Niemoralna propozycja - Annie Burrows.pdf

(661 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Kim jest mężczyzna, któremu się przyglądasz?
Pytanie Rose otrzeźwiło Lydię, której stan emocjonalny
pozostawiał wiele do życzenia, co objawiało się suchością w gardle,
łomotaniem serca i drżeniem nóg.
– Na nikogo nie patrzyłam – odrzekła nerwowo.
Starała się pamiętać, czego się od niej oczekuje. Oto ma być
wzorem do naśladowania dla pasierbicy, demonstrując, z jaką
powściągliwością powinna zachowywać się młoda dama. Obserwowała
go więc ukradkiem, zdając sobie sprawę, że oczy zdradzają, co dzieje
się w jej sercu.
Osiemnastoletnia Rose miała wystarczająco dużo problemów w
czasie debiutu towarzyskiego, by jeszcze jej macocha swoim
postępowaniem dolewała oliwy do ognia. Na razie w towarzystwie
Lydię traktowano jak godną szacunku wdowę, domyśliła się jednak, że
ludzie plotkują za jej plecami. Jak wiadomo, reputacja kobiety jest
nader delikatną kwestią.
– Znasz go, prawda? – dopytywała się Rose. – Tego przystojnego
mężczyznę, który rozmawia z lordem Chepstow i jego przyjaciółmi?
– Och, tego – rzuciła Lydia od niechcenia, usiłując ukryć
zakłopotanie.
Czasami Rose przypominała panią Westerly, jej dawną
przyzwoitkę. Nic nie mogło umknąć uwagi zarówno jednej, jak i
drugiej.
„Nie trać czasu na spoglądanie w tym kierunku” – ostrzegała ją
przyzwoitka w podobnej sytuacji. „Mężczyźni w tej rodziny mają
zwyczaj poślubiania bogatych dziedziczek, zakładając, że one
wyciągną ich z finansowych tarapatów. Nie mówię, że akurat ten
Hemingford chciałby porzucić stan kawalerski, ale zapamiętaj moje
słowa: gdy nadejdzie czas, postąpi tak, jak zwykli czynić jego
przodkowie”.
– Tak, znam go przelotnie – przyznała Lydia, powracając do
rzeczywistości. – To niejaki Nicholas Hemingford.
– Opowiedz mi o nim – poprosiła Rose.
– Niewiele o nim wiem – odparła Lydia i zaczerwieniła się po tak
jawnym kłamstwie.
Kiedyś zakochała się w nim, wbrew ostrzeżeniom przyzwoitki i
nie zważając na jego reputację. Nie była w stanie oprzeć się lekko
ironicznemu uśmiechowi ani niebieskim oczom, w których zapalały się
szelmowskie ogniki. Nie miała żadnych szans, kiedy w typowy dla
siebie egocentryczny sposób postanowił ją sobą zauroczyć.
– Tańczyłam z nim raz czy dwa na moim pierwszym balu –
powiedziała, starając się nadać głosowi obojętny ton.
– I nigdy go nie zapomniałaś – domyśliła się Rose z typową dla
siebie przenikliwością.
– Nie – przyznała z westchnieniem Lydia.
Nie chciała, by pasierbica odniosła wrażenie, że nie jest z nią
szczera. Znała ją na tyle dobrze, by przewidzieć, że drążyłaby tak
długo, aż wyciągnęłaby z niej prawdę.
– Nie jest typem człowieka, którego się zapomina – przyznała. –
Był… jedyny w swoim rodzaju.
– W jakim sensie?
– Przede wszystkim był niepoprawnym flirciarzem – zauważyła
cierpko Lydia. – Nieraz miałam okazję zaobserwować, jak czaruje
najładniejsze dziewczęta na sali, po czym oddala się niespiesznie, gdy
tymczasem one odprowadzają go spojrzeniem. Następnie zazwyczaj
udawał się prosto do najmniej atrakcyjnej z panien podpierających
ściany, aby zaprosić ją do tańca, a tym samym uczynić jej wieczór
niezapomnianym.
– To miło i uprzejmie z jego strony – stwierdziła Rose.
– Nie sądzę, żeby kierowała nim dobroć czy uprzejmość. Po
prostu bawiło go wprawianie w drżenie dziewczęcych serc. Naprawdę
interesował go hazard. Nie mam wątpliwości – dodała Lydia,
wskazując grupkę mężczyzn, którzy skupili się wokół Hemingforda –
że umawia się z nimi na partię kart.
– Jak to się stało, że zaprosił cię na parkiet, skoro tańczył tylko z
niemającymi powodzenia i niezbyt urodziwymi pannami? – Rose nie
kryła ciekawości.
– Jak sobie przypominasz, byłam w fatalnej formie wtedy, gdy
poznałam twojego ojca. Moja przyzwoitka nalegała, żebym
przyjmowała zaproszenie na każde spotkanie towarzyskie w nadziei, że
w końcu zrobię konkietę i znajdę odpowiedniego kandydata na męża.
W rezultacie byłam koszmarnie zmęczona i wyglądałam okropnie.
Oględnie powiedziane. Pani Westerly nalegała, żeby Lydia
używała różu, który maskowałby bladość, i pudru ryżowego, który
tuszowałby cienie pod oczami. W efekcie wyglądała wręcz
chorobliwie; w każdym razie tak twierdziły podśmiewające się z niej
urocze panny, otaczające aktualną królową debiutantek.
Tego wieczoru, gdy zakochała się w Nicholasie Hemingfordzie,
była niezaprzeczalnie najnieszczęśliwszą spośród wszystkich kobiet
obecnych na balu. Wcześniejszy debiut w towarzystwie wypadł nie
najlepiej, a potem, w miarę upływania sezonu, było coraz gorzej.
Złośliwe uwagi dziewcząt przelały czarę goryczy. Skierowała się do
wyjścia z sali balowej, rozpaczliwie pragnąc wytchnienia od zaduchu,
ścisku i przytłaczającego uczucia porażki. Z pewnością gdyby nie była
tak wyraźnie przybita, Hemingford nie zwróciłby na nią uwagi.
Podobnie jak dzisiejszego wieczoru. Spostrzegła, że odłączył się od
grupki mężczyzn i zmierzał w stronę najdalszego kąta sali, gdzie
siedziała młoda dama o dość pulchnej figurze, wyglądając na
zagubioną. Znowu robił to samo!
Lydia obserwowała, jak twarz pulchnej dziewczyny rozjaśnił
pełen niedowierzania uśmiech, gdy Hemingford poprosił ją do tańca.
Doskonale wiedziała, jak ta panna się poczuła i co sobie pomyślała. Z
pewnością wcześniej trudno by jej było uwierzyć, że ktoś tak
przystojny jak pan Hemingford zaprosi ją na parkiet, nieprzymuszony
przez matrony, opiekunki debiutantek. Musiała drżeć ze szczęścia,
przepełniona wdzięcznością. Należało tylko życzyć biedaczce, żeby nie
doznała głębokiego zawodu, interpretując błędnie zachowanie
Hemingforda jako coś więcej niż kaprys, chwilowy przejaw
rycerskości.
– Jak myślisz, dlaczego tańczy tylko z nieatrakcyjnymi pannami?
– nie dawała za wygraną Rose.
– Cóż, odpowiedziałby ci, że nie znosi widoku smętnych twarzy i
że skoro nikt nie ma ochoty temu zaradzić, on się tego podejmuje.
– Ale ty uważasz, że to nieprawda?
– Och, nie. – Lydia zaśmiała się z goryczą. – Kiedyś szczerze
przyznał, że nie prosi do tańca cieszących się powodzeniem panien na
wydaniu, bo żadna przyzwoitka nie pozwoliłaby podopiecznej wyjść z
nim na parkiet. Miał opinię zbyt niebezpiecznego.
– A był?
– O tak – odrzekła Lydia.
W każdym razie dla samotnych i nieszczęśliwych dziewcząt. Nie
było sensu gniewać się czy obrażać o to, że z powodu Hemingforda
zaczęła tęsknić za tym, co niemożliwe. Jak również mieć pretensji o to,
że niefrasobliwie pozwolił jej uwierzyć, że marzenie mogłoby się
ziścić. To, co się wydarzyło, nieodwracalnie odesłała w przeszłość, a
mimo to na widok Nicholasa odniosła wrażenie, że miało miejsce
zaledwie wczoraj.
W pierwszej chwili zareagowała jak dawniej, gdy była wrażliwą
dziewczyną w wieku Rose: nie potrafiła oderwać od niego wzroku.
Pocieszająca była obserwacja, że nie pozostała w tym odosobniona.
Sposób poruszania się Hemingforda niezmiennie przyciągał
zachwycone dziewczęce i kobiece spojrzenia. Miał w powolnych
ruchach niewymuszoną grację i zmysłowość, która nieodmiennie
działała na przedstawicielki płci pięknej.
Nadal był bardzo przystojny. Jasnobrązowe włosy nosił przycięte
krócej niż dawniej, ale poza tym prawie wcale się nie zmienił. Wysoki,
umięśniony i szczupły, zadbany oraz elegancko ubrany. Dlaczego nie
mógł przytyć albo nabrać ziemistej cery jak wielu jego rówieśników? –
rozmyślała z irytacją Lydia. Najwyraźniej udawało mu się bezkarnie
prowadzić hulaszczy tryb życia.
Rozłożyła wachlarz i poruszała nim energicznie, aby ochłodzić
rozpalone policzki. Ten ruch musiał przyciągnąć uwagę Hemingforda,
bo odwrócił głowę i przez sekundę czy dwie patrzył jej prosto w twarz.
Serce załomotało jej w piersi, a mimo to uniosła wyżej brodę i
odpowiedziała mu śmiałym spojrzeniem, mówiącym: To ja, przeżyłam
i wróciłam. Co masz do powiedzenia na temat własnego postępowania?
Tymczasem Hemingford prześliznął się po niej wzrokiem, nie
okazując, że ją rozpoznał.
– Wygląda na to, że cię nie pamięta – odezwała się bystra Rose,
rozdrażniając niezabliźnioną ranę w sercu Lydii.
– Najwyraźniej nie, ale nie ma czemu się dziwić. Minęło dziesięć
lat, od kiedy ostatni raz mnie widział, a byłam zaledwie jedną z licznej
gromady mało liczących się w towarzystwie dziewcząt, którym
zainteresował się przez moment.
– Czy to ma dla ciebie znaczenie?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin