<http://basn.pl>
<http://basn.pl/bajki/> <http://basn.pl/bajki/do-czytania.php>
<http://basn.pl/wierszyki/>
<http://basn.pl/malowanki/> <http://basn.pl/gry/>
<http://basn.pl/piosenki/>
<http://basn.pl/moda/>
Królowa Śniegu
Część I – O lustrze i okruchach
A więc zaczynamy! Słuchajcie uważnie, bo tylko w ten sposób na końcu
bajki będziecie wiedzieć więcej niż teraz! Był sobie kiedyś bardzo zły
czarownik. Był tak zły, jak prawdziwy diabeł, a jego zło polegało na
tym, że najszczęśliwszy był, kiedy ludzie byli dla siebie niedobrzy i
ranili się nawzajem. Długo myślał nad tym, co zrobić, żeby odebrać
światu radość i w końcu udało mu się skonstruować specjalne lustro -
wszystko, co się w nim odbijało, zmieniało się na gorsze! Ładne i miłe
rzeczy rozpływały się w nicość, natomiast brzydkie i złe stawały się
jeszcze szkaradniejsze i powykrzywiane. Ludzkie postaci przybierały
dziwaczne kształty, a twarze- nieznośne grymasy. Każdy, kto spojrzał w
to lustro, widział świat pokraczny i nieciekawy.
Czarownik założył swoją szkołę dla innych, którzy chcieli stać się tak
źli, jak on. Uczniowie- inne diabły, które tam przychodziły, nie mogli
nadziwić się nad geniuszem tego lustra. Wszędzie biegali z nim i
stawiali przed ludźmi- a im ładniejszą i szlachetniejszą osobę udało im
się pokazać w tym krzywym odbiciu, tym mocniej ich to bawiło.
Przekonywali przy tym wszystkich, że lustro pokazuje prawdę, tak by
zasmucić tych, co wierzyli w istnienie dobra. W końcu jeden z czartów
wpadł na pomysł, by postawić zwierciadło przed aniołami albo i samym
Bogiem. Zabrały je zatem i poleciały w kierunku nieba. Jednakże, gdy
były już bardzo blisko aniołów i Boga, lustro wypadło im z łap i spadło
na ziemię, rozbijając się na miliardy maleńkich okruszków. Co to było za
nieszczęście! Bo każdy okruszek, tak, jak normalnej wielkości lustro,
odbijał świat, czyniąc go wstrętnym i strasznym. Najgorsze jednak było
to, że wiele z tych odłamków wpadło do ludzkich oczu - wtedy taka osoba
zaczynała widzieć wszystko już tylko na opak, odbite w diabelskim
lustrze, krzywe, złe i brzydkie. Niektórym kawałki wpadały do serca,
które zamieniało się w kawałek lodu - taka osoba nie czuła już nic.
Jeśli wcześniej kogoś kochała, teraz nie pamiętała nawet jego imienia;
jeśli jej na czymś zależało, teraz było jej to całkowicie obojętnie!
zły czarownik z bajki
Większe kawałki diabelskiego lustra wkładano jako szyby w okna, a
wówczas wszystko, co oglądało się przez nie na zewnątrz domu, wydawało
się odrażające i nudne, nawet zmierzający w odwiedziny przyjaciele, czy
bawiące się na podwórku dzieci. Zły czarownik nie mógł uwierzyć we
własne szczęście, gdyż tak oto spełniło się jego największe marzenie -
ludzie na całym świecie znienawidzili się wzajemnie i nie było miłości
ani dobroci nawet w kochających się dotychczas rodzinach. Okruchy lustra
wciąż unosiły się w powietrzu, opadały na ziemię, osadzały się na
kwiatach. Posłuchajcie jednak, co było dalej!
Część II - Chłopiec i dziewczynka
W pewnym ogromnym mieście, gdzie było bardzo dużo domów i ludzi, a przez
to miejsca zbyt mało, by każdy mógł mieć swój własny ogródek (przez to
ludziom zwykle musiały wystarczyć doniczki z kolorowymi kwiatami),
mieszkało obok siebie dwoje dzieci - Gerda i Kaj, które nie były
rodzeństwem, ale kochali się jak brat i siostra. Mieli oni tyle
szczęścia, że posiadali swój własny maleńki ogródek, w którym spędzali
dużo czasu na zabawie i rozmowach. Zimą dzieci, których okna prawie
stykały się ze sobą, dmuchały na zamarznięte szyby, by móc na siebie
popatrzeć i dodać sobie otuchy, bo zima był to ciężki czas dla biednych
dzieci, których rodzice nie byli dość bogaci, by kupić im porządne
ciepłe ubrania i buty. Z tego powodu nie wychodziły one na dwór w mroźne
dni i nie mogły się ze sobą spotykać. Babcia Kaja często mówiła, że
padający śnieg to roje białych pszczół.
/- A czy one także mają swoją królową?/ - zapytał pewnego razu chłopiec.
/- Oczywiście!/ – odpowiedziała babcia. /- Jest większa od innych, fruwa
także wyżej od reszty, najczęściej nocą. Jeśli zajrzy do któregoś z
okna, wtedy pojawiają się na nim srebrzyste kwiaty./
A dzieci wierzyły w tę historię, ponieważ widywały na szybach malowane
przez mróz kształty i były pewne, że to dzieło Królowej Śniegu. Gerda
nawet trochę się bała, że wleci ona przez szparę w oknie i zrobi jej
krzywdę, ale Kaj wykrzyknął:
/- Nic się nie stanie, jeśli Królowa Śniegu dostanie się do mojego lub
twojego domku, wtedy wrzucę ją do pieca i rozpłynie się!/
A babcia, nie chcąc dalej straszyć dzieci, zaczęła opowiadać im inne
bajki. Jednak wieczorem Kaj nie mógł zasnąć. Wdrapał się na krzesło i
długo wpatrywał się w zaśnieżony świat. Nagle tuż za szybą pojawiła się
jaśniejąca postać. Suknię miała z przezroczystego materiału, a skóra jej
skrzyła się jak lód. Jej oczy mieniły się jak gwiazdy, ale były zupełnie
puste. Postać spojrzała na Kaja i skinęła do niego ręką. Wtedy chłopczyk
przestraszył się, zeskoczył z krzesła i pobiegł do łóżka.
Następnego dnia przyszedł straszny mróz, ale potem zrobiło się znacznie
cieplej, pojawiło się słońce, które przywołało wiosnę. Kaj i Gerda mogły
nareszcie spotykać się wśród kwiatów i grządek, które tak lubiły.
Siadały, trzymając się za ręce, pod krzakiem róży i całowały jej kwiaty,
śpiewając różne radosne piosenki. Jednego dnia babcia podarowała Kajowi
książkę o zwierzętach i rośliną, którą chłopiec natychmiast zapragnął
pokazać swojej przyjaciółce.
dzieci czytają książkę
Dzieci usiadły w promieniach słońca i zaczęły przeglądać kolorowe
obrazki. Nagle Kaj poczuł dziwne ukłucie w sercu, wykrzyknął zatem z
przestrachem:
/- Och, moje serce! Boli! A teraz coś kłującego wpadło mi do oka!/
Dziewczynka chciała mu pomóc, objęła go za szyję, by lepiej się
przyjrzeć, co też mogło wpaść do oka biednemu chłopcu. Niestety było już
za późno - w sercu i w oku Kaja zagnieździły się odłamki diabelskiego
lustra i chociaż nie czuł już kłucia ani też nie było ich widać, tkwiły
tam głęboko. Gerda, która przestraszyła się, że jej przyjacielowi stała
się krzywda, zaczęła płakać, na co on powiedział zimnym tonem:
/- Dlaczego ryczysz? Wyglądasz jak zmokła kura. Po co my tu siedzimy?
Przecież te róże są brzydkie. A co to za nudna książka?/ - i Kaj, podarł
książeczkę, depcząc jednocześnie kwiaty i kopiąc skrzynki, w których
były posadzone.
Od tego dnia Kajowi nic się nie podobało - gdy Gerda proponowała mu
wspólne oglądanie książek, śmiał się, że jest dziecinna; przedrzeźniał
złośliwie starą babcię, gdy ta chciała mu opowiedzieć jakąś bajkę.
Nauczył się też naśladować w złośliwy sposób ludzi z całej ulicy i robił
to tak dokładnie, że inni śmiali się z tego, mówiąc, że chłopiec jest
niezwykle zdolny. A on lubił sprawiać przykrość wszystkim dookoła,
zwłaszcza małej Gerdzie, która była do niego przywiązana całą duszą.
Nadeszła zima. Kaj godzinami wpatrywał się w płatki śniegu, które
tańczyły na parapecie, lub na kwiaty namalowane srebrzystym mrozem na
lodowatej szybie. Czasami, gdy mimo chłodu, odwiedzała go Gerda, nawet
na nią nie spojrzał, tylko mówił, jakby do siebie:
/- Zobacz, jakie te kwiaty są artystyczne, doskonałe. O wiele lepsze niż
nudne prawdziwe kwiaty. Zima jest najpiękniejszą porą roku./
Wtedy Gerdzie robiło się smutno, bo przecież jeszcze niedawno oboje nie
lubili zimy - nie mogli się wtedy za często widywać. Teraz Kajowi to nie
przeszkadzało, podobnie jak to, że sprawiał dziewczynce wciąż wiele
przykrości. Pewnego mroźnego dnia, gdy Gerda znów go odwiedziła, zastała
chłopca ubranego w zimowy strój, w grubych rękawicach i z sankami.
/- Idę pobawić się z innymi chłopcami! Twoje towarzystwo nie jest takie
ciekawe!/ – krzyknął i pobiegł na plac, gdzie mnóstwo chłopaków jeździło
na sankach. Ci starsi i odważniejsi, przywiązywali swoje saneczki do
wozów i sań, które poruszały się ulicami. Kaj uznał, że to świetna
zabawa i wypatrywał pojazdu, do którego też mógłby się tak podczepić.
Wtedy jego oczom ukazały się ogromne, przepiękne, błyszczące sanie. Od
razu przywiązał do nich swoje saneczki, które zaczęły mknąć z ogromną
prędkością. Osoba, która siedziała na saniach, odwracała się do chłopca
co jakiś czas, by kiwnąć mu ręką - wtedy Kaj zorientował się, że jest w
niebezpieczeństwie, chciał odwiązać saneczki, ale były bardzo mocno
przytwierdzone, a zwiększająca się prędkość sprawiała, że nie mógł się
ruszyć. Płatki śniegu, wirujące wokół stawały się coraz większe, aż
zmieniały się w tłuste, pierzaste białe kury. Kaj bał się tak bardzo, że
zapragnął się pomodlić, ale okazało się, że nie pamięta słów żadnej
modlitwy, a jedynie tabliczkę mnożenia.
Gdy byli już bardzo daleko (Kaj nie miał pojęcia, gdzie się znajdują,
wiedział tylko, że jest mu strasznie zimno), sanie zatrzymały się i
osoba, która z nich wysiadła, ukazała się chłopcu w całej okazałości.
Ubrana była w białe futro i czapkę utkaną z płatków śniegu. Wtedy Kaj
rozpoznał Królową Śniegu i jeszcze bardziej się przestraszył, ale ona
delikatnie posadziła go obok siebie na wielkich saniach i otuliła swoim
futrem - zrobiło mu się cieplej i nie próbował uciekać. Wtedy Królowa
Śniegu pocałowała go w czoło, a pocałunek ten przeniknął mu aż do serca,
które i tak już było prawie zlodowaciałe - teraz jednak zamieniło się w
bryłkę lodu. Jedyne, o czym pomyślał, to czy jego saneczki są
bezpieczne. Królowa Śniegu rozkazała zatem jednej z białych kur, by się
nimi zaopiekowała. Wtedy Kaj otrzymał jeszcze jeden zimny pocałunek i
całkowicie zapomniał o wszystkich, którzy zostali tam, daleko w jego
miasteczku, nawet o babci i Gerdzie, które kiedyś tak bardzo kochał.
Królowa Śniegu - zła postać z baśni
Królowa Śniegu odezwała się do niego miło, chociaż jej głos brzmiał
wciąż lodowato:
/- Zacałowałabym cię na śmierć. Na razie już nie będę cię całować./
Kaj spojrzał w jej twarz, która wydała mu się najpiękniejszą, jaką w
życiu widział. Pomyślał, że wygląda także niezwykle mądrze. Już w ogóle
się jej nie bał. Mknęli teraz znowu, wśród wycia wichru i krakania
ogromnych, czarnych wron, ponad nieznanymi Kajowi lądami, morzami,
jeziorami, górami i miastami. Chłopiec wciąż wpatrywał się w Królową
Śniegu, która w jego oczach była doskonałością; wpatrywał się tak przez
całą noc, w dzień zaś spał skulony u jej stóp.
Część III – Kwiatowy ogród czarodziejki
Tymczasem trwały poszukiwania Kaja. Nikt nie potrafił wskazać kierunku,
w którym odszedł. Mała Gerda i babcia chłopca nieustannie płakały.
Dzieci, z którym bawił się Kaj w tym dniu, kiedy zaginął, opowiadały o
wielkich saniach, do których przyczepił swoje małe saneczki ich kolega,
ale nic więcej nie potrafiły powiedzieć. W końcu zaczęto opowiadać, że
Kaj na pewno utopił się w rzece przepływającej obok miasta. Gdy nadeszła
wiosna, Gerda rzekła do pierwszego ciepłego słonecznego promyka:
/- Kaj nie żyje i już go nie będzie./
/- Niemożliwe/ - odpowiedział promyk, ale Gerda powtórzyła, tym razem
kierując swe słowa do przelatujących jaskółek:
Ale i one odpowiedziały:
/- Niemożliwe!/ - więc i Gerda uznała, że to nie może być prawda.
Postanowiła ubrać swoje nowe czerwone buciki i pójść nad rzekę,
sprawdzić, czy to ona zabrała chłopca. Gdy stanęła na jej brzegu, zawołała:
/- Rzeko, czy to Ty odebrałaś mi mojego przyjaciela? Oddam ci moje nowe
buciki, tylko zwróć mi Kaja!/
Spojrzała na fale, które zdawały się tak dziwnie szumieć, że Gerda
zrozumiała to jako zgodę. Zdjęła swoje buciki i wrzuciła do wody. Nic
się nie wydarzyło, więc dziewczynka pomyślała, że rzuciła buciki za
blisko brzegu. Wtedy Gerda zobaczyła stojącą w trzcinie łódkę i weszła
na nią, by z jej końca sięgnąć pływające trzewiki i rzucić je raz
jeszcze, tym razem dalej. Jednak okazało się, że łódka nie jest
przywiązana i kiedy poczuła na sobie ciężar dziewczynki, zakołysała się
i popłynęła przed siebie. Gerda bardzo się przestraszyła i zaczęła
płakać, ale nikt jej nie słyszał, tylko przelatujące wróble, które swoim
ćwierkaniem chciały dodać jej otuchy. Gdy dziewczynka zorientowała się,
że łódka jest stabilna, a po obu stronach brzeg rzeki wygląda na prawdę
przepięknie, przestała płakać, za to pomyślała sobie: /"Może fale
zabiorą mnie do Kaja?"/ I tak płynęła sobie przez cały dzień, aż ujrzała
na brzegu mały kolorowy domek; stali przed nią dwaj żołnierze i
prezentowali broń. Gerda zawołała do nich, jednak nic nie odpowiedzieli,
bo nie byli to prawdziwi żołnierze. Głos dziewczynki dotarł jednak do
mieszkającej w domku staruszki, która wyszła zobaczyć, kto to zawitał
przed jej chatkę. Gdy zobaczyła małą, bezbronną dziewczynkę, weszła do
wody i złapała łódkę, mówiąc:
/- Biedactwo! Jak to możliwe, że samiutka dopłynęłaś aż tutaj?/ - po
czym pomogła Gerdzie wydostać się na brzeg i zaprosiła ją do swojego
domku, pytając, kim jest i co ją sprowadziło na fale takiej wielkiej rzeki.
Gerda zaczęła opowiadać staruszce wszystko od początku do końca, a
staruszka tylko kiwała siwą głową. Gdy Gerda zapytała, czy może
przechodził tędy Kaj, kobieta odpowiedziała, że nie, ale na pewno
niedługo się pojawi, a tymczasem ona pokaże jej swoje piękne kwiaty w
ogródku i poczęstuje wisienkami. Podczas, gdy dziewczynka jadła te
smakowitości, tajemnicza staruszka czesała jej jasne włosy, co było
bardzo przyjemne.
/- Brakowało mi tutaj takiej uroczej małej dziewczynki/ - rzekła
kobieta, a Gerda powoli zapominała o Kaju i wszystkich smutkach. Działo
się tak za sprawą czarów, bo staruszka tak na prawdę była czarodziejką.
Nie były to złe czary - czarodziejka chciała tylko uwolnić dziewczynkę
od przykrości i zatrzymać ją przy sobie. Dlatego też postarała się, by
za sprawą czarów z ogrodu szybciutko zniknęły wszystkie róże - Gerda,
patrząc na nie, mimo czarów mogła sobie przypomnieć o Kaju i odejść, aby
go odszukać.
Czarodziejka, która uratowała dziewczynkę
Dziewczynka spędzała u staruszki czas bardzo beztrosko. Całymi dniami
bawiła się w zaczarowanym ogrodzie, rozkoszując się promieniami słońca.
Mogła jeść słodkie wisienki oraz inne owoce, ile tylko chciała, nikt nie
robił jej żadnych zakazów. Jednakże pewnego dnia, gdy wpatrywała się w
kapelusz czarodziejki, dostrzegła na nim namalowaną przepiękną różę -
staruszka najzwyczajniej w świecie zapomniała o niej, gdy sprawiała, że
inne róże w ogrodzie zapadały się pod ziemię! Dziewczynka przypomniała
sobie o tych królewskich kwiatach i pobiegła do ogrodu, by ze
zdziwieniem stwierdzić, że nie ma w nim róż. Gerda szukała ich między
grządkami, ale niestety - ani jednego różanego drzewka nie udało jej się
odnaleźć. W końcu, zmęczona, usiadła przy ścieżce i zaczęła płakać. A
gdy jej łzy wsiąkły w ziemię, wystrzeliło z niej kwitnące drzewko, całe
obsypane przecudnymi różami - łzy dobrej dziewczynki miały bowiem moc
nawet większą niż czary. Gerda objęła ukochane kwiaty i gdy je całowała,
przypomniała sobie o Kaju. Natychmiast zawołała do róż:
/- Och, jakże długo już tutaj jestem! A przecież miałam poszukać Kaja.
Czy on żyje?/
/- Na pewno żyje/ - zaszumiały kwiaty /- Byłyśmy przecież pod ziemią,
tam, gdzie są umarli i nie widziałyśmy tam twojego Kaja./
Gerda postanowiła popytać inne kwiaty, czy wiedzą, gdzie jest jej
przyjaciel, ale każdy z nich snuł tylko własne opowieści i sny, nie
dając dziewczynce żadnych wskazówek. Niektóre z tych historii były
smutne lub straszne, inne bardzo ładne i przyjemnie było ich słuchać,
ale Gerda tym razem nie dała się nabrać i gdy usłyszała kolejną bajkę,
która jej nie pomogła, krzyknęła zła:
/- Na cóż mi wasze opowieści? Nie ma w nich nic o moim Kaju./
A kwiaty odparły, że nie znają żadnego Kaja, więc muszą opowiadać to, co
potrafią. Gerda zrozumiała wtedy, że nikomu tutaj nie zależy, by
odnalazła swojego przybranego braciszka. Rozejrzała się dookoła i
zauważyła, że minęło już lato, nadeszła chłodna jesień. /"Och, jakże
długo już tutaj jestem"/ - pomyślała przestraszona. Przypomniała sobie
także babcię, która została w domu i teraz musiała być już na prawdę
bardzo smutna, skoro w tak krótkim czasie straciła dwoje ukochanych
dzieci. Gerda podeszła do furtki, która była zamknięta, udało jej się
jednak odnaleźć ukryty skobelek i wydostać na zewnątrz magicznego
ogrodu. Boso pobiegła przed siebie, oglądając się trzy razy, czy nikt za
nią nie podąża, ale zobaczyła tylko listki wirujące na zimnym, jesiennym
wietrze. O, jakże pusty i obcy wydał jej się wielki świat! Ale myśl o
Kaju dodawała jej odwagi i już niebawem nie pamiętała, jak ciepło i
bezpiecznie było w ogrodzie czarodziejki.
Część IV - Księżniczka i książę
Gdy Gerda tak biegła i biegła, w końcu poczuła znużenie i usiadła pod
dużym drzewem, aby odpocząć. Na gałęzi pojawiła się wielka wrona, która
patrzała na dziewczynkę i kręciła czarną głową. Było jej żal Gerdy, więc
postanowiła ją trochę rozweselić:
wrona opowiadająca o księżniczce i księciu
/- Kraaa! Kraaa! Dziń dobr, dziń dobr./ - powiedziała, bo nie umiała
lepiej naśladować ludzkiej mowy, ale wystarczyło, by zdobyć zaufanie
samotnej istoty. Gdy Gerda odpowiedziała na pozdrowienie, wrona spytała
ją, kim jest i dokąd zmierza, a dziewczynka opowiedziała jej całą
historię - o Kaju, o różach, zaginięciu chłopca i magicznym ogrodzie
staruszki. Na koniec zapytała wrony, czy nie spotkała gdzieś jej
przyjaciela, na co wrona odrzekła:
/- Chyba tak! Chyba tak!/
Gerda tak się uradowała tymi słowami, że zaczęła całować wronę po
czarnych piórach. Jednak ptak zrobił zamyśloną minę i przemówił:
/- Chłopiec, którego widziałam, to mógł być Kaj! Ale na pewno już nie
pamięta o tobie, jest bowiem szczęśliwy przy księżniczce. /
/- Jak to?/- spytała dziewczynka. /- To on mieszka teraz u księżniczki?/
/- Opowiem ci wszystko co wiem, ale może być ci trudno mnie zrozumieć,
bo nie znam dobrze ludzkiej mowy i czasami dodam coś wronim językiem.
Czy będzie ci to przeszkadzało?/ - zakrakała wrona.
/- Opowiadaj!/ - zawołała Gerda.
/- Dobrze./ - I wrona zaczęła snuć historię. /- W państwie, gdzie się
teraz znajdujemy, mieszka na zamku księżniczka. Jest bardzo mądra, tak
mądra, że przeczytała wszystkie gazety świata, a potem zapomniała, co
przeczytała, ale i tak jest najmądrzejsza ze wszystkich księżniczek.
Pewnego dnia, gdy zamiast czytać, myślała sobie o tym, co już
przeczytała, przyszło jej do głowy, że chciałaby wyjść za mąż i zaczęła
śpiewać o tym piosenkę. Jednak, ponieważ była taka mądra, nie chciała
męża, który by tylko stał i dobrze wyglądał; musiał to być książę równie
mądry, jak ona. Podzieliła się swoim pomysłem z damami dworu, a one
niezwykle się ucieszyły, bo już o tym samym od dawna myślały - że trzeba
księżniczce wyprawić wesele./
/- Skąd to wiesz?/ - zapytała Gerda, gdy wrona na chwilę przerwała, by
zaczerpnąć tchu i przypomnieć sobie, co było dalej.
/- Wśród dam dworu tej księżniczki jest jedna, która oswoiła moją
narzeczoną i pomaga jej zawsze przetrwać zimę, daje jej jedzenie i jest
bardzo dobra. To moja narzeczona wszystko mi opowiedziała. I jest to
najprawdz...
ewaela