Godbersen Anna - Wiek luksusu.pdf

(1277 KB) Pobierz
Polecamy również bestsellerowe serie dla nastolatek
Victoria Ashton
ZWIERZENIA NASTOLETNIEJ NIANI
Meg Cabot
PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI
Zoey Dean
NA TOPIE
Melissa de la Cruz
AU PAIR
Lisi Harrison
ELITA
Cecily von Ziegesar
DZIEWCZYNA SUPER
PLOTKARA
Według zasady starego Nowego Jorku należało brać życie „ bez roz­
lewu krwi". Był to zwyczaj ludzi, którzy bardziej lękają się skandalu niż
choroby, którzy zasady przyzwoitości przedkładają nad odwagę, którzy
uważają, że w złym tonie jest robienie „scen", nie mówiąc już o tych,
którzy dali powód do tych scen.
Edith Wharton
Wiek niewinności
(przeł. Urszula Łada-Zabłocka)
a życia Elizabeth Adora Holland słynęła nie tylko ze swojej urody,
ale także z nieposzlakowanej opinii, można więc było przypusz­
czać, że w zaświatach zajmie wysokie miejsce z bardzo dobrym wido­
kiem. Gdyby Elizabeth spojrzała w dół ze swojej niebiańskiej ławy w ten
szczególny październikowy poranek, poranek swojego pogrzebu, była­
by zaszczycona, widząc, że najlepsze nowojorskie rodziny stawiły się
w komplecie, aby ją pożegnać.
Wzdłuż Broadwayu ciągnął sznur czarnych, zaprzężonych w konie
powozów, zmierzających uroczyście do skrzyżowania ze Wschodnią Dzie­
siątą ulicą, gdzie znajdował się kościół. Choć nie świeciło słońce, ani nie
padał deszcz, służący osłaniali wysiadających wielkimi, czarnymi para­
solami, ukrywając ich twarze - ściągnięte smutkiem i niedowierzaniem -
przed wścibskimi spojrzeniami gapiów. Elizabeth pochwaliłaby powagę
żałobników oraz ich obojętność wobec zgromadzonych ciekawskich, stło­
czonych za policyjnymi barierkami. Zwykli śmiertelnicy przybyli tłumnie,
żeby zobaczyć ostatnią drogę tej niezwykłej, osiemnastoletniej dziewczy­
ny, o której bajecznym życiu tak często czytali w porannych gazetach.
Ranek przywitał Nowy Jork nagłym ochłodzeniem, a niebo zasnuła
gęsta mgła. Zupełnie, mruknął wielebny Needlehouse, kiedy jego powóz
zatrzymał się przed kościołem, jakby Bóg zapomniał, co to piękno, kie­
dy Elizabeth Holland przestała chodzić po ziemi. Młodzi mężczyźni ma­
jący nieść trumnę przytaknęli mu skinieniem głowy, wysiedli z powozu
i skierowali się za wielebnym w stronę gotyckiej świątyni.
7
Byli to rówieśnicy Liz, z którymi tańczyła kadryle na niezliczo­
nych balach, dopóki nie wyjechali do prywatnych szkół, St. Paul i Exe­
ter, skąd wrócili, uważając się za poważnych mężczyzn. Teraz, w czar­
nych surdutach i opaskach żałobnych, pierwszy raz w życiu naprawdę
byli poważni.
Pierwszy wysiadł Teddy Cutting, beztroski lekkoduch, który, choć
dwukrotnie oświadczył się Elizabeth, przez nikogo nie został potrakto­
wany poważnie. Wyglądał elegancko, jak zawsze, choć Liz zauważyłaby
cień zarostu, na jego brodzie - wyraźny znak głębokiego przygnębienia;
Teddy, którego codziennie rano golił jego osobisty kamerdyner, nigdy
nie pokazywał się publicznie bez gładkiej twarzy. Za nim w drzwiach
powozu ukazał się pełen fantazji James Hazen Hyde, od niedawna właś­
ciciel większości udziałów w Towarzystwie Ubezpieczeniowym Equi­
table Life. Ten sam, który pewnego razu nachylił się do skropionej zapa­
chem gardenii szyi Elizabeth i powiedział, że pachnie ładniej od wszyst­
kich
mademoiselles
w Faubourg St. Germain. Za Jamesem wysiadł Bro­
dy Parker Fish, którego rodzina mieszkała po sąsiedzku z Hollandami
w Gramercy Park, a potem Nicholas Livingston i Amos Vreewold, daw­
ni rywale o względy Elizabeth na parkiecie.
Wszyscy stali nieruchomo, wpatrując się w chodnik i czekając na
Henry'ego Schoonmakera, który wyłonił się z powozu jako ostatni. Wy­
tworni żałobnicy nie mogli powstrzymać się od westchnień na jego wi­
dok, nie tylko dlatego, że zwykle miał szelmowski błysk w oku, a w rę­
ku drinka. Tragicznym zrządzeniem losu, w dniu, w którym Henry miał
poprowadzić Elizabeth do ołtarza, przyszło mu nieść jej trumnę; była to
wyjątkowa niesprawiedliwość.
Konie ciągnące karawan były czarne i błyszczące, ale trumnę ude­
korowano olbrzymią kokardą z białej satyny, ponieważ Elizabeth umar­
ła, będąc dziewicą. Co za pech, szeptali wszyscy, wypuszczając z ust
obłoczki pary, że przedwczesna śmierć spotkała taką porządną dziew­
czynę.
Zaciskając wąskie usta, Henry podszedł do karawanu. Pozostali zro­
bili to samo. Podnieśli wyjątkowo lekką trumnę i skierowali się do drzwi
kościoła. Rozległo się kilka stłumionych szlochów. Nowy Jork uświado­
mił sobie, że już nigdy nie zobaczy pięknej Liz, jej porcelanowej skóry
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin