Nancy Warren - Czas na zmianę.pdf

(819 KB) Pobierz
Rozdział
pierwszy
Cynthia Baxter usiłowała podrapać się po brzuchu,
przewracając się gwałtownie w wielkim mahoniowym
łożu z baldachimem. Sypiały w nim i kochały się kolejne
pokolenia Baxterów, nie wiadomo jednak, czy ktokolwiek
z nich próbował podrapać się, mając ręce przykute kajdan­
kami do ramy łóżka
- Walter! - krzyknęła, ale nikt nie odpowiedział.
Cynthia stosowała właśnie w praktyce instrukcje
z wrześniowego numeru „Raunch Magazine" poświęconego
fantazjom. Miała nadzieję tchnąć w swój wieloletni związek
trochę namiętności, odgrywając „Bezbronną dziewicę
zniewalaną przez mrocznego, niebezpiecznego przybysza".
Jej narzeczony, który opanowany nieposkromioną żądzą
powinien robić z jej ciałem te wszystkie szokująco perwer­
syjne rzeczy, o których czytała w piśmie, przyrósł chyba do
telefonu komórkowego, z którym wyszedł do salonu.
Pilnie nasłuchiwała, ale bez rezultatu. Może był zbyt
zniechęcony jej obnażonym w blasku dnia ciałem, by
wrócić do sypialni.
6
Nancy Warren
- Walter?
Cisza.
- Walter!
Głos Cynthii odbił się echem w całym domu. Gdzie on
się podział? Wzięła głęboki wdech, ale szybko wypuściła
powietrze, prawie krztusząc się zapachem nowych per­
fum, którymi skropiła całe ciało. W domu towarowym
pachniały mocno i egzotycznie, teraz, po kilku godzinach,
już tylko tanio i mdło.
- Walter! Jesteś tam?
Nic.
Bezsilność była częścią tej fantazji, zgodnie z opiniami
„sekspertów" z pisma „Raunch". Po niej miało nastąpić
zaspokojenie najdzikszych pragnień każdej kobiety. Cyn-
thia zaczynała nabierać okropnego podejrzenia. Czy to
możliwe, że o niej zapomniał i po prostu wyszedł? Był
maniakalnie oddany swojej pracy, dla której potrafił
zapomnieć o całym bożym świecie.
Całe szczęście, że „Raunch Magazine" podzielił pre­
zentowane scenariusze erotyczne na pomocne kategorie:
„Buduarowi nowicjusze", „Łóżkowi średniacy" i „Sek­
sualne orły". Przejrzała, rzecz jasna, strony dla zaawan­
sowanych, ale szczerze mówiąc, nawet gdyby mogła sobie
pozwolić na całe to wyposażenie, nie sądziła, by kiedykol­
wiek miała ochotę zagrać w grę pod tytułem „Burdelowa
domina i skulony uczniak" albo w cokolwiek innego
z udziałem więcej niż dwóch osób.
Pokazanie nagiego ciała w pełnym słońcu było wystar­
czająco stresujące, nawet jeśli robiła to przed Walterem,
który bez okularów trochę niedowidział. Nie, dział dla
buduarowych nowicjuszy pobudzał ją aż nadto. Nie było
scenariusza, który by do niej w jakiś sposób nie przema-
Czas na zmianę
7
wiał, ale „Bezbronna dziewica zniewalana przez mrocz­
nego, niebezpiecznego przybysza" był jej ulubionym.
Kogo to obchodzi, jak w zaciszu własnej sypialni za­
chowuje się grzeczna dziewczynka Cynthia Baxter? Mog­
ła wyobrażać sobie, że jest więziona przez egzotycznego
przybysza, zamaskowanego Zorro albo bezwzględnego
pirata, w każdym wypadku śniadego, wysokiego, szczup­
łego i muskularnego. Była jego niewolnicą i musiała
spełniać wszystkie zachcianki swego pana, a ten był
bardzo pomysłowy. Oczywiście, Walter nie był mrocz­
nym, niebezpiecznym przybyszem. O, zdecydowanie nie!
Ale przecież i ona nie była dziewicą, chociaż niektóre
z opisywanych fantazji sprawiały, że tak właśnie się
czuła.
Autorzy artykułu zdecydowanie odradzali więzy o bar­
dziej umownym charakterze - na przykład luźne skrępo­
wanie jedwabną apaszką- i zalecali prawdziwe kajdanki.
Cynthia zawsze stosowała się do ustalonych reguł. Dlate­
go leżała teraz skuta kajdankami.
Trudno powiedzieć, co sprawiło, że zdecydowała się na
realizację tego szalonego pomysłu. Teraz jednak, po tym
jak prośbą i groźbą skłoniła Waltera do urzeczywistnienia
fantazji, kiedy leżała naga i bezbronna jak na sklepowej
wystawie, odczuwała coś, co na pewno nie było pod­
nieceniem.
Kogo chciała oszukać? Nic dziwnego, że Walter sobie
poszedł. Ani trochę nie przypominała modelek
z „Raunch", z piersiami sterczącymi jak górskie szczyty,
taliami jak osy, krągłymi pośladkami i długimi nogami
Barbie.
Piersi Cynthii wyglądały, jej zdaniem, jak kawałki
niewyrośniętego ciasta z rodzynkami na wierzchu. Reszta
8
Nancy Warren
była równie mało ponętna. Nigdy więcej nie zaproponuje
Walterowi nic ponad tradycyjne, szybkie zbliżenia pod
kołdrą w całkowitych ciemnościach. Koniec z dawaniem
sobie szans. Wystarczy prób przeistoczenia się w kobietę
zmysłową. Powinna była wiedzieć, że to się nie uda.
Tymczasem musi wydostać się z kajdanek. Wrzasnęła
jeszcze kilka razy, wyczuwając w swoim głosie nuty
histerii, póki nie zaczęło ją boleć gardło. Nie było sensu tu
chrypnąć. Powinna się uspokoić i zaczekać. W końcu
Walter przypomni sobie o niej.
Oddychając wolno i ciężko, Cynthia wpatrzyła się
w sufit. Dostrzegła w kącie ciemne pasmo, które wy­
glądało podejrzanie, jak pajęczyna. Będzie musiała wziąć
szczotkę na kiju - jak tylko się uwolni. To przypomniało
jej, w jak absurdalnym położeniu się znalazła. Nie miała
pojęcia, jak długo to wszystko już trwało, ale bolały ją już
ręce. Była zmarznięta, głodna i chciała iść do łazienki.
Gdzie do cholery jest Walter?
Obserwowała budzik tykający wolno przy łóżku.
Wzbierał w niej gniew. Piątkowe popołudnie zmieniło się
w piątkowy wieczór i zaczął ją ogarniać strach. Zanim
Walter sobie o niej przypomni, umrze z głodu, zamarznie
na śmierć albo dostanie zapalenia pęcherza.
Wieki minęły, nim usłyszała chrzęst żwiru pod oknem.
Jednak nadzieja, że Walter sobie o niej przypomniał
i wrócił, okazała się płonna. Dobiegło ją węszenie psa
i wymowny dźwięk strumyka zraszającego dalie Cynthii
pod oknem sypialni. Dzięki Bogu, to na pewno pani
Lawrence z domu po sąsiedzku i Gruber, jej pudel z nad­
wagą.
Może powinna krzyknąć?
Zażenowanie walczyło z fizyczną udręką, ale była to
Czas na zmianę
9
walka krótka. Pęcherz zwyciężył. Jeżeli już miał ją
uratować ktoś z ulicy, to niech przynajmniej będzie to
kobieta.
- Pani Lawrence - wrzasnęła tak głośno, jak tylko się
dało, mając nadzieję, że sąsiadka podkręciła swój aparat
słuchowy.
- Co to było?
Dobiegł ją struchlały głos staruszki. Nadpobudliwy
Gruber zaczął szczekać.
- Potrzebuję pomocy - krzyczała Cynthia. - Jestem
przywiązana do łóżka. Proszę użyć zapasowego klucza,
błagam!
- O mój Boże... to Cynthia. Mam nadzieję, że to nie
napad - słychać było pełen trwogi głos.
Cynthia nie mogła się już doczekać, kiedy jej kochana
sąsiadka skończy naradę z psem i weźmie klucz.
- Pani Lawrence? Pamięta pani, gdzie jest klucz? Pod
trzecią doniczką z geranium.
Słuchając chrzęstu żwiru i pomrukiwania sąsiadki,
miała nadzieję, że biedna pani Lawrence nie dostanie
ataku serca, kiedy zobaczy ją nagą, w najbardziej upoka­
rzającej pozycji wżyciu. Przynajmniej stopy miała wolne.
Ale co z tego? Gdyby uniosła kolana, żeby zakryć piersi,
odsłoniłaby dolną partię ciała, a dodatkowe ciśnienie na
pęcherz mogłoby zamienić ją w ludzki pistolet na wodę.
Minuty wlokły się, a każdą wypełniały bolesne zmaga­
nia z pęcherzem. Cynthii wydało się, że słyszy na zew­
nątrz jakieś drapanie - ale pewności nie miała. Jeżeli zaraz
nie pójdzie do łazienki, to niechybnie dojdzie tu do
wypadku. W końcu usłyszała subtelny dźwięk dochodzą­
cy tym razem z wnętrza domu.
- Pani Lawrence, jestem tutaj, w sypialni.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin