Historie Sary Svenson.doc

(189 KB) Pobierz
Historie Sary Svenson

Historie Sary Svenson

Kim jestem?? Tego chyba nawet ja nie umiem powiedzieć. Narodziłam się w wyniku intrygi. Idąc przez Nowy Jork coś widziałam i (chyba ???) przypadkowo sfotografowałam. Następnego dnia FBI, policja stanowa, mafia zaczęła mnie szukać, mnie oraz pewnego faceta, Mike'a. Do dziś nie wiem dlaczego jego. On zresztą chyba też. Sprzedawca z sklepu spożywczego za rogiem. Cóż zabito wielu niewinnych aby nas znaleźć lecz nie udało się. Przynajmniej na razie pomogło nam szczęście a rodzinie Svanson pech. Facet usnął za kierownicą i wpadli do jeziora. Przypadek sprawił, że przejeżdżaliśmy. Nie udało się ich uratować. Jedyne co mogliśmy to ich pochować. Niedaleko była granica z Meksykiem. Udało nam się ją pokonać i po odpowiedniej opłacie zostawić w domu pogrzebowym z naszymi paszportami. Ciała od razu skremowano. Wypadało przejąć ich tożsamości. Ja stałem się kobietą ze względu na kobiecą budowę ciała i umiejętność udawania kobiety (kilka razy na Halloween byłem przebrany za kobietę). Problem był taki, że z pism jakie znaleźliśmy w laptopie Marka Svanson i laptopie Sary Neckerbii nie byli małżeństwem oraz byli mocno, nazwijmy to korpulentni. Mark miał objąć posadę zastępcy szeryfa i detektywa w hrabstwie nad Pacyfikiem i na granicy z Kanadą. Postanowiliśmy jednak spróbować, może nikt tam nie widział ich wcześniej. Bycie policjantem to było igranie ale jednak się zdecydowaliśmy. Do hrabstwa pojechaliśmy przez Las Vegas gdzie oficjalnie wzięliśmy ślub i już jako Sara po przyjęciu nazwiska męża Svanson. 

 

„The Brock” Bo tak się nazywała mieścina gdzie nas przywiało była małą rybacką osadą. Główna droga wiodła wzdłuż wybrzeża i gdzie nie gdzie odchodziła małymi drogami do domów. Jedyna większa droga odchodziła w kierunku portu. Przy niej znajdowało się kilka domów i hotelików, coś na wzór placu z stojącymi po przeciwnych stronach zborem i kościołem katolickim a dalej tuż przed portem było dużo małych sklepików dla wycieczkowiczów oraz szkoła i redakcja gazety. Jak przyjechaliśmy, okazało się, że Marek kupił już tu dom. Zaprowadzono nas tam i zaczęliśmy a raczej jak przystało na cichą i pokorną żonę (mieliśmy nie wychylać się) zajełam się rozpakowywaniem nas a „mąż” poszedł już do szeryfa i zaczął się zaznajamiać z miejscem pracy. Miejsce było urokliwe a dom strasznie skrzypiący ale nasi poprzednicy zadbali o zakup przez pocztę i internet i wiele elementów było już odnowionych i umeblowanych. Meble przyszły wcześniej, zarówno te nowe jak i używane. Wziełam się, za rozpakowywanie. Dobrze, że wcześniej wymieniliśmy wszystkie ubrania. Nasi poprzednicy byli szersi. 

 

Moja pierwsza wizyta w Brock nie powaliła mnie na kolana, zresztą co może powalić na kolana w takiej mieścinie. Nie jest to Nowy Jork, nie jest to San Francisco a nawet Chicago. Raczej z Al-Capone nie będzie musiał tutaj Marek walczyć. Idąc w kierunku portu wpadłam niestety w sidła dwóch mężczyzn w wieku 55 i 62 lata. To byli bracia Brock jedni z prawnuków założycieli miasta i redaktorzy naczelni „The Brock Time” Obaj mimo dość jednoznacznie okazywanej przeze mnie im niechęci nie umieli się odczepić i w końcu zgodnie z zasadą jeśli nie możesz z czymś walczyć przyłącz się , zaakceptowałam ich obecność. Okazali się miłymi i zajmującymi kompanami, choć po chwili, zrozumiałam, że mam do czynienia z prawdziwymi zawodowcami. Prawie nie wyciągnęli ze mnie prawdy. Zobaczyłam w ich twarzach że zaczęli podejrzewać, że coś ukrywam i za wszelką cenę chcieli się dowiedzieć co. Na razie jednak musieli zrezygnować, przedstawili mnie tutejszemu rabinowi, księdzu, pastorowi, „naczelnej feministce”, doktorowi Fitzpatricowi oraz właścicielowi promu i kilku okrętów rybackich lub wycieczkowych MacMarthowi. Wszystkim przedstawiali mnie jako nową detektywową Svanson. Nie wiedziałam, że jeszcze takie określenie istnieje, Detektywowa Svanson, czyli chyba żona detektywa. Cóż dzień był pełen wrażeń, trzeba było wrócić do domu, zaczekać na męża i spędzić pierwszą noc w nowym domu.  

Stałam przed domem okryta grubym żeglarskim swetrem i piłam gorącą, ciągle parującą herbatę z imbirem. The Brock było ładnym portowym miasteczkiem pamiętającym jeszcze czasy świetności okrętów żaglowych. Patrzyłam zauroczona na coś w rodzaju otartej zatoki gdzie widać było jak stoją i pracują kutry rybackie. Niewątpliwie świat tutaj się zatrzymał w XIX w. i miało to swój urok. 
Największym minusem jednak było zimno nadchodzące falami od Atlantyku. Nie usłyszałam nawet podjeżdżającego auta, tylko miarowy szybki chód i sapanie. Bracia Brock. Cóż dzień miałam z głowy więc odwróciłam się i spojrzałam im w oczy. 
- Czego panowie, sobie ode mnie życzą? – spytałam spokojnie. 
- Pani Saro, lub może Saro chyba ze względu na mój wiek pozwolisz mi tak do Ciebie mówić – zanim jednak się odezwałam młodszy Brock już kontynuował 
- Nie jest to duża mieścina, ale wie pani różne dziwne rzeczy się w niej dzieją. Dobry redaktor zawsze znajdzie sprawę, nietypową i niecodzienną, a nie tylko warzywa pani Kroll i nieudane wypieki Kate O,Bannon – powiedział ostatnie słowa dość zgryźliwie patrząc się nie na mnie ale na swojego młodszego brata. 
- Proszę nie słuchać tego tetryka, jeżeli nas pani zaprosi na dobrą gorącą herbatę to opowiemy pani po co przyjechaliśmy.- powiedział serdecznym głosem młodszy Brock. 
Lekko zdziwiona ich bezpośredniością zaprosiłam ich do domu i zrobiłam herbatę. Trzeba było im przyznać, umieli zaciekawić człowieka szczególnie, że sądziłam, że przyszli tu tylko na przeszpiegi. 
- Pani Svanson – rozpoczął najstarszy – nie jesteśmy już najmłodsi, ale ciągle jeszcze dużo możemy – zamilkł na chwilę widząc moje zmieszanie i lekką nutkę zaniepokojenia. 
- Nie nie o to nam chodzi, proszę się nie przejmować jego słowami. Jemu już wiek daje się we znaki.. Chodzi nam o to, że prowadzimy tutaj coś w pokroju tygodnika, gazetę znaną i szanowaną w całej okolicy, brakuje nam jednak rąk do pracy a my stajemy się tylko coraz starsi. Wiem że to nietypowe ale w naszej sytuacji, chcieliśmy prosić panią, o pomoc. Chodzi … – Nie dokończył, gdyż starszy brat mu wszedł w słowo. 
- Nie chodzi o to , że już nie możemy ale znając pani dorobek dziennikarski, chcielibyśmy się zapytać, czy może dołączyła by pani do nas. Rozumiem, że praca w tym miejscu to nie korespondencje z Afganistanu czy Iraku, ale jednak przydało by się nam twarde i odważne pióro. 
Siedziałam zaskoczona i z lekko otwartymi ustami wpatrując się na przemian to w jednego to w drugiego brata. Szok ciągle nie mijał, i naprawdę nie był wynikiem tego, że zaproponowali mi pracę, ale może tego, że nie wiedziałam kogo grałam, nie sprawdziłam nigdy tak jej historii i teraz tak naprawdę nie wiem co powinnam powiedzieć. Młodszy brat szybko podszedł nalał wody i podał mi ją. Trzeba grać na zwłokę. 
-Panowie. ja tutaj przyjechałam z mężem. Mój czas teraz tutaj to bycie kurą domową, sprzątanie, pranie i kiedyś wreszcie wychowywanie dzieci. 
- Rozumiem, że staracie się pastwo o adopcję. Po tej okropnej ranie po wybuchu moździerza, pisano, że nie może pani mieć już więcej dzieci. – kontynuował starszy – nie chodzi o to że ciągle by pani pisała, jednak chodzi o to , że mogła by pani ubogacać naszą społeczność swoim wspaniałym piórem. 
- No jeśli to … - nie zdążyłam skoczyć 
- Czyli się pani zgadza – a więc nic tu po nas – zapraszam jutro przed południem do naszego biura w celu ustalenia harmonogramu i omówienia pensji. – i nagle tak jak się zjawili ich nie było. Nie pozwolili mi nawet zaprotestować. 
Gdy podeszłam do drzwi usłyszałam jak się kłócą przed drzwiami ale nim chwyciłam drzwi i zaprotestowałam usłyszałam ich rozmowę i pod jej wpływem zrezygnowałam. 
- Ty stary capie, po co jej wszystko powiedziałeś. Widziałeś , że ona nawet nie wie kim jest, to nie ona. Mielibyśmy podstawę do artykułu. 
- Przestań ja czuję, że coś się za tym kryję i to może być ciekawsze. Z samą nieścisłością, nic byśmy nie zrobili tylko doprowadzili do wściekłości starego O’Bannona. A wiesz jaki on jest na swoim punkcie przewrażliwiony. 
- Może i masz rację, Ron ostatnio robi się cholernie upierdliwy, ale po co wszystko jej powiedziałeś?? 
- Na razie niech się czuje dobrze nie tyle ona jest ciekawa, co ciekawi są ludzie którzy za nimi stają. Wiesz dobrze, że jeśli to nie oni to ktoś musi za nimi stać. Sami by tego nie zrobili. – odwrócił się, kątem oka spojrzał na drzwi i razem z bratem ruszyli w kierunku drogi i auta. 
Musiałam się dowiedzieć, czego nie wiedziałam. Do wieczora, przeczytałam prawie wszystkie artykuły Sary. Była dobrą pisarką i naprawdę utalentowaną korespondentką. Nie wiem czemu chciała tu osiąść. Na wieczór przygotowałam oczywiście mojemu mężowi obiad i przebrałam się, napaliłam po czym siadłam na kanapie w salonie. Kuchnia z salonem były połączone więc słyszałam jak powoli gulasz się pichci. Gdzieś około 18.00 usłyszałam podjeżdżające auto. Mąż wracał z pracy. Gdy wszedł spojrzał się na mnie, zamknął drzwi i chwilę stał oniemiały wpatrując się we mnie. 
- Wyglądasz prześlicznie – powiedział , – siadaj nie wstawaj, podszedł do mnie i usiadł obok. 
Byłam ubrana w długi wełniany sweter w postaci tuniki prawie do kolan, na nogach miałam rajstopy a na nich zakolanówki. Dotknął mojej nogi, pogłaskał kolano i jedną rękę lekko wsunął pod tunikę. Nie doszedł do majteczek. Zamknęłam oczy i czekałam czy dojdzie. Nie doszedł – nagle wstał. 
- Mogłabyś się ubierać bardziej dorośle. Jesteś teraz żoną. Gdzie ten obiad. – powiedział dość oschle. 
- A ty w końcu zrobił byś to co powinien zrobić porządny mężczyzna. Myślał by kto uwarunkowany heteryk się znalazł. Zachowaj się w końcu jak mąż. Zaraz Ci podam – wstałam i ruszyłam w kierunku garnków. 
- To nie takie prosta … – nie pozwoliłam mu jednak dokończyć. 
- Co?? Od dwóch tygodni chodzisz jak niedorobiony. Baby Ci trzeba a ja jestem teraz Twoją babą.. Podeszłam i pocałowałam go w usta. 
Odwzajemnił pocałunek. Nie spodziewałam się tego. Wziął mnie na ręce i zaniósł na stół w jadalni. Zsunął tunikę a ja zaczęłam odpinać jego koszulę. Szybko pozbyliśmy się naszych ubrań i całowaliśmy się. Tak tego było mu trzeba ale też mi. Ogromne ciepło zalało moje wnętrzności. Poczułam się błogo. Chwilę jeszcze spędziłam w jego ramionach, po czym poszliśmy się umyć a ja poszłam kończyć mu obiad. 

Następnego dnia punkt dziesiąta znalazłam się w ich pomieszczeniu. Z zewnątrz wchodziło się przez duże oszklone drzwi z których drewnianej części odchodziła już farba. W tym miejscu musiał być kiedyś sklep. Tak, w podobnym stylu redakcja wyglądała. Wewnątrz po lewej stronie przy oknie znajdowały się dwa durze zabytkowe biurka założone ogromnymi stertami papieru. Na przeciwko siebie siedzieli obaj bracia. Jeden coś pisał na komputerze, drugi nieobecnym wzrokiem wpatrywał się we mnie. Po kilku minutach jak oparzony szybko wstał, zrzucił kupkę papieru leżącą na stojącym obok biurek krześle obrotowym i poprosił bym siadła. 

- Proszę się obrócić i z kartoteki wyjąć szufladę z sygnaturą E. – poinstruował starszy brat nie przestając zajmować się komputerem. 

- A przestałbyś – warknął drugi – pani jest tu obca i nie musi wszystkiego znać. 

- Ale podstawy z korzystania archiwum chyba zna ?? – zsunął okulary i spojrzał na brata znad ogromnego monitora CRT 

- Może i zna, ale szybciej będzie jak ja jej pokaże – wstał szybko i podszedł do ogromnej … gdzie z szufladki o sygnaturze E wyjął kartkę z napisem Elizabeth i po kilkuchwilowej nieobecności zjawił się z paczką kilku szarych teczek związanych sznurkiem na których ktoś napisał kolorowym flamastrem “Zabójstwo Elizabeth Thorn” następnie ktoś przekreślił słowo zabójstwo długopisem i napisał samobójstwo. Paczka po chwili znalazła się na jej kolanach. 

- Cztery lata temu zdarzył się w naszym regionie wypadek – rozpoczął starszy brat opowieść. 

- A ja Ci mówię, że to nie był wypadek, tylko zabójstwo – przerwał mu młodszy. 

-Przymknij się stary pryku – zdenerwował się starszy – ja mówię co jest oficjalnie powiedziane. Oficjalnie stwierdzono samobójstwa Elizabeth Thorn. Tego wieczoru była sama z córką w domu. Wzięła za dużo leków psychotropowych a następnie zeskoczyła z balkonu na dno pustego betonowego basenu. Nie było szans na przeżycie. Przez chwilę podejrzewano jego męża. Elizabeth miała dużo pieniędzy, natomiast mąż zdradzał ją. Jednak zeznania lekarza psychiatry z Bostonu gdzie leczyła się Elizabeth mówiły o ciężkiej depresji i innych problemach osobowościowych, natomiast na udział męża policja nie znalazła dowodów. 

- Niestety znalazły się osoby które przyznały, że w chwili śmierci Elizabeth On pił z kolegami w zajeździe “U Harrego” po drugiej stronie miasteczka. – wtrącił się młodszy. 

- Tutaj są wszystkie nasze notatki, wszystko co mogliśmy zdobyć na ten temat, chcielibyśmy abyś przejrzała to. Może coś znajdziesz co zmieni ujęcie tego wszystkiego co się stało. Jeśli nic nie znajdziesz, to prosilibyśmy o krótki artykuł upamiętniający jej śmierć do przyszło poniedziałkowego wydania. 

- A tutaj masz umowę dotyczącą Twojego wynagrodzenia za artykuły. 

- Przejrzeliśmy nasze rachunki i niestety, tylko na tyle możemy sobie pozwolić by Tobie zapłacić. 

Gdy wynosiłam paczkę akt braciszków czułam na nich swoje spojrzenie. Siadłszy w samochodzie nieco zmieniłam ustawienie jednego z lusterek i zobaczyłam jak stają za szybą ich redakcji. To był mój tekst. Nie wiem co mam zrobić, nie wiem co powinnam zrobić, by go zdać. Niestety wiem tylko jedno, jeśli go nie zdam to będzie nasz koniec tutaj. 

W drodze do domu zatrzymałam się jeszcze w piekarni Kate O’Bannon. Chłopaki, obiecali, że zadzwonią do niej i polecą mnie. Kate, oprócz, świetnych wypieków, które od razu kupiłam, była córką burmistrza oraz byłą przyjaciółką Elizabeth. Gdy tylko otwarłam drzwi sklepu przywitał mnie słodki delikatny głos młodej dziewczyny. 

- Ty musisz być Sara. – młoda szczupła blondynka z długimi prostymi włosami i równą grzywką zakrywającą czoło, powitała mnie wesoło. – Chłopaki już dzwonili i mówili mi, że piszesz o Elizabeth, chodź siądź tutaj ze mną, - wskazała mi stolik w rogu cukierni – Tina przynieś nam po szarlotce i zielonej herbacie – krzyknęła zwracając się do młodej dziewczyny stojącej za ladą. 

- Tak mieli dzwonić. Wiesz, nie mam jeszcze większych pytań. Nie zdążyłam się zapoznać z ich notatkami, tylko ogólnie mi o niej opowiedzieli. Mogłabyś sama mi o niej opowiedzieć? – zapytałam 

- Proszę bardzo. Elizabeth znałam ze szkoły. Była kilka lat starsza ode mnie ale miała dobre serce. Zawsze jeśli tylko mogła pomagała innym. Była trochę z boku wszystkich grup które w szkole istniały. Pomagała pastorowi przy kościele i była dość religijna choć, na ile metodystka może być religijna – uśmiechnęła się dość kwaśno, ale ja nie zrozumiałam aluzji. – Wiesz Męża poznała podczas studiów na uniwersytecie stanowym. On był wiecznym podrywaczem. Kochała go mocno, choć on , może ze względu na duże swoje powodzenie zdradzał ja na lewo i prawo, na ostatnim roku wpadli. Udało im się jeszcze jakoś skończyć studia iona już z nim wróciła tutaj. Jej ojcem jest Jeff Thorn. Thornowie to dość sytuowana rodzina w tym regionie. Jej ojciec był kongresmenem, po nim został jej brat. Ona mimo, że naprawdę, dusza człowiek, przez małżeństwo z tym lubieżnikiem stała się zakałą rodziny – kontynuowała Kate – wszyscy raczej unikali kontaktu z nią, głównie przez jej męża. Powoli coś się z nią zaczęło dziać. Ojciec z bratem chcieli go odesłać, ale ona się uparła a i mąż chyba poczuł wiatr w żaglach bo powiedział, że za tak małe pieniądze to nie wyżyje. Będzie musiał zabrać małą od niej. Nie było dobrze w tym małżeństwie. kłócili się ciągle. On albo był z kolegami w knajpie i pił albo z Filadelfii lub Bostonie. Podobno miał tam kochankę, choć mówił, że wyjeżdża w sprawach służbowych. Handlował akcjami na giełdzie. Wyszukiwał słabsze firmy, skupował ich akcje a potem odsprzedawał dużym firmom które chciały je przejąć. Miała dwa załamania nerwowe, wylądowała w szpitalu w Bostonie, czy ty wiesz, że ten skurwiel ani razu nie odwiedził jej tam?? Córce powiedział, że mama ma kuku. Aż pewnego dnia, odnaleziono ją w basenie, musiała skoczyć, córka spała jeszcze. Jego znaleziono “U Harrego” po drugiej stronie miasta. Nawet nie zainteresował się co się stało. Za połowę jej majątku zostawił córkę dziadkowi i wyjechał do Bostonu. Nie było go nawet na jej pogrzebie. Wszyscy obwiniają go o jej śmierć. Co prawda on jej nie zabił, pił wtedy z MacCormicami tymi alkoholikami, ale jest odpowiedzialny za jej śmierć. 

- Nie wiesz przypadkiem, czy ktoś mieszka w ich domu?? – spytałam delikatnie – chciałabym , oczywiście jeśli to nie będzie problemem obejrzeć go. 

- Nie nikt go nie kupił od tamtego czasu. Wiesz klucz ma jej brat. Ale jeśli byś jutro podjechała rano to wezmę od niego ten klucz i Ci go pokażę. Może być ?? 

- To o dziesiątej, co ty na to – zapytałam 

- Będziemy dobrymi przyjaciółkami – ucieszyła się Kate – podjedź o dziesiątej ja zaraz dzwonię o ten klucz. Wracasz teraz do domu ?? A może kupisz coś mężowi. On taki chudy był tu kiedyś z wujem to znaczy szeryfem. Dam Ci coś dla niego, dziś na koszt firmy. 

W drodze do domu odwiedziłam męża na posterunku. Wywołałam ogólne zdiwienie i gwizdy niektórych facetów a w szczególności tych siedzących za kratami. Posterunkowy stojący przy wejściu od razu zaprowadził mnie do jego gabinetu. Siedział za biurkiem i energicznie coś pisał na komputerze. 

- Cześć kotku, przyjechałaś w jakiejś sprawie?? – nawet nie zwrócił na mnie uwagi – wiesz mam dużo papierkowej roboty, piszę właśnie raport z napadu na sklep żelazny pani Hansen. Ktoś im ukradł pięć kilo gwoździ. 

- A czy muszę mieć interes aby odwiedzić mojego męża w pracy?? – spytałam najsłodszym glosikiem na jaki mnie było stać. – jesteś tak pięknym mężczyzną - podeszłam za jego biurko i zaczęłam masować jego ramiona.- nie można Cię nie kochać – zrobił grzbiet kota i badawczo spojrzał się na mnie. 

- Chodzi mi tylko o jedną rzecz, taką okupinkę, okruszynkę – patrzył się na mnie badawczo i można było wyczuć w nim strach – nie bój się, chciałam tylko się dowiedzieć, coś o śmierci Elizabeth Thorn. 

- Oszalałeś, przepraszam, oszalałaś kobieto – to stare tajne akta. mogą mnie za to wyrzucić. 

- A nas mogą wyrzucić z miasta te dwa stare pryki które uważają się za dziennikarzy. Zmusili mnie bym o niej pisała. Proszę cię bardzo, zrobię wszystko co chcesz, tylko załatw mi dostęp do jej akt. 

- Dobra – powiedział z ociąganiem – Zobaczę gdzie są te dokumenty. Jeśli da się je wynieść stąd to przywiozę je do domu. Jeśli nie to jutro rano będą tu na moim biurku i je tu przejrzysz. 

Pocałowałam go w czółko i ręką prze szczotkowałam włosy. 

- Jesteś kochany. Dostaniesz dziś dobry obiad i niespodziankę. – pomknęłam do auta. 

Cóż przyszedł jak zwykle bardzo późno. Gdy kończył jeść obiad który dla niego zrobiłam poszłam na górę sie przebrać. Zawsze pamiętałam, dość przypadkiem zdobytą na nim informację. Podobały mu się dziewczyny w uniformach uczniowskich. Zeszłam w białych podkolanówkach, uczniowskiej spódniczce w kratę i mundurku. Przez jedną rękę miałam przewieszony uczniowski plecak a w drugim niosłam duży czerwony lizak. Usłyszałam tylko mam dokumenty, obejrzysz później. Podszedł i w momencie poczułam jego ogromny sprawny język w mojej buzi. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni bym znowu mogła się cieszyć ze swojej uległości. 

Doktor Fitzpatrick rozsiadł się w swoim fotelu i po chwili zastanowienia kontynuował swój monolog. 

- Elizabeth Thorn. Tak ona była niezwykła. Tak jak ona była przykładem człowieka dobrego, powiedziałbym wręcz świętego tak jej mąż to był drań. Leczyłem ją, to ja ją skierowałem do Bostonu na obserwacje psychiatryczną. Stwierdzili u niej schizofrenie choć trochę tego nie rozumiem. Ona była za stara. Tego typu objawy pokazują się u ludzi wcześniej. 

- Jakie objawy – spytałam 

- Głównym objawem schizofrenii są słyszane głosy lub ludzie, istoty. W jej przypadku to był duch dziewczyny, uczennicy która kilka lat wcześniej popełniła tu samobójstwo, topielica. Pokazywała jej się istota o czarnych oczach i białej karnacji ubrana w mundurek szkoły prywatnej z Hoston. Trochę nie w tym wieku jak na tego typu objawy dlatego wysłałem ją do szpitala w Bostonie w celu konsultacji, tam stwierdzono właśnie schizofrenie. 

- Ta istota jak pan ją nazwał to mówiła coś jej?? Przepraszam, widziałam “Piękny umysł” i zastanawiam się, czy może do czegoś ją zachęcała, Raczej na pewno nie do szukania szpiegów radzieckich. 

- Nie ale blisko – uśmiechnął się, Podszedł do szafy z której wyjął rysunek aby w końcu mi pokazać – to ona Sword nasz tutejszy malarz i etatowy rysowniczy szeryfa narysował ją. 

- Mogę temu zrobić zdjęcie?? Do prywatnego archiwum – obraz przedstawiał dziewczynę w wieku 13-14 lat wnioskując z ubrania. Ubrana była w mundurek szkoły prywatnej, najprawdopodobniej dawnego liceum dla dziewcząt które teraz stało się koedukacyjne. Klasyka, podkolanówki, spódniczka kraciasta, sweterek, ale twarz … . 

- Panie doktorze, twarz. wygląda jak by miała nie 14 lat a trzydzieści. 

- Widzę, że zauważyła pani to co ja. To było dziwne w tej opowieści. Oczywiście nie jestem psychiatrą, ale widać tu dysonans. To jest dziwne, choć czarne oczy wskazują, na kogoś kto umarł w wyniku utopienia. Nie widać było podobieństwa nawet do dziewczyny która właśnie te kilka lat wcześniej umarła, tamta była blondynką, ta jest brunetką. 

- Mógłby mi pan dać nazwisko, psychiatry który badał Elizabeth w Bostonie ?? 

- Erica Stanson, mogę nawet panią z nią umówić Zadzwonię do niej i wieczorem dam pani znać telefonicznie. 

Czułam coś dziwnego w tej historii. Prosto od doktora Fitzpatricka pojechałam do Kati O’Bannon córki szeryfa Rona O’Bannona pracodawcy mojego męża. Kati uczyła mnie swoich tajemnych technik kulinarnych i przygotowywała młodą małżonkę do ciężkiego losu żony w nad oceanicznym hrabstwie. Wszedłszy do jej sklepu zauważyłam jak siedzi przy jednym ze stołów z młodą Afroamerykanką, przysiadłam się. 

- Cześć Saro – zawołała radośnie – poznaj Patrycje Ketzelby. Nasza jedyna pomoc prawna w tym regionie i jaka dobra, wczoraj obroniła starego MacCleya w sądzie stanowym. 

- Robiłam co do mnie należało i tylko cudem udało mi się, bo przeciwnik był mało rozgarnięty. Ty jesteś żoną tego przystojniaka, nowego detektywa – uśmiechnęła się. 

- Tak, to mój ukochany mąż. 

- Widzisz Pati bierz z niej przykład ona już z kilka lat … – nie dokończyła bo przerwała jej Patrycja 

- Nie jest to znowu jakiś nie wiadomo długi czas, przesadzasz ale nie mówmy już o mnie i Shonie. 

- Shonie MacRain tym długowłosym właścicielu “Pod uschniętą Rybą” choć ciągle się zastanawiam skąd on wziął tą nazwę, typowo szkocka jak sam MacRain. – Patrycja przez cały monolog Kati w dość twardy sposób wpatrywała sią w nią, by przestała mówić, ale na Kati to nie działało. 

- Powiedz lepiej jak ci idzie śledztwo w jakie Cię wpuścili starzy Brock. podjęłaś się karkołomnej rzeczy. Śmierć Elizabeth stanowi niezłą zagadkę i jest już wręcz mitotwórcze co dla tak małej miejscowości jak ta jest trudne, bo już chodzą opowieści o psychopatach grasujących tutaj, maniakach seksualnych, szczególnie przez panią Kutz – pokazała starszą otyłą kobietę siedzącą pod oknem 

- W jej przypadku nawet maniak nie dałby jej rady – zaczęła się śmiać – pamiętasz Pati jak jednym uderzeniem, lekkim jak mówiła w sądzie złamała trzy żebra młodemu Kraytonowi, komandosowi który wrócił na przepustkę do domu i przez to nie mógł wrócić z powrotem do Aganistanu.Krayton raczej za to dziękuje Bogu. 

- Ale pamiętasz tą młodą dziewczynę która zatrzymała się jakiś czas, studentkę chyba która coś tam robiła, jeździła ciągle jej nie było, chodziła po lasach, szukała jakiś ptaków. zniknęła tuż po śmierci Eliabeth. Wszyscy sądzili, że jakiś Maniak seksualny ją zabił. Twój ojciec jednak stwierdził, że sama wyjechała, wszystko było ułożone w pokoju i nawet był list z pieniędzmi do zapłaty. 

- Na razie dowiaduję się wszystkiego. Jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek wnioski – uśmiechnęłam się. 

Nic dzisiaj nie zrobiłyśmy, cały czas poświęciłyśmy właściwie na ploty z Pati. Msiałam jechać do domu i coś upichcić mojemu mężowi. Zaskoczył mnie jednak. Przejeżdżał właśnie i zawołał mnie. 

- No i jak kotku. wydawał się radosny 

- Nic byłam u Kati ale cały czas poświęciłyśmy na ploty jdę do domu coś ci upichcić. 

- Mam chwile czasu to może cię podwiozę? 

Nie zajechaliśmy za daleko. Zatrzymaliśmy się w lasku przed zjazdem do nas. Nie mogliśmy wytrzymać, zaczęliśmy się całować. Czułam jak jedną ręką głaszczę moje jeansy. Mój chomiczek obudził się i chciał jak najszybciej uciec z norki. Usłyszałam obróć się, siedzenie maksymalnie na płasko i czułam jak zdejmuje ze mnie jeansy i majtki. lekki chłód w okolicy odbytu i ból. Wszedł we mnie, trzeszczenie amortyzatorów i falowanie samochodów w rytm bioder mojego męża dawało dodatkowy skutek. Poczułam jakbym miała chorobę morską. We wnętrzu czułam jak z każdym popychem jego rycerz staje się coraz twardszy i większy. W pewnym momencie poczułam zalewający mnie żar. Nie oczyściłam swojej pupki, nałożyłam na to majtki i biodrówki. Tak podwiózł mnie do domu. Wiedziałam, że fakt, że nie oczyściłam swojej pupki z jego soków podniecił go. Wychodziłam z auta i czułam jak majtki i spodnie kleją się. Byłam szczęśliwa, pierwszy raz od dawna. 

Przed jego przyjazdem zdążyłam zrobić obiad. zdążyłam też odbyć dwie różowy. Z pierwszej dowiedziałam się, że doktor Fitzpatrick nie może mnie umówić z jej psychiatrą bo ta już tam nie pracuje, zwolniła się dwa tygodnie po jej śmierci. Zaniepokoiło mnie to. Drugi dostałam od Pati. były mąż niedawno ożenił się drugi raz z niejaką Moirą Green. Skończył się okres karencji testamentu po żonie. Przejmuje go całego bo spełnił warunek, że nie może się ożenić przez określony czas. Ten określony czas już minął. 

Przystań tego dnia była dość wieczna. Schodząc z zarządu portu w kierunku mola do którego było przywiązanych większość łodzi zauważyłam Johna MacMarthego. MacMarthy był jednym z najbogatszych ludzi w mieście. Posiadał sporo statków, wiele innych łowiło dla niego. podeszłam do niego dość spokojnie. Mężczyzna był zajęty rozmową i tłumaczeniem czegoś jakiemuś rybakowi który po chwili odmeldował się i znikł na łodzi. MacMarth zdenerwowany odwrócił się. 

- Wie pani ci z rodzin rybackich czasem są gorsi niż ludzie z środka lądu. Takiemu sie coś powie to to zrobi. Ci zawsze wiedzą lepiej a poza tym tłumaczą się, że ich dziad i wuj to robili inaczej. – spojrzał się na mnie i zdziwiony powiedział – dzieńdobry Jahn MacMarth. 

- Sara Svenson żona nowego detektywa – uśmiechnęlam się. Poznalismy się jak ten duży okręt SAR przypłynął. Przedstawili mnie bracia Brock. 

Chwilę przyglądał się mnie i widać było, że ocenia. 

- Tym starym prykom nie można odmówić gustu. Wiedzą kogo zatrudniają, zresztą żądzą tym miastem od niepamiętnych czasów a ja tu jestem nowy. Przejdźmy o kapitanatu portu, na pewno po coś panią tu przysłali. – powiedział dość arogancko. 

- Chciałam się zapytać – zerknęłam do notatek – o kłótnie między Elizabeth i Harrym. 

- Czyli ci dwaj głupcy nie odpuścili, chyba, że pani nie lubią i w to wpuścili. Z tą sprawą nic więcej nie da się zrobić. – powiedział z naciskiem 

- Ale opowiedzieć pan może – powiedziałam z naciskiem 

- Czyli chce pani marnować mój i swój czas. – spojrzał się na mnie ostro – Dobrze. Harry miał tam – pokazał część nadbrzeża do którego były przywiązane łodzie – swój jacht “Perła w koronie”. Kurwa jak bym słyszał te napuszone nazwy ze starej Anglii. Wyszedłem właśnie na papierosa. Widziałem jak poszła na niego w nocy a on tam zabawiał się z jakąś panienką. Oj tego to on miał zawsze na pęczki. Jak ich zobaczyła wybiegła i pobiegła na molo. Chciała wejść na statek starego Gresona ale nie udało jej się. Ja stałem za tym kamiennym murem i słyszałem kawałki ih rozmowy. Zrozumiałem z tego tyle, że “Ja mam wszystkie pieniądze, jeśli się ze mną rozwiedziesz pójdziesz z niczym. Mam już dość. Ja tym razem rozwiodę się z tobą. “ Tydzień późnej leżała jużą w basenie martwa. Jak dla mnie piękny zbieg okoliczności, No nie ?? – powiedział dość zawadiacko nie tracąc swego złośliwego humoru. 

- Sir – odezwał się oficer dyspozycyjny – a Anna Bell znalazła jego zdjęcie teraz po ślubie, niech pan spojrzy – wstał od radia i podał mu kawałek gazety....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin