poz.6, S. Brzozowski, Płomienie.doc

(186 KB) Pobierz

6. Stanisław Brzozowski, Płomienie (podtytuł: Z papierów po Michale Kaniowskim…), T.1.

 

Najpierw mamy kilka stron, które stanowią jakby wstęp do całej książki. Pierwsze zdanie jest takie: „Przerzucając stare roczniki rosyjskich pism rewolucyjnych, napotkałem niedawno nazwisko Machała Kaniowskiego”. I tutaj to nazwisko powoduje przywołanie przez narratora wspomnień. Narrator widział pana Michała po raz pierwszy gdy sam był dzieckiem. Pan Michał nie miał rzęs, brwi, miał problemy z poruszaniem się – był pogorzelcem (ktoś, komu spalił się dom). Spędzał całe dnie w altanie z książką w ręku. Ale narrator dodaje, że M. nie czytał książki, lecz raczej myślał o czymś, patrząc gdzieś przed siebie. Instynkt narratora (jako dziecka) pozwolił mu wyczuć, że wszyscy dorośli czuli w stosunku do p. Michała lęk.

Potem mamy opowieść o tym, jak narrator był nad wodą z furmanem Spirydionem. Przytoczona zostaje cała (dość długa) wypowiedź Spirydiona na temat jego pana – Ochtawiana (bardzo pochlebna). Opowiada o jakimś Niczyporze, który zaczął skłócać naród, tzn. kazał wiązać panów. Wtedy waleczny Ochtawian wbił się w sam środek tłumu i uderzył Niczypora. Kazał go związać i odesłać do miasta. Ochtawian był mądrym panem.

Spirydion wtrąca jeszcze coś o panu Walerym, ale jemu daleko do Ochtawiana.

Narrator spytał furmana o Michała (jego osoba najbardziej go interesowała). Ten odpowiada, że lepiej udawać (dla własnego dobra), że się nie zna p. Michała: „On w Petersburgu samoho imperatora na śmierć na śmierć sądził…”.

Śmierć pana Michała (to już mówi nasz narrator) była dla mieszkających z nim ludzi wyzwoleniem (zmarł niedługo po wyjeździe narratora).

Kiedyś narrator spytał stryjenkę Adelę, czy p. Michał zabił cesarza. Stryjenka upuściła łyżkę i powiedziała, żeby o tym nie mówił, bo go schwytają i złoją mu skórę.

Narrator następnie przywołuje historię z odwiedzinami księdza dziekana. Ksiądz (z sąsiedztwa) opowiadał o ‘cudownym ocaleniu’ cesarza Aleksandra III (przy wymawianiu tych słów ksiądz uchylał „birecika” z głowy) z pociągu, który się rozbił. Michał, po dłuższych wywodach duchownego wstał i powiedział, że rozbolała go głowa od gadania tego osła! 

W oczach narratora p. Michał stawał się niemal postacią mitologiczną.

Potem mamy rozważania narratora o tym, co to znaczy ‘wspominać’. Wspomnienie o p.Michale było dla niego jakby elementem należącym do innego świata. Pamięć tylko pozornie utrwala, bo właściwie to ona nieustannie przetwarza. Narrator jakby teraz uświadamia sobie, że wspomnienie o p. Michale tkwiło w jego pamięci, ale było niedostrzegane. Narrator mógł jedynie wiązać to, co wiedział (teoretycznie) o narodowolcach z obrazem p. Michała. Widział go jako „zwyciężonego, lecz nieulękłego, okaleczałego, lecz nieugiętego tytana”.

Potem narrator przywołuje kilka opinii na temat p. Michała:

·         jedni mówili, że się „zruszczył”, że utracił grunt pod nogami dla obcej, niezrozumiałej sprawy poświęcił ojca, rodzinę; chciał przewodzić, przelew krew

·         w Boga nie wierzył, doprowadził do zguby swoją siostrę stryjeczną – Olesię

Potem narrator mówi, czego dowiedział się od p. Walerego: Michał pojechał na uniwersytet, rozkochał się w „chamstwie”, jego ojciec (Oktawian, stryj Walerego) przestał się już nawet cieszyć, gdy M. przyjeżdżał. Potem zaczęto M. poszukiwać (liczne przeszukania domu). Michał gdzieś przepadł, za nim – jak się okazało – „pobiegła” Olesia, która potem umarła w jakimś więzieniu. Oktawian umierał. Zapisał majątek Waleremu, bo zapisując go Michasiowi mógł sprowadzić na dom nieszczęście. Walery przywołuje datę: 13 marca 1881.  Tego dnia miała miejsce rozmowa z jakiś pułkownikiem. Walery wystraszył się, że jeśli nie znajdą Michała, to muszą wziąć kogokolwiek i może paść na niego. Całą sytuację ograł tak, że nigdy nie był blisko z Michałem (chciał, by spadły z niego wszelkie podejrzenia). Innego razu przyjeżdża ‘isprawnik’ i mówi Waleremu, że Michał jest w Petropawłowskiej twierdzy i można go odwiedzić, ale Walery wyczuwa tu podstęp i mówi, że widzieć krewnego nie chce. Po jakimś czasie przyszła wiadomość, że Michał został skazany (wyrokiem sądu) na śmierć, a w drodze łaski wyrok został przemieniony na dożywotnią katorgę. Jak relacjonuje Walery, już zdążyli zapomnieć o Michale, gdy przyszło rozporządzenie, że Michał wraca, bo jest umysłowo chory (że niby czynią to na prośbę Walerego – fikcja!). W gruncie rzeczy Michał bardziej udawał on chorego umysłowo niż był nim naprawdę), ale Walery podaje kilka dziwnych zachowań:  rozmawianie ze sobą po nocach na głos, stanie przy ścianie i pukanie w nią.

Walerian dalej mówi, że Michał (po powrocie) raczej nie chciał rozmawiać – wolał coś pisać. Została po nim sterta papierów.

Narrator pisze, że bez trudno udało mi się przekonać p. Waleriana, żeby oddał te papiery, bo trzymanie ich nie jest bezpieczne. W ten sposób n. doszedł do posiadania zapisek i notatek p. Michała. Potem przytacza słowa z luźnej kartki pisanej ołówkiem, na których p. Michał mówi o swoim odcięciu od życia, o tym, że zetknięcie z nim może być niebezpieczne dla drugiego człowieka. N. chce oddać zapiski p. Michała „do użytku publiczności”. W wielu z nich są wskazówki, że p. Michał pisał swoje wspomnienia z myślą, że mogą one być opublikowane.

 

ROZDZIAŁ I. „Na zgliszczach

 

Pierwszy akapit to takie rozważania: np. o tym, że czasem chciałoby się nie myśleć o niczym, nie przypominać sobie niczego; zdaje się, że od każdej chwili można zacząć nowy rodzaj egzystencji.

Potem narrator (tu już chyba narratorem jest sam Michał) przechodzi do opisu „pierwszych dni”, kiedy patrzył „głodnymi” oczami na zieleń trawy, upajał się szumem drzew. Cieszył się każdą rzeczą. Pisze, że życie jest zawsze egoistyczne i jednostronne, a on miał w sobie „sprawiedliwość śmierci”.

Opowiada o starym cmentarzu, na którym kiedyś był, gdzie ziemia był już tak stara, że tworzyły ją prochy umarłych. [wrażliwość na zmysły: „w powietrzu brzmiał nieustannie szmer owadów niby jakaś muzyka żyjąca”] Narratorowi zdawało się, że słyszy puls życia, jego rodzenie się i umieranie. Tym, którzy teraz są umarłymi pewnie wydawało się kiedyś, że ważne i dobre jest to, co znajduje się w nich, a poza nimi jest obojętność i martwota. Teraz budzi się w nich „spokojniejsza mądrość”.  Narrator nie podejrzewa, że krzaki i trawy szepczą zmarłym do ucha jakieś przypomnienia.

Pisze, że było mu dobrze, dopóki nie zbudziła się pamięć. Muśnięcie gałązki, tchnienie wiatru – to wszystko wywlekało z duszy narratora jakąś dawno utraconą chwilę. „Cisza stała się głosem pamięci”. „[…] świat i dusza stały się jak próżna, rozwarta mogiła”. Ta cisza kojarzy się Michałowi z chwilą, porozdzielani poprzez więzienne ściany nasłuchiwali kroki prowadzonych na śmierć. Dotyka swego ciała i nie wierzy, że to on: zmęczony, okaleczony, poparzona głowa. Widzi siebie jako bezsilnego, obciążonego przekleństwem pamięci trupa, który włóczy się po świecie.

Michał obawia się, że tamte chwile powrócą; nie chce widzieć rzeczy tak, jak widział je wtedy. Świat cały stał się dla niego „wskrzesicielem upiorów”. Nie ma rzeczy, na której nie ciążyłaby przeszłość. Oczami wyobraźni widzi jakiegoś Klemensa i krzyczy do niego, by odszedł. Potem Ola kładzie mu dłoń na głowie (to też wyobraźnia). Prosi ją, by dziś nie przychodziła, bo on  nie jest tym samym Michałem (magnatem). Kiedyś czuł, że z oczu Oli bije w jego stronę blask, teraz widzi w nich śmierć i mogiłę.

Jest w domu, w którym żył z Olą, lecz sprzęty domowe etc. nie przywołują wspomnień. Brak wybaczenia od ojca, bo ten już nie żyje. Płaczący deszcz, który pyta, co się z nim stało? Potem jakby jakiś głos mówi do Michała; nazywa go Miszukiem. Ten głos zarzuca mu, że ojciec płakał za nim, wyczekiwał go. Nawet w chwili śmierci ojciec wyczekiwał „Michasia”. Potem jakby pytania Michała do zmarłego ojca, np. „Czyś ty tylko mnie opłakiwał, czy z przeszłością całą się żegnał?”. Nie wiem do końca, czy to ten „głos” (ja to tak nazwałam) mówi, czy Michał. Mówi go staruszka (wew. głos lub Michał), że teraz już i Michasia, i Miszuka nie ma – obaj są pogrzebani.

 

ROZDZIAŁ II „Sielskie-anielskie

 

[Narratorem Michał; tak będzie już we wszystkich dalszych rozdziałach.]

Poznajemy Adasia – przyjaciela Michała. Są na jakieś wyprawie konnej, rozmawiają o spiskach – są przekonani, że wokół musi działać jakaś potężna organizacja (myśleli tak na podstawie otaczającego ich milczenia – a przecież tyle krwi przelano, więc skąd ten spokój?! Uznali to za ciszę przed burzą). Zaczynają rozmawiać o kobietach. Adaś pyta Michała, czy wie, że są kobiety, które można kupić? Michał jest zdania, że nie robią one tego z własnej woli, ale Adam nie jest co do tego przekonany. M. mówi, że ich życie jest skazane na brak miłości i szczęścia. Adaś na to, że nie można tłumić w sobie namiętności, bo namiętność to siła.

Obiad u Adasia. Usługuje im młoda dziewczyna. A. uważa, że ona jest jedną z „tych”. Michał (po kawusi) zasnął, a gdy otworzył oczy dziewczyna (Bejła) sprzątała ze stołu. Dotknął ją po plecach – patrzyła wyzywająco. Zaczął ją całować. Przeszkodził furman – Spirydion (z wiadomością, że muszą tu przenocować, bo coś tam dolega ich koniowi).

Michał wyszedł na uliczki miasteczka. Przeraziło go to, co poczuł – dziwną radość (ale też jakiś strach), że może sobie kupić Bejłę i mieć jej usta, piersi… Na ulicy jakiś kupiec zaproponował mu kupno jakiejś (zupełnie obcej) dziewczyny. Michał analizuje, jak to możliwe, że przed chwilą ktoś zaproponował mu kupno kobiety, której nawet nie wiedział na oczy i w dodatku ona miałaby być zobowiązana, by go pieścić?! Zastanawia się, czy takie kobiety mają duszę.

Michał czuje wzgardę do kobiety. Czy Adaś czuje to, co on? Brudne miasteczka, gdzie setki ludzie gnieżdżą się w błocie, tułają się po brudnych kątach, płodzą dzieci. „Więc to jest życie?”. To wszystko i tak dla każdego skończy się śmiercią.

Michał słyszy głos z kościoła. Śmieje się z ludzkiego przekonania o nieśmiertelności dusz y, zbawienia. Chciałby tam wejść i krzyknąć, że to kłamstwa. Michał nie rozumie po co się urodził. Po to, by czekać na śmierć, która wydarzyć się musi? W tej chwili zapomniał o Bejle, o kobietach, o tym, że mają stoczyć walkę z wrogiem, knuć spiski.

Jest w zajeździe u Żyda – pije. Zastanawia się nad sensem takich wydarzeń jak psy plantatorów tropiące Murzynów, pokolenia „zatłuczonych” Murzynów, tysiąc Eskimosów zamarzniętych w swych śniegowych budach. Czy to ma sens- jaki? Co czuł Kościuszko, gdy wleczono go między szeregami kozaków, by wziąć do niewoli?

W myślach Michała przelatuje obraz kobiecego ciała.

Do wynajmowanego pokoju Michała wchodzi Żyd. Pyta Michała, czy nie każe, by Bejła przyszła. Ten milczy, więc Żyd mówi, że powie jej, by przyszła. Dziewczyna kładzie się na Michale. Ten ją dotyka, ale myśli o tym, kto rzucał się wcześniej na to młode ciało. Dziewczyna mówi, że jest wdzięczna Michałowi i zaczyna płakać. Mówi, że on jej ani nie bił, ani nie przypalał papierosem, ani się z niej nie śmiał. Żali się, że chcą je wysłać do Rygi, ale się boi. Mówi o Rózi, która (po powrocie z Odessy) wróciła z kaszlem i wychudzona. Miała 6 gości na noc. Najgorsi są marynarze. Bejła opowiada o kobietach, którym każą tańczyć nago; są bite. Żona jakiegoś gościa przyłapała małżonka, pobiła Rózię i wypędziła nagą z domu. Bejła mówi Michałowi, że pozwoli mu robić ze sobą wszystko, jak da chociaż 10 rubli. Dał jej więcej, ta zaczęła tańczyć nago (z radości, sama z siebie). Rano, gdy Michał spojrzał na Bejłę, wydała mu się ona bezwstydna. Kobieta poprosiła, by powiedział, że dał jej tylko 3 ruble (inaczej odbiorą jej większość pieniędzy) i wybiegła. Michał wracał do domu z poczuciem jakiejś zdrady.

W bibliotece ojca czytywał „Myśli” Pascala. W ciągu nocy klęczał i powtarzał słowa pacierza. Miłość i życie wydawały mu się ckliwą komedią. Bał się, by spotkanie z Adasiem nie odebrało mu samej możności marzenia.

Wspomnienie sytuacji w lesie z Adamem. Michał wówczas nie umiał już wierzyć, ale nie umiał już wierzyć, ale nie umiał też wyobrazić sobie świata bez Boga i zbawienia. Adam spytał Michała, czy wierzy w Boga, odpowiedział, że nie. Adaś mówi, że ludzie schodzą całymi pokoleniami w mogiłę i tam oczekują sprawiedliwości i nagrody. Tłumaczy Michałowi, dlaczego upadły ich powstania – bo chłop był nawozem wdeptanym w ziemię. Mówi, że cały świat przyjął naukę Darwina, tylko my się wzbraniamy. „W Europie powstało stowarzyszenie międzynarodowe, aby świat należał do pracujących”.

Michał czuje, że chce się z Adasiem podzielić tym, co go gryzie – mówi, że skrzywdził kobietę (chodzi o Bejłę). Przyjaciel mu odpowiada: „(…)myśleć o swoich grzechach mogą tylko próżniacy. Człowiek powinien iść w przyszłość”.

Adaś Bielecki – kuzyn, jego ojciec stracił spory majątek, w domu wszystko żyło wspomnieniami lepszych czasów. Wszyscy w tym domu Adasia mówili słodkim tonem, używając wyrazów zdrobniałych. Mimo to, w rzeczywistości, ta rodzina się zagryzała. Michał (narrator) mówi, że Adaś nie pasował do domu, z którego pochodził; poznał Adasi jako czternastoletniego chłopca. Adasia od początku cechowała stanowczość sądów oraz zdecydowanie woli. Michał widzi stosunek Adasia do rodziców i sióstr (dwóch) jako chłodne i ostateczne zwątpienie. Adasiowi wyjątkowo szybko (zdaniem Michała) udało się na niego otworzyć.

Panował spokój, ale czuli, że każdy dzień może przynieść wiadomość o zbliżającym się wybuchu.

Na początku maja znaleźli się w Niemirowie. Tam powitał ich stary pan January Bielecki (ojciec Adama). January widzi w Michale samego pana Oktawiana (ojca Michała). Nadchodzi reszta rodziny – wracają z nabożeństwa. January mówi, że słowo kapłańskie jest pokrzepieniem duszy. Zwraca się do Adama, że znalazł na jego łóżku książkę głoszącą, że człowiek pochodzi od małpy. Nie ścierpi, by jego syn ubliżał świętej wierze (oprócz wiary nic nie zostało; wszystko przemija, tylko Bóg jest wieczny). Na kolacji u Bieleckich zjawia się ksiądz Wincenty. Na wiadomość, że Michał chce jechać do Petersburga powiedział, że tam nie wierzą w Boga, nie uznają Kościoła, propagują wolną miłość… Siostry Adama mówią księdzu o jakiś nihilistach, którzy zjedli swego psa. I tu analiza księdza (ironiczna): skoro Darwin twierdzi, że człowiek i zwierzę to jedno, to cóż złego, że człowiek zjadł psa?

Następnie rozmowa (bierze w niej udział urzędnik, który był bity przez swego ojca), o biciu dzieci – czy to dobrze? Urzędnik uważa, że młody człowiek, który nie jest bity niczego nie może zrozumieć.

Adaś chce wyjść z pomieszczenia (rodzice zarzucają mu, że nie ma do nich szacunku). Wychodzi z nim Michał.

Gdy szli Adam powiedział: „Poznaję ojczyznę moją”. A. podszedł do jakiegoś domu i zapukał do okna. Otworzył Kasjanow. A. przedstawił Michała. Przedstawili się także inni będący w pokoju: Michajłow, Koruta, Wroński. A. spytał, gdzie jest Kot (Kotecki). Kot poszedł po wódkę J. Wroński mówi o jakiś gimnazjach, gdzie pedagodzy uczyć będą tego, co chcą, co myślą, a uczniowie będą uczyć się tego, aby nigdy o niczym nie mieć zdrowego pojęcia.

Koruta mówi, że słowa Wrońskiego to przesada, że gorzej jest w Kamieńcu. Na to Wroński odpowiada, że wszystko jedno jakich obyczajów jest ten tasiemiec, co go zjada (przenośnia); co „porządni ludzie” wyciągnęli mu duszę i teraz on umiera. Człowiek nie może pozwolić, by zrobiono z niego maszynę do zabijania. Michajłow mówi, że dopóki człowiek nie zrozumie, że go zabijają – można mu wybaczyć. Ale oni nie mogą udawać, że tego nie widzą, więc muszą podjąć walkę na śmierć i życie.

Rozmawiają o Katarzynie Pawłownej, która uciekła od męża: młodą dziewczynę wydali za mąż, kapitan (mąż) miał być bogaty, ale przegrał majątek w karty. Mąż liczył na posag kobiety, ale że go nie było, to fizycznie znęcał się nad nią. Ktoś przybiega, mówi, że Katarzynę mąż powlókł do domu i będzie chciał zabić. Wstaje Wroński i stwierdza, że on to załatwi, bo już i tak jest stracony. Idą jednak wszyscy (solidarnie!). Gdy weszli do środka (na czele Wroński) zobaczyli kobietę przywiązaną do krzesła, której mąż zadawał ciosy w plecy. Wroński zaczął tłuc głową na wpół duszonego kapitana w róg szafy, pozostali pomagali kobiecie. Zjawia się uriadnik, a obok niego jakiś pan (o twarzy Mefistofelesa, zdaniem narratora-Michała). Ten drugi pyta Wrońskiego, na co mu to było. Ten pan to Kuźniecow – inspektor gimnazjalny. W ładny sposób grozi kapitanowi (panu Moroszkinowi); wspomina, że zna wiele ‘brudów’ z jego życia. Sugeruje kapitanowi, by opuścił miasto, mówiąc, że tutejszy klimat mu nie służy. Kuźniecow zapowiada kapitanowi, że Katarzyna będzie teraz przebywała u jego żony, która potrzebuje spokoju. Każe zawieźć Wrońskiego do szpitala gimnazjalnego (Kuźniecow podziwia Wrońśkiego za wybitny talent matematyczny).

Szpital, w którym leży Wroński. Dostał kwiaty od p. Kuźniecowej i Katarzyny. Nie polepszało mu się. Odwiedził go też jakiś Wasyl Andrejewicz; dla rozweselenia opowiedział o dyrektorze (dobroduszny, ale z dziecinnymi ambicjami i babskimi kaprysami). Jednym z kaprysów dyrektora było tropienie przyszłych nihilistów. Nazywa siebie „postępowym”, bo „mlekiem klasycznym wykarmiony” (Sofokles). Uważa, że klasycyzm jest podstawą uczuć obywatelskich. Kuźniewicz zaatakował a najczulszej strony: mówi do dyrektora, że kapitan Moroszkin twierdzi, że klasyczne wykształcenie wpływa ujemnie na charakter młodych. Dyrektor jest oburzony. Kuźniewicz to wykorzystuje – opowiada o Wrońskim i kapitanie (bicie kobiety). Dyrektor każe aresztować kapitana, wysłać go z miasta przed sąd wojenny. Koniec opowieści Andrejewicza. Wraca szpitalna salka.

Wroński zastanawia się, kim będzie, gdy teraz umrze – urodzi się w Chinach, sto lat wcześniej, później? Mówi o sobie „ono”, bo właściwie go nie ma – umiera.

Do Wrońskiego przyszedł pop (wówczas był przy nim tylko nasz narrator-Michał). Przestraszył się (Wroński) i powiedział, że nie trzeba. Mówi, że w nic już nie wierzy i żeby pop ratował żywych, a martwym dał spokój. Wroński rzucił krzyżem i powiedział, że „oni mu nawet śmierć zepsują”. Nagle w szpitalu zjawia się matka Wrońskiego (wcześniej mamy, że dostał od niej list). Ma pretensje, że do szkoły dała zdrowego chłopca, a tymczasem zero pożytku z niego. Matka na wieść o śmierci syna spojrzała na niego z gniewem (nie będzie jej mógł przesyłać pieniędzy). Nagle, jakby coś zrozumiała, upadła na kolana obok syna. Wroński wykonał ruch jakby chciał odepchnąć matkę.

Dwa dni później był pogrzeb Wrońskiego. Narrator (Michał) porusza temat rodziny. Pisze, że rodzina odgrywa rolę pieczary, do której drapieżca znosi swą zdobycz. Tak będzie dopóki człowiek nie przestanie utrzymywać się z tego, co innym ludziom wydarł. W imię rodziny popełnia się najwięcej podłości, to ona dostarcza największej ilości usprawiedliwień.

Narrator przechodzi do opowieści o rodzinie Wrońskiego. Matka była kobietą nieszczęśliwą, ojciec szybko zorientował się, że ma zbyt niskie kwalifikacje, by utrzymać się na powierzchni ‘bagna’ (pragnął więc spokoju, partyjek, knajp). W kłótnie rodzinne mieszał się Bóg (niemal wszyscy – w szczególności p. Wrońska – się do niego odwoływali). Zwykle, gdy była mowa o Bogu ktoś kogoś bił.

Za trumną Wrońskiego szli rodzice – płakali. Po pogrzebie idą (uczniowie) do Wasyla – chcą się też pożegnać (egzaminy się skończyły i trzeba odjeżdżać). Michał pobiegł do domu Adasia spakować swoje rzeczy. Ojciec A. i na Michała krzywo patrzył, ale nic nie mówi (chyba ze względu na majątek jego ojca).

Pan Bielecki jest wściekły na syna, że go ośmieszył – nie włożył księdzu Wincentemu do rękawa pieniędzy (‘ofiary’). Gdy Adaś gwizdnął ojciec zarzucił mu „chłopomańskie” maniery, zaznaczył, że to polski dom. Adaś dodał: „który iluminuje na cześć ocalenia cesarza”.

Ojciec Michała był religijny na swój sposób. Klęczał w samotności. Kiedyś byli w jakimś kościele (pustym) i gdy wyszli ojciec powiedział Michałowi, że „siebie tylko nigdy nie powinien zdradzać człowiek”. Ojciec pozostał dla Michała przedmiotem religijnej czci.

Historia Kaniowskich. Życie mogło i umiało ich łamać, ale nie zdołało nigdy zasymilować. Jeden z krewnych uważał, że płynie w nich skandynawska krew (przekonanie o normandzkim pochodzeniu polskiej szlachty). Jakiś tam pradziad z Kaniowskich brał chyba udział w rzezi hajdamackiej (nie ma o tym wprost, ale jest powiedziane, że był w przyjaźni z Żeleźniakiem i Gontą).

Potem mamy opowieść o stryju Florianie, który całkiem przypadkiem był uważany za patriotę i męża stanu (poczęstował biskupa –kościoła prawosławnego- kawą z oliwą).

Michał mimo wszystko nazywa Floriana patriotą, zaś swojego ojca „człowiekiem wielkiej głowy”, lecz bez narodowych uczuć. Ojciec Michała był arystokratą i heglistą. Stryj Florian bał się, że Michał przez nauki w Petersburgu „śladami Mikołaja pójdzie”. Na to ojciec Michała rzekł, że może to nie najgorsze ślady…

 

ROZDZIAŁ III „Spartakus i Szymon Słupnik

 

Michał opowiada, że jesienią 1869 roku znalazł się w Petersburgu (jako student wydziału przyrodniczego). Wybór kierunku był przyczyną nieporozumienia między nim a ojcem.

Po przyjeździe od razu rzucił się w wir książek. Wolał sam czytać niż chodzić na wykłady. Wierzył, że teraz dopiero rozum zaczyna naprawdę istnieć. Odciął się myślami od Polski, legend, wspomnień. Michał określił siebie wówczas jako materię, która chce zostać myślą.

Dyskusja między znajomymi: Karol Schultz, Jaszka Czernow, Michał. Czernow spytał M., czy jako Polak-szlachcic nie powinien mówić „Bóg i Ojczyzna” zamiast „materia”? Odzywa się Orłow, który jest zdania, że myśl to pewna forma materii. Pytanie tylko, jaka jest ta materia? Orłow rozumie Michała następująco: chodzi mi o to, że człowiek jest dziś materią nieszczęśliwą, a chciałby być szczęśliwą. Wniosek: trzeba poznać technologię ludzkiego szczęścia. Michał na to, że szczęście nie wystarcza – ważna jest władza nad nim. Życie Michała zmieniło się: nie siedział już samotnie nad książkami, ale z niepospolitymi ludźmi, którzy szukali prawdy – żywej (nie martwej wiedzy). Jedna z rozmów: ktoś tam zarzuca Jaszce, że wyparł się Darwina. Ten mówi, że to była wyjątkowa sytuacja, bo pewna dama spytała, czy skoro człowiek pochodzi od małpy, to ona podobna jest do małpy? To co on miał jej odpowiedzieć?! Nagle Jaszka spoważniał – powiedział, że  ukradziono jednego z nich, otworzył okno i krzyczał, by oddano Czernyszewskiego! Jaszka mówi, że oni tu sobie filozofują, a naokoło krew płynie! Odezwał się głos rozsądku (Żemczużnikow), który powiedział, że mogliby nawet pójść przed Pałac Zimowy i krzyczeć, by oddano im Czernyszewskiego, ale przecież przepłaciliby to życiem… Ktoś tam stwierdza, że teraz życie cywilizowanych społeczeństw jest taką samą walką, jak i życie zwierząt. Wkrótce wszystkie rozmowy grupy przybrały określony kierunek: oswobodzić Czernyszewskiego.

Ktoś czytał Michałowi wstępy z listów bez adresu pisane przez Czernyszewskiego do Aleksandra II. Aleksander II nie mógł na nikogo liczyć, bo wszyscy się go bali. Nie było w nim stanowczości, którą miał Mikołaj. Mikołaj czuł się bogiem, a lud uważał za bydło. Michał mówi, że zmęczyło go już myślenie o walce – pora ją urzeczywistnić. Pada jeden pomysł, jak uratować Czernyszewskiego – sfałszować rozkaz uwolnienia go. Tylko żaden z nich nie wie, jak wygląda takie pismo. Nie mieli broni, ludzi, pieniędzy. Mimo tego planują wyprawę na Sybir. Michał prosi ojca o przesłanie 500 rubli – dostaje je.

Nowy znajomy – Wasiljew. Nie wzbudzał zaufania. Wasiljew nazwał siebie Spartakusem – księciem niewolników. Mówi o tym, czym jest Rosja: tu człowiek i myśl nie mają żadnego znaczenia. Oni wszyscy są niewolnikami. Wasiljew opowiada, że gdy gubernator bił jego ojca, ojciec całował go po rękach, a matka tłumaczyła Wasiljewowi, że tak trzeba. W. ostrzega, że jeżeli wejdzie się na ścieżkę zemsty, nie ma już powrotu. Zapowiada walkę do ostatniego tchnienia. Póki choć jedno życie jest bestialsko wdeptywane w błoto – trzeba walczyć! Wasiljew przedstawia się jako Sergiusz Nieczajew. Tym, co mówił sprawił, że reszta chciała iść za nim do walki. Pieniądze Michała poszły na fundusz rewolucyjnej drukarni. Drukarnia znajdowała się w mieszkaniu wynajętym przez Brenneisena. Nieczajew nazywał go ‘Szymonem Słupnikiem”. Rewolucja jest konieczna, zbawienna i nieunikniona. Siłę Nieczajewa Michał upatruje w tym, że nigdy nie przestawał on nienawidzić.

Michał przywołuje teraz pewną historię. Do konspiracyjnego mieszkania (drukarni) przyszedł Karol Schultz. Przyniósł wiadomość, że Wasiljew będzie musiał wyjechać za granicę (był aresztowany, zamknięto go w twierdzy, ale uciekł). Schultz dał adres, gdzie Michał miał spotkać się z Nieczajewem (okazało się, że to mieszkania Schultza, który nie był uwikłany w spiski). N. ostrzega, że wMoskwie wszystko się psuje i trzeba się przyczaić na chwilę. N. musi wyjechać, a reszta ma jechać do Moskwy. N. opowiada, jak kiedyś w Petersburgu otarł się o śmierć. Nie miał pieniędzy, nie zdobył się na żebranie. Jakaś prostytutka zajęła się nim – swoim ciałem na niego zarabiała. Nie mógł się ruszyć od choroby i tylko bezradnie słyszał, jak klienci ją biją. N. mówi, że jemu bratem jest pijany, głodny czy złodziej. Wspomina o swej siostrze, którą matka sprzedała za dziesięciorublówkę. Mówi wprost, że z nikim i niczym się nie liczy. Nieczajew zabił jakiegoś Iwanowa, bo ten chciał zniszczyć mu organizację. Wie, że Michał może go za to potępić, ale zabójstwo Iwanowa nie było niewinnie przelaną krwią. Michał żegna się słowami „bądźcie zdrowi”. Przy wyjściu zatrzymuje go Schultz – słyszał część rozmowy. Weszli do pokoju (z powrotem), gdzie był Wasiljew. Schultz jest roztrzęsiony – nie chce, by ludzie umierali w nędzy. Nieczajew pocałował Schultza w głowę. „Okazało się, że początkiem wpływu Nieczajewa na Schultza było to, że pożyczonym od niego baszłykiem był zaduszony Iwanow”.

Podróż Michała pociągiem do Moskwy (przemyślenia). Po przyjeździe znalazł adres Popowa. (jak kazał Nieczajew). Michał spytał P., czy istotnie znaleziono trupa. Ten jest zdziwiony, że Nieczajew powiedział Michałowi o tym. Spytał go, czy nie uważa, że N. jest agentem? Michał na to, że wszystko jest możliwe w takim kraju. Następnie poprosił o adres Uśpieńskiego, bo z Popowem ciężko było mówić.

Praca rewolucyjna zdaniem Michała wyglądała tutaj jeszcze mniej poważnie niż u nich. Uśpieński (człowiek skupiony i poważny) zrobił duże wrażenie na M. Uśpieński mówi, że trupa nie znaleźli, ale niewątpliwie znajdą. Wszyscy wiedzą, że między Nieczajewem a Iwanowem coś było. U. uważa, że w ich położeniu nie ma mowy o ukrywaniu się – trzeba ratować, co się da. Michał pyta U., czy jest sam. Nie, ma on żonę i ona też zostanie aresztowana. U. jest zdania, że ich (rewolucjonistów) może uratować godne zachowanie się przed sądem. Mówi, że jemu Nieczajew ufał, ale jego zdaniem ma on zbyt głęboką pogardę dla ludzi. Michał pyta, czy Uśpieńskiego żona jest przygotowana na to wszystko. Odpowiada, że tak –marzą sobie, by na Syberii udało im się połączyć. Oni to nazywają swoją podróżą do Włoch.

Michał dowiaduje się (po jakimś czasie), że Uśpieńskiego wzięli. Michał podczas spaceru myśli o niezwykłości p. Uśpieńskiej. Ale on też zna kobietę niemniejszej wartości Walerię Torżecką (należała do koła; Petersburg). Waleria z naturalnością instynktu spełniała swoje obowiązki. Podbiega do Michała Kasjanow (też jest w Moskwie). Poszli do jakiegoś zaufanego mieszkania. Michał poznaje tu Bołchotowskiego. Zgromadzeni rozmawiają o tym, co dalej. Kasjanow jest w trudnym położeniu – jego matka zwariowała, a do szpitala jej nie odda, bo będzie tam bita.

Rano Michała obudziło stukanie do drzwi –to był Bołchotowski (ledwo udało mu się dopytać o Michała). Kasjanowa wzięli w nocy. Trzeba pomóc jego matce, potrzebne są pieniądze. Niestety, także matkę Kasjanowa wzięła policja, ale udało się ją wydostać. Bołchotowski powiedział obłąkanej staruszce prawdę (delikatnie): Mitia (Kasjanow) cierpi za to, że bronił biednych ludzi, ale oni dowiedzą się o nim.

Michał wraca do Petersburga. Na dworcu widzi Żemczużnikowa. Jadą dorożką, Michał próbuje zgadnąć, co złego się stało. Myśli, że może Brenneisena aresztowano. Żemczużnikow mówi, że B. nie żyje. Michała przeszyła myśl związana z Nieczajewem. Na miejscu jest też Jaszka. Od niego Michał dowiaduje się, że Waria Torżecka zginęła razem z Brenneisenem. Mamy tu przytoczony list od Warii: przeprasza, że opuszcza sprawę, ale bez niego Brenneisena nie umiałaby żyć. Łatwiej jej umierać, bo widzi jego oczy. Kiedyś bała się śmierci, teraz odlicza do niej godziny. Prosi, by jej imię zapisali u stóp posągu Brenneisena. Pod koniec listu mówi o Nieczajewie: pozdrawia go jak siostra i wierzy, że jego imię lud rosyjski zachowa w pamięci. Brenneisen posyła pakiet (?) i prosi oddać go Kaniowskiemu. Michał podszedł do Jaszki i powiedział, że nie darują tej przelanej krwi.

Jaszka daje Michałowi do przeczytania słowa B. Napisał, że ich nie zabił wróg, ale oni zabili się sami w dniu, w którym postanowili żyć dla szczęścia ludu (czyli zakazał się mścić).

Żemczużnikow wyznaje, że kochał Warię; od tej pory nie ma już domu – ma jej grób.

Jaszka opowiedział Michałowi, co działo się podczas jego nieobecności. Schultza aresztowano. Brenneisen niszczył wszystkie papiery. Schultz został wciągnięty do sprawy przez oszustwo, więc nie mogli dopuścić, by zginął za czyny, które nie wynikały z jego woli. Brenneisen zadecydował, że powiadomi prokuraturę, że to on jest sprawcą czynów, których dotyczy śledztwo. B. powiedział Jaszce, że nie obchodzi go rząd, a własne sumienie.

Następnego dnia zastali zamknięte drzwi u B. Warii też u siebie nie było. W nocy (około 2) w pobliżu ulicy B. rozległy się strzały, nikogo nie puszczano tymi ulicami.

Po naradzie zostaje podjęta decyzja o ucieczce za granicę. Michał czyta przesłany przez B. zeszyt (rodzaj pamiętnika). Dwóch żandarmów wdziera się do jego pokoju. Michał mówi, że ani nie będzie uciekał, ani się bronił, więc mogą go puścić (trzymali go za ręce). Zabrano go do dorożki.

Michał jest teraz w jakimś pokoju (coś jak cela). Wchodzi jakiś urzędnik (Michał udaje, że śpi) i dłubie coś przy aktach z szafy. Gdy wyszedł Michał nacisnął na klamkę od drzwi, których tamten nie zamknął. Podłoga skrzypnęła – z sąsiedniego pokoju padły słowa: „Filip Aleksiejewicz”. Ten Filip wskazał mu klucz do komórki – tam było palto i czapka z gwiazdką. Michał ubrał to i zbiegł ze schodów. Policjant otworzył mu bramę ze względu na urzędową gwiazdkę. Michał przeszedł wiele ulic. Myślał o samotnych, którzy umierali na Syberii, o wygnańcach na paryskim bruku. Myślał o Krasińskim i Mickiewiczu – wzbudziła się w Michale tęsknota za Polską. Poczuł, że nie boi się śmierci. Michał rozmawia z jakimś głosem (z myślą)/ślepym przeznaczeniem/czarnym milczeniem. Uświadamianie sobie własnego przemijania.

Opowieść Michała o staruszku (znajomy jego ojca – Fieduszko). Jego pokój różnił się od celi mniszej tylko brakiem krzyża. M. poszedł do staruszka. Spytał, czy jego obecność mu nie przeszkadza, bo wiąże się ona z niebezpieczeństwem. Staruszek tylko wzruszył ramionami. Starzec kazał mu siadać i zostać (tu raczej nikt Michała szukać nie będzie). W rozmowie dowiadujemy się, że nie chce on wracać do Polski – obłuda księży! Krytykuje także polską szlachtę. Michał został u staruszka tydzień. Sprawa „spiskowców” (w tym M.) nabrał rozgłosu. Michał bał się pokazywać na mieście (jego rysopis pojawił się w gazecie). Fieduszko znalazł kogoś, kto pomoże M. przedostać się przez granicę (fałszywy paszport). Starzec ofiarowuje Michałowi pieniądze. Michał znalazł się w Zurychu pod przybranym nazwiskiem Jedlicza. Relacjonuje, co mu ojciec w liście napisał: żeby nie wracał i wstąpił za granicą na uniwersytet. Korespondował z Fieduszką, aż któregoś dnia dostał list ‘pożegnalny’ – starzec umierał (ufał w słowo i wiarę M.).

 

ROZDZIAŁ IVTestament Brenneisena

 

Michał mówi, że zeszyt B. zginął w Petersburgu, ale zdążył przeczytać go dwa razy i doskonale pamięta treść. Nazywa to na wpół pamiętnikiem, na wpół wyznaniem wiary. Chce przekazać chociaż to, co zapamiętał z pamiętnika. Zapowiada, że będzie pisał tak, jakby pisał sam Brenneisen [no i potem czytamy jakby pamiętnik B. – zgodnie z zapowiedzią].

Zaczyna się opowieścią o ojcu Brenneisena: pochodził ze szlacheckiej rodziny niemieckiej, był gubernatorem, człowiekiem surowym, zakochanym w sobie. Ożenił się z matką B. dla posagu. Ta umarła, gdy B. był dzieck...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin