9.Oszustwo Katastrofy Smoleńskiej[110416].docx

(53 KB) Pobierz

+++

 

Oszustwo Katastrofy Smoleńskiej

10 kwietnia 2010

 

Dowody oszukańczej inscenizacji - ręcznego ułożenia -podrzuconych fragmentów

wraku samolotu TU-154M. Uwagi pośrednie.

(ciąg dalszy; „Samolot bliźniak” oraz „Katastrofa, której nie było”)

 

Cześć Szósta –Dwa samoloty jeden zamach.

 

 

(kontynuacja; Oszustwo Katastrofy Smoleńskiej 100821)

http://zamach.eu/100821%20Oszustwo%20katastrofy%20smolenskiej/Oszustwo.htm

 

 

 

R.1.1

 

 

 

Wstęp.

 

Publikując 16 kwietnia 2010 roku pierwszy artykuł – na temat wraku tupolewa  smoleńskiego - z tezą „samolotu bliźniaka”, bez delegacji katyńskiej na jego pokładzie - widzieliśmy jasno to, że wrak jest fałszywką. Nie była jasna jedynie kwestia; w jaki sposób ten wrak tam się znalazł. To mogłoby także dotyczyć sytuacji odwrotnej tzn. że w Warszawie, kontrolerom lotu na Okęciu „wystawiono” bliźniaka, a w Smoleńsku podrzucono oryginał.

 

Możliwe kombinacje wyłożyliśmy w:

http://zamach.eu/100728%20Katastrofa,%20ktorej%20nie%20bylo/Katastrofa.htm.

 

Dzisiaj jest już oczywiste, że wrak smoleński, został tam podrzucony w częściach i później został wysadzony w powietrze, głównie po to, aby ukryć fakt braku ciał pasażerów oraz nieautentyczność wraku. Bliźniakiem mógł być tupolew 102, ale niekoniecznie. Pisaliśmy, że samolot identyfikuje się głównie przez kabinę pilotów (rasowy mechanik, który robił tam regularny serwis pozna swoją robotę nawet pa małych fragmentach konstrukcji, którą doglądał). W kabinie znajduje się mnóstwo oprzyrządowania, które jest „numerem seryjnym” maszyny, niejako odciskiem papilarnym .  Dotyczyło to szczególnie egzemplarza 101, który miał ponoć unikalne wyposażenie produkcji USA. Brak kabiny pilotów, jest główną okolicznością mogącą świadczyć o tym, że wrak smoleński nie pochodził z samolotu 101.

 

Artykułami od dnia 21sierpnia 2010 roku

http://zamach.eu/100821%20Oszustwo%20katastrofy%20smolenskiej/Oszustwo.htm

„ 4.Falszerstwo smoleńskie jest zdemaskowane w faktach, które nie mogą być podważone:

             - Rozrzucenie wraku, jego niekompletność oraz forma zniszczenia

             - Sztuczna konfiguracja podstawowych części wraku

             - świadectwa nt. braku ciał ofiar – krótko po alarmie…”

do dnia 09 lutego 2011 roku

http://zamach.eu/110209/Oszustwo.htm

„ Dodajmy tu kolejne fakty, których już nikt nie wyruguje; kierunek (kurs) wysypania części wraku podrzuconego Tupolewa świadczą o tym, że:

- nie pochodzą one z katastrofy lotniczej, bo samoloty z urwanym skrzydłem tak nie latają.

- udowodniony przez MAK kurs K2 jest sprzeczny z kursem lotniska w takim stopniu,

że wyklucza to manewr lądowania na pasie. Samolot TU-154, który miałaby lądować na

pasie NIGDY NIE MOGŁBY LECIEC KURSEM K2.”

Opisaliśmy warunki techniczne – tam zastane -na podstawie, których sceny z lasku smoleńskiego uznane są bez wątpienia jako owoc inscenizacji. Zalegający tam wrak samolotu, nie ma nic wspólnego z samolotem, do którego – na Okęciu o godz . 07.27 - rzekomo wsiadła delegacja do Katynia z Prezydentem Kaczyńskim na czele. Dowody ukazane w Smoleńsku świadczą niezbicie o tym, że tam katastrofy nie było. W Smoleńsku nikt nie zginął.

 

Te kilka zdań – powyżej – są kamieniem węgielnym prawdy na temat kłamstwa smoleńskiego,

dotyczącego miejsce zamachu, który umownie nazwijmy warszawskim. I co najważniejsze: wzajemnego związku ze sobą. Kłamstwo o Smoleńsku ma uwiarygadniać kłamstwo o prawdzie w Warszawie. Te dwa oszustwa tworzą oś wspólną tego krętactwa zamieniające zamach na katastrofę. Obnażenie jednego z tych dwóch kłamstw automatycznie objawia oblicze kłamstwa pod drugiej stronie.

 

Oszuści i zamachowcy warszawscy widząc fiasko kłamstwa smoleńskiego rozumieją najlepiej to,

że kłamstwo o Okęciu bez podsycanej fikcji smoleńskiej nie utrzyma się długo. Odwracanie uwagi od istoty problemu jakim jest brak faktów o odlocie  z Okęcia, przez fantazje o strzelaniu do tych co przeżyli, meconingu, czekistów, sms’y do polski tych co przeżyli, szaleńcu Putinie, etc. przestają funkcjonować, bo kłamstwo w swoich niesłychanych kalamburach nie wytrzymało próby czasu.

 

Trzeba czegoś nowego.  Dlatego właśnie nagle odnajdują się ludzie, którzy widzieli w smoleńsku ciała członków delegacji. Jest ich wielu, ale tylko jeden widział parę prezydencką na Okęciu. Normalnie powinno być odwrotnie. To zastępy świadków widzą wsiadających do samolotu, a tylko nieliczni ofiary katastrofy. No, ale tak jest podczas prawdziwych katastrof.

Tu mamy do czynienia z zamachem, a informacje zamachowców i najętych kłamców, są właśnie podawane według innych reguł – są dezinformacją.

 

Te fałszerstwa warszawskie są łatwe do odszyfrowania, jako że mają swój specyficzny charakter:

- Dużo krzyku i zamieszania tam, gdzie nic nie może się wydać, bo nic nie było – to Smoleńsk.

- Cicho tam, gdzie nawet jednym słowem można obnażyć straszną prawdę – to Okęcie.

 

Jakiekolwiek potknięcie na temat Smoleńska nie obnaży niczego innego, jak co najwyżej śmieszność oszustów smoleńskich, który zostali skompromitowani na swoich błędnie rozegranych rekwizytach.

Odwrotnie, drobne nawet błędy w sprawie odlotu na Okęciu poruszą lawinę, której nic nie powstrzyma – ujawnią straszną zbrodnię. A w całym tego tle wiele innych morderstw na ludziach niewinnych, zupełnie postronnych. Zamach w Warszawie ujawni zamach w Mirosławcu, one razem to zamach na Polskę.  Oto dlatego jest tak cicho w sprawie Okęcia, 10 kwietnia 2010 roku.

 

Aby jednak mącić, uwiarygodniać fałszywe wersje, agenci służb nakręcili parę filmideł na temat „katastrofy”, których głównym zadaniem jest wkleić fałszywe historie na temat odnalezionych w Smoleńsku ciał, natychmiast po „katastrofie”. To celem naprawnienia błędu Wiśniewskiego i Bahra, którzy byli autentycznie zadziwieni właśnie ich brakiem, a co spontanicznie zeznali przed kamerami.

 

Fałszywi świadkowie wkłamując się w scenariusze oszustw smolenskich eksponują się tak na bezwstyd jak i zarzut popełnienia przestępstwa. Kłamiący – przed kamerami, w filmach o „katastrofach smoleńskich”, a nawet później przed reprezentantami Sejmu - urzędnicy państwowi, będący na służbie – w opisywanym przez siebie zdarzeniu smoleńskim – bez cienia żenady oświadczają, że przybywszy na miejsce zalegania wraku smoleńskiego, zobaczywszy w jednym miejscu fragmenty ciał swoich kolegów urzędników – będących także na służbie – wycofali się, bez udzielenia pomocy ofiarom w potrzebie. Stwierdzili oni, że jeżeli „tu” widzą poszarpane ciało, to oczywistym jest to, że nie trzeba już iść dalej i szukać kogoś innego, bo prawie setka pozostałych pasażerów musi być podobnie porozrywana. Czyli, oświadczyli publicznie, że stwierdzili zgon setki ludzi na odległość, bez poszukiwania innych poszkodowanych, bez oględzin całości miejsca wypadku. A do czego byli zobligowani na mocy prawa

 

Tak bezwstydnie motywuje wysoki urzędnik prezydencki – będący na służbie w momencie zdarzenia-, który do tej pozostałej grupy ofiar - ryczałtem uznanych za niewartych ratowania -zalicza swego szefa Prezydenta Polski. Ani go nie ratując, ani nie próbując szukać.

 

Powtórzmy i podkreślmy tę zgrozę napisaną tłustymi literami:

Urzędnik prezydencki popisuje się publicznie oświadczeniem mówiącym, że de facto uciekł on z miejsca katastrofy bez udzielenia pomocy ofiarom tego wypadku. Sam będąc na służbie, uciekł z miejsca tragicznego zdarzenia i pozostawił tam poszkodowanych, innych urzędników państwowych, a będących na służbie -  w tej samej instytucji, co i on sam - bez udzielenia im pomocy.

Tymczasem prawnie zawsze zachodzi domniemanie utrzymywania się procesów życia u osoby rannej, to aż do stwierdzenia jej śmierci przez odpowiedni personel medyczny. Nikomu nie wolno zaprzestawać wysiłków w ratowaniu życia u poszkodowanych, bez stwierdzenia u nich zgonu.

 

Spoglądając na drugi biegun, Warszawę słyszymy, że odnalazł się - nareszcie - świadek odlotu delegacji z Okęcia. Było widać i słychać jak sztywno opowiada on historię, nie kojarzy faktów, bo ich nie zna. Możliwe, był on świadkiem drastycznych scen związanych z zamachem. A to, dzień i noc, przypomina jemu sznur od odkurzacza, który zastosowano na sekretarzu folksdojcza. To, co go motywuje do występów na rzecz zamachowców, choć nerwy i stres związane z traumą wizji kabla elektrycznego jako krawata - sprawiają, że pamięć jest bardzo niespójną. Świadek pamięta aż 39 osób, a zapomniał to czy z szefem sił powietrznych witał się czy nie. Zaświadcza też, że widział tupolewa jak ten wystartował, a oczywiste musi być to, że i z całą delegacją na pokładzie. Jak świadek to sam ujął, miał on tam w  terminalu, skojarzenia z „Weselem” – Wyspiańskiego. Godzina odlotu 7.23 – bo spojrzał na zegarek i zapamiętał.

 

Smoleńsk i Okęcie musza wzajemnie zbudować oś, obustronnie uwiarygadniająca tę drugą stronę.

To widać w komisji pod kierunkiem Antoniego M, który nad takim modelem także intensywnie pracuje.

 

Co najgorsze jednak, żyrantami wiarygodności tej osi zbrodni stały się – w ostatnich tygodniach -  rzekomo katolickie media; Radio Maryja, TV Trwam, Nasz Dziennik. To poprzez publikowanie ustawionego - przez zamachowców – wywiadu z doradcą Andrzejem K.

Redakcje te nie mogą mieć wątpliwości, co do tego, że te sztuczne (bezkrytyczne)  wywiady mają na celu ukrycie faktu zamachu, że redakcje te świadomie podjęły współpracę  się z wyrachowanymi mordercami. Bo nikt inny nie lansuje zmyślonych faktów podanych przez Andrzeja K.

 

Tu widzimy kondycję władz kościelnych w Polsce. Ten cierniowy owoc posoborowy.

 

W Smoleńsku, rozpędem jakiegoś pokłosia gorbaczowskiej pierestrojki i glasnosti, pokazano światu nową goebbelsowską prowokację gliwicką w ruskich dekoracjach, z postsowieckim pomyślunkiem i warszawskim aparatem propagandowym – a całość to pranie mózgu po PRL-owsku.

 

Pranie, które się nie powiodło, co choćby namacalnie widać było po składzie osób, jakie pojechały na obchody do Smoleńska 09 .04.2011.  Smoleńsk, jako miejsce katastrofy upadł całkowicie, a jeden z dowodów na to widzieliśmy w raporcie z uroczystości rocznicowych w Smoleńsku, na które praktycznie nikt nie przybył. A które to uroczystości prowadziła aktorka teatru jednego widza i samozwańcza płaczka, Komorowska, a co w sobotę pokazała TVP,

 

Jak doszło do tego, że taki wielopłaszczyznowy kosztowny plan upadł? Jakie błędy popełnił nie tylko warszawski ale i międzynarodowy aparat propagandowy?

 

Otóż należy uważnie przyjrzeć się samym faktom związanym z elementami inscenizacji smoleńskiej. To oszustwo było z góry zaplanowane, jednak ani w Polsce ani w Rosji - co ciągle powtarzamy - a gdzie indziej. I to było jego główną słabością. Plan ten swym rozmachem i brakiem poczucia realizmu oraz intelektualną naiwnością „projektantów” ugrzązł w miejscu. Propaganda, zaś nie potrafiła tu pomóc, bo planu tego nikt w Polsce głębiej nie rozumiał, czy nie czuł. Przypomina to sytuację  z PRL, tzw. „dyrektorów, sekretarzy, przywiezionych na prowincję w teczce”, gdzie władza centralna odgórnie nominowała szefami swych ludzi, którzy nie mieli jakiejkolwiek kompetencji, a byli klasycznym elementem sterowania nakazowego. Sterowanie to przynosiło kuriozalne skutki z budowaniem drzwi do lasu włącznie.

 

Skąd wzięło się to wszystko?

 

Katastrofa lotnicza jest zwykle badana poprzez analizę przebiegu lotu oraz badaniem fizycznym szczątków. Jest oczywiste, że nasze analizy opierały się głownie na materiale wizualnym, jakichś

szczątkowych doniesieniach, głownie medialnych, bez możliwości badania wraku. Ale w końcu MAK, też niczego nie badał, a wszystko napisał!?  To proste, MAK uczynił to na podstawie jakiegoś wcześniej narzuconego scenariusza.

 

Scenariusz Smoleński został napisany przed zamachem na Prezydenta i delegacje. A napisali go anglojęzyczni osobnicy, arogancko przyzwyczajeni do służalczego lokajstwa „polskich partnerów”, którzy wszystko potulnie zrobią, co im się tylko nakaże.  Widać to wyraźnie po porównawczej lekturze raportu katastrofy w Mirosławcu, która nie była katastrofą, ale także zamachem.

 

W planie tym założono, że Mirosławiec będzie protoplastą Smoleńska. Z podobnym tłem: braki w wyszkoleniu, niefachowość, zaniedbania techniczne, zły proces decyzyjny, pilot bez honoru, etc. Polnische Wirtschaft na nowo.

 

Równolegle z zamachem w Mirosławcu i po nim, przeloty Kaczyńskiego cechowały usterki samolotu, dym z wentylacji i podobne. Miało to za zadanie urobić atmosferę pasma usterek i błędów technicznych, wśród których ten zaplanowany w Smoleńsku miał wyglądać, jako naturalny fragment całego ciągu wypadków i problemów. 

 

Przypuszczalnie, miano tym także uśpić czujność tak ofiar, jak i uczciwej (nie biorącej udziału w zamachu) części personelu z obsługi czy z otoczenia Prezydenta lub lotniska. Atmosfera nagłych i niecodziennych zmian w samolocie i usprawiedliwienia potrzeby nagłych serwisów, mogła być urabianiem okoliczności do kamuflowania planowanego sabotażu.

 

Katastrofa Bryzy – przypuszczalnie - była rezultatem dywersji, to celem tego, co napisano powyżej. Bryza to samolot prosty, łatwy w pilotażu i katastrofa takiego samolotu to coś bardzo niezwykłego.

 

W raporcie z Mirosławca widać identyczny scenariusz „przebiegu katastrofy” z tym w Smoleńsku. Z tą jedynie różnicą, że tamte trupy mogły autentycznie pochodzić od osób, które zginęły w samolocie, który tam został rozbity.

 

Katastrofa w Mirosławcu jest tak identyczna ze smoleńską  - mówimy o zapisie raportu komisji, podpisanego dnia 04 kwietnia 2008, która „badała” ten przypadek, że to aż szokuje.

 

Kłamstwa jednego i drugiego raportu, pisane są według innego (jednego) dokumentu, źródłowego planu tych obu zamachów, który jest dla nich obu pierwotny i imperatywny. A który nie powstał w Polsce, co już nadmieniliśmy.

 

O niezrozumiałym pochodzeniu sprzecznych ze sobą sztuczności inscenizacji w Smoleńsku pisaliśmy już w lecie 2010, zanim ujawniono raport o Mirosławcu. Czytanie tego raportu, potwierdziło tamte tezy i wyjaśniło wiele.

 

Plan tych zamachów, jest aż nadto hollywoodzki i jaskrawo obnażający nie tylko wspomnianą

arogancję, ale i duże braki inteligencji u tych, który to wszystko wypocili.  A bez wątpienia nie byli to inżynierowie. Są to osobnicy dotknięci piętnem zdeformowanego genomu, które to piętno sprawia, że każdą inność u innych odczuwają, jako agresję i zagrożenie ich egzystencji, co z kolei, ma być usprawiedliwieniem aktów bezwarunkowego odwetu wobec innych.  Taką mentalność, trzeba chyba mieć, aby takie kategoryczne scenariusze spreparować, a odzwierciedlają one jakieś imperatywne myślenie, już nie tylko w stosunku do ludzi, ale i przedmiotów martwych nawet.

 

Porównanie  Mirosławca i Smoleńska.

 

LP

Opis

Mirosławiec

Smoleńsk

1

Brak zapisu FDR z ostatnich sekund przebiegu katastrofy

Tak

Tak

2

Samolot zszedł z kursu  

80 stopni

30 stopni

3

Piloci mieli problem  językowy w rozmowie z wieżą 

Tak

Tak

4

Nieuzasadnione luki czasowe w locie w pobliżu lotniska

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin