegł suwak, który zamykał i otwierał piórnik. Nocą często wyobrażaliśmy sobie, jak to będzie i kto z nas pierwszy zobaczy przedszkole, kto pierwszy będzie rysował, malował, wycinał? Kolorowe kredki przechwalały się, która z nich jest najpiękniejsza,
pisaki chichotały i zaczęły wyśmiewać się ze mnie. Zrobiło mi się smutno, że takiego szaraka nikt nie będzie brał do rysowania.Aż wreszcie nadszedł ten dzień. Suwak często otwierał swe drzwi, co rusz wychodziły kredki i inne przybory. Przez uchyloną szparę
słychać było gwar, śmiechy, muzykę, tylko ja jeszcze nie widziałem
przedszkolnej Sali.Zacząłem zastanawiać się, dlaczego Zuzia mnie nie wybiera, było mi
smutno i z boku przyglądałem się wesołym przyborom. Kolejnego dnia Zuzia wyciągnęła mnie nareszcie z piórnika, zrobiłem kreseczkę, laseczkę i już chciałem narysować pieska, wtem z piórnika wypadła pachnąca gumka i zniszczyła wszystko to, co narysowałem.
Było mi bardzo smutno, poczułem się źle, chciało mi się płakać, przecież wydawało mi się, że umiem rysować. Mijały kolejne dni w przedszkolu, a ja wciąż siedziałem uwięziony w swojej przegródce. Nocą wszystkie przybory zmęczone po całodziennej pracy smacznie
spały, a ja kręciłem się z boku na bok i nie mogłem zasnąć. Tylko poczciwy suwak otwierał swe drzwi i mówił do mnie: „Nie martw się, będzie dobrze, przyjdzie czas, że będziesz najważniejszy dla Zuzi, na pewno…”I tak się stało. Nazajutrz w przedszkolu pani powiedziała do dzieci: „Dzisiaj potrzebne wam będą tylko ołówki, będziemy rysować
szlaczki.”Gdy Zuzia wzięła mnie do ręki, byłem tak roztrzęsiony, że aż się złamałem. Wtedy to suwak szybko się rozsunął i wypchnął temperówkę, która w mig mnie zaostrzyła. I już roztańczyłem się na kartce – kółeczka, kreseczki, laseczki to moja specjalność. I nie tylko, bo odtąd Zuzia nie mogła się obejść bez mojej pomocy. Rysowaliśmy portrety wszystkich członków rodziny Zuzi, szarugi jesiennego deszczu, a nawet kopalnię. Było wspaniale. Teraz już wiem, że jestem ważny, a nawet niezbędny. Jestem po prostu szczęściarzem!

 

 

 

 

 

 

 

 

Bajka Terapeutyczna Przygoda skrzata Poziomka

Poziomek przezwycięża lęk przed ciemnością

Daleko, daleko stąd, w zaczarowanym miasteczku zabawek – Wesołej Osadzie, nieopodal przyjaźnie szumiącego lasu stała maleńka chatka. Była to najpiękniejsza chatka w okolicy. Jej kształt przypominał pękatą szyszkę otuloną licznymi nasionkami. Okrągłe okienka z barwnymi firankami zwracały uwagę przechodniów. Na parapetach ustawiono w równych rzędach, niespotykane u nas, bajkowe rośliny. Ich nasiona pomagały potrzebującym w rozwiązywaniu różnych problemów. Czerwone nasiona wesołki odganiały wszelkie smutki,
zielone kuleczki dróżki wskazywały bezpieczną drogę do wybranego miejsca, a żółte paciorki latarenki rozjaśniały ogarniające ciemności. Drewniana, ozdobnie rzeźbiona tabliczka na drzwiach oznajmiała, że mieszka tu skrzat Poziomek. Poziomek miał wielu przyjaciół – mieszkańców Wesołej Osady. Byli nimi: pajacyk Fiku-Miku, lalka ze złotymi loczkami –
Złotowłoska, kotek Puszek, miś Łasuch, piesek Reks, króliczek Łatek...Każdego dnia przyjaciele spotykali się na leśnej polance. Spędzali czas, bawiąc się radośnie.
Pewnego dnia bawili się w chowanego. Nikt z przyjaciół nie spodziewał się, że za chwilę niebo zakryją ciemne chmury i rozpęta się straszliwa burza.
- Szukam! – zawołał głośno skrzat Poziomek. Spoglądał z niecierpliwością za krzaczki, za pnie drzew, za duże kamienie, spojrzał nawet do opuszczonej przed laty dziupli wiewiórki. Niestety, nie zauważył ani czapeczki pajacyka, ani złotego loczka laleczki, ani uszka kotka, ogonka pieska, czy wąsików króliczka. Kryjówki jego przyjaciół okazały się doskonałe! Szukający Poziomek długo błądził po lesie, nawoływał, szukał... Pech sprawił, że dziś nikogo nie mógł odnaleźć .Nagle zerwał się wiatr. Z minuty na minutę przybierał na sile. Groźnie zaszumiały drzewa, liście zaszeleściły nad głową skrzata. Ptaki pośpiesznie wracały do swoich gniazd. Tuż obok Poziomka przebiegła mała sarenka zmierzająca do swojej mamy. Nawet ślimacza rodzinka schowała się pod borowikiem, niczym pod ogromnym
parasolem. Tylko skrzat wciąż był zajęty poszukiwaniem ukrytych przyjaciół.
Wtem na czerwony nosek Poziomka spadła jedna srebrna kropla deszczu, potem kilka drobnych kropelek, a tuż po nich wielka struga ogromnych kropli. Niebo pociemniało. Raz po raz rozdzierały je groźne błyskawice. Słychać było straszliwy huk gromu. Poziomek
dopiero teraz zauważył niebezpieczeństwo. Ogarnął go chłód. Nie znalazł przyjaciół. Był samotny w leśnej gęstwinie. Przerażony rozglądał się, szukając schronienia.
Nagle ujrzał norkę.- Ciekawe, czy ktoś tu mieszka? – zastanowił się skrzat – Z pewnością znajdę tutaj suchy i ciepły kącik dla siebie. Nikomu nie będę przeszkadzał. Zaciekawiony Poziomek wszedł do środka, chowając się przed burzą. Po przejściu kilku kroków zauważył, że wewnątrz panują straszne ciemności. Przeniknął go strach. Trząsł się tak bardzo, że z dala
było słychać dźwięk dzwoneczków zawieszonych na jego kolorowej czapeczce.Mimo, że bardzo się starał, nie mógł zobaczyć, co jest tuż obok niego. Stąpając cichutko drobnymi kroczkami, dotykał korzeni, które wydawały się ramionami strasznej ośmiornicy. Dotykając ścian norki – wyobrażał sobie, że to skóra ogromnego smoka. Przez chwilę myślał, żeznajduje się w brzuchu potwora. Walczył z wytworami własnej wyobraźni. Pomyślał:- Gdzie ja jestem? Gdzie teraz są moi przyjaciele? Czy też boją się tak jak ja? Czy tam, gdzie są, też jest tak ciemno?Chciał krzyczeć, ale strach związał jego małe gardełko. W blasku jednej z błyskawic wydawało mu się, że widzi wielkie, przeraźliwe ślepia, które zbliżają się do niego.
Nagle na swoim ramieniu poczuł czyjś dotyk: ciepły, miękki, przyjemny. Ktoś odezwał się mrukliwym, ale znajomym głosem:- Co ty tu robisz? Skrzat nie wierzył własnym sterczącym uszom. - To jest ktoś, kogo dobrze znam! – pomyślał Poziomek. W blasku kolejnej błyskawicy ukazała się postać misia Łasucha, który właśnie przebudził się z krótkiej drzemki.
- Jak dobrze, że cię tu znalazłem! – zawołali obaj jednocześnie.
- Tak bardzo się boję ciemności – cichutko powiedział skrzat.
- A my martwiliśmy się o ciebie – odpowiedział miś – Kiedy rozpętała się burza, przerwaliśmy zabawę i zorientowaliśmy się, że nie ma cię wśród nas. Szukaliśmy cię w całym lesie. A ja tak się zmęczyłem, że postanowiłem uciąć sobie drzemkę w norce mojego przyjaciela liska Rudaska, który wybrał się na kilka dni do swojej kuzynki Lisiczki.
- Ale ja wciąż się boję, misiu! Tu jest tak ciemno! Proszę, pomóż mi!
- Nie martw się, skrzacie! Pamiętasz, że przed kilkoma dniami ofiarowałeś mi nasiona twoich zaczarowanych roślin? Noszę je wciąż przy sobie.
W tej chwili Łasuch wyjął z niewielkiej torebki żółte nasionka latarenki, a kiedy ułożył je na otwartej łapce – wokół przyjaciół powoli zaczął roztaczać się blask oświetlający wnętrze norki. Oczom Poziomka ukazał się przepięknie urządzony pokoik. Zniknęły ramiona
ośmiornicy, a zamiast niej pojawiły się schodki prowadzące z niewielkiego korytarza. Skóra smoka z wyobraźni skrzata okazała się galerią portretów leśnych przyjaciół Rudaska. Teraz zarówno Łasuch, jak i Poziomek z podziwem oglądali kolejne obrazy.
- To wiewiórka Ruda Skoczka!
- To borsuk Siłacz!
- Poznajesz doktora dzięcioła? – wołali niemal jednocześnie.
W samym środku pokoju, który jeszcze przed chwilą wydawał się wnętrzem brzucha strasznego potwora, stał ślicznie nakryty stół, a wokół niego równo ustawione krzesełka.
- Jak tu pięknie. Jak miło. I czego ja się bałem? – zastanawiał się skrzat.
- Nie martw się już, przyjacielu. Ale pamiętaj, żeby zawsze nosić przy sobie zaczarowane nasionka latarenki – poradził miś.Łasuch i Poziomek wyszli na zewnątrz, a tam spotkali
pozostałych przyjaciół: pajacyka, lalkę, kotka i pieska. Wszyscy ucieszyli się, że znów są razem. Spojrzeli w niebo i spostrzegli wychodzące zza chmur słoneczko i barwną tęczę na niebie. Szczęśliwy skrzat podziękował misiowi za okazaną pomoc i obiecał, że już zawsze będzie nosił przy sobie po kilka nasionek z każdej zaczarowanej roślinki. A wszystkich przyjaciół zaprosił do swojej chatki, gdzie poczęstował ich smacznymi ciasteczkami poziomkowymi i pyszną poziomkowa herbatką.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Bajka terapeutyczna Przygoda kaczki Kwaczki

Kiedy dziecko boi się ćwiczyć. 

 

Dawno, dawno temu w odległej krainie mieszkały sobie zwierzęta z wiejskiego podwórka. Kraina była mała i kolorowa, a jej mieszkańcy znali się nawzajem. Żyła tam kura Kokoszka, kaczka Milusia, niezwykle mądra indyczka Gulgulcia i biała gęś o długiej szyi i imieniu Gęgała. Żył tam też stary pies Hauczuś ze swym przyjacielem kotem Mruczusiem. Spotykali się oni przy studni na pogawędkach. W oborze dom swój miała krowa Beza, która była biała jak ciasteczko. Obok obory, w stajni mieszkały konie, a najpiękniejszy z nich był Kasztanek. Najmłodszymi mieszkańcami krainy opiekowała się Gulgulcia. Każdego dnia, uderzając specjalną pałeczką w dużą pokrywę, wzywała maluchy do szkoły. Wtedy schodziły się: kurka, kogucik, gąska, dwa szczeniaki, kotek, byczek, kucyk i kaczuszka. Malutkie nóżki kaczuszki nie chodziły tak szybko jak innych, dlatego zwykle przychodziła ostatnia. Indyczka Gulgulcia czekała, aż wszyscy zajmą
swoje miejsca. Brała potem do ręki czerwone piórko i kolejno odczytywała:
- Gąska Bielusia,
- Kogucik Czupurek,
- Kaczuszka Kwaczka,
- Szczeniaki Łatek i Szaruś,
- Kurka Pazurka,
- Byczek Rogatek,
- Kotek Rudasek,
- Kucyk Wicherek.
Wszyscy są – cała dziewiątka! Pani Gulgulcia uśmiechnęła się tak, jak gdyby wszystkich chciała tym uśmiechem przytulić. Potem opowiadała maluchom, dlaczego warto słuchać mamy, co w trawie można spotkać, czemu za płotem stoi strach… Zwierzątka lubiły słuchać swojej pani. Zwykle potem rysowały, liczyły, czytały no i ćwiczyły. Ćwiczenia to ulubione zajęcie prawie wszystkich. Był jednak ktoś, kto najbardziej na świecie nie lubił słów
ćwiczenia, gimnastyka, zawody… Brrr. Była to kaczka Kwaczka. Pewnego dnia zwierzątka wyszły na gimnastykę, na podwórko. Kaczka szła ostatnia. Och, najchętniej wytarłaby wszystkie tabliczki, podlała wszystkie kwiatki… Żałowała, że nie pada deszcz, wtedy zostaliby w szkole i mogliby robić coś innego. Pani Gulgulcia powiedziała serdecznie:

- Chodź, Kwaczusiu, będziemy się razem bawić. To nic trudnego. Kwaczusia bardzo się bała, miała sucho w gardle, jej krótkie nóżki dziwnie się plątały. Złościła się, że kurka Pazurka i gąska Bielusia są już tak daleko.
- Oj, jak ja je dogonię! – Bardzo chciała móc chodzić tak szybko jak one.
Gdy wszyscy znaleźli się na miejscu, pani Indyczka, z bardzo poważną miną powiedziała do zebranych wokół zwierząt:
- Moi kochani, z okazji Dnia Matki przygotujemy zabawę. Pani Gęś obiecała upiec pyszny tort. Postanowiłam, że zorganizujemy pokaz ulubionych ćwiczeń, aby wasze mamy mogły zobaczyć, co potraficie. Chciałabym, abyśmy wspólnie ułożyli listę konkurencji. Co wy na to? - Hura, hura!!! Świetny pomysł, ale będzie zabawa! Pokażę mój skok! –
ucieszył się byczek Rogatek.
Kwaczusia poczuła, że jej nóżki stały się tak krótkie, aż usiadła na trawie i coś ukłuło ją w oczko – tak bardzo chciało jej się płakać!!!
- Dlaczego, dlaczego – myślała…
Skoki, biegi to pomysły kurki i gąski. Toczenie piłeczki, proponował kotek Rudasek. To zwierzątka mówiły, co chciałyby robić.
- A ty, Kwaczusiu, masz jakiś pomysł? – zapytała pani Gulgulcia.
Wszyscy nagle umilkli i odwrócili głowy w jej stronę.
- No, to teraz poczekamy – podskoczył Wicherek, a Pazurka i Bielusia
się uśmiechnęły.
- Pomyśl – powiedziała pani do kaczuszki.
Kwaczusia czuła, że serduszko biło jej tak mocno, aż bolało.
- Śmiało Kwaczusiu! Co lubisz najbardziej? – zapytali Łatek i Szaruś, którzy nagle znaleźli się obok. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy.
Aż tu nagle, zobaczyła swoją mamę, która pływała po stawie i powiedziała cichutko:
- Może pływanie?
- Tak, tak, to dobry pomysł – powiedziała pani Gulgulcia, tej konkurencji jeszcze nie było, już notuję.
- Phi! – odezwała się gąska Bielusia – też mi - pływanie!
- Oto zaproszenia dla Waszych mam. Oddajcie je i pozdrówcie ode mnie. Do widzenia dzieci!
- Do widzenia – odpowiedziały zwierzątka.
Kwaczka szła do domu bardzo powoli, było jej niezwykle smutno, a w główce kłębiło się wiele dziwnych myśli. Pod skrzydełkiem mocno ściskała zaproszenie dla mamy. Przed domem kaczuszka spotkała swojego tatę – Kaczora. Tata malował płot ogródka kwiatowego, w którym rosły już tulipany, konwalie i mamy ulubione – drobne niezapominajki.
- To dla mamy – pochwalił się z dumą – Jak myślisz, ucieszy się? – zapytał tata.
- Może tak – odpowiedziała bez entuzjazmu Kwaczusia. Weszła do swojego pokoju, położyła zaproszenie na stoliczku i wdrapała się na łóżeczko. Przytuliła się mocno do podusi i przymknęła oczka.
- O, już jesteś! Witaj córeczko – do pokoju weszła mama, kaczka Milusia – Cieszę się, że jesteś już w domu. Och, widzę coś na stoliczku. Czy mogę zajrzeć?
- Tak mamo, to dla Ciebie.
Mama uważnie przeczytała zaproszenie, uśmiechnęła się, zbliżyła do Kwaczusi i serdecznie ją przytuliła. Kiedy mama spojrzała w oczy córeczki, trochę zdziwiona zapytała:
- Czy coś cię martwi? Masz smutną minkę.
Wtedy kaczuszka mocno przytuliła się do mamy, nic nie odpowiadając.
- Bardzo się cieszę, że zapraszasz mnie do swojej szkoły. Na pewno  będzie bardzo fajnie – zagadnęła mama.
Kwaczusia nie wytrzymała i zaczęła krzyczeć:
- Nie, nie będzie wcale fajnie!!! Głupi pomysł, co to w ogóle za pomysł, żeby pokazywać ćwiczenia. Nie chcę! – zaczęła płakać i tupać ze złości swoimi krótkimi nóżkami.
Mama spojrzała na kaczuszkę.
- Widzę, że jesteś teraz bardzo zdenerwowana. Kiedy się uspokoisz, możesz do mnie przyjść – powiedziała mama i wyszła z pokoju. Usłyszała, że z ogródka właśnie wrócił tata. Rodzice długo ze sobą rozmawiali...Kwaczusia zapłakana, zmęczona zasnęła po dniu pełnym wrażeń. Rano mama obudziła ją delikatnym gł...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin