Satyr tygodnik humorystyczno satyryczny (4).pdf

(1320 KB) Pobierz
Kraków, 2 lutego 1919 r. _
Cena egz. K. 1-20
(1.— mrk.)
TYGODNIK
Redakcya i administracya
:
Kraków, Czysta 19.
CENA OGŁOSZEŃ:
Naczelny redaktor: WACŁAW GRABIAŃSKI (przyjmuje od 3—4 po pol.).
PRENUMERATA W KRAKOWIE I NA PROW1NCYI
kwartalnie
półrocznie
rocznie
wraz z przesyłką pocztową:
Kor. 16*— (mrk. 13*—).
„ 32"— (
B
26"—)
„ 64*— ( „ 52*—)
za '/is strony
za pół strony
za całą stronę
350-
200'-
Europa wzdłuż
i
wszerz
Pokonana.
Chłopiec
II.
s
Krzyżak-zwierz
Legł bezsilny, niczem trup I
Chłopiec
III.: A więc dzielmy, dzielmy łup I
0
Chłopiec L:
Przed k@iiii
,
esem „pokolowm".
Chłopiec IV.:
Tylko zgodnie. Zgodnie wszak
Koalicyo moja chcesz
Dzielić łupy.
Chłopiec S.:
.... Zgodnie, tak 1
Chłopiec
I!.
Ja też zgodnie I
Chłopiec 115.:
I
ja też!
Sir. 2.
Nr. 4.
. S A T Y R "
Nr. 4.
,S AT Y R'_
Str. 3.
swej sławmej kronice, która pnzedtyni
nigdy światła nie widziała" zapisał:
„Dziś u nas zwykli niektórc-y mówić:
„aza ja Czech, słowo trzymać", a i jp.
llysiński w Adwerbiach swych
pisze: „co jza Czach, słowo trzymać".
Ba! jeszcze przed nimi czytał, kto czy­
tać umiał, w „Zwierzyńcu" jp. Reja:
Pierwey gdy
zacnego i w Połaźcie ma­
wiano,
Tedy to aze ski cm słowem zdzierieć
obiecano.
no
OD WYDAWNICTWA.
Z dniem 1 lutego b. r. rozpoczęliśmy obok „SATYRA", wydawnictwo dwutygodnika
humorystyczno-satyrycznego p. t.:
BIBLIOTEKA „SATYRA"
Szczegóły tyczące się nowego wydawnictwa podane są w ogłoszeniu na ósmej stronie.
Na treść pierwszego zeszytu składają się utwory Ludwika Tomanka, którego, pióro
znane jest dobrze z bardzo poczytnych satyr i humoresek drukowanych w „GŁOSIE NARODU",
„KURYERZE ILUSTROWANYM", oraz z licznych fejletonów stale umieszczanych w naszem piśmie.
NA ŚLĄSKU.
I znowu Polsko na Twój kraj ojczysty,
Na Twe zagony nowy ciągnie wróg.
Po Śląsku łażą chciwe żeru glisty,
Których apetyt niezwykle się wzmógł.
Szarańcza czeska padła na kraj Piasta
I chce pochłonąć ziemi naszej szmat,
Wabi ją węgiel, zboże i omasta —
Po śląskiej niwie brudny pełza gad.
Idzie chłop polski, czyści swoją ziemię
I w ogień wieczny pędzi gadów rój.
O, jadowite i żarłoczne plemię!
Wnet zmykać będziesz tam, „kde doniou twójF
TANK.
Rozbiła się cała
Z łajdakami fura,
Czech, Rusin i Niemiec
MoskaJ i Petlura.
Oj dana, oj dana!
Oj da dana da!
Grzechotnik.
Po wyborach.
P-zyrała konstytuanta będzie miała
charakter wyłącznie monarchiozny, po-
liieważ nie wszedł de niej ani jeden ...
republikanin.
*
Oj dana, oj dana!
Ciągną bolszewiki
Aże ziemia dudni,
Łatwiej o zamachy.
O obronę trudniej.
Ginie koło Lwowa.
Garstka polskiej młodzi,
Lecz wobec wyborów.
Cóż nas to obchodzi
Wybory skończone
Na polskim ugorze.
Będzie pewnie leniej,
Lub też gorzej może.
Tysiączna komisya
W kraju naszym gości,
Komisyi jost mnogość
Tylko brak żywności.
Między narodami
Znów parszywa owca,
Wnet cały świat pozna
Czeclia-kieszonkowca.
Nasza brać na Śląsku
Z Czechem w srogiej wojnie.
Niech tam! byle w kraju
Sypiał człek spokojnie.
Będzie Palestyna
Już się zwozi cegły.
Będzie ale pono
W Polsce niepodległej.
subtelnej istoty od jej brzydkiego sta­
rego futerału. Dusza moja, boć była
to z całą pewnością dusza na przekór
wszystkim ateistom z drukarni Ludo­
wej lub instytutu biologicznego, otóż
dusza moja przeniesiona tak niespo­
dziewanie w sfery astralne sunęła ra­
źno ku stacyi zbornej wszystkich um­
rzyków i innego autoramentu „świętej
pamięci". Po drodze myślałem:
— Tom ci im figla spłatał. Płatni­
czy od Michalika wścieknie się o nie­
zapłacony rachunek (boć w moich
ziemskich spodniach było z monetą nie
tęgo), mój wierzyciel Abrumko nie o-
snieszka mi posłać kilku najstraszniej­
szych zaklęć talmudycznych, a cóż do­
piero naczelny redaktor „Satyra", któ­
rego naciągnąłem na sto koron zali­
czki. Cha, cha, cha, ostatni to mój
dowcip, ale i najlepszy.
Po dłuższym spacerze dotarłem do
tych mistyczno-eterycznych baraków.
Jakiś drągal-z bardzo brudnemi skrzy­
dłami zatrzvmuje mnie.
— Jaką śmiercią zginął?
— No, ja niby tak sam... —'zaczą­
łem jąkać.
I
Mości Panie Satyrze!
Słuchamy, a uszom swym nie wie­
rzymy, na jaką sromotną a haniebną
imprezo puścili się ..bracia naszy Cze-
chaczkoiwie", jak ich zwał jp. Wojciech
Gostkowski, co pisał o „górach zło­
tych i srebrnych w przezacnem Kró­
lestwie polskiem" (1022). Miasto cze­
kać na dekret, jaki padnie am kongre­
sie, miasto dzierżeć się statecznie umo­
wy z nami, panowie Czesi żądzą be-
zecną, obłudnością a zdradą wiedzeni,
rozpuścili czasu pokoju swe hordy na
piastowską ziemię cieszyńską, a wpaaJ-
szy jako wilki między owce, podobni
Upadły kandydat blokowy Dudek
może się przynajmniej tern pocieszyć,
że prócz niego jeszcze pięciu innych
kandydatów bloku wystrychnięto na
dudka.
*
80-letni Czech.
Przed laty dwudziestu rozłożył swe
namioty w Krakowio jakiś cyrk nie­
miecki.
Dyrektor budownictwa Niedziałkow­
ski spotkał się w tym czasie „pod
Matką Boską" z radcą B., Czechem
i zaczął mu opowiadać co w cyrku
widział.
— Wyobraź sobie — mówił — pa­
nie* radco, pokazują między innemi
80-letniego Czecha, który mimo tak
długiego życia nigdy nic nie ukradł
i nie umie grać na żadnym instrumen­
cie ...
— To sem neni prawda! — krzy­
knął oburzony radca.
— I ja jestem tego zdania (odpo­
wiedział złośliwie Niedziałkowski), boć
przecie to niemożliwe, aby Czech do­
żył lat ośmdziesięeiu nikomu nic nie
ukradłszv i aire nauczywszy się graó
na żadnym instrumencie...
— Oddział dla samobójców, drugie
drzwi na lewo, kurytarz prawy, pierw­
sze piętro, oficyna, objekt 18093487.
Nietrudno mi było znaleźć objekt
z tak dużym numerem z tej racji, że
moja dusza wolna od śmiertelnej sko-
rupy była w stanie zapamiętać cyfry
takie, jakichby nawet nie potrafi! od­
czytać najbystrzejszy profesor astrono­
mii lub matematyki z Jagiellońskiego
Uniwersytetu.
Ledwom przekroczył bramę rzeczo­
nego gmachu, gdym się znalazł twa­
rzą w twarz z moim przyjacielem da­
wno nie widzianym Tadzikiem.
— Servus Tadzilc — wykrzyknąłem
nad wyraz uszczęśliwiony widokiem
znajomej' "eby — cóż ty tu robisz,
skąd się tu wziąłeś?
— Co robię? pracuję w prowiantu-
rze.
Dzielny był to chłopak. Już podczas
wojny umiał się zadekować na ziem­
skim padole w najbardziej zcentrali­
zowanej centrali i byłby długo jeszcze
żył w aureoli blasków pana barona
Rogera, gdyby nie pech, który miał
do kobiet. Uwzięła się na niego jedna
Z powodu zwinięcia interesu stron­
nictwo republikańskie sprzedaje na ma­
kulaturę programy, plakaty wyborcze,
korespondencyę, kwity na pobrane
wkładki, księgi protokołów posiedzeń,
bruliony mów kandydackich i pozo­
stałe zapasy agitacyjnych numerów
.,i£urvera I1L".
*
Listy Stańczyka do „Satyra".
Lista blokowa straciła kilka tysięcy
głosów pamieńskich, ponieważ panny
mające po Lit 22—28 nie chciały się
przyznać do 21 lat skończonych.
Według prowizorycznego obliczenia
przyszła konstytuanta będzie posiada­
ła
2%
posłów ze studyami uniwersy-
tecłriemi, 8% ze świadectwem matu­
ry, 20% z patentem szkół ludowych,
30% z egzaminem dojrzałości socyali-
stycznej i 40% analfabetów.
Przeto też za ostatnich królów z Ja­
giełłów ego rodu oni bracia Czechacz.-
kowde do takiej estymy doszli, że u
dworu chętnie ich wdziano i nu.wet
ich językowi prym dawano. Siła o tein
najdziesz w „Dworzaninie" jp. Łukasza
Górnickiego. „Takiego cli walono — pi­
sze pan starosta Tykociński — któ­
ry w slowiech najwięcej czeszczyzny
mieszał... Wyrwie jakie staropolskie
v.
Bogarodzicy słowo, a z czeskiom ja­
kiem gfcidkiem słówkiem na sztych je
wysadzi, aby swego języka grubości,
a obcego piękności pokazał. Nakoniec
i z tem na plac wyjedzie, niemal każdy
i w polskim języku wymowca czeskich
i słów, miasto polskich używa, jakoby
i
to było na schwał dobrze". Chocia pan
| Łukasz to ganił, ale przyzwalał, gdy
j słowa polskiego
TUI
jak;} rzecz nie było,
I aby je wziąć od Czechów, bo język ich
j
jest podobien mowie naszej", u. i to
! trza ważyć, iż Czecliowie są w sąsiedz-
| twie z narody niesprośnemi", przeto i
litery ich polerowniejsze" i kształtów-
I niej, ochędożniej mówić zaczęli... uro-
! sła im ta sława od nasze samych, iż
i ich język miałby być dobrze niż nasz
cudniejszy", chociaż dodawał pan Łu­
kasz „jakoby trochę pieszczący, a męż-
I czvznie mało przystojny".
! Owo tedy widzimy, jak o Czechach
' dobrze w* Polsce dzierżono. Ale jako
podłemu Prusacttwu, grabieże, przez- | na świecie niema nie stałego — jedno
się naprawia, a drugie psowa, tak aię
prawia, srogie mordy i tyraństwa czy- i z Czechaczkami stało. Przyszła no,
nich ciężkość, abowiem ich pludry pod
m
*Za moich czasów nie tacy byli bracia moc swą podbili i w niewoli dzierżyli.
Ozechaczkowie. Byli to ludzie na A niewola, jako to- piszą filozofowie,
schwal mądre, cnotliwe, polerowne, nie dobra jest misterkini. Uczy prze-
zachowujące przeciwko każdemu słu­ wiary*), sykofanctwa, zdradłiwści,
szność, a z baczeniem przystojeństwo. łasienia, wykręcania prawa, krzy­
A w dzierżeniu słowa nikt im nie by! woprzysięstwa, chciwości, pożądania
rówien — i«h słowo był to brant szcze­ cudzego. Tego wszystkiego Czesi
ry. Jako później u nas bracia szlachta przez niewolę i obcowanie z Niemcami
dawała ver bum no bile, kiedy co nabyli, abowiem już przysłowie mówi.
zdzierżeć obiecowała, tak w moich cza-
} siech dawano czeskie słowo. Jp.-
) Perfidii. Stary a, dobry wyraz
z
XV. w.
Maciej Osostevicius Stryjkowski w
nictwa republikańskiego z ulicy Ba-
— Przenigdy.
— Więc cóżeś ty robił za życia,
do wszystkich dyabłów i dyablic —
zawołał przyjaciel zniecierpliwiony. —
Czem się trudniłeś przed śmiercią?
— Aha, aha, przypominam sobie...
Byłem urzędnikiem magistratu w wy­
dziale aprowizacyi...
— No, i dorobiłeś się z dziesięciu,
milionów?...
— Niestety, chociaż to brzmi tak
nieprawdopodobnie... ani jednego...
—Żegnaj — zawołał przyjaciel —
nie chcę nie mieć do czynienia z po-
tępieńcem piekielnych otchłani!...
Czułem, że zapadam się pod zie­
mię. Nagle przerażający grzmot dał
i
się słyszeć. Otworzyłem oczy... Ach,
tak, to tylko smacznie usnąłem na
premierze w krakowskim teatrze... a
grzmot był gramotem oklasków rozen-
tuzyazmowanych przyjaciół autora
komedyi..
Otóż i umarłem. A stało się to tak
całkiem prosto i naturalnie, że w po­
dziw mógłbym wprawić największych
mistrzów tej sztuki. Umarłem, a raczej
ściśle się wyrażając popełniłem samo­
bójstwo bez dziesięciu listów usprawie­
dliwiających ten krok (jakby to kogo­
kolwiek obchodziło), bez strasznej tra­
gicznej walki z samym sobą, bez wi­
watowego wystrzału z rewolweru, a
nawet, nawet bez jakiegokolwiek po­
wodu. Popełniłem samobójstwo, bo mi
się tak podobało i cóż komu do tego.
A wziąłem się do tego w bardzo pro­
sty sposób: Pewnego wieozoru usia­
dłem sobie na jednej z tyoh rozkosz­
nych kanapek (ale nie na ladzie bufe­
towej, tylko w sali) u Michalika, wypi­
łem dwie kawy, zjadłem piętnaście cia­
stek i przeczytałem listę.kandydatów
na pierwszy sejm polski, stojących do
współzawodnictwa w grotJzie, szczycą
cym się nie bez racyf pyszną nazwą
Polskiej Abdery. Tak to bez większycli
ceregieli dokonała się separaejra mej
steś zapisany... Cóżeś ty takiego ro­
czarnooka kastylijka, tak, że aż wszy­ bił za życia nieszczęśliwcze... Przypo­
scy mówili:
sobie.
— A to ci, psia. -krew, morowa hi­ mnij Co ja robiłem — zawołałem na-
szpanka!
wpół z płaczem — czy ja wiem, com
Ale co cię właściwie tu przywiodło —
robił, ezy pamiętam...
zawołał dobry przyjaciel.
— Ha, pomogę ci... Drukowałeś
— No, ja tak. sam...
kiedy wiersze patryotyczne?...
— Aha, rozumiem...
— To nie obciąża mego sumienia...
— Słuchajno — zawołałem — co
— Byłeś-że suplentem gimnazyal-
się tu właściwie wyczynia...
nym, łub nauczycielem ludowym?...
— No, tu się odbywa superarbi-
— Nie, przenigdy nie — żachnąłem
trium. Stąd idzie się do nieba, do
się żywo...
ezyśca, no i do piekła.
— Pisałeś artykuły polityczne do
— Brr... do piekła,.. Słuchajno, nie
„Nowej Reformy"?
mógłbyś mnie w jaki sposób poinfor­
i
— Zacóż mnie imasz!.'..
mować, jak wygląda moja hipoteka...
— Byłeś dyrektorem teatru im. Ju­
— No, to niełatwo, bo. to ma pod liusza Słowackiego, członkiem komi­
kluczem główny arbiter... ale czekaj, syi teatralnej,, fizykiem miejskim?...
mam znajomego pisarza, zatelefonuję
,— Przebóg nigdy nie byłem jednym
do niego, chociaż to nie wolno.
z tych wymienionych.
Możecie sobie wyobrazić, z jakim
. — Dawałeś koncerta publiczne na
niepokojem czekałem na odpowiedź! fortepianie lub skrzypcach, urządza­
Przyjaciel powrócił z miną bardzo łeś własne popisy wokalne, łub od­
strapioną.
Żle z tobą, bój się Boga, bardzo czyty?... mi nigdy przez myśl nie
— Ani
źle... Pisarz nie miał już czasu powie­
dzieć, co ciąży na twej hipotece, ale przeszło... członkiem wydziału stron­
— Byłeś
tyle się dowiedziałem, że fatalnie je­
Sir. 4.
a jakim przestajesz*, takim
stajesz.
I chocia chwałę dawani ich pracy, ro­
zumowi, miłości do złomie ojczystej —
to bych kłamał, gdyby eh zataił, iż ser­
ce sio ich srodze popsowało.
A k'bomu jeszcze przyszło wielkie
dufanie o sobie. Jak Niemcy wszytkich
m nic mieli i dufali, iż regiment nad
całym światem obierzą, tako i ich u-
cznie Czesi, gębę odąwszy, chcą nad
Grodkiem Eurooy i rad wschodriiemi
jej ukraLny panować. Mało im trzy mi­
liony Niemców pod się ogarnąć, mało
Słowaczyznę }>rawera kaduka zachwy­
cić, ale wbijają jeszcze swe jastrzębie
szpony w żywe polskie ciało. Dobrze
to zapisano w provorbiach: „Kiedy
zjastrzębieje sowa, chce latać wyżej
sokoła".
Patrząc na bezbronne ściany Rzeczy­
pospolitej żal nam serce ściska, a owa
nikczemuość czeska tern większa się
wydaje jako jeno złodziejskie a podłe
dusze v. nieszczęścia a niemocy sąsia­
da profitować mogą. Aza zdradziecki
Fryderyk i sorośna Katarzyna co in­
nego czynili?
Ale nie samo czeskie bezeceństwo
k^ałośoi i utrunieniu nas wiedzie. Je-
szczechmy bez nie nie stracili nadzieje,
że zło się o Bożą rękę rozbije, że będzie
też słonce przed naszymi wroty.
Ale to żałość i smętek w nas rodzi,
iż nie baczymy nijakiogo zastawiania
się i opierania złemu. Zwołujecie, mo­
ści panowie bracia, szumne wiece, gębą
bijecie wroga, wysyłacie telegramy
dziękujące garstce obrońców gkl krew
przelewaną, ale cale wasze gadanie i
pisanie to one cymbały brzmiąoe, z
których pożytku nie masz. Na miłości
dobra pospolitego wam schodzi, a z te­
go roście upadek, któremu izabieżano
byćby mogło, a zabieżeć temu żaden
z was nie umie.
Popsowały się w niewoli i wasze o-
byczaje. O fortuny, dochody, o wy­
wyższenie Waszych mdłych person jeno
dbacie. One wybory do sejmu war­
szawskiego jeno srom waan przynieslv,
a wszeteczności wasze na plac wywio­
dły. Nainędrsze 1 nacnotłiwszo precz
odrzuciliście, a bezbożników, wartogło-
wów, mataczy, goniących w piętkę do
rady koronnej powołaliście. Nie będzie
z łajna bicz. A złe obyczaje w ludziech
prędzej każde państwo i królestwo
skażą i w niwecz obrócą, niż nieprzyja­
ciel gwaltownv, który z <wielkiem
wojskiem na nie ruszył.
Stańczyk m. p.
. S A T Y R
Nr. 4.
Nr. 4.
.SATYR"
Str. 5.
Z teki mizantropa.
Obraz w Krakowie dość nierzadki.
Oddział robotników czyści ulicę bez
wielkiego zresztą zapału. Po pęwnoj
ilości poruszali łopatą błoto zostało
zgarnięte na nieregularne stożki po obu
stronach ulicy. I mi tein kończą się
czynności puryfikacyjne. Wozy, konie,
przechodnio rozchlapują te stożki nano-
wo po całej ulicy... poczem za parę ty­
godni lub miesięcy znowu grupa robo­
tników zgarnia błoto na''kupy... Zja­
wisko to w Polsce byłoby całkiem na­
turalne i nie zasługiwałoby, aby je u-
wieczniać tak kosztownym dziś spo­
sobem imprymacyi, gdyby nie dziwna
analogia do pewnych zjawisk naszej
psychologii zbiorowej. Ileż to razy
zgarniamy błoto naszych stosunków
społecznych, ekonomicznych, publicz­
nych. ekonomicznych, politycznych na
stożki przydrożne te przeróżne slum-
dale i skandaliki, o których się opo­
wiada na ucho, a nawet pisze po ga­
zetach, które się zbiera w soczewce
opinii publicznej... ale nikt nie ma od­
wagi to błoto załadować i wyrzucić
poza rogatki życia społecznego — tak,
nikt nie ma odwagi i to jest jedną
z naszych tragedyj.
*
może bolszewicki trick, a możo ży­
dzi — kto wie? Olbrzymi jakiś trombou
ryczał w akompaniamencie potwornie
kakofonicznvm mniejszych trąbek i fle­
tów. Trwało to dłuższy czas... na twa­
rzy poczciwego generała było poznać
niemile zdziwienie i konstemacyę.
Tymczasem prozy dent Fedorowicz
zbliża się do dostojnego gościa i za­
pytuje:
— Jakże się panu generałowi podo­
ba nasza n a r o d o w.a orkiestra
symfoniczna?
Oto autentyczny wypadek, który się
zdarzył piszącemu te słowa. Dufny w
to, że w Polsce istnieje prawo ochra­
niające obywatela przed wyzyskiem
kupujących, oparłem się raz na rynku
żądaniu przekupki, która za kilko ja­
błek zażądała, raz 3 korony, a potem
podniosła cenę na pięć koron.. Awan­
tura, polieya, przedstawiciel władzy
wzywa mnie do zwrotu jabłek, lub
uiszczenia żądanej Sumy, mego tłó-
maczenia ani słuchać riie chce. Ponie­
waż oparłem 6ię jego żądaniu aresztu­
je mnie wraz z żoną, sprowadza pod
„telegraf", tam żonę do pomocy z dru­
gim żołnierzem (jako świadka) wyrzu­
ca za drzwi na ulicę. W odpowiedzi
na mój protest grozi mi: „dam ci w
pysk" (ipsiśsima verba). To działo się
w kurytarzu. Gdym ostatecznie dotarł
do urzędnika inspekcji i przedstawił
mu całą sprawę, ten nie miał ani sło­
wa nagany dla żołnierza policyjnego!
Oto jak się w Polsce, a specyalnie
w Krakowie sprawuje sprawiedliwość.
*
Tadzio i Marjanek.
Mówił raz Tadzio: mity Marjanku
Czas byśmy byli na przedzie,
Tylko syp dobrze złotem, kochanku,
Bo kto smaruje ten jedzie.
Ale zawiodło stare przysłowie
Pękła oś wózka na drodze,
Miły Marjanek znalazł się w rowie,
Przy Tadeuszku niebodze.
A stąd nauka, że smarowanie
Nie zawsze wiedzie do mefey,
Że oprócz worka, parnie Maślanie,
Trzeba mieć inne zalety.
A oprócz zalet i to niemałą
Rubrykę również stanowi,
Aby się nie dać za nos prowadzić
Byle jakiemu Tadziowi.
Niepomierny apetyt.
Gość wpadając, do restauraeyi:
—• Proszę mi podać dwa obiady i to
duże, bo jestem dzisiaj przy czeskim
apetycie.
Grz.
Gościł u nas przed dwoma laty były
władca austryacki, przedtem jeszcze
zaś cesarz Wilhelm. Trzeba było wte­
dy popatrzeć jak wwlądoł rynek, uli­
ca Floryańska, dojazd do dworca,
dworzec. Domy tonęły w powocbi
kwiatów, dywanów, chorągwi o bar­
wach. państiw centralnych, obrazów,
transparentów...
Trzeba było widzieć tę stotysięczną
masę ludności rozpychającej rynek, tło­
czącej się po bocznych ulicach, tworzą­
cej gnibe szpalery... entuzyazm bez
granic... W dwa lata później zjechał
do Krako-wa król duchowy wolnej już
Polski... z kilkunastu kamienie na Flo-
ryańsjdej zwisały jakieś blade i brudne
strzępy materyi, które zwano c-horą-
giwniatmi... w kilku oknach były biusty...
nie brakło także na ulieach cieka­
wych... Wódz duchowy Polski zajał
skromnie pokoik w hotelu za dziesięć
koron...
Tak, boć wtedy przed dwoma laty
to było na życzenie dyrekcyi .policyi.
.
.
'
*
Było to dnia 21 stycznia 1919 r.
Przed gmachem kasy podatkowej tłu­
my urządzały owacyę generałowi Bar-
thelemy. Potem Rota. Nacie w całej
brutalnej bezczelności oz wały się. prze­
raźliwe tony kociej muzyki. Ktoś od­
ważył się urządzić kontrdemonstracyę..
Oto com niedawno wyczytał w ja­
kiejś gazecie: „Profesor Bujak twier­
dzi, że polska inteligeneya jest słab­
sza jakościowo od inteligencyi zacho­
du; niezdolna do długotrwałego wysił­
ku. niezdolna do intensywnej pracy,
przytem pozbawiona jej tego twórcze­
go pędu, jakim się odznacza wykształ­
cony człowiek Zachodu."
Pod sąd blużniercę! Jakże śmiał,
jakże śmiał tak bezcześcić naród,
który jest Francuzami wschodu, naj-
kulturalniejszym narodem wśród Sło­
wian, Polaków, którzy są spadko­
biercami wszystkich możliwych i nie­
możliwych -idei, liczą coś już około
30 milionów, • mają Kraków, serce
Polski, a w Krakowie Barbakan, Mi­
chalika i Jana Kantego Fedorowicza,
„Nowości" z „piekielną zagadką Pan-
tzera" i tysiąc towarzystw wzajem­
nego kredytu pochlebstwa z nieogra­
niczoną poręką aderacyi!
— Nie kpij, nędzniku! Znasz mnie!
Z wyborów.
Jestem republikaninem ze Skawiny! —
Ogólne żdziwienie wywołało, że tym
wrzeszczał młodzieniec. — Oddaj mój^ razem nie kandydował DoboszyńskL
głos! Oszukałeś minie! Wiem teraz, cos
— Co w tem dziwnego? Zmądrzał,
za jeden! Czytałem w „Naprzodzie"! bo się przekonał, że to zadużo kosztu­
Dowiedziałem się wszystkiego! I ty je. Zresztą humorystyczny ten kandy­
chcesz się nazywać porządnym czło­ dat znaliizł zastępcę...
wiekiem! Masz, masz za to!
— Kogo?
. Zasłoniłem się kopytem i dzięki te­
— Dąbrowskiego. Niech się tr-rak
mu uniknąłem ciosu.
ten pobawi.
*
— Ależ ja się nazywam Osioł.
— Nieprawda! Łżesz! Jesteś Marya-
— A więc spółk i Kończy aski l>ą-
nem Dąbrowskim! Poznałem cię zda- l rowi hi-Rączkowski podzieliła, si, zgo­
leka.
dnie pracą...
— Młodzieńcze, przysięgam na ogon
•- «"akto?
mego dziadka, nazywam się Osioł. Ot,
— Ano, Konczyński dał inieyatywę
kelner zresztą zaświadczy...
połączenia się republikanów z ludow­
— Nio? Doprawdy?... — mówił cami, Dąbrowski dał fundusze na to
zmieszany republikanin ze Skawiny. — połączenie, a Rączkowski został za
Zdumiewające, zdumiewająco podo­ nie wybrany posłem.
*
bieństwo... Przepraszam pana riajmo-
Ośle kłopoty.
cniej... Doprawdy przykra pomyłka, ale
W redakcyi „Kuryera" jest obecnie
O sympatye dla socyalistów nikt w istocie... zdumiewające podobień­
mnie chyba posądzić nio możo. Prze- stwo... Zresztą nie mam czasu. Muszę rozważana wielka kwestya: czy na­
czelnemu redaktorowi i właścicielowi
eież to, że Moraczewski i Thugutt wy­ jeszcze dziś mieć w ręku tego nędz­ pisma przysługuje teraz tytuł: b. po­
dawali mi się, zwłaszcza w czasie an­ nika. Moje uszanowanie!
seł czy b. kandydat.
gażowania nas (mnie i Bilińskiego) do
Popędził dalej, a ja j»ozostałejn w ka­
*
ininisteryum, ludźmi bardzo zdolnymi, wiarni smutnv i przygnębiony! Wiel­
Stronnictwo Zjednoczonych Alkoho­
nie może być jeszcze uważane za ja­ ki, upokarzający ból, rozpierający mi lików opłakuje upadek listy Nr. 11.
kiś sentyment. Tymczasem kolefra piersi, częściowo tylko został przy­
*
mój i dobry towarzysz od lat dziecię­ głuszony głosem z sąsiedniego stolika:
Jak opowiadają, syoniści urządzili
cych, Jaworski, w rozmowie zarzucił
— Jak można było kogoś tak obra­ w przededniu wyborów zamach na ży­
mi
oTawitowanie
ku skrajnej lewicy.
zić'!
*
(*)•
cie dra Grossa: kamień rzucony przez
— To
był tylko manewT politycz­
okno upadł niedaleko b. posła, siedzą ­
ny! —
uzasadniałem
moje
stanowisko.
cego na krześle przy biurze, a prze­
Kalembury.
— Dobre sobie! Ładny manewr! —
Chwyć mocno
pas, karz a
chło­ straszony stukiem kandydat upadł —
zaatakował mnie Jaworski. — Przyj­
jeszcze przed wyborami.
mowanie teki od rządu socyalisty- staj tego łotra.
*
Wszelkie duże
centra
/edwie go­
cznego i ponieranie w ten sposób rzą­
Rezultat wyborów w Skawinie nie
dów posnólstwa. To się nazywa mane­ dziny jeszcze będą żyć.
Długo
szczekał, lecz nic nie wy­ jest jeszcze dokładnie znany. W każ­
wrem politvcznym! No... no...
dym razie ustalono, że w tem gnieź­
Byłem zirytowany temi złośliwemi szczekał.
dzie stronnictwa republikańsko-mle
Całe dziesiątki nawet
sta pińskich
Czarskiego, historyczna „babka zp
uwagami i odparłem cierpko:
— A tvś nie przyjmował godności, dyabłów nic tu nie wskórają.
Skawiny" oddała głos na listę 5 i:a
Aby zrobić to głupstwo, trzeba
stanowisk i zaszczytów od rządu
było chyba pomysłu
arcy szewskiego.
kandydata Nr. 4.
austryackiepo ?
— Też porównanie! — zapalał się
O ślisko
Moraczewski chciał pro­
— Dlaczego pan nie kandydowałeś
Jaworski. — Przecież to zupełnie co wadzić Polskę.
do konstytuanty?
Działaniem bolszewizinu wspada
innego. Ja stałem w-każdym razie przy
— Bo... widzi pan... gdzie wybierają
tronie, a nie u drzwi jakiegoś tam sa-
kusa
partya przewrotowców się zmie­ za darmo, tam mnie nie chcieli, a gdzie
mozwańczego rządu ludowego. Byłem niła.
za pieniądze tam ja nie chciałem.
ekscelencva, miałem prawo rozmawia­
Berlin się
leni, nowych
haseł trzy­
nia z portverem zamku cesarskiego, mać i słuchać nie chce.
Są i tacy.
Ten głupi
dyplom
atakuje hasła
moełem kłaniać się w pas samemu
W Galicyi grono byłych radców ce­
ober-kamerdynerowi. To są walory. wywrotowe.
Całkiem otwarcie Lenin
nie ukrad­
sarskich, przeczytawszy, że w Berlinie
A ty, co? Zostać zaledwie jaśnie wiel­
w czasie wyborów oddano masę kar­
możnym ministrem i nie mieć nawet
kiem
Sobelsohnem się posługiwał.
tek z napisem:
możności powiedzenia tych miłych,
O Lwów
trzeba się bać.
„Wybieram cesarza Wilhelma",'
Cudzemi się sprawami zajmował
wzbudzaiacych dreszcze słów: „Najja­
głosowało ławą, oddając do urny kar­
śniejszy panie! Najmiłościwiej nam pa­
Mag i strat
swoich nie pamiętał.
tki wyborcze z napisem:
nujący władco i monarcho!" lub. krzyk­
Kram aż
złości wszystkich.
„Wybieram cesarza Karola".
nięcia: ..Hurra, hurra, hurra!"
Widzimy wszyscy, jak się od sze­
Tym silnym argumentem Jaworski regu lat zapada w moczary
stok. Ra-
Wzruszający ten objaw świadczy, że
zamknął mi usta, to jest, właściwie
cya,
trzeba już wreszcie skończyć jeżeli skoruna za młodu nasiąkła czar-
no-żółtym olejem, to już i na starość
chciałem powiedzieć pysk.
z tym stanem.
Tłómaceenie jego wpłynęło nader do­
Ha, kata
i
haka ta
zbrodniarka będzie wydawać podejranne austrya-
ckie zapachv.
brotliwie na ogólną depresyę, w jakiej się doczekała.
Grz.
byłem pogrążony po rozwianiu ^ się
pięknych marzeń o karyerze ministe-
Myśli.
Mówią że...
ryainej w Warszawie.
Najwięcej teraz kupców, jedni han­
Zaledwie jednak powróciłem do ró­
...pałkarze postanowili już nie dbać
wnowagi, przykre zajście skłębiło czar­ nawet o karę cHosty, przewidzianą
|
dlują towarami, drudzy własnem su­
ne chmury na chwilowo pogodnem wi­ przez nowe rozporządzenie o lichwie.. mieniem.
Jedni zdobywają naprzód pieniądze,
dnokręgu mej biednej oślej duszy. Było Przejąwszy się hasłami naszych wie-
i
to w kawiarni „Gramdu". Popołudniu szczów romantycznych, gotowi są- oni potem mandat, mni naprzód mandat,
przyszedłem — jak zwykle — na ka­ cierpieć „sa miliony", które przy­ potem pieniądze, a są i tacy, którzy no
wę. Nagle z tyłu słyszę krzyk. Odwra- świecają .im jako wynik operacji pa­ zrobieniu już majątku dlatego_ tylko
zdobyli mandat, by pomnożyć jeszcze
cam łeb. Ku mnie pędzi zacietrzewio- skarskich.
...w pewnym krakowskim „piuibliey- bardziej swe grosze judaszowe.
.ny, wzburzony młodzieniec, z pałają-
anyż.
-śc-ie" i „działaczu" dziwnie zgodnie się
©emi oczyma z podniesioną pięścią-
— Ha! Mam cię wreszcie, nędzni­ mieści kika dusz różnych. Jest on
i pochodzenia — żydem (chrzczonym),
Mówił ojciec.
ku! — krzyczał wściekłym głosem.
Zapanowałem nad sytuacyą i z zi­ z zawodni — cihrześcijańsko-społeczno-
Mówił ojciec do swej Basi
narodtawym agifcaitorem, z przekonań
mną krwią zapytałem:
Biedne nasze strzechy!
„Czego chcesz, coś zacz, młodzień­ osobistych — socyalistą, a z (powoła­
Po Rusinach, idą'nasi
cze? Czy jesteś Stanisławem Stwo­ nia i zamiłowania — paakarzem i ama­
Nowi zdrajcy, Czechy.
rą w chwili artystycznej ekstazy po torem dziewcząt. Oto piękny okaz
Że nas kraść chcą niesłychanie
piątej kolejce u Kuczmierczyka i czwar­ ^człowieka w.Polsce (poczciwego w ro­
Łotrzykowie owi,
tej u Michalika? Czy jesteś może ku Pańskim 1919".
Musim sprawić srogie lanie
...Wszystko w Polsce przeminie, ale
Żarskim, uczącym się' roli przy bufe­
Czecho-Łajdaikowi I
łapówka nie przeminie. -
(m.)
tach kawiarnianych w chwili przedzi­
tank.
wnego" "podniesienia,ducha i kieliszka?
Str. 6.
„ S A T Y R "
Nr. 4.
Nr. 4
prawdy urymia, tylko taki piecyk ozar-
ny, żelazny, z dziurką na wirzchu, jak
sze kasztany gotuje na mieście.
A potym to ją sobi wyszedłem już
na dwór.
Przed lokal wyborczy było najwięcy
baby i panny i robiły przeraźliwy krzy­
ki: „ja chce jeden", ja chce pięć", a
były takie co krzyczały: „ja chce ó-
skm".
A ja już miałem skończony numer
sześć, to ja sobi już szmiał ze wszystko.
Mnie bardzo przyjemni dżyszaj, co
ja moi obiwatelski poczcby tak dobrze
zrobiałem, jak może nikt!
Podsłuchał Grzec.hotnik.
,S A T Y R"
Str.7.
tę w paski, czy tę z gwiazdkami, czy
tę z kolorowym wiatraczkiem. Najprę­
dzej tośmy aię połapali na fanie ja-
meryckiej,. która ci tak wygląda, jak­
by z przeproszeniem z materaca od łóż­
ka kto ściaanął płótno w czerwone
pasy. A one fany lotygo majom tera
taki odbyt, co kużdego dnia pan pre­
zydent, ix>lskie jenerały, ministry od
lokifidacji i różne jensze zatracone po­
lityki zbirają się na kolei dla powita­
nia przyjeżdżających z przeproszy­
niem misji. Ale to nie są takie misje,
jakie bywały zawdy na ten przykład
w Krakowie, abo po wsiach, kiedy to
były misje księży Jezuitów, Domini­
kanów, abo' jenszych osób ducho­
wnych, aby naród słuchał kazań i nauk,
spowiadał się, za grzechy żałuwał
i o zbawienie duszy był proszący. Wi­
Aj,
z
tymi wyborami, to ja już mia­
dzi też mi się, co one nowe z przepro­
szyniem misje muszą być lutroskie, łem wielki zmartwieni, a grojse cures.
Bo komu ja miałem nuprawdy wy-
bo ono misjonarze nie chodzą w su­
. ci tera m bidnych stróżów tannach, ino wyglądają jak jenerały biraez? czy i>ani N orkowy, czy panu
sowa turbacja. Dziń w dziń gospodarz i żeden ci się nie przeżegna, do kościo­ Dudek, czy panu Fryc? a może 0-
woła: Walanty, wal na strych i wy­ ła nie zaziro i po katolicku, to jezd pyrchałowi?
Było czterdzieści pasażery zgłoszo­
mieszaj fany. A że nasza kamienica po polsku, mówić nie umie." Miewają
Kia
trzy piętra, więc ci takie skakonde pono kazania ino w Grandhotelu i to ny w różnym gatunku.
Był jeden rabin, jedna panna, dwie
•odziń na czwarte piętro nijaką fraj- dopiro po koniaku, jak se podjedzą
<ą nie jezd. Ba żeby ino raz na dziń, i jak jeim dadzą siampana. Wtedy ci żony, trzy profesory z plant, cztyry
ale czasem Ło trzy racy bez dziń trza cosik gadajom, ale nikt nie kapuje redaktor)', sześć adwokaci, a na to
abiiać na strych pedały, bo rano go­ co, — a nasi ci jeim odpowiedają, wszystko tylko jeden konduktor.
Nu, jeden konduktor na tyle pasa­
spodarz woła: wywieszaj flagę polską czego znowu one misjonarze aiio są ka­
i jamerycką, a w połednie każe jame- pujące. Dopiro ci portyjer z hotylu, żery w sam raz dosyć.
Najwięcy mi sze podobały luindyda-
rycką zdjąć, a wywiesić francuską, a jako uczona i kilkoma językami gwa­
ci: Jagła, Bulwa, Rożek i Ciastoń, bo
w
wieczór włoską albo jangielską. 1 rząca osoba, tłumaczy co które mó­
tak
odo trzech tygodni człek haruje wiły i co które chciały. A no, jedne na te ciężkie czasy, to takie aprowiza-
z onymi flagami a kuńca jak nimo, i drugie ze sobą moransują. Misjona­ cyjne ludzie s;> luijlepsze.
Było dużo mądre, dużo głupie byli
tak nimo.
rze z przeproszyniem pedają co nas
bardzo porządni, a bvło tyż trochy
Dawnij, przede wojnom, to się faay okrutnie kochaią...
Do b:uii z taką miłością si:inipano- wielkie łajdaki.
wywieszało ino trzy albo cztyry razy
Ale żeby 'był mądry i porządny od-
fcez rok. Raz na imieniny cysarskie, wą! Muszą być bestye głodne i pra­
a
dwa abo trzy razy na jensze naro­ gnące, bo jedzą i piją sierczyście mi razu. to Lam było bardzo niedużo.
Ja nie jestem taki porządny, ale ja
dowe uroczystości, bo chocia jeich nasz rachunek, za nic nie płacą, a ino
fcyło bez rok parę kilkanaście, ale go­ złote góry obiecują. Obiecanka ca­ mogę głosowacz na porządny i mądry,
spodarz nie zawdv mioł dlo nich szaco­ canka, a głupiemu r;idość. Oszwabiły to ja sobi wypisał na karteczki Dr.
wanie i ino wtedy był patryotą, jak mis Mochy. oszwabiły nas Niemcy Gross, bo ja sh-szał, jak moje goszczę
z
przeproszyniem magistrat być mu i Austryjoki, a tera widzi mi się oszwa- mówili, co szkoda, że Gross nie jest
xim kazował. Bez inaistrackiego befe- bi nas i ona z przeproszyniem kuali- goj, boby jemu całe tmiasto wibrało.
Przed lokal wyborczy to tam był
hi nie uźrałeś fany na naszyj kamie­ cja. Mordują nas bolszewiki, Prusaki,
nicy. A było jeich ino trzy: cnajwin- "Rusiny, Czechy — a kualicja nawet wielki ścisk i wielki krzyki, jak na
ksza, najpikniejsza czarno-żółta, a palićem na owych zbójów i rabusiów tandycie. Jedna baba zaczeniała jeden
iwie mikrnijsze: biało-niebieska i bia- nie kiwnie, a ino przysyła oglądaczy... gruby pan i krzyczała: ty paskarzu —
Taka ci mie szewska pasja psio- win'tarzu, a on wołał na nią: ty, Spar-
ło-czyrwona. A potym były ino dwie,
takobylo i jeszcze inne paskudne
bo biało-czerwona podarła się i zru- krew na One kualic-yjne cygaństwa słowo.
działa. a gospodarz pedział, co szkoda wzaena, co pedziałem dziś gospodarzo­
Jak ja sobi dopchał do sali, gdzie
wi, że nijakich fan więcy wywieszać
lopów na sprawienie nowej.
Jak ci wybuchła wojna, to ci onygo nie bede. I zwołam wiec stróżowski szedziało całe komisye wiborcze, to ja
flagowania było pińć razy więcyj a i coby zrobić z przeproszyniem strajk sze ukłonił panu przewodniczący i po­
wiedziałem:
fan było więcyj, bo ci gospodarz kupił flagowy, wszystkie fany połamać i spa­
• trzy nowe: jeszcze jedną austryacką i lić, a ostąwić ino jedną: biało-czer­ cyjny Jestem Sfinkełes, handel z koali­
chorągiiewki.
dwie niemieckie. Jak ino gdzie Niem­ wona.
Pan przewodniczący przypatrzył sze
cy pobili Mochów abo Francuzów, jak
na mnie ze złym okiem i powiedział:
Nekrolog Krakowiaka.
ino Austryjoki wleźli do jakiegoś Asia-
— Nu, panu to my już bardzo do­
go abo sie na jakaś Monte wygramo­
W kinie zdrowo się urodził,
brze znamy.
lili, jak kilku ino z przeproszyniem Ru­
Do kina, nie do szkół chodził,
Ja sze bardzo przelękniałem, bo ja
munów ćhycili, abo od Serbów lania
W kinie znalazł sobie żonę,
miszlał, co uni coś wiedzą o tej herba­
nie dostali, to ci zara musiałem om
W kinie dzieci miał ochrzczone,
cie, co ją chowałem w pakach przez
szczyńście lo narodu polskiego ze stry­
W kinie córki swe wychował,
dwa lata pod bóżnicą, to mnie sze nogi
chu fanami ogłaszać. A .najwinksize by­
W lanie paskiem się zajmował,
zaczęły trzęsać i bardzo mi sze niedo­
ło szczyńście kiedy młody cesarz z
W kinie znalazł sobie zięcia,
brze zrobiało w środku.
młodą cysarzową przyknajali do Kra­
W kinie kształcił swe pojęcia,
A pam przewodniczący zaczął, ge-
kowa, aby sie z nieboszcykiem prezy­
Z kina wojnę znał jedynie,
wałt:
.
dentem Lyem w Marjackim kościele
Wreszcie umarł nagle w kimie.
— Czy Sfinkełes wi, jaki jest wielki
Eofoaczyć. Wtedy ci flag, festonów,
kary kryminalny, za sztuczny zanie-
ehonjgiewek, było całe zatrzęsmie.
Z zastrzeżeniem.
•czyszczanie powietrza w lokal wibor-
W oknach ci wisiały dywany, kapy,
Jak doniósł „Kuryer IUustrowany" czy, według dekret państwowy?
kołdry, koce, babskie halki i jensze prof. Muller, współpracownik redaJt-
To ja tłumaczył grzecznie panu prze­
kiecki, jaksamity, kolorowe serwety, cyi „Kuryera", uzyskał prawo zmiany
ręczniki, kąpielowe kalasony, poubira- nazwiska na „Dąbrowski". W poda­ wodniczący, có ja żadne sztuczne ka­
ne kwiotkami i różnemi chwastami. niu, złożonem u właściwych władz, wałki itigdy (nie robie, a tylko sobie
Mój gospodarz to ci nawyt ślafrok żół­ prof. Muller zastrzegł się jednak podo­ jestem zwyczajny naturalny człowiek.
Wszystkie panowie zaczęli larm:
ty wywiesił i z czarnych ś partetek bno, ab^ nie dano mu przypadkiem
— Winosić sobie za drzwi!
duże litery K i Z na nim ułożył i śpil- imienia ..Marvan".
(*)
Ja sze bardzo na to obraziłem i po-
kami przymocuwaL
wiedżałem:
Ale do onych fam,' dzisiejszych wra- - Prospekty, rozrzucane po kawiar­
— Przepraszam bardzo moje pań­
cający, to ci jezd z nimi jeszcze taka niach anonsują, że z dnięm 3 lutego za­
bida, co się człek nijak połapać nie cznie wychodzić w Krakowie nowy stwo, ale ja moje obywatelski poczeby
musze dokończać tu na sali i oddać .
może, którą ze strychu, na świże po- dziennik bezpartyjny, „Ilustro­ mój . głos do dżurki.
witrze wystoperczyć: czy tę zieloną, wana Gazeta Polska", organ partyi
I ja wtenczas włożyłem głos do taki
ozy tę .niebieską, czy tę w kratki, czy narodowo-demokratycznej.
wielki czarny uryny, to nie było na-
Pan Walanty ma głos.
Na Kuźmarku.
Na Kuźmarku ^rzy wyborach
Wszystko było git —
Do budowy Polski wy bran
Z przeproszeniem żyd.
•Ciosz się Polsko, — niech Zygmunta
Brje głośno dznvon. —
Ćpij spokojnie, straż nad bob.*}
Trzyma rabin Thon.
Podwójne lata.
BandyUi, skazany przed wojną za
Tabunek na lat ośra, po odsiedzeniu
lat czterech wniósł teraz podanio do
ministerstwa sprawiedliwości w War-
szaiwie o natvehmiastowe wypuszcze­
nie go na wolność, motywując swe żą­
danie tem, że lata spędzono w czasie
wojny przy instytucvach rządowych
lLozą się podwójnie.
G r z.
Z duchem czasu.
„Demokratyzacya" jest jeszcze ar­
tykułem bardzo kosztownym, jak na
•dzisiejsze czasy; dowodem tego choć­
by ostatnie zarządzenie Dyrekcyi
tramwayów krakowskich, która idąc
„z duchem czasu", bardzo demokra­
tycznie zniosła dotychczasowy podział
wozów na klasy. Równocześnie jednak
„uregulowana" taryfa jazdy została
tak obliczoną, że kieszenie akcyona-
Tyuszów krakowskiej spółki obciążą 6ię
•o kilka milionów więcej, niż za da­
wnych „niedemokratycznych" czasów.
Niema to jak hasła i ideały postępowe!
Cóż dziwnego ?.,.
Córeczka była niczego,
Patrzała bosko, głęb. l;o.
•Cóż więc tak bardzo dz
;
wnego,
Ze z punktu wpadła mi w oko?
Siostrzyczka młodsza! Takiego
Nigdym nie widział buziaka.
Cóż więc tak bardzo dziwnego,
Że w oko wpadła mi taka?
A mama! — coś arcy-tego,'
Balzaca typ był uroczy.
Cóż więc tak bardzo dziwnego,
Że w oba wpadła mi oczy?
Dowód uczucia mojego
Składałem szczodrze, bogato.
Cóż więc tak bardzo dziwnego,
Że z kijem na mnie wpadł... tato?
Nel.
Z cyklu: „Icek i Jojne".
Icek z Jojnem u Drobnera,
Że na dworze czas był brzydki,
Siedli, pijąc Gieshtiblera.
„Jojne, tu są same żidki! —
Rzecze Icek. — Gdzież Polacy?
Mnie to dżywi bardzo wiele,
Miła odpowiedź.
Obywatel, który w' wielkie święto
przyjechał do Krakowa i miał być na
przyjęciu u .wysokiego dygnitarza,
chciał się pójść przedtem ogolić, ku
swojemu zmartwieniu zastał jednak
wszystkie golarnie zamknięte.
Kiedy tak strapiony przechodził ko­
ło szpitala wojskowego, wdał się w roz­
mowę z jakimś sanitaryuszem i powie­
dział mu o swoim kłopocie.
Traf chciał, że sanitaryusz był wła­
śnie specyalistą golarzem i miał narzę­
dzia przy sobie, uradowany szlagon za­
brał go więc ze sobą do hotelu, gdzie
usłużny sanitaryusz zabrał się zaraz do
dzieła.
Zdziwiło naszego jegomościa jednak,
gdy sanitaryusz kazał mu się do gole­
nia położyć na kanapie, ale wezwania
usłuchał.
Gdy go sanitaryusz namydlił, zacie­
kawiony szlagon zapytał:
— Dlaczego pan każe mi przy go­
leniu leżeć na kanapie?
— Bo widzi pan — odparł sanita­
ryusz — ja golę tylko samych niebosz­
czyków i dlatego w innej pozycyi ogo­
lić pana nie potrafię.
G r z.
Gdzież są ci, ny, tacy, tacy;
Ślachta i obiwatele?" —
„Icusz, tylko się zastanów:
Dla nas ljody, Gieshtiblerska,
A dla ślachty i dla panów
Kuchnia jest obiwatelska!"
Niby drobiazg — a jednak.-
Pan Stanisław woła głośno:
Każdy Prusak łajdak, szelma
A gdy mu się syn urodził
To mu imię dał Wilhelma.
Pan Kazimierz też powstaje
Na Prusaków z wielkim krzykiem
A gdy mu się syn. urodził
To go nazwał Fryderykiem.
Są rodziny, gdzie po prusku
Zwie się każdy prawie synek
A gdzie spojrzysz pełno Matyld,
Elżbiet, August, Wilhelminek.
Niemiec na. imiona nasze
Patrzy okiem niełaskawem,
Żaden syna nie da ochrzcić
Kazimierzem, Stanisławem.
Rzecz to drobna, ale drobne
Dają również plon nasiona,
A więc grzeszy, kto niemieckie
Daje dzieciom swym imiowat.
Przysłowia zmodernizowane.
Gore czapka na Czechu.
Dopóty dzban wodę nosi, póki rura
magistracka nie pęknie.
OD
ADMINISTRACYI.
Wszystkim naszym P. T. Prenumeratorom załączamy przy dzisiejszym numerze egzemplarz
Biblioteki „Satyra", dwutygodnika humorystyczno-satyrycznego, który z dniem 1 lutego zaczął wy­
chodzić w Krakowie.
Szczegóły i warunki prenumeraty podane są w ogłoszeniu na str. 8.
Str. 6.
J A T Y R"
tę w paski, ozy tę z gwiazdkami, czy
tę z kolorowym wiatraczkiem. Najprę­
dzej tośmy się połapali na fanie ja-
meryckiej, która ci tak wygląda, jak­
by z przeproszeniem z materaca od łóż­
ka kto ściafraął płótno w czerwone
pasy. A one fany lotygo majom tera
taki odbyt, co kużdego dnia, pan pre­
zydent, i*olslrie jeneniły, ministry od
lekifidacji i różne jensze zatracone po­
lityki zbirają się na kolei dla powita­
nia przyjeżdżających z praeproszy-
niem misji. Ale to nie są takie misje,
jakie bywały zawdy na ten przykład
w Krakowie, abo po wsiach, kiedy to
były misje księży Jezuitów, Domini­
kanów, abo' jenszych osób ducho­
wnych, aby naród słuchał kazań i nauk,
spowiadał się, za grzechy żałuwał
i o zbawienie duszy był proszący. Wi­
dzi też mi się, co one nowe z preepro-
szyniem misje muszą być lutroskie,
bo one misjonarze nie chodzą w su­
tannach, ino wyglądają jak jenerały
i żoden ci się nie przeżegna, do kościo­
ła nie zaziro i po katolicku, to jezd
po polsku, mówić nie umie. Miewają
pono kazania ino w Grandhotclu i to
dopiro po koniaku, jak se podjedzą
i jak jeim dadzą siampana. Wtedy ci
cosik gadajom, ale nikt nie kapuje
co, — a nasi ci jeim odpowiedają,
czego znowu one misjonarze nie są ka­
pujące. Dopiro ci portyjer z hotylu,
jako uczona i kilkoma językami gwa-
reąca osoba, tłumaczy co które mó­
wiły i co które chciały. A no, jedne
i drugie ze sobą moransują. Misjona­
rze z przeproszyniem pedają co nas
okrutnie kochaią...
Do bani z taką miłością si:unpano­
wał Muszą być bestye głodne i pra­
gnące, bo jedzą i piją sierczyście na
nasz rachunek, za nic nie płacą, a ino
złote góry obiecują. Obiecanka ca­
canka, a głupiemu radość. Oszwabiły
nas Mochy. oszwabiły nas Niemcy
i Austryjoki. a tera widzi mi się oszwa-
bi nas i ona z przeproszyniem kuali-
cja. Mordują nas bolszewiki, Prusaki,
•Rusiny, Czechy — a kualicja nawet
palicem na owych zbójów i rabusiów
nie kiwnie, a ino przysyła oglądaczy...
Taka ci mie szewska pasja psio-
krew na "one kualicyjne cygaństwa
wzaena, co pedziułem dziś gospodarzo­
wi, że nijakich fan więcy wywieszać
nie bede. I zwołam wiec stróżowski
coby zrobić z przeproszyniem śtrajk
flagowy, wszystkie fany połamać i spa­
lić, a ostawić ino jedną: biało-czer­
wona.
Nekrolog Krakowiaka.
W kinie zdrowo się urodził,
Do kina, nie do szkół chodził,
W kinie znalazł sobie żonę,
W kinie dzieci miał ochrzczone,
W kinie córki swe wychował,
W kinie paskiem się zajmował,
W kinie znalazł sobie zięcia,
W kinie kształcą" swe pojęcia,
Z kina wojnę znał jedynie,
Wreszcie umarł nagle w kiinie.
Z zastrzeżeniem.
Jak doniósł „Kuryer Illustrowany"
prof. Muller, współpracownik redak-
cyi „Kuryera'
:
, uzyskał prawo zmiany
nazwiska na „Dąbrowski". W poda­
niu, złożonem u właściwych władz,
prof. Muller zastrzegł się jednak podo­
bno, <ab<' nie dano mu przypadkiem
hnienia ..Marvan".
(*)
Prospekty, rozrzucane po kawiar­
niach anonsują, że z dniem 3 lutego za­
cznie wychodzić w Krakowie nowy
dziennik betzpartyjny, „Ilustro­
wana Gazeta Polska", organ partyi
narodowo-demokratycznej.
Nr. 4.
Nr. 4.
prawdy urymo, tylko taki piecyk czar­
ny, żelazny, z dziurką na wirzchu, jak
sze kasztany gotuje na mieście.
A potym to ją sobi wyszedłem już
na dwór.
Przed lokal wyborczy było najwięcy
baby i panny i robiły przeraźliwy krzy­
ki: „ja chce jeden", ja chce pięć", a
były takie co krzyczały: „ja chco o-
sim".
A ja już miałem skończony numor
sześć, to ja sobi już szmiał ze wszystko.
Mnie bardzo przyjemni dżyszaj, co
ja moi obiwatelski poczeby tak dobrze
zrobiałem, jak może nikt!
Podsłuchał Grzechotnik.
. S A T Y R "
Str. 7.
Pan Walanty ma głos.
Spadla cł tera na bidnych stróżów
sowa turbacja. l>ziń w dziń gospodarz
^roła: Walanty, wal na strych i wy­
mieszaj fany. A że nasza kamienica
*ia trzy piętra, więc ci takie skakonde
•odziń na czwarte piętro nijaką fraj-
ią nie jazd. Ba żeby ino raz na dziń,
ale czasem to trzy racy bez dziń trza
abirać na strych pedały, bo rano go­
spodarz woła: wywieszaj flagę polską
i jamerycką, a w połednie każe jame-
tycką zdjąć, a wywiesić francuską, a
w wieczór włoską albo jangielską. I
tak ode trzech tygodni człek haruje
z onymi flagami a kuńca jak nimo,
tak nimo.
Dawnij, przede wojnom, to się famy
wywieszało ino trzy albo cztyry razy
*ez rok. Raz na imieniny cvsarskie,
a dwa abo trzy razy na jensze naro­
dowe uroczystości, bo chocia jeich
fcyło bez rok parę kilkanaście, ale go­
spodarz nie zawdy mioł dlo nich szaco­
wanie i ino wtedy był patryotą, jak
z przeproszyniem magistrat być mu
•im kazował. Bez maistrackiego befe-
ła nie uźrałeś fany na naszyj kamie­
nicy. A było jeich ino trzy: majwin-
ksza, najpikniejsza czarno-żółta, a
iwie mikrnijsze: biało-niebieska i bia-
ło-ezyrwona. A potym były ino dwie,
bo biało-czerwona podarła się i zru-
działa, a gospodarz pedział, co szkoda
lopów na sprawienie nowej.
Jak ci wybuchła wojna, to ci onygo
flagowania było pińć razy więcyj a i
fan było więcyj, bo ci gospodarz kupił
trzy nowe: jeszcze jedną austryacką i
dwie niemieckie. Jak ino gdzie Niem-
«y pobili Mochów abo Francuzów, jak
ino Austryjoki wleźli do jakiegoś Asia
go abo sie na jakaś Monte wygramo­
lili, jak kilku ino z przeproszyniem Ru­
munów chycili, abo od Serbów lania
nie dostali, to ci zara musiałem om
szczyńście lo narodu polskiego ze stry­
chu fanami ogłaszać. A najwinksze by­
ło szczyńście kiedy młody cesarz z
młodą cysarzową przyknajali do Kra­
kowa, aby sie z nieboszcykiem prezy­
dentem Lyem w Marjackim kościele
Eoł
)aczyć. Wtedy ci flag, festonów,
chorągiewek, było całe zatrzęsinie.
W oknach ci wisiały dywany, kapy,
kołdry, koce, babskie halki i jensze
kiecki, jaksaimity, kolorowe serwety,
ręczniki, kąpielowe kalasony, poubira-
ne kwiotkami i różnemi chwastami.
Mój gospodarz to ci nawyt ślafrok żół­
ty wywiesił i z czarnych śpartetek
duże litery K i Z na nim ułożył i śpil-
kami przymocuwaL
Ale do onych fan; dzisiejszych wra­
cający, to ci jezd iz nimi jeszcze taka
bida, co się człek nijak połapać nie
może, którą ze strychu, na świże po-
witrze wystoperczyć: czy tę zieloną,
czy tę niebieską, czy tę w kratki, czy
Aj, z tymi wyborami, to ja już mia­
łem wielki zmartwieni, a grojse cures.
Bo komu ja miałom nuprawdy wy-
biracz? czy pani N orkowy, czy panu
Dudek, czy panu Fryc? a może 0-
pyrcbałowi?
Było czterdzieści pasażery zgłoszo­
ny w różnym gatunku.
Był jeden rabin, jedna panna, dwie
żony, trzy profesory z plant, cztyry
redaktor)', sześć adwokaci, a na to
wszystko tylko jeden konduktor.
Nu, jeden konduktor na tyle pasa­
że ry w sam raz dosyć.
Najwięcy mi sze podobały kjuidyda-
ci: Jagła, Bulwa, Rożek i Ciastoń, bo
na te ciężkie czasy, to takie aprowiza-
cyjne ludzie s'-> luijlepsze.
Było dużo mądre, dużo głupie byli
bardzo porządni, a bvło tyż trochy
wiolkie łajdaki.
Ale żeby'był mądry i porządny od-
razu, to Lam było bardzo niedużo.
Ja nie jestem taki porządny, ale ja
mogę głosowacz na porządny i mądry,
to ja sobi wypisał na karteczki Dr.
Gross, bo ja słyszał, jak moje goszczę
mówili, co szkoda, że Gross nie jest
goj, boby jemu całe miasto wibrało.
Przed lokal wyborczy to tam był
wielki ścisk i wielki krzyki, jak na
tandycie. Jedna baba zaczeniała jeden
gruby pan i krzyczała: ty paskarzu —
winiarzu, a on wołał na nią: ty.Spar-
takobylo i jeszcze inne paskudne
słowo.
Jak ja sobi dopchał do sali, gdzie
szedziało całe komisye wiborcze, to ja
sze ukłonił panu przewodniczący i po­
wiedziałem:
— Jestem Sfinkełes, liandel iz,koali­
cyjny chorągiewki.
Pan przewodniczący przypatrzył 8ze
na mnie ze złym okiem i powiedział:
— Nu, panu to my już bardzo do­
brze znamy.
Ja sze bardzo przelękniałem, bo ja
miszłał, co uni coś wiedzą o tej herba­
cie, co ją chowałem w pakach przez
dwa lata pod bóżnicą, to mnie sze nogi
zaczęły trzęsać i bardzo mi sze niedo­
brze zrobiało w środku.
A pain przewodniczący zaczął, ge-
wałt:
— Czy Sfinkełes wi, jaki jest wielki
kary kryminalny, za sztuczny zanie-
-czyszczanie powietrza w lokal wibor-
czy, według dekret państwowy?
To ja tłumaczył grzecznie panu prze­
wodniczący, có ja żadne sztuczne ka­
wałki itigdy tnie robie, a. tylko sobie
jestem zwyczajny naturalny cztowiek.
Wszystkie panowie zaczęli larm:
— Winosić sobie za drzwii!
Ja sze bardzo na to obraziłem i po-
wiedżałem:
— Przepraszam bardzo moje pań­
stwo, ale ja moje obywatelski poczeby
musze dokończać tu na sali i oddać .
mój . głos do dżurki.
I ja wtenczas włożyłem głos do taki
wielki czarny uryny, to nie było na-
Wid Slinkełes oddaje glos.
Na Kuźmarku.
Na Kuźmarku tzv wyborach
Wszystko było git —
Do budowy Polski wybran
Z przeproszeniem żydi
•Ciesz się Polsko, — niech Zygmunta
Bije głośno dzwon, —
Śpij spokojnie, straż nad tobą
Trzyma rabin Thon.
Podwójne lata.
Bandyta, skazany przed wojną za
rabunek na lat ośm, po odsiedzeniu
lat czterech wniósł teraz podanio do
ministerstwa sprawiedliwości w War­
szawie o natvchmiastowe wypuszcze­
nie go na wolność, motywując swe żą­
danie tem, że lata spędzono w czasie
•wojny prey instytucyach rządowych
Łozą się podwójnie.
G r z.
Z duchem czasu.
„Demokratyzacya" jest jeszcze ar­
tykułem bardzo kosztownym, jak na
-dzisiejsze czasy; dowodem tego choć­
by ostatnie zarządzenie Dyrekcji
tramwayów krakowskich, która idąc
„z duchem czasu", bardzo demokra­
tycznie zniosła dotychczasowy podział
wozów na klasy. Równocześnie jednak
„uregulowana" taryfa jazdy została
tak obliczoną, że kieszenie akcyona-
ryuszów krakowskiej spółki obciążą aię
o kilka milionów więcej, niż za da­
wnych „niedemokratycznych" czasów.
Niema to jak hasła i ideały postępowe!
Cóż dziwnego ?...
Córeczka była niczego,
Patrzała bosko, głęb. ko.
Cóż więc tak bardzo dawnego,
Że z punktu wpadła mi w oko?
Siostrzyczka młodsza! Takiego
Nigdym nie widział buziaka.
Cóż więc tak bardzo dziwnego,
Że w oko wpadła mi taka?
A mama! — coś arcy-tego,'
Balzaca typ był uroczy.
Cóż więc tak bardzo dziwnego,
Że w oba wpadła mi oczy?
Dowód uczucia mojego
Składałem szczodrze, bogato.
Cóż więc tak bardzo dziwnego,
Że z kijem na mnie wpadł... tato?
Nel.
Z cyklu: „Icek i Jojne".
Icek z Jojnem u Drobnera,
Ze na dworze czas był brzydki,
Siedli, pijąc Gieshilblera.
„Jojne, tu są same żidki! —
Rzecze Icek. — Gdzież Polacy?
Mnie to dżywi bardzo wiele,
Miła odpowiedź.
Obywatel, który w' wielkie święto
przyjechał do Krakowa i miał być na
przyjęciu u .wysokiego dygnitarza,
chciał się pójść przedtem ogolić, ku
swojemu zmartwieniu zastał jednak
wszystkie golarnie zamknięte.
Kiedy tak strapiony przechodził ko­
ło szpitala wojskowego, wdał się w roz­
mowę z jakimś sanitaryuszem i powie­
dział mu o swoim kłopocie.
Traf chciał, że sanitaryusz był wła­
śnie specyalistą golarzem i miał narzę­
dzia przy sobie, uradowany szlagon za­
brał go więc ze sobą do hotelu, gdzie
usłużny sanitaryusz zabrał się zaraz do
dzieła.
Zdziwiło naszego jegomościa jednak,
gdy sanitaryusz kazał mu się do gole­
nia położyć na kanapie, ale wezwania
usłuchał.
Gdy go sanitaryusz namydlił, zacie­
kawiony szlagon zapytał:
— Dlaczego pan każe mi przy go­
leniu leżeć na kanapie?
— Bo widzi pan — oćlparł sanita­
ryusz — ja golę tylko samych niebosz­
czyków i dlatego w innej pozycyi ogo­
lić pana nie potrafię.
G r z.
Gdzież są ci, ny, tacy, tacy;
Ślachta i obiwatele?" —
„Icusz, tylko się zastanów:
Dla nas ljody, Gieshtiblerska,
A dla ślachty i dla panów
Kuchnia jest obiwatelskal"
Feb.
Niby drobiazg — a jednak.-
Pan Stanisław woła głośno:
Każdy Prusak łajdak, szelma
A gdy mu się syn urodził
To mu imię dał Wilhelma.
Pan Kazimierz też powstajo
Na Prusaków z wielkim krzykiem
A gdy mu się sym urodził
To go nazwał Fryderykiem.
Są rodziny, gdzie po prusku
Zwie się każdy prawie synek
A gdzie spojrzysz pełno Matyld,
Elżbiet, August, Wilhelminek.
Niemiec na. imiona nasze
Patrzy okiem niełaskawem,
Żaden syna nie da ochrzcić
Kazimierzem, Stanisławem.
Rzecz to drobna, ale drobne
Dają również plon nasiona,
A więc grzeszy, kto niemieckie
Daje dzieciom swym jmioraac
Przysłowia zmodernizowane.
Gore czapka na Czechu.
Dopóty dzban wodę nosi, póki rura
magistracka nie pęknie.
OD
ADMINISTRACYI.
Wszystkim naszym P. T. Prenumeratorom załączamy przy dzisiejszym numerze egzemplarz
Biblioteki „Satyra", dwutygodnika humorystyczno-satyrycznego, który z dniem 1 lutego zaczął wy­
chodzić w Krakowie.
Szczegóły i warunki prenumeraty podane są w ogłoszeniu na str. 8.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin