Jennie_Lucas_Sekrety_rosyjskiej_arystokracji.pdf

(470 KB) Pobierz
Jennie Lucas
Sekrety rosyjskiej
arystokracji
Tytuł oryginału: A Reputation For Revenge
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pewnego razu w Honolulu dwa dni po Bożym Narodzeniu, o różowym brzasku,
Josie Dalton stanęła pod drapaczem chmur, w którym on miał swój penthouse.
Zadarła głowę tak wysoko, jak tylko się dało, i zamyśliła się.
Przecież tego nie zrobi! Poślubić go? Wykluczone.
Poza tym,
że
nieuniknione.
Poprawiła znoszony plecak. Dla siostry poślubiłaby nawet diabła. Tak naprawdę
nie sądziła,
że
aż do tego dojdzie. Zakładała,
że
wystarczy zgłosić problem na
policji. Tymczasem wyśmiano ją: najpierw na komisariacie w Seattle, potem już w
Honolulu.
– Pani siostra założyła się o swoje dziewictwo i przegrała? W pokera? I
zniknęła? – powtarzał z niedowierzaniem pierwszy posterunkowy, przekręcając
wszystko.
– Pani siostrę wygrał w pokera jej były facet, multimilioner? – ryczał drugi. –
Pani Dalton! Ja tu mam do załatwienia dużo prawdziwych spraw! Proszę mi się
stąd natychmiast wynosić, bo każę panią zatrzymać pod zarzutem uprawiania
nielegalnego hazardu!
A zatem na ratunek Bree mogła wyruszyć już tylko sama. Zresztą sama w te
tarapaty ją wpędziła. Gdyby nie przyjęła zaproszenia swego szefa na pokera, siostra
nie musiałaby jej pomagać. Bree od dziecka miała talent do gry, a jako nastolatka
została znaną w
środowisku
szulerką. Widać przez minioną dekadę, pracując
uczciwie jako zubożała gosposia, wypadła z wprawy. Jak inaczej wytłumaczyć
fakt,
że
zamiast wygrać, w pięć minut przegrała wszystko?
Władimir Ksendow natychmiast odseparował siostry, wysyłając Josie siłą na ląd
stały swym prywatnym odrzutowcem. Za ostatnią wypłatę wróciła na wyspę
zdesperowana, by wyrwać Bree z rąk potwora. Na szczęście wiedziała,
że
zawsze
istnieje plan awaryjny B... No i właśnie teraz musiała przystąpić do jego realizacji.
Musiała się sprzedać. Największemu wrogowi Władimira Ksendowa. Jego
młodszemu bratu. Musiała poślubić diabła. Wróg mojego wroga jest moim
przyjacielem. Teraz już nie ma odwrotu.
– Słucham panią? – Portier w recepcji apartamentowca zmierzył ją podejrzliwym
wzrokiem. Jej przewiązane sznurowadłem włosy, pognieciony podkoszulek i tanie
klapki nie wzbudziły jego specjalnej sympatii.
Josie odchrząknęła głośno.
– Mam wziąć
ślub
z jednym z tutejszych mieszkańców.
– Pani? Z kimś, kto tu mieszka? – Portier nie starał się nawet ukryć wzburzenia.
Przytaknęła.
– Z Kasimirem Ksendowem.
Starszemu mężczyźnie opadła szczęka.
– Z jego wysokością?! Z księciem?! Niech pani lepiej stąd znika, bo wezwę
policję!
– Niech się pan uspokoi i do niego zadzwoni. I proszę mu powiedzieć,
że
przyszła Josie Dalton, bo zmieniła zdanie i zgadza się na
ślub.
– Mam do niego zadzwonić? Ja się nie zajmuję takimi rzeczami. Pani jest chyba
lunatyczką. Jego obecność tutaj to sekret. Zrobił sobie wakacje. Nie można tak po
prostu wmaszerować z ulicy i...
– Niech pan patrzy. – Dziewczyna zaczęła rozpaczliwie wymachiwać mu przed
oczami wizytówką. – Dał mi to trzy dni temu, kiedy mi się oświadczył w barze
sałatkowym na plaży.
– Bar sałatkowy? Na plaży? – mamrotał ogłupiały portier. – Tak jakby książę
kiedykolwiek jadł sałatki na plaży...
Wyrwał jej wizytówkę, na której odwrocie zauważył adnotację naskrobaną
mocnym, męskim charakterem pisma: „Jak zmienisz zdanie...”.
– Nie widzę,
żeby
była pani w jego typie – gderał mężczyzna, nie wiedząc, co
właściwie zrobić z nieproszonym gościem.
– Wiem – powiedziała cicho.
Dziesięć kilo nadwagi, kompletne bezguście, zaniedbana – doskonale zdawała
sobie sprawę,
że
nie jest w niczyim typie. Kasimir Ksendow chciał ją przecież
poślubić z przyczyn niemających nic wspólnego z miłością czy nawet czystym
pożądaniem.
Tymczasem zrezygnowany portier sięgnął po słuchawkę i odwróciwszy się
tyłem do dziewczyny, szeptem streścił komuś sytuację. Po chwili spojrzał na nią z
niesmakiem i powiedział:
– Jego ochrona mówi,
że
ma pani wjechać na górę. Trzydzieste dziewiąte piętro i
gratulacje na nowej drodze...
– Dziękuję...
Gdy oddalała się po marmurowym holu w kierunku wind,
żałośnie
klapiąc
klapkami, czuła na sobie zdziwione spojrzenia całego personelu. Gdy winda
otworzyła się na samej górze, powitało ją dwóch ponurych ochroniarzy, którzy
beznamiętnie zrewidowali ją i jej plecak.
– I czego tak szukacie? Naprawdę myślicie,
że
przyniosłam mu granat ręczny na
zaręczyny?
Mężczyźni zignorowali całkowicie jej komentarze.
– Jego wysokość czeka na panią, proszę wejść.
– Panowie, panowie... powiedzcie... to porządny facet? Można mu zaufać? Płaci
wam na czas?
Goryle zdawali się być kompletnie głusi.
– Jego wysokość czeka.
– Okej... Wy, cyborgi... Już wchodzę.
Zresztą niepotrzebne jej niczyje zapewnienia. Zaufa swym przeczuciom i sercu.
Czyli: jest tragicznie i niebezpiecznie. Gdy ojciec, umierając, przepisał na nią
wielką parcelę ziemi na Alasce, celowo zrobił zastrzeżenie,
że
przejdzie ona na jej
własność, gdy córka skończy dwadzieścia pięć lat, czyli w tym momencie zostały
jeszcze trzy, lub kiedy wyjdzie za mąż. Nawet gdy była małym dzieckiem, dla
Black Jacka Daltona jej naiwność i łatwowierność stanowiły kolosalne zagrożenie.
Josie zamknęła oczy i wyszeptała pod nosem:
– Dla Bree!
W pełnym przepychu foyer nie zobaczyła nikogo. Strzelisty kandelabr oświetlał
marmurową klatkę schodową. Widać było schody wiodące na piętro i w dół. To nie
penthouse, pomyślała zatrwożona, tylko dwupiętrowa willa ukryta w chmurach.
Przez przeszklone
ściany
ukazywał się niesamowity widok miasta z lotu ptaka.
Miliony
światełek,
czarne niebo, różowopomarańczowa łuna nad horyzontem od
strony oceanu.
– Podobno zmieniłaś zdanie.
W holu zadudnił nagle jego bardzo niski i głęboki głos. Odwróciła się powoli.
Książę Kasimir był nieziemsko przystojny. Wysoki, mocno opalony, o bardzo
szerokich ramionach i umięśnionym ciele. Ciemne gęste włosy, elektryzująco
błękitne oczy, rysy jak wyrzeźbione. Idealnie skrojony ciemny garnitur, lśniące
skórzane czarne buty o jakości jednoznacznie określającej jego status finansowy.
Pewnego rodzaju bezwzględność wypisana na twarzy pokazująca władzę. Mimo
że
Josie była normalnie bardzo otwarta na ludzi i nikt zbyt długo nie wydawał jej się
obcą osobą, Kasimir paraliżował ją całkowicie. Nigdy nie miała do czynienia z tak
szykownym mężczyzną.
– Gdy się widzieliśmy po raz ostatni, powiedziałaś,
że
nigdy za mnie nie
wyjdziesz. Za
żadną
cenę.
– Może zbytnio się pośpieszyłam.
– Wylałaś mi szampana prosto w twarz.
– Przez przypadek!
– Uciekłaś przede mną z baru.
– Bo mnie trochę zaskoczyłeś!
Trzy dni wcześniej, w Wigilię Bożego Narodzenia, Kasimir zadzwonił do niej z
recepcji hotelu Hale Kajani, w którym pracowała jako kierowniczka piętra. Gdy się
przedstawił, od razu zagroziła,
że
się rozłączy. Zażartował wówczas,
że
straci tym
samym ofertę
życia
i zaproponował spotkanie w dość znanej spelunce na obrzeżach
plaży Waikiki. Zaintrygowana przyjęła zaproszenie. Oferta okazała się propozycją
małżeństwa.
– Uciekałaś przede mną, jakbyś zobaczyła diabła! – powtórzył.
– Bo tak się poczułam.
– Czy to twój sposób na przyjęcie zaręczyn?
– Nic nie rozumiesz. Ja...
Zamilkła. Bo i jak miała mu wytłumaczyć,
że
choć on i jego brat utrudniali im
od dawna
życie,
to uległa czarowi jego oczu? Jak również mogła wyjaśnić,
że
nagle
zamarzyła,
żeby
na przekór swym wzniosłym ideałom i samotności powiedzieć
komuś sakramentalne „tak”, nawet jeśli małżeństwo miało posłużyć transferowi
ziemi z rak do rąk? Jak objaśnić przypływ absolutnej głupoty?
– Czemu więc zmieniłaś zdanie? Potrzebujesz pieniędzy?
Owszem, przydałyby się, bo wciąż
ścigano
je za dawne długi ojca. Pokręciła
jednak głową.
– Może chcesz oficjalnie zostać księżną? Wiele kobiet o tym marzy.
– Na pewno nie ja. Poza tym siostra mówiła,
że
wasze tytuły są nic niewarte.
Może i jesteście wnukami rosyjskiego księcia, ale nie macie przecież ziemi.
– Kiedyś mieliśmy całe połacie ziemi w Rosji – zagrzmiał urażony – i ziemie na
Alasce, przez ponad sto lat, kiedy to prababka uciekła z Syberii...
– Przykro mi, ale twój brat sprzedał tę ziemię naszemu ojcu zgodnie z prawem!
– Bez mojej wiedzy! Wbrew mojej woli!
Josie odruchowo cofnęła się, zmrożona jego spojrzeniem. Kasimir Ksendow
zasłynął nie tylko jako bezwzględny człowiek sukcesu, bezduszny playboy i
kolekcjoner serc topmodelek, lecz również wyrobił sobie reputację jako osobnik
wyjątkowo mściwy, który przez lata nie odpuścił bratu wykolegowania go z ich
pierwszej spółki, zanim stała się naprawdę dochodowa.
– Boisz się mnie?– zapytał znienacka.
– Nie. Czemu miałabym się bać? – skłamała nieudolnie.
– A te wszystkie plotki?
Że
jestem na wpół obłąkany i rządzi mną jedynie chęć
zemsty?
– To pewnie nieprawda... – odpowiedziała niemrawo.
– A gdyby nawet była, to przecież bym ci się chyba nie przyznał? – zaśmiał się
szyderczo i szybko zmienił ton. – Czyli jednym słowem zmieniłaś zdanie. A
Zgłoś jeśli naruszono regulamin