1959_2.pdf

(1050 KB) Pobierz
S UWAGA MODELARZE! TERMIN ZGŁOSZEŃ BO OGÓLNOPOLSKIEGO $
KONKURSU MODELARSKIEGO UPŁYWA DNIA 15 MARCA 1959 R.
W IEK U U C Z ESTN IK Ó W KON KU RSU N IE OGRANICZA S I Ę ! *
J
CZYTAJCIE UWAŻNIE
i
i
]
\
Redafccja „Horyzontów Techniki dla Dzieci'1 ogłasza Ogólnopolski Konkurs Modelarski dla dzieci,
młodzieży I starszych na imjlcpicj wykonane i najciekawsze modele przemysłowe jak: samololy, samo-
chody, szybouoe, modele szkutnicze, wszelkiego rodzaju silniczki parowe i elektryczne, odbiorniki
radiowe, urządzenia portowe, urządzenia pomocnicze itp.
Tematyka modeli jest doiLolna i może bitć zaczerpnięta zarówno z miesięcznika „Horyzonty Techniki
dla Dzieci” , jak róirnież z wszelkiej prasy technicznej polskiej 1 zagranicznej.
Uczestnikom Konkursu pozostawia się wybór materiałom do wyrobu modeli (papier, karton, drewno,
metale, tworzywa sztuczne itp.)-
Przystępujący do Konkursu zgłaszają do dnia 1 marca 1959 r. (tu wyjątkowych przypadkach do dnia
15 marca) listem do Redakcji „Horyzontom Techniki dla Dzieci” , Warsznua, ul. Czackiego 3/5, swój
udział w Konkursie, podając imię, nazwisko, adres, wiek, klasę i adres szkoły, do której uczęszczają
lub — jeżeli nie są uczniami — imię, nazwisko, adres, wiek, zawód i miejsce pracy. Jednocześnie zgłasza-
jący zapowiadają, jaki model mają zamiar u-ykonać i przysłać,
t_
щ
и~г
Uwaga! Modele należy przysyłać jedynie pod adresem: Muzeum Techniki NOT, Warszawa, Pałac
ullury i Nauki.
Ostateczny termin nadsyłania modeli upływa dnła 1 kwietnia 1959 r.
W połowie kwietnia 1959 r., po uprzednim ogłoszeniu w prasie, zostanie otwarta Wystawa prac konkur­
sowych w Muzeum Techniki w Pałacu Kultury i Nauki.
Nadesłane prace będą zróżnicowane stosownie (lo wieku i stopnia wykształcenia uczestników, co za-
gwaranmje prawidłowy podział nagród.
W Konkursie może wziąć udział każdy, osobiście lub zespołowo.
PROTEKTORAT NAD W YSTAW Ą OBJĄŁ OBYWATEL MINISTER OĆWIATY
Za najlepsze prace modelarskie przyznane będą liczne, cenne nagrody ofiarowane przez instytucje
państwowe.
Oto niektóre z nich:
— mały samochodzik sportomy, motorowery, odbiorniki radiowe, zegarki, kajaki itp. Liczba zgłaszanych
nagród stale «ię powiększa.
Jury Konkursu składać się będzie z przedstawicieli nauki, przemysłu i prasy.
Po zakończeniu Wystawy uczestnicy mają ргашо do zabrania modeli stanowiących ich własność.
JEŚLI JESTEŚ PRAWDZIWYM MAJSTERKOW ICZEM WEŹMIESZ UDZIAŁ W KO N KU RSIE
MODELARSKIM ! NA W YSTAW IE W WARSZAWIE NIE MOŻE C IEBIE ZABRAKNĄĆ!
K IE D Y NA K S IĘ Ż Y C U B Ę D Z IE S Z P O D L E W A Ł KWIA TKI
W SWOIM OGRÓDKU, PRZYPOMNIJ SOBIE, ŻE ZAMIŁOWAŃ
TECHNICZNYCH NABRAŁEŚ JUŻ JAKO DZIECKO - CZYTAJĄC
„HORYZONTY TECHNIKI DLA DZIECI
W *
S P IS T R E ŚC I
1. Na szczytach . — 2. N iep rzyjem n a h istoria z w odorem . — 3. O m agn etofon ie. —
4. Nowe książki. — 5. Chem ia w naszym dom u:
W oda ciep ła, w oda zim na,
lód. — 6. M y i elek try cz n o ść: N apraw iam y sznur elek try czn y . — 7. Sk rz y n k a
Pocztow a. — 8. W y n iki losow ania nagród. — 9. Lądem , mojrzem i pow ietrzem . —
1 0. Ł atw o trudne łam igłów ki. — 11. K ą c ik N ajm łodszego K o n stru k to ra : „Ołów­
kow y człow ieczek"’ — 12. K o n k u rs.
[
!
Ż ag low iec an gielski, Little M ary. pruł
pow oli fa le O cean u Sp o k o jn eg o z b liż a ­
j ą c s ię d o brzegom Am eryki P o łu d n io ­
w e j. Podróż n ie by ła pom yślna: zła
pogoda, rozburzone m orze dokuczały
podróżnym przez cały cz as i spędzały
ic li z pokładu, toteż m szyscy marzyli
o upragnionym m o m e n cie zak oń czen ia
jod rń żn - W tej chw ili na pokładzie
zn ajdow ał s ię tylko je d e n podróżny. Był
to m ężczyzna nie p ierw szej ju ż m łod ości,
0 postaw ie w o jsko w eg o , o szlachetnym
i en erg iczn y m w yrazie twarzy.
Podróżnym tym b y ł Polak, in ży nier
E rn est M alinow ski.
Sta ł z założonym i rękam i n a p o ­
k ładzie statku i spoglądał oczym a pełnym i
m elan ch o lii
iu
zam gloną dal, która zdawa-
ła m u się b y ć sym bolem je g o róiun ie
za m g lo n ej, n iep ew n ej przyszło ści. Ja k a ż
p rzyszło ść m ogła c z e k a ć Polaka, w y­
gn a ń ca , człow ieka pozbaw ionego o jczy z­
ny? M iał 22 lata, gdy w raz z o jc e m
1 bratem w ziął udział ui pow staniu listo ­
padow ym . P o upadku pow stania po żeg ­
n ał kraj rodzinny na zaw sze u d a ją c s ię ,
ja k w ięk szo ść Polaków , do F ra n cji.
By ł w ów czas je sz c z e d o ś ć m łody, aby
ro z p o cząć studia in p arysk iej Szk ole
D ró g i M ostów ; ale p o ukończeniu
studiów , bu d u jąc uie F ran cji drogi żelaz­
ne, zaczął stud iow ać inżynierię w o jsk o ­
w ą, b o liczy ł n a to, że kiedyś przyda
mu się o na w w a lce o w o ln o ść ojczyzny.
N ie było m u ju ż dan e w alczy ć o o jczy znę;
a le gdy nadszed ł ro k 1848. m iłujący
m o li)o ść Polak stan ął n a b ary kad ach ,
aby pom agać ш uzyskaniu je j innym
n arodom . Raz je s z c z e spotkał go zaw ód:
W steczne, despotyczne rządy zw yciężyły.
I w tedy zaszło to niezw ykłe w ydarze­
n ie: wizyta p o sła peruw iańskiego w je g o
skrom nym m ieszkaniu paryskim , p ro ­
p ozycja o b ję c ia kierow nictw a budom#
k olei w Peru. Ja k ż e m iał nie p rzyjąć te j
prop o zycji on, prześladow any przez r e ­
a k cy jn y rząd fran cu sk i? Ale każda m ila
m orska, przebyta na Little M ary. a zbliża­
ją c a go o b e c n ie do Peru, oddalała go
od ojczyzny, od rodaków . Czy ic h
je s z c z e kiedy zobaczy?
W tej ch w ili zbliżył s ię do m ego je g o
to m arzysz podróży, pułkow nik G om ez.
— Ju tr o wpłym amy do portu C allao —
rzekł w eso ło. B y ł patriotą i stęsk n ił s ię
ju ż do siuej ojczyzny.
M alinow ski nie odpow iedział. W e
w sch o d n iej stro n ie, ku k tórej dążyli,
nieb o pokryte było ciem n o g ran ato w y ­
m i, po sęp n y m i chm uram i. Pułkow nik
poszed ł za w zrokiem M alin ow skiego.
— W ygląd ają ja k góry — u śm iech n ął
się, — Ju tr o O tej porze zobaczym y w tej
stro n ie praw dziw e góry. O jczyzn a m ó ja
je s t krainą potężnych szczytów .
— Przeprow adzenie lin ii k o le jo w y ch
n ie będzie W ięc rzeczą łatw ą ni tanią —
odrzekł o b o ję tn ie M alinow ski. W ied ział
p rz ecie ż o g órskim ch arakterze P eru
t n ie m iał w te j ch w ili o ch oty n a ro zm ow ę.
— Ależ n ie będziem y przeprow adzali
k olei
uj
g ó ra ch ! — pośp ieszył zap ew n ić
pułkow nik. — Chodzi o p rzeprow adze­
n ie dróg żelazn y ch w n ad m o rsk iej c z ę ś c i
Peru , ta zaś je s t niziną. A c o do kosztow ­
n o ś c i ty ch ro b ó t — p o ch y lił się p o u fn ie
do ucha inżyniera — m o ją o jczy znę s ta ć
n a drogie in w esty cje. Ju tro będziem y
przejeżdżali o bok wysp C h in ch a. Z apasy
n aw ozu fo sfo ro w eg o na tych w y sp ach —
pan w ie, to ch odzi o guano p tasie — są
d la n a s czym ś cen n iejszy m niż kopaln ie
złota. W szystkie k ra je eu ro p ejsk ie d o ­
b ija ją s ię o ten naw óz. A p rz ecież
m am y je s z c z e saletrę. Z łoto płynie stru­
m ien iam i do kas państw ow ych. Kiedyż
ro b ić in w esty cje , je ś li n ie teraz? Mam y
dw a m iliony m ieszk ań co m , a skarb
państw a co ro cz n ie przyjm u je za sam o
guano i s a letrę kilkadziesiąt m ilionów
dolarom . W ystarczy to d la pana i pań­
sk ich ro bó t, praiuda? — ro z eśm iał s ię
i poklepał in ży niera p o u fale po ram ien iu«
W p iętn aście lat p ó ź n iej, ш pięknym
pałacyku, sto jący m przy je d n e j z n a j­
eleg antszy ch u lic Lim y, sta ł przy o kn ie
blisko sz eśćd z iesięcio le tn i człow iek. Był
to ten sam in ży n ier M alinow ski. Lata
ubiegłe przyprószyły mu głouję siw izną,
przerzedziły w łosy , n ie starły jed n ak
w yrazu d o b ro ci i en erg ii z o b liczą .
Z a ch o w ał też daw ny zw y czaj, w y n iesio ­
ny z lat w ygnańczej sa m o tn o ści, w patry­
w an ia się w ch w ila ch rozterki w n ieb o .
Ale n ieb a w idział z o k ien sw e j w illi
n iew iele. S to lic a leż ała w śró d gór,
w znosiły s ię o n e w ysoko, ciem ne
i groźne.
D o pokoju, w szed ł en ergicznym k ro ­
kiem p rzyjaciel in ży niera M alinow skie­
g o, o n g iś pułkow nik; dziś
g en erał
G om ez.
Г cóż* :dyrektorze? — wykrzyknął
zm uszę w eso ły g en erał. — C zytał pan
d z isiejszą p ra sę ? W szystkie gazety piszą
z entu zjazm em o p ań sk im p ro je k c ie
przeprow adzenia drogi k olejou iej przez
Andy! D ziś zb iera s ię po sied zen ie K on­
g resu ш tej sp raw ie. Zw yciężym y na
p ew n o!
— W szelk a spraw a słu sz n a m usi
w re sz cie zw y cięży ć
rzekł pow oli
M alinow ski w y cią g a ją c ręk ę do g e n e ­
ra ła.
Chodzi tylko o cz a s. Szkoda
upły w ająceg o czasu . N ie je ste m m łodym
czło w iek iem — i b o ję się , że m og ę n jr
zdążyć w yw dzięczyć s ię pańskiem u kr
jo w i, g en erale, za to, że p rzyjął m n ie.
w ygnań ca, rak serd e czn ie. T e wygody,
u; k tóry ch żyję, ten p ałacyk...
— Ależ c o pan m ów i, dyrektorze!
P rzecież pan sam w ie n a jie p ie j. de
o jczyzna m oja panu zaw dzięcza. Ileż
k ilom etrów linii k o le jo w y ch p rzepro­
w adził pan w ciągu tego cza su !
— Było
10
zadanie, dla k tóreg o m nie
tu sprow adzono. W y ko n ałem tylko sw ój
obow iązek.
— A w ię c w takim razie przypom nę
panu in n e zasługi, o k tóry ch n ie ch c e
pan w sk ro m n o ści s w o je j p am iętać.
D w a lata temu, gdy H iszpanie napadli
na Peru, aby w ydrzeć n am n a sz sk arb,
wyspy C hincha, któż, je ś li n ie p ań ,
ufortyfikow ał p o rt C allao? Któż p o ­
k iero w ał
o b ro n ą?
Kto
skutecznym
atakiem zn iszczył flo tę h iszpań ską i u ra­
to w ał n iezaw isło ść m o jej ojczyzny?
~~ My, P o lacy , pozbaw ieni w o ln o ści,
cenim y j ą n a d e w szystko — i dlatego
uw ażam y, ż e m ie js c e każdego P olak a
je s t tam , gdzie się toczy w alka o w o ln o ść.
P roszę n ie m ów ić m i o w d zięczn ości,
g en e rale. Peru stało s ię m o ją drugą
o jczy zn ą. D lateg o m yśl przeprow adzę-
n ia lin ii k o le jo w e j poprzez Andy, do
M ónfanii, je s t ce lem m o jeg o ży cia. P rze­
cie ż M ontania to n ajb o g atsza .c z ę ś ć
k ra ju : żyzna rów n in a, O łag od n y m k lim a­
c ie , p ełn a rud s re b ra , ołow iu, żelaza.
I p o m yśleć, że w tej chw ili łączy j ą
z resztą k raju kilka stro m y ch ście ż ek
j
/
.
j
1
i
*
g ó rsk ich , n ied ostęp n ych przez uiiększą
c z ę ś ć roku паш е! dla m ułów .
— T o leż opinia ek sp ertó w a n g iel­
sk ich położyła w łaśn ie n a cisk na to,
że przeprow adzenie lin ii k o le jo w e j na
w y so k o ści 5000 m etrów je s t rzeczą
niem ożliw ą.
— T a linia k o le jo w a z C allao do
O raya ma m ieć d łu go ści zaledw ie 218
kilom etrów .
— Ale na le j d łu g o ści trzeba zbu­
d o w a ć o siem d ziesiąt m ostów , wiaduk­
tów ł tu neli. T o ich przeraziło. Nikt
je s z c z e na ś w ie c ie n ie w ystąpił z tak
zuchw ałym projektem . J a w ierzę jed n a k ,
ż e pan go zrealizu je.
— J a nie kryję, że p ra ca nasza będzie^
p ra cą pionierską. Rzeczy w iście , nikt je -
sz cz e n ie bu dow ał Unii k o le jo w e j na
te j w y sok ości. AJe tech n ik a idzie sLale
naprzód. Kto w ie, ja k ic h o sią g n ięć d o­
k o n a ją n asi potom kow ie za sto lat?
T o ludzie po su w ają tech n ik ę naprzód —
ludzie śm iali, u m iejący w ykorzystyw ać
n a jn o w sze o sią g n ię c ia nauki. Z asto su ­
jem y
now e m ateriały
w ybu chow e.
Będziem y szukali n ow y ch rozw iązań
tech n iczn ych . 1 znajdziem y je .
W tej ch w ili w przedpokoju dał~ się
sły sz e ć trzask drzw i, potem ja k iś h ałas,
dźw ięk p o d n ieco n eg o głosu — i do
pokoju w padł M artinez, redaktor n a j­
pow ażn iejszeg o pism a codzien n ego.
— Z w ycięstw o, dyrektorze, zw y cię­
stw o 1 — krzyczał od progu. — Kongres
uchw alił w ykonanie pańskiego projektu!
W ra ca m stam tąd 1 Cóż za entu zjazm l
O b a j p rzy jaciele zerw ali s ię na ró w n e
n ogi. M alinow ski pobladł ze w zruszenia:
— W ię c u ch w alili! N a re szciel
— W alk a była zacie k ła ! Przeciw nicy
w ykazywali, że koszty będą olbrzym ie,
ż e p rojekt je s t bardzo ryzykow nyl A le
zakrzyczano ich . I w ie pan, ja k i argum ent
zdecydow ał? Otóż sen a to r Ew is po­
w iedział: „ Je ś li M alinow ski d al so b ie
rad ę z najazdem H iszpan ów , to p o ­
radzi so b ie ró w n ież i z A ndam i Г '
k o lejo w a w dzikie, bezludne p o łacie
g órskie.
Aż n adszed ł w re szcie p ew ien dzień
m arcow y 1876 r. Na w y sok iej p ó łce
sk a ln ej, obok wylotu tunelu stała s a ­
m otna p o stać. Był to inżynier M alinow ­
ski. N ie potrzebo w ał ju ż w edług sw ego
zw yczaju p o d n osić w g ó rę głow y, aby
śled zić p rzepły w ające chm ury. Chm ury
bow iem płynęły dołem , po niżej je g o
stóp. Linia k o le jo w a przez Andy była
dziełem dokonanym .
In ży n ier M alinow ski sp og ląd ał na
o śn ie żo n e szczyty, w zn oszące s ię ponad
chm ury, ja sk ra w o lś n ią c e w sło ń cu , b łę ­
k itne w cie n ia ch . T e szczyty widziały
d ziesięcio letn ią w alk ę człow ieka z przy.-
rodą, sły szą у sto krotn ie pow tarzane
w ybuchy, słyszały ru m or w alący ch
s ię o d w ieczny ch sk aln y ch ś cia n . L u ­
dzie ginęli od feb ry , od g ó rsk ie j
ch o ro by , od śn ieżn y ch i kam iennych
law in, od w ezbran y ch w ód potoków .
Czyż je m u rów nież n ie z a jrza ła śm ie rć
w oczy, gdy spuszczał s ię w wiklinow ym
koszyku w p rzep aść, a ostry brzeg skały
przetarł sznur, n a klórym koszyk by ł
zaw ieszony? A innym razem , gdy za­
sypała go law ina? W spom in ał sw oich
p o m ocn ików , Indian — có ż zrobiłby
bez n ich ? T ylk o o n i m ogli w edrzeć
I znow u m in ęło długich d z ie s ię ć lat,
w ypełnionych nieludzkim w ysiłkiem in ­
żynierów i robo tn ikó w oraz zw ierząt;
d z ie się ć lal, w cz a sie których uparcie,
k ro k za kro kiem w rzynała e ię lin ia
Zgłoś jeśli naruszono regulamin