Piers Anthony - 07 - Smok na piedestale.pdf

(1777 KB) Pobierz
Piers Anthony
Dragon on a Pedestal
Tłumaczenie
Paweł Kruk
redakcja
:
Wujo
(2014)
Przem
Mojemu bratankowi,
Patrickowi Jacobowi Engemanowi,
który,
jak mówią,
jest
do mnie podobny
1
Rozdział 1
IVY LEAGUE
Jadąc na centaurze, Iren tuliła do siebie dziewczynkę. Zbliżali się do Zamku Zombich i nie
chciała żadnych niespodzianek. Ivy, mająca zaledwie trzy latka, jeszcze nigdy nie widziała
zombiego i mogła zareagować w niefortunny sposób.
Nagle Iren ujrzała straszliwą wizję. Wrzasnęła i sama o mało co, a spadłaby z centaura.
Centaurzyca Chem obróciła przednią część ciała, usiłując złapać kobietę i dziecko, zanim
upadną na ziemię. Jednocześnie doskoczył do nich Chet, wyciągając rękę, aby je podtrzymać.
– Co się stało? – zapytał, sięgając wolną ręką po przewieszony przez ramię łuk. – Niczego
nie zauważyłem.
– Ty nie, ale ja tak – powiedziała Iren centaurowi, odzyskując panowanie nad sobą.
Przyjaźnili się od dawna. – Miałam wizję. Przeraziła mnie.
Król Dor, jadący na Checie, zerknął z ukosa na Iren. Najwidoczniej nie wiedział, czy ma
ją brać poważnie, więc ograniczył komentarze do praktycznego minimum.
– Zaczekajmy, aż będziemy w zamku. Tam wszystko nam opowiesz. Nie powiedział tego,
ale chyba nie chciał, aby jego córka jeździła z osobą, która wrzeszczy bez żadnego
widocznego powodu, gdyż odebrał Ivy Iren. Ta opanowała przypływ gniewu i wstydu, lecz
nie sprzeciwiała się zmianie.
Jechali w dziwnie niezręcznym milczeniu; centaury wybierały drogę. Iren zerknęła na
męża i dziecko. Dor, kiedy się z nim zaręczyła, był młody i niezgrabny. Przed pięciu laty, gdy
go w końcu poślubiła, nadal był niezbyt pociągający, ale miał już pozycję uznanego Maga.
Iren z pewną czułością wspominała ich zaślubiny: odbyły się na cmentarzu zombich w Zamku
Roogna. Większość tych zombich już zginęła w czasie najazdu okrutnych Mundańczyków.
Zombi z trudem umierały, ponieważ nie były naprawdę żywe, ale można je było posiekać na
kawałki. Jednakże te nowsze w zamku Mistrza Zombich nie doznały takiej zniewagi.
Zaprzestała dalszych rozważań na ten temat, gdyż nie była miłośniczką zombich,
jakkolwiek byłyby użyteczne i lojalne. Wróciła myślami do Dora. Objęcie tronu Xanth
sprawiło, że nagle wydoroślał, przynajmniej w oczach Iren, a przyjście na świat ich dziecka
dwa lata później uczyniło go dojrzałym mężczyzną. Teraz, w wieku dwudziestu dziewięciu
lat, Dor wydawał się osobą solidną i godną szacunku. Jeszcze kilka lat i może zacznie nawet
wyglądać na króla!
W przeciwieństwie do niego Ivy była jak pączek w maśle. Duża i zręczna nad swój wiek,
o jasnych włosach z leciutkim zielonym odcieniem, wyraźniej widocznym w oczach. Jej
ciekawość Xanth była wprost nienasycona. Oczywiście, to naturalne u każdego dziecka;
rodzice Iren, którzy władali Xanth przed Dorem, wspominali o tym, że w dzieciństwie
sprawiała wiele kłopotów. Magiczny talent Iren polegał na kierowaniu wzrostem roślin i
zapewne dlatego miała zielone włosy. I wyglądało na to, iż jej dar objawił się wcześnie, bo
zanim jeszcze nauczyła się mówić, sprawiła, że wokół Zamku Roogna wyrastało
najrozmaitsze zielsko. Błękitne róże były w porządku, lecz skunks-kapusta potrafiła być
nieprzyjemna, szczególnie po dotknięciu.
2
Jednak dar Ivy był zupełnie innego rodzaju. Jej obecność zmuszała do zasadniczej zmiany
pałacowego trybu życia, ponieważ...
– Halsh!
Był to zombi-centaur strzegący dojścia do zamku. Zdarzały się najrozmaitsze rodzaje
zombich: większość była – albo niegdyś była – ludźmi, ale niektóre zaliczano do zwierząt lub
mieszańców. Mistrz Zombich mógł ożywić każde martwe stworzenie, obdarzając je
wiecznym pół-życiem. Skórę jego pokrywały plamy pleśni, a twarz częściowo wygniła, ale
poza tym był w dobrej formie.
– Przybywamy na debiut bliźniąt – rzekł Król Dor, jakby zwracając się do żywego
stworzenia. – Przepuść nas, proszę.
– Jasssne – powiedział zombi.
Najwidoczniej przykazano mu, aby z tej okazji był gościnny. Zombi miały puste łby, ale
potrafiły zrozumieć i zapamiętać proste polecenia.
Ruszyli do zamku. Ten był naprawdę groteskowym przedstawicielem swego rodzaju. Miał
fosę wypełnioną gęstym, zielonkawym szlamem, zamieszkaną przez zepsute potwory, a
ściany z rozsypujących się łupków. Wyglądał na wiekowy, choć postawiono go niecałe
dziesięć lat temu. Właśnie takim lubili go zombi. Oni go zbudowali, skrapiając tu każdy
skrawek ziemi swoim... eee... potem.
Bliźniaki Mistrza Zombich czuwały. Oba pospieszyły na spotkanie nadchodzących.
Dopiero co skończyły szesnaście lat, były chude i jasnowłose, niemal tego samego wzrostu i z
daleka prawie identyczne. Jednak, w miarę jak się zbliżały, widać było różnice. Hiatus był
rodzaju męskiego, z zaznaczającymi się barami i pierwszymi śladami zarostu; należąca do
rodzaju żeńskiego Lacuna miała okrąglejszą twarz i strój dobrany tak, aby podkreślał jej
kształty, z których widocznie nie była całkiem zadowolona. Iren uśmiechnęła się pod nosem;
niektóre dziewczęta, tak jak ona, wcześnie nabierają kształtów, podczas gdy inne nieco
później. Lacuna też zaokrągli się tu i ówdzie w swoim czasie.
– Witamy w Zamku Zombich, Wasze Wysokości – rzekł formalnie Hiatus. Bliźniaki były
w fazie dobrego sprawowania; nie rzuciły żadnego złośliwego czaru.
– Miło nam – odparł Dor.
Tak naprawdę, król przybył tu w interesach; debiut bliźniąt stanowił jedynie pretekst, żeby
obywatele Xanth nie zorientowali się, że coś jest nie w porządku, ponieważ naprawdę coś
było nie tak i wizyta miała duże znaczenie. Był to prawdopodobnie pierwszy prawdziwy
kryzys, od kiedy Dor na stałe zasiadł na tronie i Iren obawiała się, że Król może sobie nie
poradzić. Jej ojciec, Król Trent, był wystarczająco kompetentny, aby uporać się ze wszystkim
– ale Trent poszedł na emeryturę i przeprowadził się do Północnej Wioski, żeby nie wtrącać
się do polityki swego następcy. Iren wolałaby, żeby ojciec mieszkał bliżej, tak na wszelki
wypadek. Kochała Dora, teraz i zawsze, szczególnie kiedy była na niego wściekła, ale
wiedziała, że nie był takim mężczyzną, jak jej ojciec. Oczywiście, nigdy publicznie nie
zdradzała się z tym uczuciem, gdyż jej matka Iris dawno temu nauczyła ją, że nierozsądnie
jest zbyt otwarcie omawiać wady mężczyzn, szczególnie mężów, a już na pewno nie tych,
którzy przypadkiem są w dodatku królami. Lepiej kierować wszystkim zza sceny, w
tradycyjny sposób. Na tym polega prawdziwa władza.
3
– Oczyściliśmy dla was zombich – powiedziała wstydliwie Lacuna.
Iren spojrzała na zombi-centaura, który szedł za nimi jako coś w rodzaju honorowej
eskorty. Skrawki rozkładające się ciała odpadały z niego przy każdym ruchu, z obrzydliwym
piaskiem padając na ziemię. Jednak stworzenie miało jasnoczerwoną wstążkę wplecioną w
ogon.
– Widzimy – powiedziała dyplomatycznie. – To bardzo miło z waszej strony.
Do zombich trzeba się przyzwyczaić, ale to porządne stworzenia – na swój zgniły sposób.
Nie ich wina, że umarły i zostały reanimowane jako żywe trupy.
Przeszli przez fosę, korzystając z wygiętego drewnianego mostu. Iren nie mogła się
powstrzymać od zerknięcia w zieloną maź pokrytą warstwą szlamu i zmarszczyła nos, czując
straszliwy smród. Żaden wróg przy zdrowych zmysłach nie atakowałby tego ścieku!
Zombi-wodny potwór uniósł swój w większości nie istniejący łeb, ale nie niepokoił ich:
był przyzwyczajony do częstych spacerów żywych bliźniąt. To stworzenie nie nadawałoby się
do prawdziwej obrony, ponieważ utraciło większość swoich zębów, ale, naturalnie,
napomykanie o tym nie byłoby uprzejme ze strony gościa. Z zombi-potworami, tak jak z
mężami, trzeba obchodzić się delikatnie.
Wnętrze zamku było zupełnie inne, ponieważ tam rządziła Millie-zjawa. Kamienna
posadzka była czysta, a ściany zasłonięte ładnymi draperiami. Zombi-centaur nie wszedł do
środka i nigdzie nie było widać żadnych innych mieszkańców.
Millie wyszła na powitanie gości. Miała na sobie miękką różową szatę, w której było jej
bardzo dobrze. Przez osiemset lat jako nastoletni duch straszyła w Zamku Roogna, ale od tego
czasu przeżyła już dwadzieścia dziewięć lat prawdziwego życia, co prawie potroiło jej
ówczesny wiek. Była zdumiewająco smukłym stworzeniem, o czym Iren dobrze pamiętała i
czego zawsze w sekrecie jej zazdrościła. Jednak teraz duszyca zrobiła się pulchna jak każda
rozpieszczana żona.
Nadal miała swój magiczny dar; Iren poznała to po tym, jak zareagował Dor. Poczuła
silniejsze ukłucie zazdrości. Millie była pierwszą miłością Dora, w pewien sposób, gdyż
pełniła obowiązki jego guwernantki, kiedy jego rodzice przez dłuższy czas byli nieobecni.
Jednak Millie oddziaływała tak na każdego mężczyznę – a jedyną miłością zjawy był jej
własny mąż – Mistrz Zombich. Tak więc zazdrość Iren była czysto odruchowa i została
stanowczo opanowana. Iren dość dobrze poznała Millie w jej dorosłym życiu i polubiła ją.
Zjawa była naprawdę bardzo miła i całkowicie niewinna. Jak jej się to udało po urodzeniu i
wychowaniu dwojga dzieci – pozostawało tajemnicą, której Iren również jej zazdrościła.
Na zewnątrz wszczęto jakieś zamieszanie i bliźniaki wybiegły, żeby wziąć w nim udział.
Za moment wprowadziły do środka centaura Arnolda. Żywy centaur, żaden zombi, był
znacznie starszy od Cheta i Chem, co zdradzał jego wygląd: kroczył nieco sztywno i nosił
okulary, a sierść miał częściowo posiwiałą. Jako Mag został wygnany ze swej rodzinnej
Wyspy Centaurów, lecz jego talent nie uwidaczniał się w samym Xanth. Arnold był bardzo
dobrze wykształcony i inteligentny, a to już się uwidaczniało. Na krótko, podczas kryzysu
Następnego Najazdu, objął stanowisko Króla i powszechnie przyznawano, że jego szczególna
intuicja w decydującym stopniu wpłynęła na to, że wojna zakończyła się pomyślnie dla
Xanth. Iren lubiła Arnolda; dzięki niemu ona również, choć jeszcze krócej, była Królem
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin