John Brosnan - Inwazja Opoponaksów.pdf

(1163 KB) Pobierz
The Opoponax Invasion
P
RZEŁOŻYŁ
: P
AWEŁ
Z
IEMKIEWICZ
redakcja
:
Wujo
(2012)
Przem
R
OZDZIAŁ
1
– Czy był pan już wcześniej kobietą, panie Pryce? – zapytała techmedka z Body Chopu.
Pryce nie dosłyszał, zajęty studiowaniem swojego nowego ciała w wielkim hololustrze w
pokoju rekonwalescencyjnym.
– Przepraszam? – spytał z roztargnieniem. Techmedka powtórzyła pytanie, zamykając
pokrywę cylindrycznego pojemnika z aparaturą medyczną.
– Nie – odpowiedział – nigdy. Dlaczego pani pyta?
Był zadowolony z pracy, jaką wykonało Body Chop. Kobieta, którą widział w hololustrze,
była szczupła, elegancka... po prostu doskonała. Jej twarz też mu odpowiadała. Kształtne
rysy. Nawet dość atrakcyjna, ale nie przyciągająca nadmiernej uwagi. Jej ciało nie było
wyzywające. Gdyby ją zobaczył na ulicy lub plaży, nie spojrzałby na nią ponownie. Odwrócił
się i zerknął przez ramię. Tył też w porządku.
Techmedka przyglądała mu się z założonymi rękoma.
– Ponieważ bez wątpienia będzie pan miał emocjonalne problemy podczas poznawania
swojej nowej osobowości. Nigdy dotąd nie używał pan kobiecego ciała, panie Pryce. Teraz
jest pan kobietą. Ma pan kobiecy mózg, a to wiąże się z żeńskimi hormonami. Nie będzie pan
myślał jak mężczyzna.
– Bzdura – roześmiał się. Postukał się w głowę. – Tutaj wciąż jestem sobą. Michaelem
Vincentem Prycem.
– Może pan tak uważać, ale w końcu przekona się pan, że jednak nie. Na przykład, był
pan heteroseksualnym mężczyzną. Jaką pan czuje reakcję seksualną na widok tego ciała?
– Cóż... Nie wyrzuciłbym jej z łóżka – roześmiał się.
– Poważnie. Co pan czuje?
Popatrzył na siebie.
– To doskonale normalne, młode, godne pożądania kobiece ciało.
– Ale czy go pan pożąda?
– Nie – przyznał wreszcie. Znowu się roześmiał. – To znaczy, że nie jestem lesbijką.
Uśmiechnął się znacząco do techmedki o surowej twarzy. Nie wypowiedziane pytanie
brzmiało: A ty? Nie odpowiedziała uśmiechem.
– Przepraszam – powiedział i podszedł do kozetki, na której leżało nowe ubranie. Zaczął
się ubierać.
Nagle zmarszczył czoło i spytał:
– Czy będę cierpiał z powodu różnych kobiecych dolegliwości? No wie pani, okresu i tym
podobnych.
– Oczywiście, że nie. Pod skórę lewego przedramienia został wszczepiony syntetyczny
hormon. Wystarczy na rok. Powstrzymanie miesiączki czyni pana także niepłodnym.
– Dobrze wiedzieć, ale nie będę potrzebował innych usług – powiedział ze śmiechem. –
To będzie bardzo wstrzemięźliwa kobieta. Dziękuję za pani troskę, jednak moja obecna
kobiecość jest wyłącznie czasowa. Chcę pozostać w tym stanie tylko do czasu rozwikłania
moich problemów.
– Skoro pan tak sądzi – w jej głosie zabrzmiała nuta powątpiewania. – Powinien pan
1
jednak wiedzieć, że z pewnością dozna pan emocjonalnych zaburzeń w okresie
przyzwyczajania się do swego nowego ciała... – przerwała na chwilę. – A w pańskim...
zawodzie to może być niebezpieczne.
Wciągnął koszulkę i popatrzył na kobietę.
– A jaki jest ten mój zawód?
– Kiedy rozpoczęto prace nad przebudową pańskiego ciała, pana bionantech wzbudził
spore zainteresowanie. Wcześniej nikt nigdy nie widział czegoś takiego.
– Oczywiście próbowaliście go zbadać? – spytał zakładając rajstopy w czarno-białą
kratkę.
– Oczywiście. I stwierdziliśmy, że zmieniono jego podstawową strukturę. Zmiany
zachodzą na poziomie atomowym, najwyraźniej losowo, choć jako system zachowuje
ciągłość. Dlatego zaczęły się spekulacje na pański temat. Niektórzy sądzą, że pan jest Nim.
Osobiście zawsze uważałam, że to tylko mit.
– Kto to jest On?
– No, wie pan. Duch. Duch Maszyny. Czy pan nim jest?
– Jestem Michael Vincent Pryce. Niezależny ekspert od systemów irygacyjnych – nałożył
białą bluzkę z syntetycznej satyny z bufiastymi rękawami.
– Był pan – podkreśliła. – Teraz jest pan Marion Van Hacker, pracownicą pionu
kontaktów z mediami w Korporacji Hydra Communications. W czasie pańskiej
rekonwalescencji stworzyliśmy panu nową osobowość. Michael Vincent Pryce nie pozostawił
po sobie śladu w żadnym pliku komputerowym korporacji, do którego mieliśmy dostęp.
Zniknął, łącznie ze swoim kontem bankowym.
Uśmiechnął się do niej, wsuwając czarną spódnicę z syntetycznej skóry.
– Ale pieniądze, które przelałem z tego konta, nadal istnieją. Co nie jest dla pani bez
znaczenia.
– Tak. Dwadzieścia tysięcy jenów wciąż jest na naszym koncie. Nie rozumiem, jak to się
dzieje, ale tak jest. Podejrzewam, że to wszystko z powodu pańskiego wyjątkowego
bionantechu. Jak pan go zdobył?
– Kiedyś wyświadczyłem komuś wielką przysługę. W dowód wdzięczności otrzymałem
właśnie to. I ma pani rację -jest wyjątkowy. Mój dobroczyńca przed śmiercią nigdy już nie
stworzył drugiego podobnego systemu. – Usiadł na kozetce i założył wysokie do kolan buty z
czarnej, sztucznej skóry.
– Tylko tyle chce mi pan powiedzieć?
– Owszem.
– A więc jest pan Duchem?
Podszedł do hololustra i skontrolował swój wygląd.
– Duchem? Zwanym także Klątwą Korporacji? Tajemniczym człowiekiem, będącym na
liście najbardziej poszukiwanych przez MKS? Nie, obawiam się, że to tylko legenda. I
sensacja nakręcana przez media. Uważają, że ludzie potrzebują bohatera, więc go tworzą. –
Uśmiechnął się. – Robin Hood naszej ery. Tyle tylko, że sądząc z tego, co o nim słyszałem,
Duch nie rozdaje biednym zysków ze swojej działalności. Zatrzymuje je dla siebie. –
Podszedł do kozetki i przejrzał zawartość leżącej na niej dużej torby podróżnej. – Tak, jest
2
wszystko, o co prosiłem – stwierdził usatysfakcjonowany. – Bardzo dobrze. – Zarzucił torbę
na ramię i uśmiechnął się. – Mogę odejść... chyba że ma pani dla mnie jakieś kobiece rady?
– Nie.
– Płatności załatwione...
– Jeszcze jedno – wtrąciła. – Tak jak pan podejrzewał, skaner wykrył zaburzenia
genetyczne w komórce rogówki pańskiego lewego oka. Z analizy komputerowej wynika, że
dojdzie do poważnych aberracji DNA i że komórka jest najprawdopodobniej w stadium
prerakowym. Ale zgodnie z pańskimi instrukcjami zostawiliśmy ją w nie zmienionym stanie.
– Dobrze.
– Nie przypuszczam, żeby zamierzał pan nas oświecić w tym względzie.
– Nie zamierzam. I powinna pani uważać się za szczęściarę, że tego nie zrobię. No, ale
naprawdę muszę już iść.
***
W recepcji technicy i inni pracownicy Body Chopu, łącznie z kierowniczką, z
zainteresowaniem patrzyli, kiedy przykładał palec wskazujący prawej dłoni do czujnika
terminalu. Wypowiedział instrukcję, że dwadzieścia tysięcy jenów z konta Marion Van
Hacker, numer 85719759347193576684-08846, ma zostać przelane na rachunek
singapurskiego oddziału Body Chop Incorporated. Wśród zgromadzonych pracowników
rozległ się szmer aprobaty, kiedy ujrzeli ma ekranie potwierdzenie transakcji.
– Zdumiewające – zauważyła kierowniczka. – Pan jest Duchem, prawda?
– Duch jest legendą. – Uśmiechnął się.
– Proszę się nie obawiać. Zapewniamy stuprocentową dyskrecję.
Jego uśmiech zniknął. Wiedział lepiej od innych, że obiecać można nie tylko takie rzeczy.
Szybko podszedł do drzwi.
– Do widzenia. I dziękuję za wszystko.
Kiedy drzwi zamknęły się za jego plecami, poczuł delikatne wyrzuty sumienia z powodu
losu, który z pewnością spotka personel Body Chopu, ale szybko się ich pozbył. Ostatecznie,
trening czyni mistrza.
***
Body Chop leżał na czterdziestym siódmym poziomie singapurskiego studniowca.
Stamtąd złapał windę na powierzchnię, po czym wsiadł do jednotorowca z Singapuru przez
cieśninę Malakka na Sumatrę. Jego celem był terminal promowy Clarke w Lubuksikaping.
Następnie przemieścił się promem do stacji przesiadkowej Indo na synchronizowanej orbicie
jakieś pięćdziesiąt tysięcy kilometrów ponad terminalem, gdzie czekając na lot wahadłowcem
do osiedla K6BTL, znanego także pod nazwą Czyściec, zatrzymał się w hotelu. Statek
startował dopiero następnego dnia.
W pokoju hotelowym poświęcił nieco czasu na dokładne oględziny swojego nowego ciała.
Tym razem widział je w zwyczajnym lustrze, które – w odróżnieniu od holograficznego –
odwracało jego rysy, choć nie dostrzegł żadnej znaczącej różnicy. Najwyraźniej twarz była
3
idealnie symetryczna. Co do ciała, zdumiewająco szybko przystosował się do przemiany,
nieznanego dotąd uczucia posiadania piersi i bardziej drastycznej różnicy – posiadania
pochwy zamiast penisa i jąder. Ze zdumieniem odkrył, że brak tych ostatnich nie wstrząsnął
nim w większym stopniu. Nie był pewien, czy fakt ten ma jakieś znaczenie psychologiczne.
Podróżowanie w kobiecej postaci okazało się całkiem interesujące. Z czasem zauważył
wiele subtelnych różnic. Po pierwsze, uświadomił sobie, w jaki sposób patrzą na niego
mężczyźni. Nie było w tym nic przesadnego – rzecz jasna, rozmyślnie zadbał o to, by jako
kobieta nie wyróżniać się jakąś specjalną urodą – ale mimo wszystko dawało się to zauważyć.
W sposobie, w jaki mężczyźni oceniali jej atrakcyjność seksualną, było coś z wrodzonego
odruchu. Uświadomił też sobie, że i on odmiennie postrzega mężczyzn. Oczywiście, zawsze
potrafił odróżnić przystojnego faceta od beznadziejnego przeciętniaka, jednak działo się to na
poziomie obiektywnym. Teraz, o dziwo, zaczynał także postrzegać i oceniać mężczyzn na
poziomie hormonów. Czuł nawet lekki pociąg do trzech współpasażerów, podróżujących
wraz z nim promem. Zjawisko to zaniepokoiło go nieco, ponieważ wcześniej go nie
przewidział. Zaczął rozumieć, co miała na myśli techniczka z Body Chopu, kiedy go
ostrzegała. Co by się stało, gdyby w kluczowym momencie planu utracił kontrolę nad
nieznanymi mu dotąd kobiecymi emocjami?
Lecz chwilowo jego głównym zmartwieniem pozostawało wymuszone czekanie na stacji.
Nie wiedział, jak bardzo wyprzedził pościg. Kiedy dotrze do Czyśćca, wszystko będzie w
porządku. Tam spokojnie odetchnie i dopracuje szczegóły następnej fazy planu. Poza tym
Czyściec wydawał się miejscem aż nadto stosownym, biorąc pod uwagę tożsamość jednego z
jego najwytrwalszych prześladowców.
***
Philip Craner wiedział, że z jego życiem dzieje się coś bardzo złego, lecz nie potrafił
określić, co właściwie go niepokoi. Czasami podejrzewał, że to wszystko jego wina. Po prostu
nie umiał zaangażować się emocjonalnie w cokolwiek, włączając w to stosunki z żoną i
dwojgiem dzieci. I pracę. Był komiwojażerem. Podróżował po domach towarowych w Perth,
w zachodniej Australii, sprzedając kolekcje męskiej bielizny sklepowym zaopatrzeniowcom.
Była to bardzo nudna praca i nie miał pojęcia, dlaczego właściwie to robi. Czuł niezachwianą
pewność, że kiedyś miał znacznie większe ambicje, ale po nich, podobnie jak po większości
elementów z przeszłości, w jego pamięci pozostał jedynie mglisty ślad. Ostatnio
przypominanie sobie czegokolwiek sprawiało mu coraz większe trudności. Poprzedniego dnia
uświadomił sobie, że nie pamięta nawet, kiedy po raz pierwszy spotkał swą żonę Daphne. Czy
było to na tańcach? Na przyjęciu? W pracy? Nie, nie pamiętał. Przeszłość była zbyt mglista.
Ale nie chodziło tu tylko o niego. Podobnie działo się ze wszystkim i wszystkimi wokół.
Daphne odsunęła się od niego; wyszukiwała sobie nieustannie zajęcia i nie miała dla niego
czasu. Pytał ją – co prawda, z niezbyt wielkim zapałem – o co jej chodzi, ale nigdy nie
odpowiadała. I dzieci: zamknięte w sobie i nieciekawe. Uświadomił sobie, że niemal zupełnie
się nie odzywały. Zaś ludzie, z którymi pracował, zaopatrzeniowcy, spotykani każdego dnia –
ci dopiero stanowili bandę nudziarzy.
Do tego nękało go wieczne poczucie
deja vu.
Co dzień zdarzały mu się chwile pewności,
że to, co przeżywa, miało już miejsce, i to całkiem niedawno. Oczywiście jego praca była
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin