Dom smagany wiatrem aktualne wydanie.pdf

(419 KB) Pobierz
Znalezione na:
http://proroctwa.com/Dom-smagany-wiatrem.htm
Dom smagany wiatrem
Malachi Martin
Dedykowane papieżowi Piusowi V
nas cześć Maryi Królowej Różańca Świętego
Prolog historyczny
Zwiastuny końca
1957
Mężowie stanu szkoleni w surowych czasach i w warunkach bezwzględnej
międzynarodowej rywalizacji finansowej i gospodarczej nie są podatni na
uleganie złym czy dobrym znakom. A jednak czekające ich dzisiaj
przedsięwzięcie było tak obiecujące, że sześciu ministrów spraw zagranicznych
zgromadzonych w Rzymie owego 25 marca 1957 r. czuło namacalnie, iż
wszystko dokoła - całe to miasto z jego niewzruszonym centralizmem
pierwszego miasta Europy, rześki wiaterek, czyste niebo, pogodny nastrój tego
szczególnego dnia - tchnie błogosławieństwem pod adresem tych, którzy kładą
podwaliny pod nowy gmach narodów.
Tych sześciu mężczyzn i ich rządy, partnerów w tworzeniu nowej Europy, która
zmiecie ze sceny wojowniczy nacjonalizm, tylekroć dzielący starożytny obszar,
ożywiała ta sama wiara. Oto otwierają przed swymi krajami szerokie horyzonty
ekonomiczne i wyższe cele polityczne, o jakich nikt do tej pory nawet nie
marzył: zebrali się tu, by podpisać Traktat Rzymski. Zamierzali powołać do życia
Europejską Wspólnotę Gospodarczą.
W ich stolicach ludzie mieli w pamięci tylko śmierć i zniszczenie. Zaledwie rok
temu Sowieci potwierdzili swój ekspansjonizm, topiąc we krwi powstanie na
Węgrzech. Każdego dnia sowieckie oddziały pancerne mogły runąć na Europę.
Nikt się nie łudził, że USA z ich planem Marshalla wezmą na siebie na stałe
ciężar budowania nowej Europy. Żaden rząd europejski nie chciał znaleźć się w
żelaznym uścisku USA i ZSRR, których rywalizacja mogła się tylko pogłębić w
nadchodzących dziesięcioleciach.
Jakby wdrażając się do zgodnego działania, ministrowie jeden po drugim
podpisali się pod dokumentem jako twórcy EWG. Trzech reprezentantów
narodów Beneluksu zrobiło to dlatego, że Belgia, Holandia i Luksemburg,
kluczowe kraje nowej wspólnoty, wypróbowały już i uznały za słuszną, w
każdym razie za dostatecznie słuszną, ideę nowej Europy. Minister
reprezentujący Francję podpisał dokument w imieniu kraju, który miał stać się
bijącym sercem nowej Europy, tak jak był zawsze sercem starej. Włoch -
dlatego, że kraj ten był żywą duszą Europy. Niemiec Zachodnich dlatego, że
świat wreszcie przestanie patrzeć z ukosa na ten kraj.
Tak tedy narodziła się Wspólnota Europejska. Były toasty na cześć
geopolitycznych wizjonerów, dzięki którym ten dzień mógł się ziścić: Roberta
Schumana i Jeana Monneta z Francji, Konrada Adenauera z Niemiec, Paula-
Henriego Spaaka z Belgii. I wszyscy składali sobie gratulacje. Niedługo Dania,
Irlandia i Anglia dostrzegą mądrość nowego przedsięwzięcia, a po nich - przy
odrobinie ciepłej pomocy - przyłączą się Grecja, Portugalia i Hiszpania.
Oczywiście pozostawał problem utrzymania Sowietów w ryzach. No i kwestia
znalezienia nowego środka ciężkości. Lecz jedno nie ulegało wątpliwości: jeśli
Europa miała przeżyć, EWG musiała stać się jdej kołem napędowym.
A kiedy już odfajkowano podpisy, pieczęcie i toasty, przyszła pora na
specyficznie rzymski ceremoniał i przywilej polityków: audiencję u ponad
osiemdziesięcioletniego papieża w Pałacu Apostolskim na Wzgórzu
Watykańskim.
Siedząc na tradycyjnym tronie papieskim, otoczony całą ceremonialną pompą,
Jego Świątobliwość Pius XII przyjął sześciu ministrów i osoby towarzyszące z
uśmiechem na twarzy. Powitanie było serdeczne, a wypowiedzi papieża krótkie.
Cechowała go postawa dziedzicznego właściciela i rezydenta rozległych włości,
udzielającego wskazówek nowo przybyłym i pragnącym się osiedlić w jego
dziedzinach petentom.
Europa - przypomniał Ojciec Święty - miała swoje chwile wielkości, gdy wspólna
wiara ożywiała serca jej mieszkańców. Europa - podkreślił z naciskiem -
mogłaby na nowo zyskać geopolityczne znaczenie, odnowiona i odświętnie
wystrojona, gdyby udało jej się stworzyć nowe serce. Europa - oświadczył -
mogłaby na nowo wykuć boską, wspólną i wiążącą wiarę.
Ministrowie żachnęli się w duchu. Pius XII wskazał na największą trudność,
przed jaką stanęła EWG w chwili narodzin. Słowa papieża kryły w sobie
ostrzeżenie, że ani socjalizm demokratyczny, ani demokracja kapitalistyczna,
ani perspektywa dobrobytu czy mistycznej "Europy" humanistów nie może być
siłą napędową ich wymarzonego projektu. W praktyce ich nowej Europie
brakowało garejącego centrum, najwyższej siły lub zasady mogącej związać ją w
jedno i popchnąć do przodu. Ich Europie brakowało tego, co miał ten papież,
czym był ten papież.
Wygłosiwszy swoje orędzie, papież uczynił w powietrzu trzy krzyże jako
tradycyjne błogosławieństwo papieskie. Kilku dyplomatów uklękło, kilku z tych,
którzy zachowali postawę stojącą, skłoniło głowy. Nie byli jednak w stanie
podzielić wiary papieża w kojący balsam Boga, którego był Namiestnikiem na
ziemi, lub uznać, że ten balsam to jedyny czynnik spajający, który mógł uleczyć
duszę świata. Ale nie potrafili przyznać się do tego, że same traktaty
gospodarcze i polityczne nie są w stanie spoić serc i umysłów ludzkości.
Patrząc na kruchą postać starca, mogli jedynie zazdrościć temu samotnemu
dostojnikowi na papieskim tronie. Albowiem - jak to później ujął Belg Paul-
Henri Spaak - stał on na czele globalnej organizacji, lecz był kimś niż jej
obieralnym reprezentantem. Był posiadaczem jej mocy. Był jej środkiem
ciężkości.
***
Z okna prywatnego gabinetu na trzecim piętrze Pałacu Apostolskiego Ojciec
Święty patrzył, jak na dole architekci nowej Europy wsiadają do swoich limuzyn.
- Jak Wasza Świątobliwość myśli? Czy ich nowa Europa będzie na tyle silna, by
powstrzymać Moskwę?
Pius odwrócił się do swego towarzysza, niemieckiego jezuity, długoletniego
przyjaciela i spowiednika.
- Marksizm pozostaje nadal wrogiem. Ale teraz Anglosasi mają inicjatywę.
Przez Anglosasów papież rozumiał anglo-amerykański establishment polityczny.
- Ich Europa zajdzie daleko i zajdzie szybko. Ale największy dzień dla Europy
jeszcze nie zaświtał.Jezuita nie nadążał za myślami papieża.
- Jaka Europa, Wasza Świątobliwość? Największy dzień dla czyjej Europy?
- Dla tej Europy, która się dzisiaj narodziła - odparł papież bez wahania. - A w
dniu, w którym Stolica Apostolska zostanie wprzęgnięta w nową Europę
dyplomatów i polityków - dodał - w Europę z centrum w Brukseli i Paryżu - tego
dnia na serio zaczną się kłopoty Kościoła.
I odwracając się
znów ku limuzynom opuszczającym plac św. Piotra, papież dokończył:
- Nowa Europa będzie miała swój skromny dzień. Ale tylko jeden jedyny.
1960
Nigdy jeszcze bardziej obiecujący projekt nie zawisł na szali i nigdy ważniejszy
temat nie był omawiany przez papieża i jego doradców niż to, co stało się
przedmiotem debaty owego lutowego poranka 1960 roku. Wybrany zaledwie
roku temu na Tron Piotrowy, Jego Świątobliwość Jan XXIII - "dobry papież Jan",
jak go natychmiast ochrzczono - zdążył pchnąć na nowe tory Stolicę Apostolską,
papieską administrację i większość dyplomatycznego i religijnego świata na
zewnątrz Watykanu. A teraz wydawało się, że chce poruszyć w ogóle cały świat.
Wybrany w wieku siedemdziesięciu siedmiu lat, ten poczciwy wieśniak miał być
papieżem przejściowym, bezpiecznym kompromisem, którego krótkie rządy
dałyby trochę czasu - cztery czy pięć lat, jak przypuszczano - na znalezienie
właściwego sukcesora, który przeprowadzi Kościół przez okres zimnej wojny.
Lecz zaledwie w kilka miesięcy po intronizacji, ku zdumieniu wszystkich,
otworzył on Watykan, ogłaszając niespodziewanie zwołanie Soboru
Ekumenicznego. W rzeczywistości w owym momencie prawie wszyscy
urzędnicy watykańscy - w tym wszyscy doradcy wezwani na to poufne
spotkanie w prywatnych apartamentach papieża na czwartym piętrze Pałacu
Apostolskiego - tkwili już po uszy w przygotowaniach do tego epokowego
wydarzenia.
I oto tego ranka z właściwą sobie bezpośredniością papież podzielił się swoimi
myślami z garstką ludzi wybranych w tym celu. Było wśród nich kilkunastu
najważniejszych kardynałów oraz pewna grupa biskupów i prałatów z
sekretariatu stanu. Byli też obecni dwaj portugalscy tłumacze.- Musimy dziś
dokonać wyboru - wyznał Jego Świątobliwość swym doradcom. - A nie chcemy
tego czynić sami. Sprawa dotyczyła, jak wyjaśnił papież, słynnego listu, który
otrzymał jego poprzednik na Tronie Piotrowym. Ponieważ okoliczności
związane z listem były wszystkim dobrze znane, tego ranka papież ograniczył się
do krótkiej rekapitulacji zagadnienia.
W roku 1917 Fatima, niegdyś najnędzniejsza mieścina portugalska, zyskała
rozgłos jako miejsce, gdzie troje małych wiejskich dzieci - dwie dziewczynki i
chłopiec - stało się świadkami sześciu wizyt - czy wizji - Błogosławionej Dziewicy
Maryi. Tak jak miliony katolików, wszyscy zgromadzeni w pokoju wiedzieli,
Najświętsza Panienka zawierzyła fatimski dzieciom trzy tajemnice. Że zgodnie z
przepowiednią niebiańskiego Gościa dwoje dzieci zmarło we wczesnym
dzieciństwie; przeżyła tylko najstarsza dziewczynka - Łucja. Wszyscy wiedzieli o
tym, że Łucja - obecnie karmelitanka - już dawno temu ujawniła dwie pierwsze
tajemnice fatimskie. Lecz życzeniem Matki Bożej, jak powiedziała siostra Łucja,
było, aby trzeci sekret ogłosił "papież roku 1960". I że jednocześnie ten sam
papież ma poświęcić "Rosję" Najświętszej Dziewicy. Konsekracji mieli dokonać
tego samego dnia wszyscy biskupi świata, każdy w swojej diecezji, każdy tymi
samymi słowami. Konsekracja ta byłaby równoznaczna z publicznym
potępieniem Związku Radzieckiego w skali światowej.
Jak powiedziała siostra Łucja, Dziewica obiecała, że po dokonaniu poświęcenia
"Rosja" się nawróci i przestanie być zagrożeniem dla świata. Jeśli jednak jej
życzenie nie zostanie spełnione przez "papieża roku 1960", wówczas "Rosja
rozszerzy swoje błędy na wszystkie narody", będzie wiele cierpienia i zniszczeń,
a wiara Kościoła zmarnieje i jedynie w Portugalii zachowają się nienaruszone
"dogmaty wiary".
W czasie trzecich odwiedzin w Fatimie, w lipcu 1917 roku, "Pani" obiecała
przypieczętować swoje posłannictwo niezbitym dowodem, świadczącym o tym,
że przybywa od Boga. 13 października w południe dokonał się cud. Na równi z
dziećmi cud ten obserwowało 75 000 ludzi, przybyłych czasem z bardzo daleka,
wśród których byli dziennikarze, fotoreporterzy, naukowcy i sceptycy, a także
wielu godnych zaufania duchownych.
Oto bowiem słońce złamało wszelkie prawa przyrody. Po gwałtownym,
ulewnym deszczu, który przemoczył wszystkich do suchej nitki i zamienił ziemię
w bagno, niespodziewanie wyszło słońce i poczęło dosłownie tańczyć. Rzuciło
też na niebo wspaniałą tęczę. Zniżyło się tak bardzo, że wydawało się, iż runie
na ziemię pośród tłumów. A potem, równie nagle, wzniosło się w górę i świeciło
spokojnie jak zawsze. Wszystkich ogarnęło zdumienie. Ubrania ludzi były tak
nieskazitelne, jakby przed chwilą wróciły z pralni, czyste i wyprasowane.
Nikomu nic się nie stało. Wszyscy widzieli tańczące słońce; lecz tylko dzieci
widziały Maryję.
- Jest chyba oczywiste - powiedział dobry papież Jan, wyciągając kopertę z
małej hermetycznej skrzynki stojącej na stoliku za jego plecami - co należy
zrobić w pierwszej kolejności dzisiejszego ranka.
Doradców papieża ogarnęło podniecenie. A więc znaleźli się tutaj po to, by
wziąć udział w poufnej lekturze listu siostry Łucji zawierającego trzecią
tajemnicę fatimską. Bez przesady można było powiedzieć, że dziesiątki
milionów ludzi na całym świecie z niecierpliwością czekało na wiadomość, że
"papież roku 1960" odsłoni przynajmniej część tak pilnie strzeżonej tajemnicy i
wykona polecenie Matki Bożej. Mając to na uwadze, Jego Świątobliwość
podkreślił właściwe i dosłowne znaczenie słowa "pozfny". Upewniwszy się, że
jego upomnienie co do tajności dotarło do obecnych, Ojciec Święty wręczył list
portugalskim tłumaczom; ci zaś niezwłocznie przełożyli jego treść na język
włoski.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin