Odcinek 41 – Lizzy kontra Skuteczna Zemsta.odt

(26 KB) Pobierz

Odcinek 41 – Lizzy kontra Skuteczna Zemsta

Do dnia dzisiejszego nie mogłam uwierzyć, że Logan przyznał się do całej winy za pobicie Jonathana. Wziął na siebie całą odpowiedzialność. Jeszcze nie wiadomo jak zostanie ukarany.

A dzisiaj był kolejny zwykły dzień. Boże Narodzenie było coraz bliżej i każdy z nas coraz bardziej odczuwał. Na wystawach sklepowych było coraz więcej ozdób, a Święty Mikołaj z plastiku ozdobił frontową szybę Buy More, a Lester całymi dniami chodził w ubranku elfa, bo Big Mike mu tak kazał. O tak, ten sklep to dom wariatów.

-Kiedy przyjedzie Carina, będziemy musiały pojechać po sukienkę. - powiedziała Sarah pewnego dnia przy śniadaniu.

Podniosłam głowę i spojrzałam na nią, kiedy nalewała soku do szklanek.

-Carina przyjeżdża? - zapytałam, odkładając łyżkę na talerz. - Kiedy?

-Za tydzień. - odpowiedziała. - Obiecała, że zorganizuje mój wieczór panieński. I jeszcze jedno. Zostaniesz moją druhną? Jak dotąd mam tylko Ellie i Carinę.

-Jasne nie ma sprawy. - wymamrotałam.

Właśnie teraz, dopiero teraz wpadłam na pomysł, jaka może być skuteczna zemsta na Jonathanie. Tylko ani Din, ani pozostali nie mają zielonego pojęcia, że carina jest agentką. Spróbuję ją namówić do udziału w tym czymś. My zemścimy się na Jonathanie, a ona trochę się pobawi. On ma siedemnaście lat. Prawa nie złamie.

Po śniadaniu John miał zawieźć mnie i Din do szkoły. Wybiegłam na dwór, czekając, aż oni też przyjdą. Spojrzałam na zegarek. Było jeszcze bardzo wcześnie. Nic dziwnego.

Dlatego zadzwoniłam do Cariny. Może i mój plan był wredny, ale teraz to najlepsze wyjście. Przynajmniej tak mi się wydawało. Chociaż może lepiej się z tym jeszcze wstrzymać? Odłożyłam telefon na kolana, siadając na na skraju fontanny.

~***~

-Musimy spisać wszystkie grzeszki Jonathana. - oznajmiłam przy obiedzie. - Może to da nam argument, żeby przekonać Carinę.

-A, kto to jest Carina? - zapytał Logan, siadając przy Madison.

-Agentka DEA, przyjaciółka Sary, mówiąc wprost niezła suka. - wymieniałam. - Dobra w uwodzeniu. I to całkiem dobra.

-A na czym polega Twój plan? - zapytał Carlos, przełykając kęs marchewki.

-Poprosimy, żeby Carina uwiodła Jonathana. A potem rzuciła. - wyjaśniłam. - Tak jak on rzucił Din. Wiesz, jaki on jest. Pewnie już podrywa kolejną. Ale głos należy do Din. Jej decyzja, czy zrealizujemy ten plan, czy nie.

Wszyscy spojrzeliśmy na Din. Ona tylko spuściła wzrok, jakby się jeszcze nad tym zastanawiała. Właściwie, to nie, jakby się zastanawiała. Tylko, jakby nie była pewna.

-Ja chyba wolę odpuścić. - powiedziała cicho. - Wiecie, mam tego już dość. I nie chcę się na nim już mścić. A teraz, kiedy widzę, że wy... No, że wy stajecie za mną murem... I tyle mi wystarczy.

To nie była chęć zemsty. Dopiero teraz to zauważyłam, a po minach pozostałych odczytałam, że oni też to zrozumieli. Nam po prostu zależy na Din. To nasza przyjaciółka.

-Jesteś pewna? - zapytała Madison. - Wiesz, że dla Ciebie zrobimy wszystko.

-Wiem i za to Wam dziękuję. - powiedziała spokojne.

Zabrzmiał dzwonek. Rozejrzeliśmy się po stołówce i wstaliśmy od stolika. Przełożyłam nogę, przeskakując przez ławkę. Razem wyszliśmy z sali i poszliśmy do klasy pana Santosa, a ten ostatnio był... Nie do końca wiem, jak to określić... Zbyt normalny.

Mam tu na myśli, że nie potykał się o własne nogi, pracował ze spokojem. To podobno zasługa Roana, który postanowił się „za niego wziąć”. I jeśli to jego zasługa, to... Szacunek.

Pan Santos wszedł do klasy, sztywno wyprostowany. Zgrabnym ruchem dłoni, wręczył Emmie plik sprawdzonych klasówek.

-Rozdasz? - poprosił.

-Co? Hym! - prychnęła. - Chyba pan żartuje? Ja? Przewodnicząca klas drugich ma rozdawać klasówki, jak zwykła... jak zwykła...

-Dobrze, wszystko w porządku. - odpowiedział, ze stoickim spokojem i odwrócił się do Jamesa. - Może mógłbyś oddać sprawdziany?

-Oczywiście, pani Santos. - odpowiedział z uśmiechem.

Wyszedł z ławki i zaczął oddawać podpisane klasówki. Spojrzałam na swoją, kiedy położył mi ją przed moim krzesłem. Cztery plus. Po prostu cztery plus. To dobra ocena.

Podniosłam wzrok i spojrzałam na Emmę. Dyrekcja nieźle to sobie wymyśliła. Wizytacje przewodniczącej, które mówiły, ze Emma przez jeden dzień ma uczestniczyć w lekcji innej klasy. Ten eksperyment miał potrwać tydzień. Tydzień, bo miała uczestniczyć jeszcze z lekcjach klas pierwszych. Nie miałam pojęcia, jak by to wyglądało.

-Wszystko dobrze, Lizzy? - zapytał pan Santos, podając mi książkę z tekstem do przeczytania na głos. - Jesteś jakaś milcząca.

-Eee... - otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nie za bardzo wiedziałam jak się wysłowić. - To nic. Proszę się nie przejmować. To tylko chwilowe.

Wzięłam od niego książkę i odchrząknęłam.

~***~

Po lekcjach poszłam do sklepu. Tylko nie sama. Z przyjaciółmi. Miałam dzisiaj grać w Call of Duty. Po tym, jak Lester zobaczył, że coraz lepiej mi to idzie. I dlatego namawiał mnie na to jeszcze raz i jeszcze raz. I chyba nie tylko dlatego, ze Chuck coraz częściej był nieczasowy. A dzisiaj był piątek. Najbardziej odpowiedni dzień na całonocną grę na komputerze.

-Musimy zobaczyć jak grasz. - powiedział Logan, idąc tyłem, tak, żeby patrzeć mi w oczy.

-Może i ja nie mam nic przeciwko temu. - oznajmiłam, wciąż trzymając Kendalla za rękę. - A za Lestera nie ręczę. To on przewodniczy temu... temu... - wywróciłam oczami, żeby poszukać odpowiedniego stwierdzenia. - „Kółku maniaków komputerowych”.

-Aha, czyli jesteś maniakiem komputerowym. - odparł Carlos, szturchając mnie w plecy.

-Nie, ale przez bardzo długi czas, ta banda debili w Buy More, to byli moi jedyni przyjaciele. Nie mogę ich tak po prostu zostawić na lodzie. Nawet, jeśli chodzi o głupią grę. Dla nich to coś więcej.

-Gra komputerowa czymś więcej? - Madison zmarszczyła brwi, krzyżując ramiona. - To głupie.

Pokręciłam głową i wolną ręką wskazałam na Large Mart. Całkiem niedaleko Buy More.

-Widzicie ten sklep? Mają artykuły budowlane i trochę elektroniki. Call of Duty online jest grupowe. W każdy piątek ekipy obu marketów umawiają się na bitwy w sieci. Bo widzicie... Lepsze to, niż mieliby się atakować osobiście.

-W tym się zgodzę. - Din kiwnęła głową. - Przynajmniej nie zrobią sobie krzywdy.

Pokręciłam tylko głową i odwróciłam się do Chrisa, który rozmawiał z Jamesem.

-Wiesz co, musimy zrobić jakąś kasę. - wyszeptał James, pochylając się nad Chrisem.

-Nie... - Chris pokręcił głową. - Ostatnio padła mi drukarka.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Krótko, ale myślę, że źle nie wyszło.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin