1959_11.pdf

(1049 KB) Pobierz
Czy п к .' ie ш d o m u p iecyk gazowy.. m aszyn ę d o szycia, czy w idzieliście w yroby
ze sztucznego je d w ab iu ? — N aturaln ie — od po w ie każdy. — A konscrujy z n a ­
cie? — T e ż pytanie! N aturalnie! Szczególnie na w ycieczkach przyda się taka puszka
ko n serm , m ożna łatw o i szybko sp o rz ąd z ić po siłek . — A w iecie, kom u zaw dzięczacie
te osiąg nięcia? O tóż to. Każdy ch ętn ie z n ic h korzysta, ale m a ło kto w ie, że nied aw n o
je sz c z e lu dzko ść ich n ie znała.
Poczta fran c u sk a przy po m n iała n a m n iektórych w ynalazców i u c zo n y c h w y d ając
śliczną serię znaczków z ic h pod ob iznam i i z charakterystycznym i rysunkam i, o d ­
zw ierciedlającym i po szczegó ln e w ynalazki.
Z aczniem y od Filipa Le Bon, je d n e g o z w y nalazców gazu św ietlnego (1767 — 1804).
O p raco w ał o n m eto d ę zw ęglania d re w n a w zam kniętych n a czyniach i w ykorzystał
o trzym any gaz d o o g rzew ania i ośw ietlania. j \a znaczku w idzim y w ynalazcę, trzy­
m ająceg o w ręku b u tlę z zap alo n y m gazem .
D ru g i znaczek p rzed staw ia w ynalazcę m aszyny d o szycia, B arthełem y T him m o-
n ie ra (i 793—1857). M aszyna jego , s k o n su u o w a n a około 1830 г., okazała się w prak­
tyce tak d o b ra, że z b u d o w an o łącznie 80 sztuk. Inni w ynalazcy ulepszali ją stale,
k o n stru u ją c co raz to n o w e m odele.
T rzeci znaczek (12 fr) p rzed staw ia w ynalazcę system u k o nserw ow ania żyw ności,
N ico lasa A pperta (1749 — 1841). W ynalazek je g o (1804), oparty na m etodzie k o n s e r­
w o w an ia żyw ności w p u szk a c h i n aczy niach szk lanych przez dłuższe przetrzym y­
w anie w w rzącej w odzie, a następ n ie szczelne zam ykanie, zrew olucjonizow ały p rz e ­
m y sł spożyw czy. N a znaczku p rzed staw io n o także fabrykę konserw .
S P IS T K ESC I
1. K ą c ik F ila te iisty . — 2. Z w ie rz ę ta w słu ż b ie teelm ik i, — 3. O m a le j m aszy nie, k tó ra d o k o n a ła
w ie lk ie j rew o lu cji w b iu ra c h . — 4. F iz y k a n a w esoło: P e rp e tu u m m o biie. — 5. C h e m ia w naszym
do m u : C hem iczna g rza łk a . — 6. O gnie 1 p a p ie rk i beng alskie, — 7. Z e św ia ta . — 8. L ądem ,
m o rzem i p o w ietrzem . — 9. S k rz y n k a Pocztow a. — 10. Ł a tw o tru d n e łam ig łó w k i: D u ch y
w k red e n sie. — 11. Ja ś t M ałgosia. — 12. K ą c ik N ajm łodszego K o n s tru k to ra : T e lew iz o r „ P ro ­
m y k I ”. — 13. K o n k u rs „Ile co w aży ?”
Zwierzęta w służbie techniki
G dy ludzie jeszcze nie um ieli b u do -
w \uać ta kich m aszyn, ja k m y dzisiaj,
m usieli z ko nieczn o ści zaprzęgnąć do
p racy ziuierzęta, k tó re ju ż o d darnna
osiuoili i uczynili sw ym i przyjaciółm i.
P o co ciąg n ąć potężny
iuóz
ш dziesięciu
ludzi, gdy m ożna d o ń zaprzęgn ąć konie?
J e d n a k k o ń je s t naroiuisty i tru d n o sobie
z nim p oradzić. W iecie przecież, że
k o n ie nie były tak o d ra z u osujojone,
lecz dzikie, p ełn e energii, nieufn e i k rn ą ­
b rn e . N ależało je o siu ajać i przy u czać
do ch o dzenia ш zaprzęgu. Ileż z tym
było kłopotu.
T oteż ш d am nych c za sac h ludzie
użyiuali do ciąg n ięcia w ozóm n ie koni,
lecz luołóuj. Były to p rzecież ziuierzęta
sp o k o jn iejsze i b a rd z o m ocne, aczkol-
miek, ja k m iecie, zn acznie pom olniejsze.
W ystarczyła p a ra m ołóu; d o luielkiego
iuozu
p od różn eg o , ш k tórym ludzie
luędrom ali ш d a w n y ch m iek ach do
okolic nieznanych, gdzie m o żn a było
zająć ziem ię i założyć no iue osiedle.
w J ed n a k człow iek je s t isto tą up artą.
W iecie o tym z m łasnego dośiuiadczenia,
gdy czeg oś nie ch ce c ie zrobić. Taki
u p ó r je s t zły, gdyż m ym odzi się z n ie ­
po słu szeń stw a; ale u p ó r, z ja k im daw ny
człom iek ujeżd żał k o n ie i zm uszał je
d o ch o dzenia ш zaprzęgu, b y ł u po rem
d obrym . C złom iek ruięc tu reszcie u p o ­
ra ł się z ko niem i od tej chiuili p o ja w i­
ły się szybkie pom ozy. D aiuni R zym ianie
u rządzali n aiuet w yścigi n a d w ukoło­
w ych p ojazdach, tak ziuanych kw adry-
g ach, d o k tó ry ch zaprzęgano cztery
rum aki, p ę d zą c e g alo p em p o zw ycięstw o
uj zaujodach.
W górach, na w ą sk ic h ście ż k a ch n a d
p rzep aściam i konie płoszyły się i dlatego
człom iek w y hodow ał muły, b ę d ąc e skrzy­
żo w aniem konia z osłem . Muły iu g ó ra c h
zachow yw ały się o m iele lepiej.
G orzej było natom iast, gdy trzeba było
przem ozić w ielkie ciężary. W ted ę nie
m y starczał z a p r/ę g i z w ołów . U żym ano
m óm czas słoni. O ne to przem racały
drzem a m puszczy i przenosiły je bez
m ysiłku sm ą po tężn ą trąb ą, b ę d ąc ą ,
ja k m iecic, my dłużonym n o s e m zw ie-
rzęcia.
Ziuierzęta pociągow e były b a rd z o d o ­
bry m pom ocnikiem człom ieka n ie tylko
ш w ykonyw aniu p rzew ozów , a le i m p ra ­
cy. Przecież zn ac ie kierat? W iecie, że
je s t to poziom e koło zębate znacznych
rozm iaróm , d o którego przym ocom ane
s ą ja k gdyby cztery długie d rem niane
szprychy. D o końca każdej takiej szpry­
chy je s t zaprzężony koń; cztery konie
ch o d zą ш kółko i za p o m o c ą szprych
o b ra c ają ko ło zębate, k tó re zazębia się
z m niejszym kółkiem zębatym p o łą ­
czonym z w ałem . W ał te n ze siuej strony
połączony je s t z m aszynam i rolniczym i,
z m łocarnią, sieczkarką lu b p o m p ą
m odną. Gdy człom iek m a b e z przerm y
zajęcie i m ciąż pra c u je bez odpoczynku,
m óm im y, że „ch o d zi m k ie ra c ie" ja k
te konie.
Byli sprytni ludzie, którzy mymyślili
co ś ш ro d z a ju siłom ni konnej. O tóż
zbu d om ano m ielką d rem n ian ą klatkę
o kształcie poziom ego m alca, który
m ógł się o b ra c ać n a sinej o si k rę c ą c w ał
napędom y. W tym m alcu znajdow ał się
koń, którego n auczono m spinać się
ш g ó rę p o p o d ło d ze m alca. N o i sw ym
cię ża re m k o ń p o w od o w ał, że m alec
o b ra c a ł się. O b ró t im lc a p rzen o sił się
n a w ał n apędo w y , a w a łem tym m ożna
było n a p ęd z a ć ja k iś m niejszy zakład
przem ysłow y.
O d m ianą tego sprytnego urząd zen ia był
p a s b ez końca, naw inięty d oo ko ła diuóch
w alców , ułożony n ie poziom o, lecz
n ieco ku górze. Na tym p a sie zn ajdo ­
w ało się zm ierzę, koń, m uł lu b osioł.
I zn ó w k o ń popychał p a s ku tyłow i. P as
o b ra c ał m alce, a z n ic h n a p ę d przekazy-
ш апо do jakiejś m aszyny.
In n e zw ierzęta też oddaiuały usługi
iu tech n ice. P rzecież m iecie o p s a c h
c iąg n ący ch san ie n a d alekiej północy.
W id zieliście ш o g rodzie zoologicznym
w ielbłądy; n o szą o n e człom ieka i tom ary
n a pustyni. N ie je s t W am obcy zły pies,
„ S z atan ", spu szczan y z ła ń c u c h a n a n o c
in g o sp o d arstw ie m iejskim , ab y strzegł
p rz e d złodziejam i. Czytaliście zapem ne
0 kogucie, który budzi go sp o d arza o suń ­
c ie, sp ełn iają c ro lę budzika. G dy b ę ­
dziecie u czy ć s ię h isto rii starożytnej,
dom iecie się też o g ęsiach, którp ocaliły
R zym p rzed nieprzyjaciółm i ostrzegając
gęganiem m nocy o zbliżaniu się m rogich
w ojsk.
Zm ierzę, jak o żyme stm orzenie, nie
zam sze chciało p o d d am ać się m oli czło­
wieka. T oteż człow iek od d aw n a czynił
wysiłki m c elu uniezależn ien ia s ię od
zm ierząt. C oraz to no m e w ynalazki,
co raz to norne m aszyny zastępom ały
zm ierzę ta, aż doszło d o czasom d zisiej­
szych, ш k tó ry ch człom iek p o tra fi ju ż
m ogóle o b e jść się bez zm ierząt.
M amy m ięc dzisiaj elektrom nie w ęglo ­
w e, elektrom nie m odne, a n am et ato-
m om e. M am y silniki p aroiu e, sp alin o w e
1 elektryczne. Zaprzęgliśm y i rniatr i m odę
d o p racy , w ykorzystaliśm y ich energ ię
2
m siln ik ach m iatrom ych i tu rb in ach
m odnych. Ju ż rolnik nie p o trzeb u je z a ­
p rzęg ać koni do kieratu, gdyż p o p ro stu
u stam ia polski silnik przem y słomy S-62
i kosztem d iuóch litrom oleju n a p ęd o -
m ego na godzinę zastępuje tym silnikiem
p ra c ę ośm iu koni. M odelarz lotniczy
zak łada m sm ym m odelu sam olotu silni-
czek m odelarski, sportom iec b u duje sil-
nikom ą hulajnogę lu b sam ochodzik a m a ­
to rsk i z silniczkiem benzynom ym . W ie ­
cie, że polski m otocykl W FM m a m oc
4
-
lu b n am et 6 koni m echanicznych, a p rz e ­
cież k oń m echaniczny m a m o c znacznie
m iększą o d konia żyiuego. C złom iek
dokoiutł tego, że taki m ały silniczek
d a je diua lub trzy razy m iększą m oc
o d żymego konia.
Z m ierzęta my szły już całkow icie z użyt­
ku m now oczesnym tran sp o rcie. Pojazdy
na p ęd z a się leraz w yłącznie silnikam i
spalinoiuym i lub elektrycznym i.
Gdy chcem y m ygodnie i bez zm ęczenia
je c h a ć rom erem , kupujem y m sklepie
sp o rto w y m polski silniczek pom ocniczy
„ G n o m ” o m ocy 0,6 konia m e chaniczne­
go i założymszy go do ro w e ru przejeżdża­
my m ygodnie każdą odległość z szyb­
kością dw udziestu pięciu kilom etrom
na godzinę, zużyw ając przy tym nieco
p o n a d litr benzyny z olejem na 100 kilo­
m etrów , co kosztuje n as około sześciu
złotych.
G dyby d o sam o c h o d u w yścigow ego
zap rzęgnąć czterysta koni, byłby to
w ido k nie lada. K ierow ca nie dałby sobie
n a peum o rady z kiero w an iem ta k ą
czered ą koni. G dy w reszcie rozpuściłby
le jc e koniom i uderzył je od razu w szyst­
kie czterystu batam i, zerw ałyby się do
b ieg u osiągając pręd k o ść... 40 kilom e­
tró w n a godzinę. G dy je d n a k tenże c zło ­
w iek zasiądzie za sterem sam o c h o d u
w yścigow ego w yposażonego w cztery-
V
^
^
stukonny silnik spalinow y, pęd zi z p rę d ­
k o ścią około trzystu k ilo m etrów n a
godzinę, a sm e k o n ie m echan iczn e o p a ­
n ow uje n aciśn ięciem lu b ziuolnieniem
m ałego p ed ałk a p o d p rau ją sto p ą —
przyspiesznika. Był n aiuet ш ro k u 1947
taki Anglik, J o h n C obb (czytaj Kob),
który n a sinym sam o ch o d zie rek ordo -
mym, zaopatrzonym ш diua silniki lot­
n icze o łączn ej m ocy... 2400 koni m e ­
chanicznych, osiągnął p rę d k o ść 634 ki­
lom etry n a godzinę, to znaczy, że p rz e ­
jeżd żał kilom etr iu ile sekund? N o?
J u ż policzyliście, że ш około sekund...
pięć. T akiej szybkości nie m ógłby ro z­
w inąć żaden żywy koń, a n i ш ogóle
ż ad n e żyiue stw o rzen ie.
W iem y, że sło ń p o tra fi -obalić potężne
drzeujo, w yrw ać je trą b ą z ziem i i p rz e ­
nieść
Ш
in n e m iejsce. Ale cóż znaczy
taki potężny słoń, skoro am erykański
F rancuz, p a n Le T o u rn e a u (czytaj Le
T u rn o ), sk o n stru o w ał olbrzym i cztero -
kołow y pojazd o stalow ych w ielkich
kołach, w ysokości p o n a d p ię ć m etróiu,
czyli p ó łto ra piętra. Pojazd ten, m ażący
sto ton, najeżdża p o p ro stu n a drzew a
w puszczy i ciężarem sw ym p rzeiuraca
je, a hakiem , znajdującym się z tyłu, z a ­
b ie ra pn ie z so b ą. W ykonuje o n w go­
dzinę tyle p racy , co trzydzieści p otęż­
ny ch słoni, a żyw i się... trzydziestom a
litram i oleju n a p ęd o w eg o n a godzinę.
Psy eskim oskie n a d alekiej północy
są pow oli zastęp o w an e silnikow ym i p o ­
jazd am i n a g ąsien icach, jad ący m i szyb­
ko, niezm o rdo w an ie i bezpiecznie w śród
najw iększych śn ieg ó w północy.
Czy p ies ła ń cu ch ow y w zagrodzie
je s t jeszcze potrzebny? Nie. P sa m oże
złoczy ńca otru ć. Ale n ic otru je fo to ­
kom órki, która — nieiuidoczna d la zło­
czyńcy, krad n ąceg o n ocą kury g ospo­
d arzow i — z aalarm u je ludzi, lułączy
sam oczynne ośw ietlenie p o dw órza i u ru ­
cho m i m agnetofon, który przez głośniki
zaryczy n a całą ujieś: „T rzym aj z ło ­
dzieja! Łapaj złodzieja!”
N aw et poczcim y kogut n ie m a p o co
b ud zić gospodarza. Z nacznie dokładniej
i sp raw n iej w ykona to elektryczny b u ­
dzik, lułączający płytę n a gram ofonie,
k tó ra n a m zaśpiew a: ,,C zas ju ż czas,
m ój przyjacielu, lustać ju ż trzeba, c h o ć
niedziela; bydłu je ść dać, krom y doić,
o w sa dodać, konie p o ić ...'’ (W iecie
oczym iście, że krow y doi się teraz
elektrycznie, bez udziału dójki).
Człow iek od najdaiuniejszych c zasó w
tęsknie sp oglądał ш n ieb o i obserujoiuał
latające ptaki. Był naiuet taki D ed al
i jego syn Ikar, który, ja k p odaje leg en d ą
(ale to oczyw iście ,,b u jd a "), la ta ł ze
skrzydłam i przypiętym i do ram ion; opo-
m iem W am kiedyś o tym zdarzeniu.
M yślał m ięc człow iek jeszcze ш s ta ro ­
żytności o zbudom aniu m ozu, ciągnięć
tego przez orły, oczyw iście treso w an e,
k tó re m ogłyby u n ieść iuóz w pow ietrze.
T eraz? Każdy z n as m oże latać n a szy­
b o w c ac h lu b na sam o lo tac h w A ero­
klubie, a d o najdalszego zakątka kuli
ziem skiej m ożem y d o le c ieć ш kilkanaście
godzin najnow szym radzieckim sa m o ­
lotem kom unikacyjnym T u -1 H lu b a m e ­
ry k ańskim Boeing 707.
Czy m ięc zw ierzęta ju ż s ą w te c h n ice
niepotrzebne? O tóż nie. Z w ierzęta za­
stęp u ją człow ieka tam , gdzie przy p ró ­
b a ch grozi n a m n iebezpieczeństw o. W ie ­
cie już, co to są sputniki? T o sztuczne
ciała niebieskie, w yrzucane przez czło­
w ieka w p rz e strze ń kosm iczną, poza
Ziem ię. C złow iek projektuje, że sa m
uniesie się w takim sputniku, w rakiecie
m iędzyplanetarnej, i p o leci n ie tylko na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin