Legenda starodawnej Litwy.pdf

(69 KB) Pobierz
Legenda starodawnej Litwy
Krewe Krewejto, stary pustelnik mocno kosmaty,
na Litwie mieszkał w chacie wśród puszczy, przed wielu laty.
Jagód się nażarł, piołunu z makiem, czy psiego łajna,
bo mu zrodziła się raz pod wieczór myśl nadzwyczajna.
- Co tam Partenon i bazyliki - rzekł z miną srogą
Na przekór czasom ołtarz zbuduję, pogańskim bogom!
Lecz skąd denary na te cudowne a śmiałe plany?
Żubry zjedzone, dziewki sprzedane, las wyrąbany!
Chodzi po izbie, trochę popierdzi, trochę poziewa.
Z czego zbudować ołtarz wspaniały? Z kory, czy z drzewa?
Na cuda takie, trzeba niejednej pełnej sakiewki.
Cóż, las sprzedany, żubr wyrąbany, zjedzone dziewki!
Skąd mecenasa wziąć pośród bagien i wleśnych chaszczach?
Gdy wtem, przypomniał sobie o mnichach z krzyżem na płaszczach.
Otóż i oni, pobożni bracia, chętnie pomogą,
ołtarz zbudować , już nie jednemu, lecz wielu bogom!
Bracia warownię mieli za rzeką, zwaną Wilianka,
w której leczyli tęgiego kaca każdego ranka.
Pchnął tedy do nich, wraz z epistołą, pacholę jasne,
odziawszy, znając Teutonów gusta, w spodnie przyciasne.
- Ruszaj do zamku - rzecze Krewejto - śmigaj po trawie.
Łatwo tam trafisz, bo wszędzie wokół leżą ich pawie.
O, kraju wielki! Sławny z gorzelni w lasach ukrytych!
Pełen ogórków mało solonych oraz żon bitych!
Niedźwiedź zaryczy tam sobie czasem nocą głęboką,
albo gajowy, co palcem trafił we własne oko.
W leśnych ostępach zacieru zapach niesie się mocno,
wśród traw ubitych setek pośladków pracą conocną.
Przez kraj ów pędzi zastęp Krzyżaków, a szlak ich krwawy,
gnębiąc wieśniaków oraz wieśniaczki, dla większej wprawy.
Ziejąc ogniście, bo każdy z rana jest skacowany,
skromnie pukają taranem w dźwierze - Aufamachen, bramy!
Krewejto wita ich grzecznie, wystawia jadło,
pieczenie z tego, co w okolicy przez tydzień padło.
- Żarła nie ruszym - starszy mu powie - za capa mam cię!
Prośbę wyłuszczaj, bo służbę mamy wkrótce w Kreisamcie!
Gadaj więc, dziadu, bo guz wyrośnie ci zaraz na łbie!
- Tu iskrę srogą z brody wypuścił po pikielhaubie.
Jął więc Krewejto opowieść snuć swą i wielkie plany,
w gzymsy, portyki i amfilady wnet zaplątany.
Tak się zapalił i z takim żarem plótł te androny,
że słońce jęło zwinnie się chować z drzew korony.
Ocknął się Krzyżak zwany Ruprechtem, bo przysnął trochę.
I rzekł - Nie gadam o świętych sprawach w ciemnym motłochem!
Jednak, gdy spełnisz nasze warunki, które wyjawię,
to pomożemy w €urofunduszach, tej twojej sprawie!
Ty, nam kraj oddaj i będziesz wiernym sługą Zakonu.
Damy ci łaskę oraz sprzęt sławny do samogonu.
I skierowanie do Instytutu Czystości Rasy.
Wtedy zajrzymy do naszej pełnej, Krzyżackiej Kasy.
A za twe wielkie dla naszej sprawy, capie, zasługi,
wpis na volkslistę, kategoryji, powiedzmy...Drugiej!
I jeszcze więcej! Poznaj me serce! Tu daję słowo!
Zwei liter wodka! Mundur Wehrmachtu, z kennkartą nową!
Gdy Ruprecht właśnie w plany Zakonu szczegóły wnikał,
Krewejto ujął lirę, co stała obok nocnika.
Brzdąknął trzy razy i rzekł podniośle, gdy Krzyżak zamilkł
- Niełatwo z wami toczyć dyskursa, krzyżackie pany...
Mam kraj swój sprzedać i wydać w łapy niecnej bezpieki?
Hańbą bym okrył imię swe piękne, na wieków wieki!
Podła sobaka, kto za pieniądze naród swój zdradza!
Cóż, viva l'arte! Ja na ten układ, chętnie się zgadzam!
I na wieczerzę was tu zapraszam, późna godzina...
Z wielką pieczenią i symboliczną lampeczką wina!
- Sieg heil! - krzyknęli wszyscy zebrani - Zwycięstwo nasze!
I pochwycili za misy jadła i pełne flasze.
I nie wiadomo, jakimi dzieje , szłyby drogami,
gdyby nie metyl i nie zdradziecki jad kiełbasiany.
Z czasem bór ukrył dwór nikczemników w leśnej mogile,
ale by trwale w pamięci wyryć tej zdrady chwile,
ostał na Litwie, jako memento, na wszystkie stany
- samogon ostry, no i, rzecz jasna, jad kiełbasiany.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin