Pióro Losu.doc

(1257 KB) Pobierz
Pióro Losu

 



Pióro Losu

 

 

 

 

 

 

 

Harry szedł za Malfoyem i myślał, że znowu wpadł po uszy. Ścisnął znajdujące się w kieszeni Pióro i z tęsknotą popatrzył na kolejną, nadającą się do napisania listu powierzchnię – wszystko byłoby dobre, nawet kawałek ściany albo drzwi. Gdyby nie było tu Crabbe'a i Goyle'a, mógłby spróbować ogłuszyć Malfoya i wszystko naprawić. Harry wiedział, co chciałby napisać, ale nie miał możliwości zrobić tego niepostrzeżenie. Do lochów było już bardzo blisko, a on nadal nie potrafił wymyślić żadnego usprawiedliwienia. Westchnął cicho, żeby nie ściągnąć na siebie uwagi. „Zgoda”. W końcu napisać to słowo można i później, a teraz musi spróbować zorientować się, co, do cholery, tu się dzieje. Poczuł dziwne ssanie w żołądku, a obrzydliwy, wewnętrzny głosik powiedział: „No, spróbuj Harry, zorientuj się, jeśli jesteś przekonany, że rzeczywiście chcesz wiedzieć”. Harry nie był niepewny. Nie był? W każdym razie, doszli już do lochów i zatrzymali się przy sypialni ślizgońskiego prefekta. Malfoy podszedł do portretu rozpustnie uśmiechniętej wampirzycy (jej półprzezroczysta tunika prawie niczego nie ukrywała) i podał hasło:

 

– Pij do dna!

 

Postać na portrecie zaśmiała się melodyjnie i otworzyła drzwi z zamiarem wpuszczenia wszystkich, ale Crabbe i Goyle nawet nie próbowali wejść. Malfoy za to rozsiadł się w jednym z foteli.

 

– No?... – powiedział.

 

* * *

 

Harry zamknął oczy i spróbował przypomnieć sobie, od czego to wszystko się zaczęło. Może w sklepie pani Malkin, kiedy w czasie przymiarek, Malfoy znowu ubliżył Hermionie? „Jeśli dziwisz się, mamo, skąd ten smród, to właśnie weszła tu ta gryfońska szlama”. Nie, w tym nie było nic dziwnego. Koło losu zakręciło się później, kiedy Harry zobaczył, jak Malfoy zdecydowanym krokiem przechodzi obok „Magicznych Dowcipów Weasleyów”. A możne wszystko zaczęło się wtedy, kiedy przy sklepie „Borgina i Burkera”, używając uszu dalekiego zasięgu, Harry wyraźnie usłyszał pytanie Malfoya: „Wiecie, jak to naprawić?” Prawdopodobnie właśnie wtedy zaczął odwijać się kłębek zdarzeń, które doprowadziły go do tej sypialni.

 

Harry próbował przypomnieć sobie, czy czuł cokolwiek, oprócz nienawiści, w momencie, kiedy w pustym przedziale niespodziewanie i gwałtownie zabrzmiało Petrificus Totalus! Z trzaskiem spadając z górnej półki, całkowicie sparaliżowany, mógł tylko wbić spojrzenie w swojego najgorszego, poza Voldemortem, wroga.

 

– Tak myślałem – w głosie Ślizgona wyraźnie słychać było triumf. – Słyszałem, jak Goyle zaczepił o ciebie walizką. – Zamyślony patrzył na Harry'ego, jakby podejmując jakąś decyzję. – Niczego ważnego nie usłyszałeś, Potter, ale skoro już trafiła mi się okazja...

 

Malfoy kopnął go w twarz, słychać było chrzęst i z nosa pociekła krew.

 

– To za mojego ojca. – Malfoy ponownie kopnął go, tym razem w brzuch, i narzucił na Harry'ego pelerynę niewidkę. – Chyba nie znajdą cię wcześniej, niż pociąg wróci do Londynu. Zobaczymy się, Potter... A może się nie zobaczymy.

 

Wychodząc łotr nie zapomniał stanąć Harry'emu na palce, a on nawet nie mógł krzyknąć, kiedy kości zachrzęściły.

 

Nienawiść dodawała sił, póki niewidoczny leżał na podłodze przedziału, krztusząc się własną krwią. Nienawiść podtrzymywała go, kiedy po opuszczeniu pociągu Harry szedł z Tonks po ciemnej, pustej drodze. Właśnie nienawiść nie dawała mu się załamać, kiedy Snape naśmiewał się z niego, a Malfoy barwnie opisywał Ślizgonom zdarzenie w przedziale. Ożywcza nienawiść i – podstawowe pragnienie – dowiedzieć się, co knuje Malfoy, nie pozwalały mu użalać się nad sobą. Patrząc na sztuczki Malfoya, Harry marzył, aby wyśledzić, co robi i zetrzeć pychę z jego złośliwej, rasowej twarzy.

 

Jednak Ron i Hermina nie słuchali jego ostrzeżeń.

 

– Harry, Malfoy po prostu popisuje się przed Parkinson. Jak zawsze. Jakie ważne zadanie Sam-Wiesz-Kto mógłby zlecić temu Ślizgonowi?

 

Właśnie nienawiść stała się przyczyną wszystkiego. A potem... jego odwieczna ciekawość? Czy można wszystko zmienić? Zrobić po swojemu? W jakim momencie jego uczucia z czystej nienawiści zmieniły się w zapał badacza, który pozwolił zobaczyć nowe możliwości i zrobić krok w nieznane z szeroko otwartymi oczami?... Co, w końcowym rozrachunku, doprowadziło do obecnego stanu spraw? Merlinie, jaki ironiczny może być uśmiech losu!

 

Tego wieczoru Harry siedział w salonie i podrzucając pomarańczę, zastanawiał się, co takiego chciał naprawić Malfoy i po co jest mu to potrzebne. Powrócił do rzeczywistości, kiedy rozgniewana Hermiona, potrząsnąwszy głową, podskoczyła na kanapie.

 

– Mówię wam! Pióro Losu wymieniane jest w licznych źródłach! To historyczny fakt! – Twarz dziewczyny zaczerwieniła się.

 

Zagryzając wargi, patrzyła na siedzących wokół szóstoklasistów. Uśmiechający się od ucha do ucha Ron podszedł i objął ją.

 

– Hermiona, kiedy miałem trzy lata, uwielbiałem tę bajkę. Mama była już zmęczona opowiadaniem jej.

 

– Nie! Nie rozumiesz...

 

– O czym mówicie? – Harry z zainteresowaniem popatrzył na przyjaciół.

 

– A ty znów gdzieś odpłynąłeś, Harry. Jak zwykle – z uśmiechem zauważył Seamus. – Hermiona gdzieś przeczytała legendę o Piórze Losu i teraz uważa to za fakt historyczny.

 

Dziewczyna z rozdrażnieniem tupnęła nogą.

 

– To nie legenda! W bibliotece Hogwartu są książki, w których o nim się mówi! W zeszłym roku przypadkowo natknęłam się na te informacje, ale wtedy nie miały dla mnie żadnego znaczenia...

 

– Poczekajcie. Co to za Pióro Losu? – Nie, żeby Harry się tym interesował, ale, chyba, gotowy był posłuchać bajki i na chwilę oderwać się od mrocznych myśli.

 

Seamus przewrócił oczami i podniósł się z fotela.

 

– Idę spać. Jutro dwie godziny eliksirów, trzeba nabrać sił, fizycznych i psychicznych.

 

W ślad za nim wstał także Dean.

 

– I ja pójdę. Tę historię znam na pamięć. – Z przepraszającym uśmiechem spojrzał na Hermionę i skrył się za drzwiami sypialni.

 

Harry popatrzył na roztrzęsioną przyjaciółkę.

 

– Hermiona, chcę wiedzieć wszystko o Piórze Losu.

 

Ron z miną męczennika opadł na fotel, wepchnął do ust czekoladową żabę i zapatrzył się w ogień na kominku. Hermiona udała, że nie zauważyła tej ofiary, usiadła obok Harry'ego i zaczęła opowiadanie.

 

– Nikt nie wie, jak wygląda Pióro. Może przyjąć kształt zwykłego mugolskiego długopisu albo flamastra, może być kredą, albo po prostu kamieniem, którym da się pisać, a może być prawdziwym piórem. Przyjmuje różną postać i pojawia się w rękach tego, komu jest najbardziej w danym momencie potrzebne.

 

– A co ono robi?

 

Ron rozsiadł się w fotelu, nadgryzł soczyste jabłko i zamyślonym głosem powiedział:

 

– Zmienia los. Co napiszesz albo narysujesz na jakiejkolwiek powierzchni, to się wydarzy. Od razu.

 

Ginny mruknęła:

 

– Naprawdę niezastąpiona rzecz dla uczniów Snape’a... Prawdopodobnie wielu życzyłoby sobie, żeby Snape nigdy nie pojawił się w Hogwarcie.

 

Ron uśmiechnął się.

 

– Już lepiej żeby on... – Przeciągnął ręką po gardle.

 

– Ronaldzie Weasley!!! – Hermiona z oburzeniem kopnęła rudzielca w piszczel. Ron chrząknął, a reszta roześmiała się.

 

– Zgoda, niech żyje. Osobiście chciałbym mieć młodszego brata. – Uśmiechnął się, pocierając obolałą nogę.

 

Ginny demonstracyjnie wzniosła do góry oczy i zauważyła:

 

– Jakie szczęście, że nie masz Pióra...

 

– A ja napisałbym, żeby moi rodzice byli zdrowi – wyszeptał Neville.

 

Wszyscy obrócili się i popatrzyli na niego. Atmosfera w pokoju natychmiast zagęściła się.

 

– Harry – głos Neville'a był cichy – a czego ty byś sobie życzył?

 

Harry, nie namyślając się ani chwili, odpowiedział:

 

– Żeby Tom się nie urodził.

 

Neville uważnie popatrzył na niego i zamyślony kiwnął głową.

 

– Tak... to byłoby...

 

Ron podszedł do przyjaciela i objął go za ramiona.

 

– Żal tylko, że nic nie pomogłoby mi zostać starszym bratem, a tak poza tym – dobre życzenie.

 

Wszyscy potaknęli i zaczęli się rozchodzić. Jutro naprawdę będzie ciężki dzień.

 

Szykując się do snu, Harry myślał o tym, jak wszystko zmieniłoby się, gdyby miał możliwość wpłynąć na przeszłość. Jeśli Tom Riddle nigdy by się nie urodził, rodzice Harry'ego by żyli, Peter Pettigrew nie zdradziłby, jego ojciec chrzestny nie trafiłby do Azkabanu, a potem nie zginąłby, ratując Harry'ego. Miałby normalne dzieciństwo z kochającymi rodzicami, wyjściami na mecze Quidditcha, spacerami po lesie z Syriuszem i słodkimi budyniami z aromatyczną kawą każdego ranka. Kto wie, może miałby brata... takiego, jak Ron. Lub siostrę, też dobrze. Może byłaby nie tak nudna, jak Hermiona, albo nie tak troskliwa, jak Ginny? Nieważne. I jeszcze... Przez chwilę nie mógł złapać tchu... Lucjusz Malfoy nie zostałby Śmierciożercą, a Draco... Harry uśmiechnął się w myślach i potrząsnął głową. Malfoy, wszystko jedno, co się wydarzy, zawsze pozostanie Malfoyem. Na pewno byłby takim samym, zadowolonym z siebie, łotrem i zakałą. Wszystko jedno, i tak nie byliby w stanie się zaprzyjaźnić. Nie byliby w stanie? Właściwie dlaczego tak poruszyła go ta myśl? Zmieszany Harry potarł czoło i usiadł na łóżku. Dlaczego? Przez kilka minut zamyślony patrzył przed siebie, a potem świadomość uczynnie udzieliła mu odpowiedzi: „Ponieważ, jeżeli można zmienić KAŻDEGO człowieka, sprawić, by był lepszy, to koniecznie trzeba to zrobić!” Oczywiście. Nie będzie Toma Riddle'a i nawet Draco Malfoy stanie się kimś innym. No, prawdopodobnie. W końcu nie byłoby tak źle, gdyby przestał nazywać Hermionę „szlamą”, a Rona „nędzarzem”. Harry upadł z powrotem na poduszkę, zamknął oczy, i z uśmiechem na twarzy znowu zaczął marzyć o świecie, w którym Tom Riddle nigdy nie ujrzał światła dziennego. Ślizgoni nie zostaliby wyobcowani, ponieważ w ich domu nigdy nie zacząłby uczyć się jeden z najsilniejszych czarnych magów w historii czarodziejskiego świata. Nie byłoby międzydomowej wrogości... Harry uśmiechnął się, wyobraziwszy sobie, jak Ron spokojnie rozmawia z Goylem o Quidditchu. Ciekawe, jakie miejsce w tym idealnym świecie zająłby Snape? Pomyślał chwilę i doszedł do wniosku, że nie może wyobrazić sobie Snape’a jako anioła w żadnej z rzeczywistości. A Malfoy... Ten moment Morfeusz wybrał, żeby szepnąć do ucha Harry’ego Pottera, więc sen zmorzył Złotego Chłopca. I dobrze. Kto wie, co jeszcze mógłby wymyślić tej pierwszej nocy w szóstej klasie?... A tak, usnął prawie szczęśliwy.

 

Poranek przywrócił Harry’ego do rzeczywistości, ale chłopak nie pogodził się z nią. Drugi dzień jesiennego semestru zaczął się strasznym krzykiem Rona, bezpośrednio nad jego uchem.

 

– Zaspaliśmy!!! Snape nas zabije! Wstawaj! Za piętnaście minut są eliksiry!

 

Kiedy pędzili w stronę podziemi, Ron klął na czym świat stoi na innych Gryfonów, którzy nie pomyśleli o obudzeniu swoich kolegów i tym samym skazali ich na nieunikniony szlaban u tłustowłosego sadysty. Harry już współczuł Deanowi i Seamusowi, o Neville’u nawet wspominać nie wypadało. Ale najpierw muszą przeżyć TO. Naturalnie, spóźnili się na lekcję. Kiedy wypadli zza ostatniego zakrętu, zdążyli zobaczyć, jak Mistrz Eliksirów zatrzasnął drzwi. Ron ciężko westchnął i wymamrotał coś na kształt: „Finnigan, nie żyjesz!” Chwilę później Harry, popychany przez swojego najlepszego przyjaciela, wszedł do klasy. Syczący głos Snape’a to naprawdę coś, bez czego mógłby się spokojnie obejść, z tęsknotą pomyślał Harry, wysłuchując kolejny raz o swojej wyniosłości, wysokim mniemaniu i nieodpowiedzialności, a także o złych genach pewnych Gryfonów. I Harry znowu pomyślał o tym, że Pióro bardzo by mu się przydało. Jego drugim życzeniem byłoby wysłać Mistrza Eliksirów dokądkolwiek, byle jak najdalej. Na przykład, na Biegun Północny. Kiedy Snape skończył swoją reprymendę i wyznaczył szlaban, Harry’emu mignęła szalona myśl, że Biegun Północny to miejsce niedostatecznie oddalone i odizolowane. Odprowadzani kpiącymi spojrzeniami Ślizgonów i pogardliwym wzrokiem ich przywódcy, skierowali się do swoich ławek.

 

– Białowłosy palant! Nic, tylko przywalić mu pięścią w tę wredną mordę... – Ron zaczerwienił się ze złości i odwrócił.

 

Harry popatrzył w stronę Malfoya i, oczywiście, od razu pochwycił jego spojrzenie. Mierzyli się wzrokiem do czasu, aż Snape zaczął chodzić po przejściu między ławkami. Tak, Pióro bardzo by się przydało – pomyślał Harry i zajął się lekcją.

 

Potter bez zapału mazał piórem po pergaminie, z tęsknotą patrząc na górę podręczników, i oddawał się apatycznym myślom. Naprzeciw siedział Ron i w skupieniu coś pisał, przygryzając koniuszek języka. Na Hermionę patrzeć nie musiał, i tak wiadomo było, co robi. O tej porze Pokój Wspólny był już prawie pusty i zostali tylko we troje. Ron z jakiegoś powodu starannie robił domowe zadanie, siedząc na kanapie obok Hermiony, chociaż... Harry uśmiechnął się – przyczyna była jak najbardziej oczywista. Z przyjemnością zerknął na wtulających się w podręczniki przyjaciół... Merlinie! Pióro z trzaskiem złamało się na pół, kalecząc go przy tym w palec. Przyjaciele na sekundę oderwali się od swojego zajęcia, Hermiona lekko uśmiechnęła się, pokręciła głową i znów zajęła Starożytnymi Runami. Ron nawet nie spojrzał na Harry’ego, tylko, zamyślony, nie odrywał wzroku od Hermiony.

 

– Zgredku… – cicho zawołał Harry.

 

Skrzat pojawił się, śmiesznie poruszając uszami, i z oddaniem popatrzył na niego swoimi ogromnymi, smutnymi oczyma.

 

– Harry Potter? Sir?

 

Harry pokazał Zgredkowi kawałki pióra.

 

– Przyniesiesz mi nowe? Tak bardzo nie chce mi się iść do sypialni...

 

Czekając na powrót skrzata, Harry mężnie walczył ze snem. Wydawało się, że Morfeusz już złapał go w swoje objęcia, sklejając rzęsy i cichutko nucąc kołysankę. Prawie zaczął drzemać, kiedy Zgredek wrócił z nowym piórem. Harry podziękował i ponownie starał się napisać coś na swoim pergaminie. Nie, dzisiaj nie da rady! Myśli rozpełzały się w różne strony. Esej z eliksirów w żaden sposób nie chciał układać się ani w głowie, ani na papierze. Harry leniwie nakreślił piórem na pergaminie dwa profile: żeński i męski. Prawie stykały się w pocałunku i Harry z uśmiechem podpisał: „Ron i Hermina”. Chwilę później pióro wypadło mu z rąk. Przyjaciele zapamiętale całowali się, zapomniawszy o jego obecności. Harry z konsternacją popatrzył na nich, ponownie spojrzał na swój rysunek, potem podniósł pióro i napisał: „Chcę kremowe piwo.” I już prawie pewien, że się ukaże, poszperał pod fotelem. Mimo to, kiedy jego ręka chwyciła za chłodnawą szyjkę butelki, Harry nie był w stanie powstrzymać stłumionego westchnienia. Ron i Hermiona wreszcie oderwali się od swojego porywającego zajęcia i popatrzyli na Harry’ego roziskrzonymi oczami.

 

– Co się stało? – wymamrotał zmieszany Ron. Harry spojrzał na niego obojętnie, włożył pióro do kieszeni i podszedł do wyjścia.

 

– Coś gorąco tutaj. Pójdę i przespaceruję się – rzucił przy samych drzwiach. Ron i Hermiona wymienili zdziwione spojrzenia

 

– O wpół do dwunastej w nocy?

 

* * *

 

Z powodu uświadomienia sobie otwierających się możliwości, kręciło mu się w głowie. Będąc już na schodach prowadzących do Wieży Astronomicznej, Harry uprzytomnił sobie, że peleryna niewidka została w kufrze, ale teraz nie musiał zawracać sobie głowy ani Flichem, ani jego durną kotką. Nadszedł oto moment prawdy. Harry zatrzasnął drzwi, przytulił się plecami do ich gładkiej powierzchni i na chwilę zamknął oczy. Teraz. Jednym ruchem Pióra zlikwiduje koszmar, którym było jego dotychczasowe życie. Harry głośno wypuścił powietrze i napisał bezpośrednio na drzwiach: „Tom Riddle nigdy się nie narodził. ”Postał chwilę, rozejrzał się. Nic się nie wydarzyło. Wieża Astronomiczna pozostała na swoim miejscu. Harry podszedł do okna i na wszelki wypadek wyjrzał na zewnątrz – dziedziniec i błonia Hogwartu też się nie zmieniły. Może wszystko to tylko gra wyobraźni? W końcu jego przyjaciele mogli, wreszcie, zdecydować się na pocałunek sami, a o piwie zupełnie zapomniał któryś z Gryfonów. Harry westchnął. Przyznawać się do własnej paranoi nie chciał. Dobrze chociaż, że nie zdążył niczego powiedzieć przyjaciołom – na pewno mieliby z niego niezły ubaw. Ze smutkiem wytarł napis oczyszczającym zaklęciem i wyszedł na schody.

 

Chyba za bardzo skoncentrował się na tym, że nie ma ze sobą peleryny niewidki i Flich może go złapać w drodze powrotnej. A może po prostu zapomniał jak, w prosty sposób, sprawdzić, czy coś się zmieniło. Powoli, bojąc się, że wszystko to okaże się złudą, Harry podniósł rękę do czoła. Blizny nie było. Jedno dotknięcie wystarczyło, żeby mu to uświadomić. Udało się! Ale już chwilę później drgnął, uchwyciwszy kątem oka migającą, białą grzywkę jego największego, szkolnego nieprzyjaciela. Harry rozejrzał się i zobaczył, że zza rogu wychodzą Crabbe i Goyle.

 

– Draco, znaleźliśmy go.

 

Malfoy z rozdrażnieniem zmarszczył brwi.

 

– Nie my, tylko ja.

 

Goryle równocześnie przytaknęli.

 

– Oczywiście, szefie.

 

Wykrzywiając usta, Malfoy zwrócił się do Harry’ego:

 

– Gdzie ty się włóczysz?

 

– Wracam ze spotkania. Nie twoja sprawa, Malfoy – burknął Harry i spróbował przejść.

 

Malfoy natychmiast skierował na niego swoją różdżkę i zasyczał:

 

– CO??? Wracasz ze spotkania? Ach, ty łotrze... Jak śmiesz mi to mówić! TY MNIE ZDRADZASZ??? – Blada twarz Malfoya zamarła.

 

Do Harry’ego zaczął wreszcie dochodzić sens oskarżeń i w ustach poczuł smak żółci. Wydawało mu się, że zaraz zwymiotuje...

 

– Zdradzam? Ciebie?... – Zachrypiał Harry, walcząc z mdłościami.

 

– Tak. Mnie. Zdradzasz. Mówiąc prościej, pieprzysz się z kimś jeszcze. Wyraziłem się bardziej zrozumiałe dla twojego móżdżku? – Kończąc, Ślizgon był już zewnętrznie spokojny.

 

Harry jednak wreszcie rozstał się z kolacją.

 

– Co z tobą? – Z fałszywym niepokojem zapytał Malfoy. – Wypiłeś za dużo z nowym kochankiem? A może poczęstował cię jakimś zepsutym winem?

 

– Nie, po prostu spodziewam się dziecka, nie widać?

 

– Dobry dowcip – skrzywił się Malfoy. – Lepiej będzie dla ciebie, jeżeli powiesz mi prawdę. Widzisz, chcę wiedzieć, z jakiego powodu mój chłopak, który jeszcze dzisiaj rano przysięgał mi miłość, jęczał pode mną i... – Malfoyu przerwał, a żołądek Harry’ego znowu wyraził burzliwy protest.

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin